Rozdział 10: Maddy
Siedziałam z Arią przed budynkiem szkoły. Obie posiadałyśmy tik nerwowy objawiający się ruszaniem nogi. Denerwowałyśmy się, bo nie miałyśmy pojęcia, czy uda nam się porozmawiać z Mel. Prawda, znałyśmy ją jeden dzień, ale natychmiast zyskała nasze serca. Była miła, inna niż inni uczniowie, ale zdawała się mocno odsunięta. Mówiła, że w poprzedniej szkole towarzyszyło jej nieciekawe otoczenie i to zapewne ukształtowało jej cichy charakter. Ja i Aria określałyśmy się mianem ekstrawertyków. Chłopacy stwierdzali, że ekscytowało nas wszystko. Mel wydawała się naprawdę spokojna. Przypisałabym ją nawet do introwertyków, ale nie zamierzałam jej szufladkować. Tym samym powstawało pytanie, czy nie zrazimy jej do siebie przy bliższym poznaniu. Nie chciałyśmy tego, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę, co stało się wczoraj, wolałyśmy jej nie wypytywać, co jej dolegało. Mogłaby się przez to całkiem odsunąć.
Ani Aria, ani ja, ani bliźniacy czy Jeremy – do Marudy pewności nie miałam – nie zamierzaliśmy jej zmuszać, jeśli nie kwapiła się do mówienia. Pragnęłyśmy tylko powiedzieć, że każdy miał prawo posiadać tajemnice i nie musiała ich zdradzać od razu. Mogłyśmy poczekać, aż lepiej nas pozna, zaufa i uzna za przyjaciółki, o ile oczywiście postanowi nas wysłuchać.
Wczoraj wydawała się przerażona, gdy spotkała nas pod kliniką. Dlaczego się tam znalazła? Ta sprawa, prawda, strasznie mnie ciekawiła. Pół nocy zastanawiałam się nad tym, a z tego, co udało mi się wyciągnąć od Arii, Felixa i Leo, oni także średnio spali. Zwłaszcza Aria była wykończona po przeprowadzeniu sześciu rytuałów wzmocnienia amuletów.
Odruchowo przekręciłam na nadgarstku bransoletkę o wyglądzie wijącego się węża. Wzięłam głębszy wdech.
— Samochód — odezwał się nagle Felix.
Uniosłam wzrok. W ciągu kilku sekund Melissa wysiadła z pojazdu. Dzisiaj miała na sobie czarne spodnie z przetartymi kolanami i łańcuchami przewieszonymi z tyłu na krzyż. Stopy ponownie okrywały glany. Za koszulkę robiła biała bluzka z jakimś nadrukiem. Gdy się odwróciła, zobaczyłam na niej azjatycki alfabet. Plecy przykrywała ponownie bluza, jednak tym razem nie z króliczymi uszami, a z niedźwiedzimi. Do tego wszystkiego miała na dłoniach podziurawione rękawiczki. Jak wczoraj, włosy opadały delikatnymi kaskadami przez oba ramiona. Dziś jednak odznaczał się u niej trochę mocniej kryjący makijaż. Pod oczami zauważyłam nieco grubszą warstwę korektora i pudru, a jej oczy wydawały się naprawdę zmęczone. Nie spała? Może się martwiła, że dowiedzieliśmy się czegoś o niej przedwcześnie. Przetarła powieki, spoglądając w ekran komórki. Zauważyłam, że paznokcie barwiły się na ciemnofioletowy odcień, jednak środki wybijały się jaskrawym różem.
Wstałam z ławki. Aria zrobiła to zaraz po mnie. Bliźniacy zeskoczyli z oparcia, na którym przysiedli. Jeremy się wyprostował i odszedł od drzewa, o które dotychczas się opierał. Duncan jako jedyny pozostał w swojej pozycji – kucał przy pniu, popalając jak gdyby nigdy nic papierosa.
Stanęłam naprzeciw Mel, która szła, marszcząc brwi, jakby nie mogła czegoś rozczytać. Ściągnęłam lekko skórę na czole. Coś się z nią działo, to na pewno. Opuściłam skrzyżowane ręce. Nie chciałam, żeby pomyślała, że miałam jakieś wrogie zamiary. Nie wiedziałam, co by sobie ubzdurała, gdyby...
Moje myśli się urwały, gdy Mel się zatrzymała zaraz przede mną. Przełknęłam ślinę, kiedy rozejrzała się po całej piątce. Zauważyłam narastające w jej oczach przerażenie, co musiałam natychmiast zatrzymać.
— Mel, możemy...
Nie dokończyłam. Mel szybko mnie minęła, unikając reszty. Obejrzałam się za nią, wołając po imieniu. Nie zareagowała. Niemal wbiegła do budynku, uważając, by nie zostać potrąconą przez innych uczniów. Już chciałam za nią ruszać, gdy ktoś mnie nagle chwycił za łokieć. Spojrzałam na Duncana.
— Co...
— Chyba już po wszystkim. — Nie pozwolił mi dojść do słowa.
Wyrwałam rękę.
— Może według ciebie. Ja się tak łatwo nie poddaję.
Zerknęłam pozostałych, którzy przyglądali się Duncanowi z dezaprobatą. Nawet Jeremy, który dodatkowo pokręcił głową. Ruszyłam przodem. Aria, bliźniacy i Jeremy od razu mnie dogonili. Mel nie znała jeszcze szkoły, mogła się zgubić, dlatego na wejściu postanowiliśmy się rozdzielić. Nim dostałam wieść odnośnie miejsca pobytu Melissy, zdążyłam rozejrzeć się po wszystkich łazienkach w zachodniej części szkoły.
Wiadomość od Arii brzmiała prosto:
Siedzi już w sali
Od razu się tam skierowałam. Przed klasą czekali wszyscy, nawet Duncan, który stał z założonymi rękami. Wszyscy, poza marudą, przytaknęli porozumiewawczo głowami. Wiedzieli, co miałam na myśli. Chciałam podejść do dziewczyny jeszcze przed zajęciami.
Spokojnie wkroczyliśmy do sali. Mel kierowała spojrzenie za okno, co nieco ułatwiało zbliżenie się tak, by nas nie zauważyła. Zwróciła na nas uwagę, dopiero gdy stanęłam przy jej ławce.
— Mel, proszę...— zacięłam się.
Miała w uszach słuchawki z głośno lecącą muzyką. Nie słyszała mnie. W ciągu kilku sekund założyła na głowę kaptur, by następnie ułożyć się głową na ramionach. Odwróciłam się do pozostałych. Większość z nich posłała mi współczujący wzrok, z którego wyczytałam, że spróbujemy ponownie na kolejnej przerwie.
Westchnęłam. Zerknęłam jeszcze raz na Melissę, ale nie zmieniła pozycji. Miałam nawet wrażenie, że usnęła, ale wolałam jej nie szturchać. Nie wiedziałam, jaką wywołałoby to reakcję. Podeszłam do ławki, którą dzieliłam z Arią. Zajęłam miejsce i wyjęłam zeszyt i piórnik.
Nic nie mogłam zrobić, że nie chciała rozmawiać. Przerażała ją chyba wizja, że poznaliśmy jakiś jej okropny sekret, czego do końca nie rozumiałam. Racja, nasza grupka nie należała w stu procentach do tego wymiaru, ale nie rozumiałam, co mogłoby być gorszego, od wiedzy o czymś takim. Na każdym kroku narażaliśmy społeczność, w której się urodziliśmy. Ona należała do człowieczego świata. Nie znała innego. Uciekłaby, gdyby tylko dowiedziała się o paru tajemnicach. Co uważała za coś równie, jak nie bardziej, okropnego, że nie chciała nawet zamienić z nami słowa?
To nie ma sensu...
Co takiego skrywała? Raczej nie to, że należała do społeczności kryjącej się przed ludzkim okiem od wieków, a która od momentu naszych narodzin postanowiła nieco bardziej się wtopić w życie tych, których ochranialiśmy.
— Melisso, wszystko dobrze? — zapytał nauczyciel.
Każdy w sali odwrócił się do dziewczyny. Ta jedynie w odpowiedzi przytaknęła.
— Na pewno? Jesteś strasznie blada.
Tu się zgadzałam z panem Bellem. Może i zakrywała pod makijażem coś, czego nie chciała ukazywać nikomu, ale niezdrowo bladej cery niczym by nie zamaskowała. Co prawda, mogłaby do tego użyć podkładu, pudru, odrobiny różu i bronzera, ale nie ukrywałby zmęczenia widocznego po oczach.
— Nic mi nie jest — odpowiedziała krótko, po czym oparła się o prawą rękę.
— Gdybyś się gorzej poczuła, to daj znać.
Zmarszczyłam brwi. Nauczyciele coś wiedzieli. Pani Wilhelmina także traktowała Mel z nieco większą rezerwą i zachowywała się znacznie milej, aniżeli do reszty uczniów. Nie rozumiałam, co dolegało dziewczynie, że wszyscy jej współczuli. Każdy pedagog spuszczał dla niej nieco z tonu. Tym samym coraz bardziej odczuwałam ciekawość, która chciałaby wypytać Melissę o wszystkie sekreciki.
Westchnęłam, oparłszy się łokciami o blat biurka. Nie wiedziałam, co robić. Przez całe zajęcia się zastanawiałam, co mogłabym uczynić, byleby Mel zamieniła ze mną zdanie odnośnie wczoraj. Nie zauważyłam nawet, kiedy rozbrzmiał dzwonek. Aria musiała mnie szturchnąć, żebym się ruszyła.
Powoli podniosłam się z krzesła, jednak moją uwagę przykuła dziewczyna, która cały czas siedziała w ławce. Nie ruszyła się nawet na centymetr, od kiedy nauczyciel zwrócił uwagę na jej słaby wygląd. Zerknęłam na pozostałych, po czym minęłam wszystkich i stanęłam przed biurkiem. Zauważyłam, że spokojnie oddychała. Oczy miała zamknięte, a przy tym wciąż opierała się o prawe ramię. Spała...
Sięgnęłam do jej lewej dłoni, którą kolejno potrząsnęłam delikatnie. Czułam, że palce miała lodowate. Naprawdę działo się z nią coś niedobrego... Człowiek nie powinien posiadać tak zimnych rąk...
Mruknęła coś pod nosem. Niechętnie uchyliła powieki, ledwo je uchylając. Uniosła tęczówki na mnie, ale od razu odwróciła wzrok. Wyprostowała się, schowała swoje rzeczy, by kolejno wstać i ruszyć bez słowa do wyjścia.
Pokręciłam głową, po czym za nią poszłam. Miałam powoli dość tego, że przed nami uciekała. Chciałam z nią jedynie zamienić słówko, a nie ją pobić i skrzyczeć. Nie rozumiałam, co sprawiało, że popychała się do izolacji.
Wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się. Widziałam w tłumie, że się przepychała, by po chwili skręcić do łazienki. Już miałam tam pójść, kiedy to ponownie zostałam chwycona za ramię. Odwróciłam się, oczekując Duncana ze swoimi wrednymi komentarzami, jednak ku mojemu zaskoczeniu, trzymał mnie Jeremy.
— Zanim tam do niej pójdziecie, może rozpatrzymy najpierw, dlaczego tak bardzo nas unika — zaproponował chłopak.
Zamrugałam kilkakrotnie.
— A co tu rozpatrywać? — dopytałam. — Dowiedzieliśmy się wczoraj o czymś, o czym nie chciała, by ktoś wiedział. To chyba jasne.
Stanęliśmy przy parapecie, spoglądając na pomieszczenie, gdzie zniknęła Mel. Nie wychodziła, co znaczyło, że mieliśmy kilka chwil, choć podświadomość podpowiadała, że mogło się jej coś stać.
Nie wyglądała za dobrze... Co jeśli zemdlała?
— Masz rację, Maddy — przyznał, zakładając ręce na piersi. — Dowiedzieliśmy się czegoś, o czym nie chciała, by ktoś wiedział. Była u taty. Zajmuje się on psychologią, psychiatrią i neurologią. Melissa nie wygląda na taką, co miałaby jakieś problemy z interakcją z otoczeniem. Jest strachliwa, ale rozmawia z innymi. Na wariatkę mi nie wygląda, więc raczej nie poszła do taty, żeby leczył ją z jakichś chorób psychicznych, choć mogą to być też jakieś zaburzenia... Co do tego nie mam pewności, ale zaczynam jej nabierać, biorąc pod uwagę, że zasnęła na lekcji...
— Myślisz, że Mel się boryka z jakąś chorobą? — przejęła się Aria.
— Z zaburzeniem... — poprawił ją prędko.
— Rzygać mi się chce, jak bez przerwy o niej nawijacie... — skomentował Duncan.
Każdy na niego spojrzał, mrużąc powieki.
— No co? — Wzruszył ramionami, jakby nie wiedział, o co chodziło. — Taka prawda. Od wczoraj gadacie tylko o niej. Mel to, Mel tamto i siamto. Mam tego, kurwa, dość.
— Czy ty potrafisz nie narzekać na wszystko dookoła? — spytał Leo.
— Przykro mi, ale nie. Macie mnie takiego. — Uśmiechnął się wrednie.
— Szkoda, że nie istnieje opcja na przeprowadzenie spóźnionej aborcji — skomentował cicho Felix.
— Tęskniłbyś.
— Za tobą? W życiu! Nie jestem masochistą — odgryzł się bliźniak.
Duncan prychnął, by kolejno ruszyć w tylko sobie znanym kierunku. Zapewne znowu szedł zapalić. Wolałam się nie wypowiadać, że truł się tym świństwem. Nie dość, że śmierdziało, to nie widziałam sensu, by to coś popalać. Raz tego spróbowałam, ale po tamtym stwierdziłam, że nigdy więcej.
— Przejdzie mu — stwierdził spokojnie Jeremy.
Spojrzeliśmy na niego.
— Zawsze przechodzi.
Kiwnęłam głową. Po mnie powtórzył to każdy.
— Pójdę ją dorwać, zanim wyjdzie z łazienki — postanowiłam. — Z zablokowanego pomieszczenia nie ucieknie.
— Pójdę z tobą — stwierdziła Aria.
— Przy okazji chcesz skorzystać, prawda? — dopytałam załamana.
— Jestem po dwóch herbatach...
— Kiedyś ty je wypiła?
— Jedną o szóstej trzydzieści, drugą, zanim wyszliśmy z domu...
Ruszyłyśmy korytarzem. Po drodze złapałam się za głowę, słuchając marudzenia Arii, że posiadała pęcherz chomika. Spokojnie weszłyśmy do łazienki. Podświadomie się modliłam, by nie spotkać się z widokiem Mel leżącej na podłodze. Nie chciałam, żeby coś się jej stało... Aby coś jej w ogóle dolegało.
Uniósłszy wzrok, zobaczyłam ją. Stała przy umywalce, z twarzy kapała woda, trzymała dłoń na karku. Coś się zdecydowanie działo. Gdyby nic jej nie było, nie wyglądałaby, jakby ciężko chorowała.
— Mel? — zaczęła Aria.
Dziewczyna od razu zwróciła wzrok w naszą stronę. Ponownie w oczach dostrzegłam przerażenie, dlatego uniosłam ręce, dając jej znak, że nie zamierzałyśmy jej zrobić żadnej krzywdy. Uważałam to za coś oczywistego, a jednak wydawało się, że musiałam jej to uświadomić.
— Nic ci nie zrobimy, Mel — zapewniłam. — Tylko... możemy na spokojnie porozmawiać?
********************
Co myślicie? Maddy i reszta jest zdecydowanie uparta, prawda?
Co byście zrobili na ich miejscu? No i co myślicie o zachowaniu Duncana? Wkurza kogoś? Bo bohaterów na pewno XD
Dajcie koniecznie znać, jak wam się podobał rozdział!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro