Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Zakazany pakt cz.1

Wszedłem z impetem do zbrojowni. Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę sprawiając że kilka włóczni spadło na ziemię. Złapałem dwa sztylety chowając standardowo jeden za pasek a drugi do wnętrza kurtki. Zabrałem również parę noży do rzucania, kto wie ... mogą się przydać. Coś jeszcze ? Raczej mam już wszystko.
Przeczesałem dłonią wilgotne włosy. Cały ten "bieg" spowodowany był porannym patrolem, na który miałem udać się SAM. Nie było by w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt że nie mam zamiaru patrolować ulic miasta. To idealna okazja by wybrać się do wysokiego czarownika i zasięgnąć informacji. Głównie chce wiedzieć gdzie przebywa ten cholerny demon i z nim pogadać.
Rzuciłem wzrokiem na włócznie które chwilę temu jeszcze wisiały. Później je sprzątne. Wyszedłem ze zbrojowni szybko kierując się w stronę wyjścia z instytutu.
- Hideki, a ty gdzie tak pędzisz? - zatrzymałem się spoglądając za siebie. W drzwiach prowadzących do kuchni stała Clary ubrana w szare dresowe spodnie i czerwoną koszulkę z jakimś śmiesznym nadrukiem. W dłoni trzymała granatowy kubek z jej imieniem.
- Na patrol ... coś czuje że może w końcu uda nam się zrobić postępy w śledztwie. - na mojej twarzy zagościł niewinny uśmiech. Że też musiałem spotkać ją po drodze.
- Rozumiem ... miejmy nadzieję. - odwzajemniła uśmiech i powoli ruszyła w stronę schodów. - Powodzenia !
- Dzięki!
Odrazu się odwróciłem wybiegając z instytutu. Na zewnątrz otuliło mnie zimne powietrze zwiastujace powolne  zbliżanie się zimy. Nie lubiłem tej pory roku, wszędzie leżało te białe gówno a lód często krzyżował mi walkę z demonami. Już nawet nie liczę ile razy podczas walki straciłem przez to chujstwo równowagę. Zdecydowanie wolałem jesień. Częste opady i ponury nastrój idealnie do mnie pasowały. Może to przez stratę parabataia? Pokręciłem głową chcąc odgonić myśli. On nie żyje... koniec tematu.
Zacisnąłem zęby udając się do centrum mista. Magnus dość często zmieniał miejsce zamieszkania ale gdy zaczął spotykać się z Alecem, postanowił osiąść w centrum. Nie trudno było poznać jego adres. Każdy znał czarownika, albo przez oferowane usługi albo przez wyprawiane przyjęcie. Te ostatnie kończyły się... w różny sposób. Kiedyś na jedną z nich wprosiła się Izy. Skończyło się na tym że musieliśmy po nią iść do parku. Była w stanie ... dużego upojenia i sama nie wiedziała jak znalazła się w tym miejscu. W tedy pierwszy raz widziałam żeby Alec był tak wściekły na siostrę.
Podniosłem wzrok na kamienice. Kto by pomyślał że mieszka tu czarownik? Zrobiłem parę kroków po kamiennych schodach i nacisnąłem domofon. Po jakimś czasie rozbrzmiał zaspany głos Magnusa.
- Jeśli nie jesteś seksownym nefilim o imieniu Alexander to spadaj... - burknął czarownik a ja uniosłem brew w akcie zdziwienia. Spojrzałem po sobie.
- W sumie wszystko się zgadza oprócz imienia. - zaśmiałem się.
- W takim razie odejdź. - domofon się wyłączył.
- Ej ! Magnus ! - warknąłem. No nie wierzę. Uderzyłem w drzwi. - Otwórz! Muszę z Tobą pogadać!
- Jeśli chodzi o wasze głupie zasady, Clave czy inne sprawy to nie mam najmniejszego zamiaru wam pomagać. - rozbrzmiał zirytowany głos podziemnego. - zrobiłem to tylko kilka razy ze względu na Aleca.
- Nie przychodzę tu w sprawach Clave czy nefilim. - zagryzłem wargę.
- Więc po co ? - jego głos jakby trochę złagodniał.
- To osobista sprawa. Mogę wejść? - proszę zgudz się. Jeśli nie on, to nie wiem kto Jeszcze mógł by znać miejsce jej pobytu.
Po chwili rozległ się dźwięk otwierania zamków a przedmeną stanął sam Magnus Bane. Włosy miał w nieładzie nadal opruszone brokatem. Obstawiam że jego większość była teraz na pościeli łóżka ale czarownik nie wydawał się tym przejmować. Na sobie miał fioletowy puszysty szlafrok w kolorowe kropki który odsłaniał cześć jego klatki piersiowej.
Jeśli w taki sposób przyjmuje gości to nie dziwię się że Alec tak chętnie tu przychodzi. Wpuścił mnie do środka z lekkim grymasem. Salon był... tak barwny jak jego właściciel. Na wprost znajdowały się dwie duże kanapy o wściekle czerwonym kolorze. Po między nimi na środku stał brzozowy stolik z misternym zdobieniem, przypominał coś z stylu wiktoriańskiego albo może gotyckiego ? To wszystko stało na puszystym dywanie w czarno białe pasy. Po prawej stało kilka regałów z książkami, oczywiście półki były wykonane z brzozy. Po chwili jednak zmieniły się w dębowe tak jak stolik.
Spojrzałem za siebie. Czarownik jak gdyby nigdy nic wyminął mnie machajac ręką z której posypały się niebieskie iskry.
- Tak wygląda lepiej. - machnął ręką w której pojawiła się szklanka z whisky. - Więc co to za osobistą sprawa ? - uniósł szkło do ust biorąc łyk.
- Chce ... - dobra, teraz albo nigdy - żebyś powiedział mi gdzie mieszka ten demon.
Czarownik o mało nie zaksztusił się alkoholem. Machnął ręką spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
- Wybacz ale nie wiem ...
- Wiesz. Znasz ją a ona zna Ciebie. - przerwałem mu krzyżując ręce na piersi. - Chce z nią tylko pogadać, nie zrobię krzywdy twojej byłej...
- Stop! - zmroził mnie wzrokiem - Jeśli o to chodzi nie jest to żadna z moich byłych. - dobra ... jedna z moich teori właśnie została obalona.
- Więc kto ?
- Nikim kto powinien Cię interesować łowco. - ostatnie słowo prawie wypluł z odrazą. - Wyjdź z tąd. Nic tu po tobie.
- Dobra ... - odwróciłem się idąc do drzwi, jednak zatrzymałem się gdy chwyciłem za klamkę. - Skoro i tak nie chcesz mi pomóc to powiem Alecowi że spotykasz się z demonicą. - uśmiechnąłem się pod nosem słysząc świst wciąganego powietrza. Mam Cię.
- Nie zrobisz tego. To kłamstwo!
- No i? - spojrzałam na zbulwersowanego czarownika. - wystarczy że mi uwierzy a dobrze wiesz że nawet jeśli uzna to za kłamstwo to będą szarpać go wątpliwości.
Magnus zamknął oczy ściskając szklankę tak że zbielały mu kostki. Prawdopodobnie toczył wewnętrzną walkę o to co ma zrobić. Ale jeśli to prawda co mówiła Izy o relacji jego i Aleca, to powinien wybrać chłopaka.
- Dobra ... niech ci będzie. - skapitulował przerywając ciszę. - Mieszka w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym na obrzeżach miasta.
- Dzięki - wyszczerzyłem się odwracając się do drzwi. - Miło się z Tobą robi interesy.
- Nefilim - chciałem wyjść lecz zatrzymał mnie ton jego głosu. Nie było w nim pogardy lecz bardziej ... obawa. - Gdy tylko przekroczysz bramę będzie wiedzieć że wszedłeś na jej teren. Nie zaatakuje Cię odrazu.
- Pfff umiem sobie radzić z demonami...
- Nie rozumiesz. Nie jest sama i na pewno nie da się zabić a już szczególnie nocnemu łowcy. - rzucił oschle podchodząc do kanapy gdzie spał kot. Nie zauważyłem go wcześniej? - Przed wejściem do psychiatryka zostaw całą broń..
- Co !? - otworzyłem szerzej oczy nie mogąc powstrzymać szoku. - Przecież to samobójstwo!
- Jeśli będziesz bezbronny niezaatakuje Cię ...
- Ale .. ! - Magnus tylko pstryknął palcami sypiąc niebieskie iskry a ja znalazłem się przed jego domem. - Kurwa !
Wejść bez broni?! Toż to najgłupsza rzecz jaką można zrobić. Żaden łowca nigdy nie zgodził by się na taki pomysł... no właśnie. Kurwa dlaczego to musi być tak skomplikowane ?!
Udałem się w drogę klnąc pod nosem. Psychiatryk znajdował się jakąś godzinę drogi z tąd jednak czas szybko mi minął. Moim oczą ukazał się wielki stary szpital, chyba powstały w XVIII wieku. Przed budynkiem rozciągał się olbrzymi plac z drzewami ogrodzony starą żelazną konstrukcja imitujacą płot. Był zniszczony w kilku miejscach a pręty były powykrzywiane lub nie było ich wcale. Wejście otwierała wielka brama z misternym żelaznym napisem u góry  "Szpital Psychiatryczny " jedno ze skrzydeł bramy leżało na chodniku wykrzywione w różne strony.
Przekroczyłem je lecz odrazu się zatrzymałem. Demoniczna energia była przytłaczająca. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Nie jestem pewny lecz czułem bardzo silnego demona wokół którego zbierały się słabsze. To naprawdę dziwne.
Już mniej pewnie ruszyłem zniszczoną kamienną uliczką do głównych drzwi psychiatryka. Miałem je pchnąć lecz przypomniałem sobie słowa Magnusa: "Przed wejściem do psychiatryka zostaw całą broń.." Mam go posłuchać? Uratował mi życie... więc może powinienem ? Zacisnąłem zęby wyciągając broń. Jednym sprawnym ruchem wbiłam ją w ziemię obok wejścia. Pozbyłem się nawet noży do rzucania.
- Jaki ty jesteś głupi. - szepnąłem do siebie.
Popchnąłem drzwi które otwarły się z przeraźliwym skrzypnięciem ukazując wnętrze. Zajrzałem do środka obserwując pokaźnych rozmiarów hol. Na jego końcu znajdowały się schody prowadzące na wyższe piętro oraz w dół, chyba do piwnicy. Po bokach znajdowały się dwa przejścia jednak przez ciemność  nie mogłem stwierdzić gdzie prowadzą. Pozatym pomieszczenie na ścianach jak i podłodze było poplamione już zaschniętą krwią a gdzieniegdzie walały się kości czy zasuszone ciała oparte o ściany. Nie było tu żywej duszy. Wyraźnie czułem zapach siarki jak i energię demonów lecz żadnego nie było. Dziwne...
Ostrożnie wszedłem do środka. Pusto... żadnego demona, zasadzki czy jakiegokolwiek ataku. Prychnołem pod nosem odwracając się i zamykając drzwi. Jaką porażka niczego tu nie ma ... odwróciłem się sztywniejąc. Kilka centymetrów przed twarzą warczał mi demon. Nie wyglądał jak człowiek więc musiał być o wiele słabszy. Był cztery razy większy odemnie, jego ciało miało czarny kolor i sześć kończyn podtrzymujacych go sufitu. Oczu nie miał jedynie obleśny uśmiech z długim jęzorem z którego skapywała czarna maź. Szarpnąłem ukradkiem drzwi, były zatrzaśnięte.... zajebiście. Nie mam broni a osaczyły mnie demony. Jednak to była pułapka a ja jak ten nowicjusz dałam się w nią złapać.
Nim się obejrzałem wokół zabrało się więcej demonów nie przypominających ludzi. Poczułem ostry metal na gardle. Przeniosłem wzrok z zakrwawionego noża na pielęgniarkę która go trzymała. Była cała zakrwawiona a twarz zakrywały bandaże. Wyglądała jak te pielęgniarki z Silent Hill. Wydała dziwny odgłos przysuwając ostrze do mojej skóry nieznacznie ją rozcinając. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nienawidzę tego uczucia bezsilności. 
- Nie chce walczyć, szukam ... - Jak ona miała? A tak .. - Lau.
- Dla Ciebie Lau Hu. - demony wzdrygły się słysząc warkniecie. Odrazu się odemnie odsuneły a ja ujrzałem białowłosą siedzącą na schodach. Od niechcenia opierała głowę na ręcę uważnie mnie obserwując. - Czego chcesz ?
- Pogadać.. - prychła, cicho się śmiejąc.
- Chyba źle trafiłeś, ale skoro chcesz.
Wstała schodząc parę stopni po czym ruszyła schodami na dół. Zanim znikneła mi z oczu machneła ręką bym za nią poszedł. Pielęgniarka odsuneła się w pokraczny sposób pozwalając mi przejść. Nie chętnie ruszyłem za nią po schodach. To chyba druga najgłupsza rzecz jaką dzisiaj zrobiłem. Nie dość że wszedłem tu bez broni to teraz idę za tą cholerą nie wiadomo gdzie. Zatkałem nos czując obrzydliwy odur rozkładu i śmierci. Demonica weszła do oświetlonego pomieszczenia po lewej stronie. Było dość duże po prawej znajdowałsię zlew oraz kilka szafek w ... prawie białym kolorze. Na środku stało metalowe "łóżko " na którym leżał jakiś porozcinany martwy człowiek. Spiołem się na ten widok. Po lewej było kolejne przejście a w rogu poza szafkami na przeciwleglej ścianie, stało duże biurko. Za nim siedział dziwny demon. Był to mężczyzna o srebrnych włosach z śrubą w głowie. Na nosie miał okrągłe okulary a jego ciało wyglądało jakby był pozszywany. Ubrany w coś na kształt kitla lekarskiego.
- Stein mógłbyś nas zostawić? - oparła się o stół z trupem spoglądając na demona a później na mnie. Ten bez gadania wstał znikając za drzwiami obok. - Więc czego chcesz ?
- Jesteś strasznie pewna siebie. - uraczyłem ją jednym z moich wrednych uśmiechów. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. - Co jeśli chce Cię zabić?
- Nie masz broni a pozatym zginął byś tutaj. Nawet jeśli uciekł byś z mojej pracowni to zabiły by Cię demony na górze. - uśmiechnęła się. Po chwili odepchneła się od stołu obchodzą go.
Ciekawe... jej pracownia. Podeszłem bliżej obserwując trupa. Przez to miejsce mam wrażenie że zaraz ożyje.
- Marnujesz mój czas ! - warkneła. - Albo gadasz czego chcesz albo po prostu skończysz jak on. - wskazała ruchem głowy na trupa między nami. Jej uśmiech zmienił się na psychiczny.  To źle,  szczególnie że nie mam jak z nią walczyć.
- Dobra jestem tu tylko w jednej sprawie.... - wykonałem szybki ruch łapiąc ją za lewy nadgarstek. Szarpneła się lecz nie zdąrzyła wyrwać ręki. - Chce zawrzeć z Tobą pakt. Pomożesz mi z pewną sprawą.
Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Ewidentnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić a tym bardziej co powiedzieć przez szok. Oto kolejna głupia rzecz tego dnia. Sykłem czując ciepło na ręcę. Od palców aż po sam łokieć pokryła się jakąś skomplikowaną i niezrozumiałą dla mnie pieczęcią tak samo jak demonicy.
- CZY TY WIESZ CO WŁAŚNIE ZROBIŁEŚ!? - krzykneła a jej oczy niebiespiecznie zabłysły złotym kolorem.
- Po prostu nocny łowca zrobił Cię w ciula... - rzucił beznamietnie Stein wchodząc do pomieszczenia z pustymi słoikami. Położył je na biurku.
- Stein ! Po czyjej ty jesteś stronie ?!
- Dobrze wiesz ... - poprawił okulary znowu znikając w pomieszczeniu obok.
Puściłem jej nadgarstek uśmiechając się triumfalnie. Mam ją w garści. Kto by pomyślał że rozdział o paktach z demonami kiedyś się przyda. I to nawet szybciej niż myślałem. Zrobi co ma zrobić i ją zabiję.
Oparła się wściekła o stół patrząc w ziemię. Chce ją bardziej dobić? Hmm kuszące...
- Jesteś głupi...
- Słucham!? - wyrwałem się z rozmyślań. Patrzyła na mnie już normalnymi szaro-białymi tęczówkami.
- Jesteś głupi... pewnie nawet nie wiesz jak działa pieczęć paktu. - milczałem - Tak myślałam. Jeśli ty złamiesz swoją część paktu w tedy zginiesz a ja będę mogła zjeść twoją duszę. - uśmiechnęła się mrocznie, nie dała mi dojść do słowa. - to samo stanie się gdy ja złamie swoją część.
- Spoko. Zrobisz co masz zrobić i po sprawie.
- Z tym że zarządam odpowiedniej ceny. - wyprostowała się krzyżując ręce na piersi - Chce twoją du...
- Nie możesz - zaśmiałem się - cena musi być równa przysłudze. Wybacz ale nie nabierzesz mnie na tą sztuczkę.
Demonica przeklneła pod nosem odwracając wzrok. Dziwne ale czerpałem ogromną satysfakcję z wkurzania jej.
- Więc co mam zrobić? - westchneła ciężko. Czyżby się poddała?
- Słyszałaś o dziwnych morderstwach spowodowanych przez demony?
- Może... - spojrzała na swoje ostre długie pazury
- Chce żebyś pomogła mi odnaleźć sprawcę i zakończyć tą sprawę.
Demonica się uśmiechnęła. Szok. Przed chwilą była wkurzona a teraz jak gdyby nigdy nic się uśmiecha.
- Dobrze. Skoro byłeś na tyle zdesperowany by zawrzeć ze mną pakt to naprawdę musicie nie mieć pojęcia o tym co się dzieje. - wycelowałam pazury w moją twarz - a cena będzie odpowiednia, już ja coś wymyślę.

Trochę późno. Niestety przez duży ruch w pracy zostałam zmuszona do pisania wszystkiego dzisiaj x.x nie polecam.
Myślę że się spodoba ale mimo wszystko proszę osoby które czytają o nawet najprostszy komentarz :3
To niewiele ale bardzo motywuje do dalszej pracy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro