Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

  - I co wy tam będziecie robić? - Uraraka powiodła wzrokiem po pakujących się mężczyznach.
  - Trenować, sprawdzać umiejętności przetrwania, takie tam - Midoriya upychał w torbie ubrania. Co prawda była to torba Todorokiego, ale nikt się nie przyczepił.
  - Cały tydzień życia w jaskini, autyzmu, kanibalizmu i dzikich kopulacji podczas pełni w towarzystwie niedźwiedzi! - Ryknął ochoczo Kaminari, zamaszystym ruchem zatrzaskując wieko walizki Kirishimy.
  - Jest dopiero południe, a ty już nawalony? - Parsknął Bakugou, wyciagając bluzę Todorokiego ze swojej torby.
  - Powietrzem - wyznał.
  - Katsun! Obiecałeś! - Kirishima wypełzł spod szafy, ciągnąc za sobą jakiś niezidentyfikowany przedmiot.
  - To nie jest przekleństwo.
  - Ale i tak brzmisz jak idiota.
  - Że jak niby brzmię? - Spojrzał na niego z ogniem w oczach i z całej siły rzucił w niego jakąś częścią garderoby wyjętą z torby. - Powtórz no!
  - Moje gacie! - Kaminari z radością powitał z powrotem swój skarb i wpakował go, z braku chęci do ponownego otwierania walizki, do plecaka.
  - Nic nie mówiłem - zaprzeczył spokojnie Kirishima i pochylił się nad wnętrznościami plecaka z rozwalonym wczoraj zamkiem.
  - Widział ktoś mój ręcznik? - Zainteresował się Todoroki i powiódł wzrokiem po obecnych, jakby któryś z nich miał okazać się nagle jego zgubą.
  - Wyglądasz jak biały murzyn w afro - parsknął Bakugou, gdy na niego spojrzał.
  - Ty wyglądasz niewiele lepiej, lordzie Kacchan - zauważył, przyklepując włosy sterczące na wszystkie strony po wysuszeniu. Na szczęście farba już się zmyła i mógł jechać na wyjazd jako Todoroki Shouto, a nie Elsa Król Pedałów.
  - Nazwij mnie tak jeszcze raz, a powiem wszystkim o twojej... - zawahał się, spoglądając na Kirishimę unoszącego brwi - twojej prostytutce!
  - Jakiej? - Zdziwił się.
  - Właśnie! - Podejrzanie przejęty Midoriya przerwał pakowanie swoich rzeczy do torby Todorokiego i przysunął się bliżej.
  - Przecież wszyscy wiedzą, o kim mówię - wywrócił oczami, ale reszta pokręciła przecząco głowami w odpowiedzi. - Ja... nie mogę, o Deku mi chodzi! - Wybuchnął, a wspomniana osoba zmartwiała, by po chwili uciec z płaczem przez okno.
  - Jednego mniej - skomentował Kaminari, wstając, by Kirishima miał wolny dostęp do nowo odkrytych, za to wciąż niespakowanych ubrań.
  - Szanowny Panie Todoroki... - Zaczęła Uraraka, ale klient jej męża zamachał niecierpliwie ręką.
  - Błagam, musimy wracać do tego tematu? - Jęknął, swoim spokojnym, wypranym z emocji tonem, ale jęknął.
  - Miałeś w nim crusha - Bakugou nie zamierzał przestać.
  - Nieprawda.
  - Fapałeś do jego zdjęć.
  - Nie.
  - Robiliście to.
  - No przecież-
  - NA MOICH OCZACH!!! - Ryknął i ostentacyjnie skierował się w stronę okna.
  - Nie chcę nic mówić, lordzie Kacchan, ale coś takiego jak drzwi zostało już wynalezione - zauważyła Uraraka.
  - Nie chcę nic mówić, pani Duparaka, ale pani tłuste dupsko toruje drogę.
  - Nie jestem gruba, TYLKO PUSZYSTA!!! - Wrzasnęła na niego z taką siłą, że niemal odruchowo wyskoczył z pokoju.
  Pozostali oderwali się od swoich zajęć i spojrzeli na nią z wyrzutem. Nawet pies patrzył na nią z miną, jakby miał zamiar rzucić się z mostu za jej skandaliczne zachowanie.
  - A co? - Spojrzała z niepokojem po sobie. - Wyglądam grubo?
  - Cholera - Kirishima zerwał się z miejsca i z hukiem odstawił walizkę.
  - Aż tak źle? - Kobieta westchnęła zrezygnowana.
  - Nie, tylko ten młotek zabrał mi torbę!
  - Przecież i tak pakujesz się do mojej - zauważył Kaminari.
  - Jak mnie nazwałeś?! - Dobiegło nagle gdzieś z zewnątrz.
  - Co ty tu robisz, Katsun?! - Odrzyknął pytaniem na pytanie.
  - Ocucam Deku!
  - Ty?! Jak?!
  - Gwałtem!
  - Pomocy! - Krzyknął ktoś stłumionym głosem.
  - Smutna wiadomość, psze pani - Kaminari przeciągnął się leniwie, nie zważając na Kirishimę zaśmiewającego się z bohatera numer jeden uwieszonego pomiędzy ostrymi gałęziami krzaków i Bakugou przyglądającemu się temu z zainteresowaniem - ale wygląda na to, że pani mąż miał niejednego stalkera.

* * *

  Inko i Urarace jakoś udało się przekonać mężczyzn, że nic się stanie, jeśli zostaną na obiad. Było to podwójną trudnością, ale zdołały również podejść Bakugou podstępem i przyrządzić posiłek bez jego pomocy. Co prawda, był potem nie w humorze, ale wystarczyło mu stanie się na chwilę Gesslerową i uspokoił się, a w każdym razie tak twierdził jego współlokator, bo, szczerze, miał tą samą wkurzoną twarz co zawsze.
  - Więc, panie Midoriya - zaczął oficjalnym tonem Kaminari, trzymając w dłoni, ku irytacji Inko, kieliszek z winem - czy naprawdę został pan zgwałcony w krzakach?
  - Potwierdzam - stwierdził zapytany wyniośle, patrząc spode łba na na sprawcę, który niczym się nie przejmując, czytał gazetę.
  - Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów? - Sędzia zwrócił się do Bakugou, który machnął ręką, żeby mu nie przerywać lektury.
  - Co czytasz? - Kaminari nagle stracił zainteresowanie sprawą i przeniósł całą swoją uwagę na kartki szeleszczące w dłoniach sprawcy, a konkretnie na tekst na nich napisany. Było to trudne, ponieważ była to ta część gazety, gdzie wiele artykułów jest napisanych na jednej stronie.
  - Jakiś psychopata zamordował i zgwałcił zwłoki pięciu bachorów w lesie... - wyjaśnił usłużnie czytelnik, a Inko, wciąż siedząca przy stole, spojrzała na niego dziwnie.
  - Czytasz coś takiego? - Spytała wolno.
  - Po co? - Włączył się Todoroki.
  - Uczę się.
  - Chcesz to zrobić ze mną, prawda? - Parsknął Midoriya.
  - Ty to lepiej wróć do spadania ze schodów.
  - Dalej spadasz ze schodów?! - Wykrzyknęła podejrzanie podekscytowana Ashido, ni stąd ni zowąd wyłaniając się zza kanapy.
  - Tak, można się zakładać, ile razy walnie łbem - Bakugou sprawnie uprzedził mężczyznę, nim ten zdołał chociażby otworzyć usta. - Nawet blizny mu zostają.
  - Masz blizny?! - Rozradowana kobieta znów wydała z siebie okrzyk godowy gwałconego mamuta.
  - Tak... - Midoriya uciekł wzrokiem w bok, byle nie spotkać dziwnie agresywnego spojrzenia żony.
  - Pokaż! - Zażądała Ashido, dla podkreślenia swych słów zakładając ramię na ramię.
  Mężczyzna westchnął i podciągnął nieco bluzkę.
  - Tu walnąłem się o poręcz schodów na trzecie piętro - zaprezentował ledwo widoczną rysę na brzuchu - tu zaliczyłem bliższe spotkanie z klamką od drzwi, gdy się poślizgnąłem na stopniu - wskazał nieco wyżej - tutaj z trzonkiem sztyletu Kacchana, tutaj z samym Kacchanem...
  - Pokazuj dalej - zachęciła, sadowiąc się wygodnie. Midoriya, uosobienie niewinności i niewiedzy, najprawdopodobniej spełniłby to polecenie, gdyby nagle między nim a kobietą nie stanęła dziwnie wyglądająca Uraraka.
  - Ne, Mina - zaczęła z niepokojąco szerokim uśmiechem - dwa dni leżałaś sobie spokojnie pod oknem, to jeszcze jeden dzień nie zaszkodzi...
  - Ale... - Próbowała się bronić, ale została brutalnie wypchnięta... przez okno.
  - Ale jebło - mruknął milczący dotąd Kirishima, gdy ciszę przerwał stłumiony dźwięk zwłok opadających niezdarnie na ziemię.
  - Myślicie, że umarła? - Kaminari, czytający gazetę przez ramię Bakugou, nie kwapił się, by wyjrzeć na ogród.
  - Sprawdzę - zaoferował się Midoriya, ale Uraraka zręcznie posadziła go z powrotem na miejscu.
  - Siedź, kochanie, siedź - zakwiliła słodkim głosikiem. - Tej su... tej superowej bohaterce nic się nie stanie, jak poleży sobie do waszego wyjazdu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro