7. Punkt wyjścia
Wstałem rano, jak zawsze wykonując wszystkie poranne czynności. Jednak tym razem nie wybierałem się na trening. Miałem zamiar jak najszybciej ruszyć na patrol, albo raczej do psychiatryka. Ani trochę nie podoba mi się współpraca z demonem ale jeśli ona tego nie rozwiąże, to nikt nie da rady. Pozatym mogę mieć z tego swoje korzyści. Poznam jej słabe punkty i wykorzystam przeciwko niej. Jednak dalej w głębi duszy czuję tą iskrę ciekawości. Chce poznać prawdę o tym kim jest. A napewno nie powie mi tego wprost.
Głośno westchnąłem otwierając drzwi. Zdecydowanie zbyt dużo myślę. Wyszedłem na korytarz po czym udałem się do holu. Jak zwykle o tej porze na jednym z foteli znajdujących się w ogromnym holu, wylegiwał się Church. Był to stary i wredny kot. Chodził swoimi ścieżkami, spał tam gdzie chciał i robił wszystko na co miał ochotę. Nikt nie wie kiedy dokładnie zamieszkał w Instytucie, lecz traktował wszystkich jak swoich poddanych. Jeśli ktokolwiek chciał naruszyć jego przestrzeń osobistą, odrazu skakał z pazurami. Pewnie czuł się jakby ktoś znieważył jego majestat.
- Hideki ! - odwróciłem się. Po chwili podbiegł do mnie dziewięcioletni chłopczyk. Miał krótkie brązowe włosy i szare oczy a na nosie nosił okulary w grubej oprawce.
- Cześć Max, coś się stało? - posłałem mu ciepły uśmiech.
Chłopczyk był najmłodszym z rodzeństwa Lightwood. Był zbyt młody by brać udział w misjach, w końcu nadal się uczył. Musiał jeszcze dużo ćwiczyć by nabrać wprawy i móc szybko reagować. No i nauczyć się wszystkich run z którymi nie ukrywajmy miał problem.
- Pomógł byś mi w treningu ? Prooosze. - wbił we mnie wzrok wypełniony nadzieją.
- Alexander z Tobą nie ćwiczy? - uniosłem brew.
- Jest na patrolu. - spochmurniał. - A miał mnie nauczyć bloków.
A więc to tak ... kurwa. Miałem nadzieję że wyjdę i szybko załatwię sprawę z demonicą.
- A Jack? On też jest na patrolu ? - skrzyżowałem ręce na piersi.
- Nie ... jest zajęty treningiem z Clary. - nadoł policzki obrażony. - już go pytałem. Proszę! Hideki, jesteś moją ostatnią nadzieją!
Zrobił wielkie oczy wpatrując się we mnie tak że musiałem odwrócić wzrok, nagle ściana stała się bardzo ciekawa. Mam słabość do tego dzieciaka, jest tak uroczy i nie podobny do swojego starszego rodzeństwa.
- Zgoda ....
- Hura! Dziękuję Hideki! - złapał mnie za rękę ciągnąć za sobą. Jak na dzieciaka miał dużo siły.
Zbiegliśmy po schodach wybiegając na zewnątrz. Chłodne powietrze owiało nas. Nie było ostrego wiatru więc bez problemu mogliśmy tu trenować. Udaliśmy się na tył instytutu. Znajdował się tam wprost idealny teren na trening a przez czary ochronne przyziemni i tak nas nie dostrzegą.
Usiadłam na trawie na przeciwko Maxa. Robił postępy. Wytrzymywał dłuższe treningi a bloki coraz lepiej mu wychodził. Wprawdzie była to tylko nauka podstawowych technik delikatnie odbiegająca od prawdziwej walki. W końcu podczas starcia nie będziesz się zastanawiać czy wykonałeś poprawny blok tylko czy zablokowałeś być może śmiertelny cios.
- Dobrze ci idzie. - uśmiechnąłem się do niego.
- Naprawdę?! Dziękuję! - na twarzy chłopca zagościł szeroki uśmiech. Po chwili przeniósł wzrok na instytut- Alexander! - zaczął machać bratu.
Brunet nadal ubrany w strój bojowy podszedł do nas powolnym krokiem.
- Wstydź się Alec, jak mogłeś nie pomóc bratu w treningu? I ty siebie nazywasz odpowiedzialnym? - zaśmiałem się wrednie.
- Hide ... - Brew bruneta niebezpiecznie drgneła. Trafiłem w jego czuły punkt. Po prostu nienawidził poruszania tematu odpowiedzialności, a to głównie z powodu rodziców.
Wstałem otrzepując się z trawy i podszedłem do niego chcąc go wyminąć. Im szybciej załatwię tą sprawę tym lepiej.
- To jeśli pozwolisz teraz ja udam się na patrol ... - zatrzymałem się gdy dłoń Aleca zacisneła sie na moim ramieniu.
- Był kolejny atak ... - szepnął tak by młody nic nie usłyszał.
- Rozumiem. - kiwnąłem głową odchodząc.
Kolejny atak ? Jeśli szybko tego nie powstrzymamy nie będzie już kogo zabijać.
Poprawiłem kurtkę. Pogoda była nadwyraz dobra jednak ten zimny wiatr mroził kości.
Nim się obejrzałem stałem przed psychiatrykiem. Wszedłem do środka nie przejmując się demonami. Mógł bym przysiąc że niektóre patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Zszedłem po schodach prawie po nich skacząc po czym jak gdyby nic wszedłem do pracowni. Jak zwykle powitał mnie odur rozkładu i śmierci.
Stanąłem w miejscu. Lau stała tyłem do mnie pochylając się nad ciałem mężczyzny. Krwisto czerwona ciecz spływała ze stołu skapując na kafelki, tworząc krwawą kałuże pod nim.
- Prędzej doczekam się śmierci niż Ciebie. - głos demonicy wyrwał mnie z rozmyślań. - Co tak długo?
- Małe problemy ... - podszedłem bliżej powoli obchodząc stół. - Mogę tu przyjść tylko gdy mam patrol a do tego miał miejsce kolejny atak.
- Wiem. - uśmiechnęła się chytrze podnosząc na mnie wzrok. - Jak myślisz... skąd mam to ciało?
Dopiero teraz zauważyłem że ciało mężczyzny nie jest w całości a w częściach. A na jego piersi widnieje głęboki ślad po pazurach. Ogarnął mnie kompletny szok. Skąd to miała?
- Jak ty ...?
- Przyniósł go jeden z moich demonów. - podniosła pokrytą krwią dłoń do ust zlizując ją. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz. - I dobrze że to zrobił. Jeśli znaleźlibyście się tam przed nim, na pewno nie znalazła bym tego. - odsuneła dłoń od ust sięgając po coś leżącego na metalowej tacy. Podniosła to na wysokość oczu. Przedmiot przypominał coś na kształt drzazgi wielkości zęba. - A to o wiele ułatwia znalezienie sprawcy. - Odłożyła przedmiot.
- Więc czego się dowiedziałaś? - skrzyżowałem ręce na piersi uważnie ją obserwując.
- Z tkanki ? Nic ciekawego ... - Podeszła do zlewu. Odkreciła wodę myjąc bardzo dokładnie dłonie by pozbyć się już zaschniętej krwi. - Jest to nic innego jak zbiór mięśni pochodzenia ... - spojrzała na mnie, po czym ciężko westchneła. - Mam wytłumaczyć prościej?
- Jakbyś mogła... - odwróciłem wzrok na biurko. Tym razem nie siedział tam ten dziwny demon.
- Mówiąc najprościej to co mi dałeś nie należy do demona.
- Co ?! - wróciłem wzrokiem do Lau która teraz stała oparta o szafkę. - Jak to możliwe?!
- Po prostu pomyliłeś się. - uśmiechnęła się wrednie lecz po chwili uśmiech zniknął z jej twarzy a ona przybrała chłodny wyraz którego jeszcze nie miałem okazji poznać. Coś było nie tak. - To coś, jest potworem. Jego ciało wykonane jest z innych ciał więc nie ma swojej rasy. A do tego to coś atakuje ludzi i jest w stanie zaatakować też demona. Pewnie dlatego pomyślałeś że to demon.
Wbiła wzrok w ziemię. Pierwszy raz widzę by była tak poważna. Co prawda znam ją tyle co nic ale pakt sprawia że czuje pewien dyskomfort.
- Jest coś jeszcze... prawda? - podniosła na mnie wzrok.
- Tak ... tylko ja potrafię tworzyć potwory. A skoro jeden z nich pałęta się po mieście to znaczy że jego twórca potrafi to co ja, a to bardzo niedobrze...
- Jesteś pewna że...
- Wiesz co jest najgorsze ? - przerwała mi podchodząc do stołu. Wzięła wcześniej odłożony odłamek. - Pamiętam że podobny potwór był w tym psychiatryku, jednak nie potrafię przypomnieć sobie kim był. Dzięki temu kawałkowi wiem czego szukać ale bez określenia jego budowy nie wiem co mam zrobić.
Otworzyłem szerzej oczy. Coś podobnego było w tym miejscu?! Skoro tak ... To skąd się wzięło?
- Lau ... - drgneła uważnie mnie obserwując Jak bym zaraz miał ja zaatakować. - Czegoś tu nie rozumiem. Skoro coś podobnego tutaj było.... Skąd się wzięło?
- Po prostu zostało stworzone jako eksperyment. Tak jak większość potworów... sama nie wiem kto go stworzył.
- Możliwe żeby się z tąd wydostało? - dalej drążyłem temat. Sądzę że kłamie i wie kto za tym stoi.
- Nie ma takiej możliwości - odpowiedziała bez wahania. - A teraz chodź.
- Gdzie ? - zamrugałem zbity z tropu.
- Musimy poszukać informacji o tym dziadostwie, a sama tego robić nie będę! - warkneła.
Odwróciła się ruszając w kierunku drzwi. Co miałem zrobić? Po prostu za nią poszedłem. Wróciliśmy na parter i o dziwo demonica ruszyła na górę. Po chwili znajdowaliśmy się na pierwszym piętrze a ja stanąłem jak wryty. Ściana przed schodami była pozbawiona okien a na całej jej długości zostało wyryte ... chociaż można powiedzieć że wydrapane:
"WSZYSCY JESTEŚMY SZALENI"
Podszedłem bliżej. Z tej odległości można było bez problemu zobaczyć zaschniętą krew. Przerażające, choć pasuje do tego miejsca.
Poczułem mocny uścisk na nadgarstku. Lau pociągnęła mnie w prawo po czym wypuściła do pomieszczenia. Był to mały gabinet utrzymany w ciemnych kolorach, o dziwo był utrzymany o wiele lepiej niż reszta psychiatryka. Cała lewa ściana stanowiła biblioteka. Na wprost drzwi znajdowało się okno zasłonięte bordową zasłoną. Po prawej obok drzwi stała niewielka komoda a później ciemno brązowy tapczan przy którym stał stolik i dwa fotele tego samego koloru. Przy oknie został wciśniety jeszcze jeden regał. Całość stała na dywanie w bliżej nieokreślone wzory w kolorach brązu i czarwieni.
Podszedłem do stolika na którym stało kilkanaście książek w różnych oprawach. Wziąłem pierwszą z brzegu obracając ja w dłoniach. Była w skórzanej oprawie lecz wyglądała na naprawdę starą i kruchą.
- Znasz łacinę? - białowłosa podeszła do mnie.
- Tak...
- To świetnie. Wyjaśnie ci co masz zrobić. - otworzyła książkę którą nadal trzymałem. Spojrzałem na litery, była na sto procent pisana ręcznie. Każda literą czy cyfra zawijały się by po chwili znowu się wyprostować. W niektórych miejscach pismo z pięknego zmieniało się w niechlujne, jakby ktoś pośpieszał pisarza. - Musisz poszukać w "Znaki szczególne " - położyła palec na odpowiednim tekście - wzmianek o zlepku różnych ciał, usuniętej szczęce lub długich pazurach.
- Tylko tyle ? - usiadłem na kanapie kładąc księgę na stoliku. - Myślałem że to coś gorszego.
- Wybacz że muszę Cię rozczarować ale to nawet nie jest jedna dziesiąta tego co tu mam. - Kurwa ... A miało być prosto. Demonica wzięła księgę w czarnej okładce po czym usiadła na fotelu przerzucając nogi przez podłokietnik.
- Umiesz łacinę? - uniosłem zaciekawiony brew. To dobra okazja by czegoś się o niej dowiedzieć.
- Aż za dobrze. Jednak zostawię ją tobie, a ja poczytam to. - odwróciła księgę w moją stronę ukazując wijące pismo. Miało tak specyficzny wygląd że powodowało wrażenie ruszajacych się słów. - Języka demonów raczej nie rozumiesz.
- Raczej nie. - mimowolnie na twarzy zagościł mi nikły uśmiech.
Miałem tak po prostu dowiedzieć się co znalazła i wrócić do obowiązków a tu okazuje się że będę z nią siedział i szukał igły w stogu siana .... chociaż bardziej pasuje potwora w psychiatryku. Zobaczymy co uda się znaleźć...
W końcu napisałam rozdział! Przepraszam ale nadal nie weszłam w odpowiedni tryb pisania i dlatego mam opóźnienia.
Wiem że mało osób to czyta jednak mam nadzieję że mimo wszystko moje wypociny się wam podobają :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro