Rozdział 1: Melissa
Tik, tak, tik, tak...
I tak w kółko. Co noc słyszałam ten sam dźwięk wydawany przez budzik. Każdej zawsze to samo. Dwadzieścia pięć tysięcy dwieście sekund do załączenia alarmu. W teorii powinien wybudzić mnie z głębokiego snu, który nie nadchodził, a raczej ja nie pozwalałam, by przyszedł.
Od dwunastu lat działo się to samo. Gdy tylko zamykałam oczy, przenosiłam się do krainy Morfeusza, który powinien zwiastować spokojnie spędzoną noc. Ja jednak za każdym razem byłam zestresowana.
Bałam się zasnąć.
Wiedziałam, czym by się to zakończyło. Dokładnie tym samym, co zwykle. Obudziłabym się poza domem, leżąc na ziemi w otoczeniu drzew, krzewów i zwierząt zamieszkujących pobliskie lasy.
Nie wiedziałam, czego to kwestia, że wychodziłam w środku nocy poza dom. Szwendałam się chyba bez jakiegokolwiek celu, a mimo to lądowałam zawsze w tym samym miejscu. Nie rozumiałam tylko jednego. Dlaczego akurat tam?
Miejsce z dala od ludzi, do którego mało kto się zapuszczał, a ja, prawie siedemnastolatka z problemami z bezsennością i lunatykowaniem, bardzo chętnie zwiedzałam tamte rejony.
Odwróciłam głowę do tykającego urządzenia. Wskazywał trzecią dziesięć.
Każda normalna osoba w moim wieku spała pewnie w najlepsze, jednak nie ja. Nie mogłam. Choć raz nie chciałam martwić rodziców nieobecnością z samego rana w domu, kiedy postanawiali mnie obudzić – czyli w sumie to, co robili zawsze, gdy usłyszą budzik.
Położyłam się na boku.
Nikt, żaden lekarz, nie potrafił stwierdzić, dlaczego wychodziłam poza dom. Jakim sposobem w ogóle otwierałam sobie drzwi? Nie wiedziałam. Zdawałam sobie sprawę jedynie z faktu, że działo się to każdej nocy.
— Oj tam, przeżywasz!
Szerzej uchyliłam powieki, kiedy to usłyszałam nieznajomy głos. Uniosłam się na rękach, rozejrzałam po pomieszczeniu. Nikogo, poza mną, tu nie było. Przetarłam oczy.
To pewnie ze zmęczenia...
— Dobre sobie! Przecież jestem tutaj! — zawołał z prawej, dlatego od razu tam zerknęłam.
Zamrugałam kilkukrotnie, przyglądając się swojej starej przytulance, która została przeze mnie usadowiona na komodzie. Przełknęłam ślinę.
Nie, to niemożliwe...
— O, no weź! — oburzył się pluszowy królik, na co jeszcze szerzej, o ile to możliwe, uchyliłam powieki.
Przetarłam je ponownie.
— Pluszak gada...
— Nie jestem pluszakiem!
— Chwila moment... — zatrzymałam jego wypowiedź. — Gadasz... Takie rzeczy dzieją się tylko w snach, więc czy to znaczy, że ja...
— Śpisz?
Nagle podskoczyłam, słysząc głośny huk. Wyprostowałam się na krześle, rozglądając przy tym przerażona po klasie. Wszyscy w pomieszczeniu, poza mną i nauczycielem, śmiali się w najlepsze. Spojrzałam na mężczyznę, który prowadził lekcję biologii.
— Możesz mi, proszę, powiedzieć, czy moje lekcje są aż tak nudne, że ucinasz sobie drzemkę? — spytał pretensjonalnie.
— Nie, proszę pana — odpowiedziałam spokojnie, spuszczając wzrok na podręcznik, którym uderzył o blat.
Wszyscy w pomieszczeniu nadal się naśmiewali. Czułam, jak ze wstydu różowiały mi policzki. Nie wiedziałam, co się stało, że zasnęłam. Prawda, zdarzało mi się coś takiego wcześniej, ale zwykle udawało mi się wytrzymać do momentu, gdy odbierał mnie tata. Niestety, te kilka wpadek się trafiło... I to zawsze na tej lekcji...
Przełknęłam ślinę.
— Skoro tak, to nie uważasz, że należałoby coś powiedzieć?
— Przepraszam... — odezwałam się ciszej.
— Melisso, to już któryś raz z kolei. Jeśli masz problemy ze snem, powinnaś iść do lekarza — zwrócił uwagę.
Ponownie usłyszałam, jak ktoś się zaśmiał. Tym razem ktoś za plecami, a ja doskonale wiedziałam, że była to dziewczyna, która od zawsze uwielbiała mi dokuczać przez nieco inny wygląd. Głównie ze względu, że miałam własny określony styl ubioru. Niby mroczny, ale, według mnie, z uroczymi elementami, jak na przykład królicze uszy przy bluzie.
Co prawda, przez to można by mnie uważać za nieco dziecinną, ale ważniejsze było, żeby to mi się podobało. A przynajmniej tak zawsze powtarzali rodzice. Miałam się nie przejmować, co uważali inni, ale przez to powstała ogólna opinia o moim wyalienowaniu. Wszyscy mnie odtrącili. Nie miałam znajomych, co ukrywałam przed rodzicami. Martwiliby się jeszcze bardziej, niż gdy wróciłam do domu ze zwichniętą kostką, co zwaliłam na chwilowe zasłabnięcie, schodząc ze schodów. Do tego dodałam, że to przez małą ilość snu. Skłamałam wtedy. To skutek dokuczania przez jedną z dziewczyn z grupy Christiny – osoby siedzącej za mną.
W tym momencie rozbrzmiał dzwonek. Wszyscy, poza mną, zaczęli się zbierać. Po kilku sekundach zostałam w klasie sama z nauczycielem.
— Melisso, brak snu nie jest zdrowy. Zmęczona nie przyswoisz wiedzy, jaką przekazujemy ci w szkole, więc musisz się wysypiać. — Usiadł na krześle przy ławce przede mną. Oparł się łokciami o kolana. — Jeśli wyczerpanie jest efektem jakichś problemów w domu, to możesz porozmawiać ze szkolną psycholog. Może coś ci doradzi...
— To nie przez problemy w domu. To nie ma z tym nic wspólnego. — Opuściłam wzrok na palce, które wykręcałam w każdym kierunku.
— Ale mimo to możesz z nią pogadać. Może ci to nieco pomoże i w nocy zaśniesz bez problemów.
— Wątpię w to — wyszeptałam cicho, po czym zaczęłam się zbierać. — Do widzenia...
Po swoich słowach ruszyłam do wyjścia z sali. Przeszłam korytarzem do klatki schodowej, by jak najszybciej znaleźć się poza budynkiem i nie wpaść na bandę prześladowczyń. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że ktoś wbijał w plecy swój wzrok. Odwracałam się przez całą drogę, czując, jakby ktoś mnie śledził. Nikogo jednak nie widziałam.
Przełknęłam ślinę, popychając drzwi na zewnątrz. Nie zatrzymywałam się przy szafce. Pamiętałam, że Christina i jej klony uwielbiały się przy niej zaczajać, byleby dokuczyć mi chociażby słownie.
Czym prędzej ruszyłam do auta taty, które widziałam, jak się zatrzymywało przy chodniku. Uchyliłam drzwi, wsiadłam do pojazdu. Od razu przybrałam na usta uśmiech, gdy spojrzałam na tatę. Zapięłam pasy, a on z powrotem włączył się do ruchu. Dziwił mnie fakt, że nic nie powiedział. Jechaliśmy w ciszy. Przerywała ją cicha melodia piosenki Whatever It Takes zespołu Imagine Dragons , która akurat leciała z radia.
Może to i lepiej, że tata nie wnikał, co się działo w szkole. Bo co bym powiedziała? „Zasnęłam na lekcji biologii. Jak się obudziłam, rozśmieszyłam całą klasę, bo jestem pośmiewiskiem szkolnym, które jest gnębione przez swój styl ubioru i małomówność".
Ta, jasne...
Westchnęłam cicho, czym chyba zwróciłam uwagę taty, bo zerknął na mnie kątem oka.
— Coś się stało? — dopytał spokojnie.
Pokręciłam głową.
Nie tylko w murach szkoły byłam cicha. Poza nimi także mało co mówiłam. Wolałam nikogo nie martwić, uporać się z problemami samotnie, bez ingerencji osób trzecich. Oczywiście, rozmawiałam z rodzicami o wielu sprawach, ale nie o wszystkim, co mnie spotykało w placówce.
— Widzę, że coś jest na rzeczy, Mel — zwrócił się do mnie przezwiskiem, którego używał od momentu, gdy nauczyłam się raczkować.
— Już się wystarczająco nadenerwowaliście rano — odezwałam się cicho, naturalnie mocno zachrypniętym głosem.
Takie brzmienie ze słyszalnym skrzekiem nie występowało u nikogo w rodzinie, a jednak ja takie po kimś odziedziczyłam. Oczywiście, rodzice uwielbiali, kiedy się odzywałam. Niecodzienna barwa i ton zawsze sprawiał, że się uśmiechali.
Kiedyś namawiali, żebym uczyła się śpiewać, albo podsuwali pomysły, bym spróbowała zostać aktorką dubbingową do jakichś postaci, jednak nie kręciła mnie żadna z tych czynności. Wolałam siedzieć cicho, słuchać różnego rodzaju historii kryminalnych, czytać książki z gatunku thriller czy rozwiązywać zagadki. Uważałam szukanie poszlak za najciekawszą rzecz na świecie. Od małego uwielbiałam różnego rodzaju gry detektywistyczne. Do teraz pamiętałam, jak mama często zostawiała mi małe znaczki jako kierunki poszukiwań czegoś. Było to, zanim skończyłam dziesięć lat, ale uwielbiałam to wspominać. Moja rodzicielka także wypominała mi te czasy, gdy tylko nie mogłam znaleźć jakiejś rzeczy.
Tata westchnął.
— To raczej normalne, że się denerwowaliśmy. Nie wiedzieliśmy, gdzie byłaś.
— Przez te wszystkie lata powinniście się przyzwyczaić, że lunatykuję... — wymruczałam cicho.
— Słyszałem — zwrócił uwagę. — Do tego się nigdy nie przyzwyczaimy, Melissa. Zawsze będziemy siedzieć jak na szpilkach, kiedy tylko nie spotkamy się z twoim widokiem rano. Dla rodzica to normalne.
— Wiem, tato — powiedziałam, odwracając wzrok. — Powtarzasz mi to z mamą dzień w dzień, kiedy wam mówię, żebyście przestali się martwić.
Może jednak powinnam pójść za radą nauczyciela i powiedzieć im, żeby zabrali mnie do kolejnego lekarza?
— Coś cię trapi? — dopytał, widząc, że chyba zamierzałam zmienić temat.
Cóż, poniekąd była to prawda. Prędzej czy później, gdyby w końcu któryś z nauczycieli zgłosił do dyrektora moje usypianie na lekcjach, rodzice by zostali z góry zmuszeni do wysłania mnie do lekarza, a tak może przyjmą taką informację na spokojnie.
Zsunęłam nieco pierścionek z palca wskazującego. Zaczęłam nim obracać, a przy tym złapałam głębszy wdech.
— Zasnęłam na lekcji...
Kątem oka zauważyłam, że tata uchylił szerzej powieki. Spojrzał na mnie dopiero w momencie, gdy zatrzymał się na światłach. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, czego powinnam się spodziewać. Tata jedynie westchnął, przytaknął głową i się uśmiechnął. Zamrugałam kilkukrotnie.
Spodziewałam się jakiegoś kazania bądź pytań, czy nie dostałam nagany, ale tata zachował spokój.
— Razem z twoją matką zauważyliśmy, że już od dłuższego czasu nie wyglądasz za dobrze, Mel — wyznał. — Znajomy lekarz załatwił skierowanie do psychiatry, żeby powiedział, co może być przyczyną twojego lunatykowania.
— Czyli od jakiegoś czasu wy już...
— Próbujemy zaradzić coś z twoim snem — dokończył, ponownie ruszając. — Niedługo kończysz siedemnaście lat. Nadal dorastasz, a w tym okresie sen jest bardzo ważny. Ty go praktycznie nie masz, co martwi wszystkich. Szczególnie mnie i twoją matkę.
— Kiedy...
— Jutro o dziewiątej jedziemy do lekarza.
Uśmiechnęłam się. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, by w kolejnej chwili rozczochrać moje włosy. Roześmiałam się, kiedy krótsze pasma opadły mi na twarz. Mężczyzna także zaczął się chichrać, kiedy zwróciłam mu uwagę. Zaczesałam dłonią włosy do tyłu i kolejno sięgnęłam dłonią do ojca, by także mu rozwalić fryzurę.
Oczywiście, zabawa nie trwała długo, bo już po chwili zmieniło się światło sygnalizacji.
Czyli po tych wszystkich latach w końcu może zażegnam problem ze snem.
***************
Jak się podobał pierwszy rozdział?
Chętnie poznam opinę.
Jeszcze nie ma za dużo informacji o głównej bohaterce, ale co myślicie? Przypadła wam do gustu?
Koniecznie dajcie znać i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro