Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mia: niegodziwy podstęp

Następnego rana, wraz z Caroline, usłyszałyśmy niecodzienne poruszenie wśród naszych koni. Spojrzałam na zegarek w telefonie: była 5:50.
-Idź je uspokój. Toż to środek nocy.-powiedziała Carla i odwróciła się na drugi bok. Niechętnie wyszłam z namiotu. Shadow i Luna rżeli niespokojnie.
-Dobre konie. Spokojnie. Niedługo ruszamy.-próbowałam uspokoić je tonem głosu.
Nic to nie dało, ogier zaczął zarzucać łbem i chodzić w kółko.
-Jesteś chory?-zapytałam, podchodząc do niego. Sprawdziłam, czy nie ma kolki, gorączki, albo czegoś podobnego. Nic z tych rzeczy. Wyglądał jak okaż końskiego zdrowia. Nie rozumiałam jego zachowania.
W końcu i Caroline wyszła, sprawdzić co się dzieje.
-Wszystko w porzą...dku?-zapytała, ziewając.
-Nie wygląda na chorego, wręcz przeciwnie...Sprawdź jeszcze raz.
Przyjaciółka zajęła się wierzchowcem.
Po oględzinach stwierdziła:
-Masz rację. Nic mu nie jest.-podeszła do klaczy-Ona też jest zdrowa.
-Nic z tego nie rozumiem...
Koń zaczął być jeszcze bardziej niespokojny.
-Wygląda, jakby chciał nam coś powiedzieć...-Carla zamyśliła się-Przywiąż Diabla do drzewa. Potem wsiadaj na Shadowa, ja pojadę na Lunie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Tak też zrobiłyśmy. Po chwili konie galopowały w sobie tylko znanym kierunku. Po jakimś kilometrze, usłyszałyśmy cichą rozmowę:
-To koniec. Teraz rzeka nie będzie problemem.-mówił jeden głos.
-Co do...-zaczęłam, jednak Caroline uciszyła mnie ruchem ręki.
-Jeśli szef się dowie, będziemy mieć spore kłopoty.-odpowiedział drugi głos.
-Zamknij się, idioto. Jeśli nie puścisz pary z gęby, nikt się nie dowie, a rzeka wyschnie.
Zmierzali w naszym kierunku. Zawróciłyśmy konie do pobliskich zarośli i tam się ukryłyśmy.
-Dzwoń do kierownika budowy.-zadecydowała Carla.
Po krótkiej rozmowie, mężczyzna powiedział, że wyjedzie na spotkanie spiskujących pracowników. Po pół godzinie spełnił obietnicę. Zjawił się wraz z policją i właścicielem rezerwatu. Złapali sprawców i przedstawili im zarzuty. Nikt nie miał wątpliwości, że są winni. Policjanci zabrali ich na komendę, wcześniej spisując stosowny protokół. Pozostało pytanie,  czy rzekę da się uratować.
Na szczęście właściciel znał się na tym i stwierdził,  że jeśli usunie się szybko rowy, rzeka w krótkim czasie wróci w swoje koryto. Kierownik budowy obiecał, że przeniesie budynek przyszłego sklepu kilkadziesiąt metrów dalej, aby nie zanieczyszczać wody i by jego obiekt był bezpieczny. Po chwili rozmowy pożegnaliśmy obu mężczyzn, wróciłyśmy do naszego obozowiska i wyruszyłyśmy w dalszą drogę na poszukiwanie stada. Odnalazłyśmy je dwa dni później.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro