Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15: Jeremy

Dzwonek przerwał niemal całkowitą ciszę w klasie. W sali zapanował harmider, gdy uczniowie zaczęli się zbierać. Zapisałem ostatnie zdania w zeszycie, po czym go zamknąłem. Wrzuciłem wszystkie rzeczy do torby. Wstałem ze swojego miejsca. Reszta zrobiła to samo, ale nim wyszliśmy, zwróciliśmy uwagę, że Mel nadal się nie spakowała. Dziewczyny od razu do niej podeszły, by kolejno lekko szturchnąć jej ramię. W mgnieniu oka jej głowa zsunęła się z ręki i padła na ławkę. Wywołała huk, ale szybko się wyprostowała. Bliźniacy się lekko zaśmiali, kiedy ta się rozejrzała skołowana, ale szybko się domyśliła, że zajęcia dobiegły końca.

Melissa przetarła oczy, rozmazując nieco tusz do rzęs. Już w kolejnej chwili zaczęła powoli zbierać rzeczy do torby. Wstała niespiesznie, a ja z chłopakami ruszyłem w stronę wyjścia. Kątem oka widziałem, jak Aria złapała Mel pod rękę. Ta się jedynie uśmiechnęła, ale czułem, że chciała podziękować. Możliwe, że Aria nieświadomie pomogła jej iść.

Melissa nie wyglądała najlepiej. Minęły dwa tygodnie od kiedy zawitała w szkole. Nie miałem zbyt wiele okazji, żeby zamienić z nią słowo. Głównie przez fakt, że dziewczyny wiecznie ją zagadywały. Poniekąd Mel stała się trochę największym obiektem zainteresowania Maddy i Arii. Rozumiałem, bo jednak była ich pierwszą przyjaciółką – ludzką i spoza społeczności. Miała nieco inne spojrzenie na rzeczy dookoła, co ciekawiło tę dwójkę. Z tego, co mi wiadomo – głównie przez fakt, że odwoziłem Maddy i Arię – spotykały się już na mieście. W tak krótkim czasie dziewczyny zaczęły ją nazywać spokojnie przyjaciółką.

— Nie wyglądasz najlepiej, Melissa — stwierdził Felix.

— Wszystko dobrze? — dopytał Leo.

Mel jedynie w odpowiedzi przytaknęła i ponownie przetarła twarz.

— Nic mi nie jest — powiedziała, wyplątując się z uścisku Arii. — Idę do łazienki.

Maddy i Aria złapały ją, nim odeszła.

— Idziemy z tobą! — rzuciły jednocześnie.

Zostaliśmy chwilowo sami, dlatego spojrzałem na bliźniaków, którzy od rana wydawali się jacyś zamyśleni. Od razu wyczuli, że im się przyglądałem, czego dowodem było, że zerknęli w moim kierunku, mrużąc lekko powieki. Stali się nagle poważni. Duncan także zwrócił na to uwagę, czego świadczył nagły wyraz zaciekawienia w jego mimice. Wyprostował się, oparł ramieniem o ścianę. Skrzyżowałem ręce na piersi, oczekując, co powiedzą bracia.

Wymienili się spojrzeniami, kiwając lekko głowami.

— Blue i Laguna wróciły — odrzekli jednocześnie.

Szerzej uchyliłem powieki. Duncan uczynił to samo.

— Co odkryły? — dopytałem.

Leo się rozejrzał, a kolejno się nieco zbliżył. Także stał z założonymi rękoma. Wpatrywał mi się w oczy, nie chcąc chyba mówić na głos, co udało im się dowiedzieć od swoich pupilek. W przeciągu sekund usłyszałem w głowie jego głos:

Po drugiej stronie panuje chaos. Robi się tam jeszcze bardziej niebezpiecznie, a gdyby tego mało, to coraz więcej skurwieli próbuje się wydostać — przekazał, na co zagryzłem dolną wargę, którą kolejno zwilżyłem językiem.

— Cholera... — rzuciłem pod nosem.

— Blue ledwo wróciła... — dodał tym razem na głos. — Ma uszkodzone skrzydło. Gdyby nie Laguna, to by nie wróciła.

— Zajmę się nią, jak wrócimy — powiedziałem, na co ten jedynie przytaknął.

— Będziemy mieli trochę roboty — stwierdził Duncan.

— Coś nadchodzi — zaczął Felix. Wszyscy zwróciliśmy w jego kierunku głowy. — Normalnie tamte cholery nie atakowały chowańców. Coś się musi albo dziać pod naszymi nosami i tego nie widzimy, albo coś się dopiero szykuje. Strzelam w to drugie, bo raczej jesteśmy wystarczająco spostrzegawczy... A przynajmniej zazwyczaj.

Odwrócił wzrok, by po chwili się gwałtowniej wyprostować. Każdy z nas powędrował za jego wzrokiem, dzięki czemu zobaczyliśmy, jak Maddy i Aria podtrzymały Melissę, zanim ta się przewróciła. Wydawały się nagle spanikowane, więc coś na pewno było na rzeczy. Wymieniliśmy spojrzenia, by kolejno ruszyć w ich stronę.

— Wszystko okej? — dopytali bliźniacy, gdy znaleźliśmy się przy dziewczynach.

Nawet Duncan zdał się lekko zaniepokojony. Co prawda, nadal nie akceptował Melissy w grupie. Uważał przyjęcie jej z otwartymi ramionami za nierozważne.

— Nagle się zachwiała — wytłumaczyła Aria.

— Nic mi nie jest... — odezwała się cicho Mel.

— Owszem, jest — zanegowała Maddy. — Gdyby nic ci nie było, nie chwiałabyś się na nogach. Ledwo chodzisz!

— To nic...

— Jak nie podnoszę ręki na kobiety, tak naprawdę za moment cię trzasnę — powiedział Leo. — Dziewczyny muszą cię podtrzymywać, żebyś nie upadła, więc to nie jest nic, Mel.

— Powinnaś wrócić do domu — stwierdził Felix.

— Nie mogę...

— Czemu? — dopytałem.

— Nie orientuję się w autobusach — zaczęła — choć powinnam, skoro po lekcjach miałam jednym wracać. Tata pojechał po mamę, a ona jest u dziadków, bo babcię coś złapało. Zanim wrócą ze Smithville to minie cały dzień...

— Skąd? — skonsternowała się Aria.

Melissa na nią zerknęła. Zamrugawszy kilkukrotnie, nim powiedziała:

— Miasto w Kanadzie... — Spróbowała się wyprostować. — Coś koło czterech godzin w jedną stronę. Oczywiście na granicy mogą jeszcze nieco postać...

— Widzę, że jesteś wtajemniczona? — rzucił Felix.

— Podczas przeprowadzki staliśmy na granicy dobre trzy godziny... — wyjawiła. — Przez co zamiast około pięciu godzin, jechaliśmy siedem...

— Wracając do głównego wątku... — wtrąciła się Maddy. — Musisz odpocząć.

Melissa westchnęła.

— Maddy, mówiłam, że...

— Mogę cię odwieźć — przerwałem jej.

Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. W oczach Mel dostrzegłem narastającą panikę, a ja nie wiedziałem, czego to miała być kwestia. Tego, że zostałaby ze mną sam na sam – mogłem ją nieco przerażać swoją stoicką postawą – czy może tym, iż stracilibyśmy zajęcia. Przeczuwałem jednak, że w ciągu kilku sekund poznam odpowiedź.

— Nie chcę, żebyś przeze mnie tracił lekcję...

Martwiła się?

— Na serio, nie musicie się martwić. Nic mi nie będzie...

— Mel... — odezwały się jednocześnie dziewczyny, używając nieco ostrzejszych tonów.

— Nic mi nie...

— Zacięła ci się płyta? — wtrącił się nagle Duncan.

Każdy na niego zerknął zaskoczony. Odezwał się do niej pierwszy raz w tym tygodniu.

— Zauważ, że te dwie trzpiotki cię serio polubiły, więc to chyba normalne, że się martwią o swoją „przyjaciółeczkę". Przestań pierdolić, że nic ci nie jest, bo doskonale widać, że coś jest na rzeczy. — Odszedł od nas, mijając całą naszą grupę.

Poszedł pewnie zapalić, żeby się uspokoić. Z tego, co udało mi się z niego kiedyś wyciągnąć, palenie go odprężało. Mógł nieco spuścić z tonu i się wyluzować.

Gdyby istniała taka opcja, podpiąłbym go do jakiejś aparatury, żeby wdychał tylko to świństwo i normalnie się zachowywał...

Spojrzałem na Mel. W jej oczach zebrało się nieco łez, które starała się powstrzymać przed wypłynięciem. Maddy i Aria obejrzały się za Duncanem ze zmarszczonymi brwiami. Bliźniacy uczynili to samo.

— Przysięgam, skopię mu dupę za te jego odzywki — stwierdziła Maddy.

Aria i bracia jedynie przytaknęli na te słowa, niemo się zgadzając, że zamierzali dołączyć. Westchnąłem, sięgając do bocznej kieszeni torby. Wyjąłem stamtąd paczkę chusteczek i podsunąłem je Melissie. Uniosła na mnie zaskoczony wzrok. Widocznie się nie spodziewała. Jakby nie patrzeć, Duncan trzymał się najbliżej mnie. Znaliśmy się praktycznie od trzeciego roku życia, ale nie wiedziałem, co go aż tak zmieniło. Nie zauważyłem, gdy to się stało. Mogło to się stać nawet z mojej winy i dlatego teraz musieliśmy znosić jego humorki, zamiast najzwyczajniej w świecie się dogadywać jak przyjaciele.

Mel wzięła jedną chusteczkę, by kolejno wydmuchać nos i wytrzeć łzy, zanim wyciekły poza powieki, przykładając materiał do kącików oczu.

— Nie bierz do siebie wszystkiego, co mówi Duncan — powiedziałem.

Wyraźnie ją zaskoczyłem.

— Coś musiało mu się stać, bo kiedyś taki nie był. Był milszy i serio się opiekował innymi. — Wzruszyłem ramionami.

— Nie przypominam sobie sytuacji, kiedy to Duncan byłby miły... — rzuciła Maddy. — Kiedy to niby było?

— Na pewno taki był, gdy mieliśmy po pięć lat... — Odwróciłem wzrok, jednak wróciłem nim na Melissę, kiedy usłyszałem, jak nagle parsknęła śmiechem.

W ciągu kilku sekund reszta też zaczęła się chichrać. Sam do nich dołączyłem, choć nie wiedziałem dlaczego. Mel odblokowywała we mnie coś, co nie sądziłem, że istniało. Od kiedy się zjawiła i weszła w nasze życie, miałem wrażenie, że wszyscy się częściej z czegoś cieszyliśmy. Nawet tata zwrócił na to uwagę. Kiedyś wszyscy byliśmy bardziej poważni, a za tym szło, że siedzieliśmy o wiele ciszej i okazywaliśmy o wiele mniej emocji.

Tak nas wychowano, więc nic nie mogliśmy zrobić, jednak coś się zmieniło. Podjęto decyzję, że lepiej nas przyzwyczajać do funkcjonowania między ludźmi od młodszego wieku, aniżeli dopiero po osiemnastce. Plus potrzebowaliśmy specjalistów w różnych dziedzinach, a niektórych braków w nauce nie dało się tak dobrze ukrywać.

— Okej, może Duncan jest teraz marudą, ale racji trochę ma — przerwałem ten wybuch głupawki. Każdy ponownie na mnie zerknął. — Czy ci się to podoba, Melissa, czy nie, martwimy się o twoje zdrowie.

Przez moment milczała. Niemal widziałem te poruszające się w jej głowie trybiki, gdy nad czymś myślała. Chciałem się zaśmiać, ale siłą się powstrzymałem.

— Okej — powiedziała, ustępując. — Wrócę do domu.

Dziewczyny odetchnęły z ulgą, kiedy Mel się w końcu zgodziła. Szybko omówiliśmy, że razem się zwolnimy z lekcji. Musieliśmy znaleźć tylko nauczyciela i powiadomić go o złym samopoczuciu Melissy. Wpierw sprawdziliśmy salę, dzięki czemu nie musieliśmy biegać po całym budynku. Pani Wilhelmina czekała na kolejny dzwonek, przeglądając podręcznik od biologii. Zapewne przypominała sobie, co mieliśmy mieć dziś na zajęciach.

Odłożyła książkę na bok, kiedy tylko ujrzała naszą dwójkę, jak wchodziliśmy do klasy. Mel przełknęła ślinę, pocierając prawy nadgarstek. Z tego, co udało mi się zauważyć, była leworęczna. Czasami o czymś długo myślała – możliwe, że nie chciała popełnić żadnego błędu lub po prostu analizowała coś krok po kroku. Niemal codziennie widywałem ją w monochromatycznych ubraniach. Włosów prawie w ogóle nie związywała. Makijaż praktycznie zawsze zakrywał cienie pod oczami, ale starała się mimo wszystko podkreślić tęczówki o barwie czystego złota. Często też posiadałem wrażenie, jakby mieniły się w nich jego małe fragmenty.

— Czy coś się stało? — dopytała nauczycielka. — Melisso, nie wyglądasz najlepiej. Wszystko dobrze?

Kobieta podeszła do dziewczyny. Od razu zrozumiałem, że nauczyciele wiedzieli o przypadłości Mel. Praktycznie na każdej lekcji ktoś pytał, czy Melissa się dobrze czuła.

— Właśnie o to chodzi — poinformowała Mel. — Nie czuję się za dobrze i chciałam spytać, czy mogłabym się zwolnić z lekcji.

— Jasne, to żaden problem. Zdrowie jest najważniejsze — odpowiedziała szybko, po czym zwróciła się w moją stronę. — Jeremy, ty w jakiej sprawie?

— Właściwie to w tej samej, co Melissa — odparłem, nim Melissa uchyliła wargi. — Chcieliśmy zapytać, czy byłaby możliwość, żebym odwiózł Melissę do domu. Z tego co mówiła, to aktualnie nie ma kto jej odebrać, dlatego zadeklarowałem, że ja mogę ją odwieźć. Dla mnie to żaden problem, żeby obrócić w tę i z powrotem, ale powinna pani wiedzieć.

— Naprawdę czasami podziwiam twoją rozwagę w działaniach, Jeremy. Tak samo chęć pomocy koleżance — powiedziała. — Jeżeli to dla ciebie żaden problem, to ją odwieź. Raczej wasi koledzy i koleżanki powiedzą, co omawialiśmy na zajęciach.

Oboje przytaknęliśmy, dziękując tym samym za udzielenie zgody.

— Jeremy — odezwała się jeszcze nauczycielka.

Spojrzałem na nią, gdy mieliśmy wychodzić z sali.

— Poczekaj moment — poprosiłem Mel, po czym wróciłem do kobiety. — O co chodzi?

Pani Wilhelmina zerknęła na Mel, zakładając ręce na piersi. Widocznie coś ją trapiło.

— Melissa nie wygląda najlepiej — zaczęła. — Jest naprawdę blada i widocznie przemęczona. Naprawdę mnie dziwi, że nie chodzi z krwotokiem z nosa, dlatego zostań z nią, gdy już ją odwieziesz.

Uniosłem brwi zaskoczony.

— To nie jest dobry pomysł, żeby w takim stanie zostawała sama w domu. Gdyby coś jej się stało, nie miałby jej kto pomóc.

Kiwnąłem głową.

— Zrozumiałem.

Naprawdę. Zdawałem sobie sprawę, że zostawienie Mel samej sobie byłoby nierozważne. Nim bym wrócił, zamierzałem stworzyć jej jakiegoś Strażnika. Nie chciałem, by coś się przydarzyło, a tak miałbym co do tego pewność.

W ciągu kilku minut, gdy już ponownie pożegnałem się z nauczycielką, powiadomiliśmy resztę, że zmówimy się później i wyszliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu. Początkowo zauważyłem, że Mel się rozglądała po wnętrzu pick-upa, ale nic nie mówiła. Podejrzewałem, że raczej była przyzwyczajona do wysokich aut. Z tego, co zauważyłem, jej ojciec codziennie podjeżdżał po nią podobnym pojazdem.

Odpaliłem silnik, włączyłem światła, zapiąłem pas, po czym zerknąłem na dziewczynę. Robiła kręciołka kciukami. Cóż, nie dziwiłem się, że lekko się denerwowała. Jakby na to nie patrzeć, to pierwszy raz, kiedy dosłownie zostaliśmy sami. Zwykle towarzyszyła nam reszta, ale nie tym razem. Tylko ja i Melissa.

— Gdzie mieszkasz? — dopytałem.

Wzdrygnęła się lekko, ale od razu się ogarnęła. Poprawiła włosy za ucho, przełknęła ślinę.

— Jackson Drive... sto piętnaście w Orange...

W momencie, gdy usłyszałem dzielnicę, dosłownie wszystkie mięśnie w ciele się napięły. Ostatni sygnał idący z drugiego wymiaru szedł właśnie stamtąd. Może nie było tam stricte lasu, jednak dość sporą przestrzeń zajmowały tereny gęsto obsadzone drzewami. Do tego Jackson Drive znajdowało się praktycznie przy takim miejscu.

Muszę później powiadomić o tym dziewczyny, bo się załamią, jeżeli coś się przydarzy Mel...

— Mieszkasz całkiem niedaleko nas — rzuciłem, nim pomyślałem.

Gdyby nie fakt, że Melissa siedziała zaraz obok, uderzyłbym w czoło z otwartej dłoni. Po co ja to mówiłem? Co mnie napadło, do diabła? Teraz może kiedyś zechcieć nas odwiedzić! Jak my niby wytłumaczymy, że wokoło naszego domu stało kilka pomniejszych, w których pomieszkiwały inne osoby? Raczej środka lasu nie uzna za osiedle!

— Serio?

— Powiedzmy, że niedaleko... — rzuciłem, po czym wrzuciłem wsteczny bieg.

Melissa jedynie przytaknęła głową, po czym zwróciła wzrok za szybę. Uniosłem brwi zaskoczony, że nie drążyła tematu. Nie spotkałem się jeszcze z osobą, która nie wypytywałaby się o więcej informacji. Nie chciała być niegrzeczna czy może jej to nie ciekawiło? Nie, zdecydowanie była tym zainteresowana. Świadczyło o tym jej ściągnięte czoło. Zastanawiała się nad czymś.

Po zakończeniu tej krótkiej wymiany zdań praktycznie nie odezwaliśmy się słowem. Ciszę przebijały jedynie ciche dźwięki muzyki lecącej z radia. Cóż, sam niewiele mówiłem, bo z przyzwyczajenia wiedziałem, że wokół miałem ludzi, którym, dosłownie, jadaczki się nie zamykały. Tym razem sytuacja była odwrotna. Posiadłem wrażenie, że to ja obecnie stałem na piedestale gaduły.

Odchrząknąłem.

— To... — zacząłem niepewnie. — Zaaklimatyzowałaś się już w mieście?

Mel zerknęła na mnie zaskoczona. Widocznie się nie spodziewała, że rozpocznę jakiś temat. Opuściła wzrok, oblizała wargi. Zestresowałem ją?

— Znam już kilka punktów orientacyjnych — powiedziała po chwili.

— To dobrze.

— Tak... Już się nie gubię. A przynajmniej nie tak często, jak na początku.

— To duże miasto — zauważyłem. — Mieszkam w nim całe życie, a nadal jestem w stanie się pogubić.

Mel się lekko zaśmiała. Po przełamaniu pierwszych lodów dyskusja się rozpoczęła. Rozmawialiśmy o wszystkim. Nie sądziłem, że mogła ona być aż taką gadułą, gdy przyzwyczajała się do rozmówcy. Z góry zakładałem, że należała raczej do cichych osób. Przy reszcie, zwłaszcza gdy znajdował się z nami Duncan, nie wyskakiwała, aby o czymkolwiek powiedzieć. Kilkukrotnie się z czegoś zaśmialiśmy.

— Twój tata jest moim lekarzem.

Przytaknąłem kilkakrotnie.

— Wiem... — Spojrzałem na nią, gdy zatrzymałem się na światłach. — Zażaleń nie przyjmuję.

Wybuchnęła śmiechem na moje słowa.

— Nie mam żadnych zażaleń. — Poprawiła włosy za ucho. — Twój tata to pierwszy lekarz, który się nie poddał po jednej wizycie.

Uniosłem brwi zaskoczony.

— Co masz na myśli?

Odwróciła wzrok, uświadomiwszy sobie, co powiedziała.

— Byłam u pięćdziesięciu sześciu lekarzy...

Przełknąłem ślinę, słysząc liczbę specjalistów. Co takiego jej dolegało, że u aż tylu?!

— Żaden nie potrafił stwierdzić, co mi jest. Każdy wysyłał mnie na badania, a gdy nie wychodziło to, co podejrzewali, poddawali się. Dopiero twój tata podszedł do tego z innej strony.

Zwróciłem wzrok z powrotem na jezdnię.

— Rozumiem — odrzekłem, ruszając. — W domu raczej niewiele mówi o pracy. Obowiązuje go tajemnica lekarska, więc się raczej nie dziwię. Choć w sumie nigdy nie przynosił pracy do domu. Jak już, to tylko do swojego gabinetu. Tak to stara się być dobrym ojcem.

— A twoja mama?

Samoistnie zacisnąłem dłonie na kierownicy. Akcja serca mi przyśpieszyła, oddech identycznie. Przełknąłem ślinę, próbując się jakoś uspokoić, ale mi to nie wychodziło. Gdyby nie fakt, że Melissa znajdowała się zaraz obok mnie, użyłbym mocy do wyciszenia tego nagłego bólu w piersi. Nigdy nie wspominałem o mamie. Nawet reszta nie wiedziała, co się z nią stało.

— Jeremy? — odezwała się zaniepokojona. — Wszystko okej?

Przytaknąłem szybko.

— Tak — dodałem. — Po prostu nie lubię o tym mówić.

Mel szybko zrozumiała, że temat mamy nie był dla mnie łatwy.

— Przepraszam.

Zerknąłem na nią kątem oka.

— Nie chciałam wyjść na wścibską.

Wziąłem głębszy wdech.

Cholera...

— Nie wyszłaś... — zapewniłem. — Po prostu... Nie lubię o tym mówić, bo... Nigdy nie poznałem mojej mamy.

Nie chciałem wiele zdradzać. Wolałem powiedzieć coś ogólnikowo, niż zdradzać szczegóły. Zwłaszcza w tej sprawie. Ledwo znałem Melissę, nie mogłem jej tak po prostu powiedzieć całego życiorysu od A do Z.

— Przykro mi, Jeremy — powiedziała i poprawiła się w fotelu.

Sięgnęła dłonią do mojej prawej ręki. Złapała za nią, chcąc dodać mi nieco otuchy, czym mocno mnie zaskoczyła. Melissa należała do całkowicie odrębnej grupy ludzi, jakich dotąd spotkałem. Nie uważała się za lepszą, była nieśmiała, raczej małomówna, ale jednocześnie towarzyska, gdy dziewczyny ją wciągały do rozmowy. Do tego miałem wrażenie, że nie odkryła przed nami wszystkich kart. Przeczuwałem, że mogła nas jeszcze czymś zaskoczyć.

— A twoja rodzina? — dopytałem, gdy zabrała palce.

Na skórze został minimalny chłód. Jakimś dziwnym sposobem jej ruch mnie nieco uspokoił. Nie rozumiałem tego. Co się właściwie wydarzyło?

— Tata pracuje jako agent nieruchomości, a mama zarabia na prowadzeniu bloga.

Zmarszczyłem lekko brwi.

— Bloga?

— Pisze o wszystkim, pomaga czasami rozwiązywać problemy, a ludzie za to płacą. Testuje jakieś triki w różnych dziedzinach i dzieli się opinią.

Przytaknąłem lekko.

— Rozumiem. Całkiem ciekawy zawód.

— Robi to, co lubi.

— To chyba najważniejsze.

Zauważyłem, jak nagle znowu stała się nieco cichsza. Nie rozumiałem, czemu jej wcześniejszy entuzjazm całkowicie opadł. Nie poruszaliśmy chyba aż tak ciężkiego tematu.

— Co jest? — dopytałem.

— Nie, nic, tylko... — Odetchnęła. — Uznasz mnie może za wariatkę, ale... Mam wrażenie, jakbym kompletnie nie przypominała swoich rodziców.

Zamrugałem zaskoczony.

— Czemu tak uważasz?

— Od kiedy byłam mała, zawsze uważałam się za inną. Rodzice byli otwarci, zawsze mówili swoje zdanie i w ogóle, a ja... Nie potrafiłam nic takiego. Jestem introwertykiem, oni to ekstrawertycy. Mamy całkowicie odmienne charaktery, a gdyby tego było mało... To nawet z wyglądu nie przypominam żadnego z nich. Nie powinnam tak myśleć, bo mam wszystkie zdjęcia za niemowlaka, ze szpitala i w ogóle, ale... Czasami nachodzą mnie takie myśli.

Zaskoczyła mnie. Oboje byliśmy nastolatkami, ale nigdy nie naszła mnie myśl, że tata mógłby się okazać kimś całkiem innym i obcym. Nie rozumiałem, ale z drugiej strony... Chciałem się dowiedzieć, dlaczego coś takiego ją trapiło.

— Powinnaś z nimi o tym porozmawiać — zauważyłem, na co przytaknęła.

— Wiem, ale... Nie wiem, jak by zareagowali. — Spojrzała na mnie. — Boję się, że mogłabym tym zniszczyć relację z nimi.

— Nie zniszczysz — zapewniłem, czym spowodowałem jej zaskoczenie. — To twoi rodzice. Kochają cię, zajmowali się tobą całe życie. Nie zniszczysz więzi, która istnieje od początku jednym strachem.

Melissa uniosła kąciki ust. Zmarszczyłem nieco brwi, nie rozumiejąc jej entuzjazmu. Nie wydawało mi się, żebym powiedział coś śmiesznego.

— Dzięki, Jeremy.

— Za co? — dopytałem.

— Za podniesienie mnie poniekąd na duchu.

Podniosłem nieco brwi. Zdziwiła mnie. Nie sądziłem, że jakkolwiek jej pomogłem. Mimo wszystko się uśmiechnąłem.

— Zawsze do usług.

Po swoich słowach wrzuciłem kierunkowskaz. Przepuściłem samochód z naprzeciwka, by kolejno skręcić w Jackson Drive. Resztę drogi spędziliśmy w miłej atmosferze, rozmawiając o pierdołach. Często się z czegoś śmialiśmy, rzucaliśmy anegdotami z życia. Poznawałem Melissę z całkiem innej strony... Siebie identycznie.

Nie sądziłem, że jedna osoba sprawi, że pozwolę poznać się na tyle. Tylko reszta zdawała sobie sprawę z niektórych sytuacji, które przytoczyłem w czasie rozmowy z dziewczyną. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że mogłem stać się aż tak wylewny w stosunkach z drugą osobą.

Zatrzymałem się pod odpowiednim adresem. Mel przerzuciła wzrok z domu na mnie. Uśmiechnęła się lekko. Była inna pod każdym względem. Choć ktoś jej niegdyś dokuczał, nie chciała się zmieniać. Wyrażała siebie poprzez ciuchy i ogólny wygląd zewnętrzny. Na pierwszy rzut oka nie pasował on do charakteru, ale przy bliższym poznaniu dawało się zauważyć, że to jedynie bariera. Nie pokazywała prawdziwej siebie byle komu. Otworzyła się przed nami, chociaż nie wyznaliśmy jej całej prawdy o nas samych...

Nie wie, że nie jesteśmy ludźmi... A może raczej, że tylko w jakimś stopniu nimi jesteśmy...

— Dziękuję, że mnie podrzuciłeś do domu — powiedziała spokojnie.

Uniosłem kąciki ust, odpowiadając jedynie gestem.

Melissa nie zdawała sobie sprawy z wielu rzeczy.

Z naszego jestestwa.

Z istnienia innych wymiarów.

Z egzystowania innych form życia poza nami i ludźmi...

Z faktu, że po tym świecie chodziły prawdziwe demony.

Sięgnąłem do dziewczyny. Zamrugała szybko, gdy dotknąłem jej włosów, by kolejno odgarnąć je delikatnie za ucho. Przy tym dokładnie się jej przyjrzałem, każdemu detalowi na twarzy. Gładka, niemal biała skóra. Zaokrąglone lica, ładnie zaznaczona linia żuchwy idąca delikatnie w kanciasty kształt, zwężając się ku brodzie. Prosty nos z minimalnie wydłużonym czubkiem. Duże usta w odcieniu dojrzałych malin. Nieco głębiej osadzone szczerozłote oczy, otoczone firanką długich rzęs. Ramę do całości tworzyły ciemne brwi o wyraźnym kształcie.

Westchnąłem lekko. Była naprawdę śliczna, a uroku dodawał jej pieprzyk niedaleko lewego kącika ust. Żyła swoim życiem, nie powinna się zagłębiać w nasz świat, a jednak przyzwoliłem, aby dziewczyny wciągnęły ją do grupy. Może nie powinienem? Pod tym względem Duncan miał rację. Nie myślałem o konsekwencjach, gdy godziłem się, by dziewczyny znalazły sobie ludzką koleżankę. Nie przyszło mi do głowy, że coś mogło jej zagrażać z naszej strony.

Przecież demony żywią się ludźmi... Mel może być zagrożona...

Podniosłem na nią z powrotem wzrok, który opuściłem moment wcześniej. Przyglądała mi się uważnie, a przez to spojrzenie, jakim mnie obdarzyła – pełne spokoju i zaufania – wszystkie obawy momentalnie zniknęły. Czemu? Nie miałem pojęcia. Mogła się znaleźć w niebezpieczeństwie, powinienem jej powiedzieć, żeby trzymała się od nas z daleka, jeśli nie chciała zginąć, a jednak... Coś mi nie pozwalało. Jakieś przeczucie szeptało mi do ucha, że nie powinienem jej odsuwać. Nie zdawała sobie sprawy z tego, co by ją czekało, gdyby poznała prawdę... Ten brak świadomości ją chronił.

Mocniej się uśmiechnąłem.

— Gdybym tylko mógł żyć w takiej nieświadomości, to życie mogłoby być piękne — wyszeptałem, nim spostrzegłem, że wypowiedziałem to na głos.

Mel zmarszczyła brwi. Lekka panika zrodziła się w moim wnętrzu, a w piersi buzował nagły przyrost pierwotnej energii. Stella chciała się wydostać i wyczyścić Mel pamięć z ostatnich sekund...

— Co masz na myśli?

Przełknąłem ślinę.

— Nie ważne — odpowiedziałem szybko. — Nie masz się czym przejmować. Teraz powinnaś się zająć jedynie sobą i odpocząć.

Przytaknęła, domyślając się prawdopodobnie, że zamknąłem temat. Momentalnie się zagapiłem. Przez towarzyszące przy niej poczucie swobody zapomniałem, że nie należała do naszej rasy. Niemal czułem, że mogłem z nią najzwyczajniej w świecie zacząć rozmawiać o demonach, tradycjach i obrzędach...

Odpięła pas, złapała za torbę i otworzyła drzwi. Ruszyłem zaraz za nią, zamykając drzwi za pomocą pilota. Obejrzała się na mnie zaskoczona.

— Pani Wilhelmina kazała z tobą zostać, bo nie wiadomo, co by się mogło przydarzyć.

— Jasne... — mruknęła pod nosem.

Zaskoczyła mnie nagłą zmianą nastroju. Nie wiedziałem, czego to kwestia. Nie podobało jej się zapewne, że tak jakby wpraszałem się jej do domu, ale zgadzałem się ze słowami nauczycielki. Melissa, będąc całkowicie przemęczoną, nie powinna zostawać sama. Patrząc dokładniej na dom, widać, że posiadał dwa piętra. Mel mogła spaść ze schodów, rozbić sobie głowę, a za tym szła tragedia, której można łatwo uniknąć. Wystarczyło z nią pozostać, dopóki nie wypocznie wystarczająco, by funkcjonować.

Mel wyjęła klucze z kieszeni torby, odblokowała zamki, po czym weszła do środka, zapraszając mnie gestem dłoni. Rozejrzałem się nieco. Dom wydawał się przytulny. Ściany barwiły się rozbielonym odcieniem pomarańczy, podłogę okrywały jasne panela. Niemal naprzeciw wejścia znajdowała się klatka schodowa, po prawej widniał łuk wejściowy, gdzie zauważyłem kanapę pod ścianą, więc zapewne był to salon. Dalej na ścianie znalazła się kolejna wyrwa w konstrukcji – strzelałem, że tam się znalazła kuchnia. W przedsionku – w którym akuratnie stałem – pod ścianą widniała szafa z rozsuwanymi drzwiami. Na jednej połówce wisiało lustro.

Już miałem się odezwać, że Melissa miała przytulny dom, gdy usłyszałem jej jęknięcie z przestrachu. Szybko odszukałem jej wzrokiem, by zauważyć, że źle stanęła i ześlizgnęła się jej noga z podstopnicy. Instynktownie pstryknąłem palcami. Wokół mnie rozeszła się łuna energii, która przeszyła całą okolicę jak nie dalej. Wszystko się momentalnie zatrzymało. Ptaki na zewnątrz przestały latać, wiatr nie szumiał, samochody nie jeździły... Świat ucichł całkowicie. Czas dosłownie stanął, a za tym szło, że Melissa, która odchyliła się do tyłu także. Nie ruszała się – nie mrugała, nie oddychała, nic się nie działo. Po prostu wisiała jakby zamrożona w powietrzu.

Przeciąłem przestrzeń swoim ruchem, by kolejno do niej podejść. Stanąwszy przy dziewczynie, dostrzegłem, jak czas mozolnie wracał do normy. Oczy Melissy powoli się rozszerzały w przerażeniu, że za moment coś jej się stanie, włosy szybowały do przodu kierowane prawami fizyki. Uniosłem lewą rękę, tworząc dla Mel podpórkę. Prawą wzniosłem do góry, by po raz kolejny pstryknąć. Echo dźwięku rozeszło się wokół. Energia powróciła z powrotem, wbijając się w moje wnętrze.

Mel opadła na moją rękę. Drugą oplątałem ją w talii, bardziej asekurując. Jej krzyk rozniósł się po mieszkaniu, jednak gdy nie poczuła upadku, zerknęła na mnie zaskoczona. Szybciej oddychała, czego dowodziła jej non stop poruszająca się klatka piersiowa. Trzęsła się. Dodatkowo docierał do mnie odgłos jej szybkiego bicia serca. Trzymała ręce ściśle przy piersi. Dostrzegłem jej wzdrygające się dłonie. Naprawdę się przestraszyła.

Bardziej obróciłem do niej głowę. Jej lica i nos w ciągu paru sekund stały się czerwone. Widziałem, że próbowała się odezwać, ale nagle zabrakło jej języka. Dowodziły tego jej usta, które co rusz się uchylały, ale wydobywał się jedynie cichy skrzek, jakby zacisnęło się dziewczynie gardło.

To pierwszy raz, kiedy znalazłem się tak blisko innej dziewczyny, niż Maddy czy Aria. Z tej odległości dostrzegałem o wiele więcej szczegółów w jej wyglądzie... Na przykład te delikatnie widoczne jaśniejsze odbłyski przy tęczówkach. Nie potrafiłem jednak zinterpretować, jaki to kolor. Ujrzałem także ledwie widoczne piegi – prawdopodobnie od słońca. Włosy u nasady wpadały w odcień kasztanów. Usta... No właśnie. Jej wargi z tej perspektywy wydawały się niesamowicie miękkie. Miała na nie nałożoną pomadkę nawilżającą z delikatnym kolorem, który miał podbijać malinowy barwnik.

Siłą się powstrzymywałem, żeby nie zrobić niczego głupiego. Nie mogłem pozwolić, żeby naturalny instynkt się uwolnił, bo wtedy mógłbym tego pożałować. Nie tylko zawiniłbym czymś u Melissy, ale też dostałbym po głowie od Maddy i Arii. Od bliźniaków prawdopodobnie też.

Zauważyłem, jak dziewczyna przełknęła ślinę.

— Mo-możesz mnie puścić? — dopytała zachrypniętym głosem. Pewnie przez poprzedni krzyk.

Uśmiechnąłem się, kiedy poprosiła o to, gdy znajdowaliśmy się nadal w takiej, a nie innej pozycji.

— Jeśli cię teraz puszczę, to upadniesz — zauważyłem.

Szerzej uchyliła powieki. Zabrałem prawą dłoń z jej talii, po czym podłożyłem pod jej kolanami. Pisnęła zaskoczona, kiedy bez problemu ją podniosłem i podrzuciłem, poprawiając sobie chwyt.

— C-co-co-co-co robisz?! — spytała panicznie.

— Wnoszę cię na piętro, bo sama nie dasz rady.

Opuściła głowę zażenowana. Wszedłem z nią na górę, a gdy zatrzymałem się na korytarzu, wskazała pokój na końcu korytarza po lewej. Ruszyłem tam, nadal niosąc ją na rękach, niczym księżniczkę czy pannę młodą. Na moje szczęście, drzwi były uchylone. Bez problemu wkroczyłem do, dosłownie, „Królestwa Książek". Gdzie nie spojrzałem, znajdowało się od groma woluminów. W sumie naliczyłem pięć półek po brzegi wypełnione tomami.

Ona je wszystkie przeczytała?

Podszedłem z nią do łóżka. Posadziłem na materacu, po czym przy niej przykucnąłem. Sięgnąłem do sznurówek jej glanów. Zacząłem je rozplątywać.

— Nie musisz tego robić — mruknęła. — Sama dałabym radę zdjąć buty.

— Przy okazji zakręciłoby ci się w głowie i upadłabyś na ziemię.

Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem. Jakaś nagła siła kazała mi podnieść na nią wzrok, przez co dostrzegłem to płynne złoto, które wpatrywało się w czyste srebro. Wszystko jakby nagle przestało istnieć. Zostałem tylko ja i Melissa. Dwójka nastolatków z całkowicie odmiennych światów...


*******************************

Wiem, jestem wredna, kończąc w takim momencie hehe

W każdym razie, co myślicie? Melissa i Jeremy w tym rozdziale się poniekąd do siebie zbliżyli. 

Co myślicie o ich relacji? Ciekawi, jak się rozwinie? 

Jak myślicie, co się może szykować? Bliźniacy coś czuli "po drugiej stronie". Co może, według was, nadchodzić? 

Koniecznie się podzielcie, bo serio mnie ciekawi, jakie macie pomysły!

Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro