Rozdział 15
- I co wy tam będziecie robić? - Uraraka powiodła wzrokiem po pakujących się mężczyznach.
- Trenować, sprawdzać umiejętności przetrwania, takie tam - Midoriya upychał w torbie ubrania. Co prawda była to torba Todorokiego, ale nikt się nie przyczepił.
- Cały tydzień życia w jaskini, autyzmu, kanibalizmu i dzikich kopulacji podczas pełni w towarzystwie niedźwiedzi! - Ryknął ochoczo Kaminari, zamaszystym ruchem zatrzaskując wieko walizki Kirishimy.
- Jest dopiero południe, a ty już nawalony? - Parsknął Bakugou, wyciagając bluzę Todorokiego ze swojej torby.
- Powietrzem - wyznał.
- Katsun! Obiecałeś! - Kirishima wypełzł spod szafy, ciągnąc za sobą jakiś niezidentyfikowany przedmiot.
- To nie jest przekleństwo.
- Ale i tak brzmisz jak idiota.
- Że jak niby brzmię? - Spojrzał na niego z ogniem w oczach i z całej siły rzucił w niego jakąś częścią garderoby wyjętą z torby. - Powtórz no!
- Moje gacie! - Kaminari z radością powitał z powrotem swój skarb i wpakował go, z braku chęci do ponownego otwierania walizki, do plecaka.
- Nic nie mówiłem - zaprzeczył spokojnie Kirishima i pochylił się nad wnętrznościami plecaka z rozwalonym wczoraj zamkiem.
- Widział ktoś mój ręcznik? - Zainteresował się Todoroki i powiódł wzrokiem po obecnych, jakby któryś z nich miał okazać się nagle jego zgubą.
- Wyglądasz jak biały murzyn w afro - parsknął Bakugou, gdy na niego spojrzał.
- Ty wyglądasz niewiele lepiej, lordzie Kacchan - zauważył, przyklepując włosy sterczące na wszystkie strony po wysuszeniu. Na szczęście farba już się zmyła i mógł jechać na wyjazd jako Todoroki Shouto, a nie Elsa Król Pedałów.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a powiem wszystkim o twojej... - zawahał się, spoglądając na Kirishimę unoszącego brwi - twojej prostytutce!
- Jakiej? - Zdziwił się.
- Właśnie! - Podejrzanie przejęty Midoriya przerwał pakowanie swoich rzeczy do torby Todorokiego i przysunął się bliżej.
- Przecież wszyscy wiedzą, o kim mówię - wywrócił oczami, ale reszta pokręciła przecząco głowami w odpowiedzi. - Ja... nie mogę, o Deku mi chodzi! - Wybuchnął, a wspomniana osoba zmartwiała, by po chwili uciec z płaczem przez okno.
- Jednego mniej - skomentował Kaminari, wstając, by Kirishima miał wolny dostęp do nowo odkrytych, za to wciąż niespakowanych ubrań.
- Szanowny Panie Todoroki... - Zaczęła Uraraka, ale klient jej męża zamachał niecierpliwie ręką.
- Błagam, musimy wracać do tego tematu? - Jęknął, swoim spokojnym, wypranym z emocji tonem, ale jęknął.
- Miałeś w nim crusha - Bakugou nie zamierzał przestać.
- Nieprawda.
- Fapałeś do jego zdjęć.
- Nie.
- Robiliście to.
- No przecież-
- NA MOICH OCZACH!!! - Ryknął i ostentacyjnie skierował się w stronę okna.
- Nie chcę nic mówić, lordzie Kacchan, ale coś takiego jak drzwi zostało już wynalezione - zauważyła Uraraka.
- Nie chcę nic mówić, pani Duparaka, ale pani tłuste dupsko toruje drogę.
- Nie jestem gruba, TYLKO PUSZYSTA!!! - Wrzasnęła na niego z taką siłą, że niemal odruchowo wyskoczył z pokoju.
Pozostali oderwali się od swoich zajęć i spojrzeli na nią z wyrzutem. Nawet pies patrzył na nią z miną, jakby miał zamiar rzucić się z mostu za jej skandaliczne zachowanie.
- A co? - Spojrzała z niepokojem po sobie. - Wyglądam grubo?
- Cholera - Kirishima zerwał się z miejsca i z hukiem odstawił walizkę.
- Aż tak źle? - Kobieta westchnęła zrezygnowana.
- Nie, tylko ten młotek zabrał mi torbę!
- Przecież i tak pakujesz się do mojej - zauważył Kaminari.
- Jak mnie nazwałeś?! - Dobiegło nagle gdzieś z zewnątrz.
- Co ty tu robisz, Katsun?! - Odrzyknął pytaniem na pytanie.
- Ocucam Deku!
- Ty?! Jak?!
- Gwałtem!
- Pomocy! - Krzyknął ktoś stłumionym głosem.
- Smutna wiadomość, psze pani - Kaminari przeciągnął się leniwie, nie zważając na Kirishimę zaśmiewającego się z bohatera numer jeden uwieszonego pomiędzy ostrymi gałęziami krzaków i Bakugou przyglądającemu się temu z zainteresowaniem - ale wygląda na to, że pani mąż miał niejednego stalkera.
* * *
Inko i Urarace jakoś udało się przekonać mężczyzn, że nic się stanie, jeśli zostaną na obiad. Było to podwójną trudnością, ale zdołały również podejść Bakugou podstępem i przyrządzić posiłek bez jego pomocy. Co prawda, był potem nie w humorze, ale wystarczyło mu stanie się na chwilę Gesslerową i uspokoił się, a w każdym razie tak twierdził jego współlokator, bo, szczerze, miał tą samą wkurzoną twarz co zawsze.
- Więc, panie Midoriya - zaczął oficjalnym tonem Kaminari, trzymając w dłoni, ku irytacji Inko, kieliszek z winem - czy naprawdę został pan zgwałcony w krzakach?
- Potwierdzam - stwierdził zapytany wyniośle, patrząc spode łba na na sprawcę, który niczym się nie przejmując, czytał gazetę.
- Czy oskarżony przyznaje się do zarzucanych mu czynów? - Sędzia zwrócił się do Bakugou, który machnął ręką, żeby mu nie przerywać lektury.
- Co czytasz? - Kaminari nagle stracił zainteresowanie sprawą i przeniósł całą swoją uwagę na kartki szeleszczące w dłoniach sprawcy, a konkretnie na tekst na nich napisany. Było to trudne, ponieważ była to ta część gazety, gdzie wiele artykułów jest napisanych na jednej stronie.
- Jakiś psychopata zamordował i zgwałcił zwłoki pięciu bachorów w lesie... - wyjaśnił usłużnie czytelnik, a Inko, wciąż siedząca przy stole, spojrzała na niego dziwnie.
- Czytasz coś takiego? - Spytała wolno.
- Po co? - Włączył się Todoroki.
- Uczę się.
- Chcesz to zrobić ze mną, prawda? - Parsknął Midoriya.
- Ty to lepiej wróć do spadania ze schodów.
- Dalej spadasz ze schodów?! - Wykrzyknęła podejrzanie podekscytowana Ashido, ni stąd ni zowąd wyłaniając się zza kanapy.
- Tak, można się zakładać, ile razy walnie łbem - Bakugou sprawnie uprzedził mężczyznę, nim ten zdołał chociażby otworzyć usta. - Nawet blizny mu zostają.
- Masz blizny?! - Rozradowana kobieta znów wydała z siebie okrzyk godowy gwałconego mamuta.
- Tak... - Midoriya uciekł wzrokiem w bok, byle nie spotkać dziwnie agresywnego spojrzenia żony.
- Pokaż! - Zażądała Ashido, dla podkreślenia swych słów zakładając ramię na ramię.
Mężczyzna westchnął i podciągnął nieco bluzkę.
- Tu walnąłem się o poręcz schodów na trzecie piętro - zaprezentował ledwo widoczną rysę na brzuchu - tu zaliczyłem bliższe spotkanie z klamką od drzwi, gdy się poślizgnąłem na stopniu - wskazał nieco wyżej - tutaj z trzonkiem sztyletu Kacchana, tutaj z samym Kacchanem...
- Pokazuj dalej - zachęciła, sadowiąc się wygodnie. Midoriya, uosobienie niewinności i niewiedzy, najprawdopodobniej spełniłby to polecenie, gdyby nagle między nim a kobietą nie stanęła dziwnie wyglądająca Uraraka.
- Ne, Mina - zaczęła z niepokojąco szerokim uśmiechem - dwa dni leżałaś sobie spokojnie pod oknem, to jeszcze jeden dzień nie zaszkodzi...
- Ale... - Próbowała się bronić, ale została brutalnie wypchnięta... przez okno.
- Ale jebło - mruknął milczący dotąd Kirishima, gdy ciszę przerwał stłumiony dźwięk zwłok opadających niezdarnie na ziemię.
- Myślicie, że umarła? - Kaminari, czytający gazetę przez ramię Bakugou, nie kwapił się, by wyjrzeć na ogród.
- Sprawdzę - zaoferował się Midoriya, ale Uraraka zręcznie posadziła go z powrotem na miejscu.
- Siedź, kochanie, siedź - zakwiliła słodkim głosikiem. - Tej su... tej superowej bohaterce nic się nie stanie, jak poleży sobie do waszego wyjazdu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro