࿇.6.࿇
Patrzyłam ukradkiem na Sebastiana. Jego oczy są kryształowo niebieskie, ale ich odcień nie przypomina mi żadnej znanej odmiany tego koloru. Pomieszany jakby z odcieniem nieba przed burzą i tym drugim kolorem, przypominającym szafirowy błękit. Jego oczy były fascynujące, nie zwykłe, a kolor był mocno intensywny, naturalnie nikt nie ma takich oczu...
Rysy jego twarzy były delikatne, ale przez to wygląda dużo doroślej i chłodniej niż powinien wyglądać 19 latek. Swoją drogą, jego twarz przypomina mi kogoś znanego, ale nie wiem kogo konkretnie. Ma zajebiste białe włosy... i rosną mu tak naturalnie. To dziwne, ale może to efekt mutacji, przecież niektóre dzieci już się z takimi rodzą.
- Zrób zdjęcie, będzie na dłużej.
Obrócił się bardziej w moją stronę i wypił łyk kawy.
Usłyszałam brzdęk kolczyka w wardze, a chwilę potem, jak ten z języka ociera się o szkło. Rankiem takie dźwięki są koszmarne, a po południu stwierdziłabym, że są sexy. Rany, co ze mną nie tak?
- Może zrobię zdjęcie... póki wyglądasz jak człowiek. Wiesz, twoja uroda przeminie, a moja? Nie koniecznie, w końcu sam stwierdzasz, że wyglądam o wiele młodziej niż mam lat.
Zarzuciłam kosmykiem włosów i się zaśmiałam, ten zamilkł. Fakt, nasze kłótnie to wymienianie zdań, a gdy się odechciewa kończymy to... przeważnie trwa dwa zdania, bo... jesteśmy zbyt leniwi na krzyczenie na siebie. Poza tym, gdybyśmy mieli zaprowadzić wojnę, mogłaby trwać wiekami... ale żadne z nas nie chce chyba zwracać na siebie uwagi... oprócz głupich ruchów, jak dzisiaj, przepychanie się w kuchni, przez co wysypaliśmy kawę.
Wzięłam ze stołu kubek ze złotym serduszkiem i napiłam się kawy... ten kubek jest dziwny, ale wśród innych się wyróżniał i spodobał mi się. Ale ja lubię dziwne rzeczy... oprócz samej siebie.
Pomieszałam łyżeczką tak, by orzechy się wymieszały. Wypiłam kawę i poszłam do pokoju.
Sebastian pov
Starałem się nie myśleć. Ale gdy usłyszałem, że się rusza chciałem sprawdzić, gdzie zmierza. Ubrałem się i wyszedłem za nią... nie uciekała, poszła do kuchni. Czyżby wiedziała, że opór jest daremny?
Obserwowałem jak się obraca po kuchni, a pojedynczy kosmyk wysuwa się z koka. Pachnie karmelową kawą, melonami i granatami. No i jeszcze czymś, czego nie umiem nazwać. Przypomina to zapach ognia, o ile taki istnieje. Od wczoraj jedyne, co mam ochotę zrobić, to zatopić głowę w jej włosach, leżeć z nią i wdychać zapach... Rany, co się z tobą dzieje, Sebastian!
Odstawiłem kubek i poszedłem do siłowni oczyścić myśli...
Po treningu jak zawsze zamknąłem się w moim pokoju, by medytować... to jedyne miejsce, gdzie nikt, oprócz mnie, nie ma wstępu. Nawet Alek i Jace nie mogą tu wejść, to moja prywatność... Jak moje serce, zamknięte dla wszystkich, oprócz mnie.
Luna pov
Pisałam coś w moim zeszycie. Ozdabiałam go drobnymi znaczkami. Usłyszałam pod wieczór, że Sebastian jak się nie ruszał, tak teraz wyszedł z pokoju... wczoraj tak nie było...
Wyszłam za nim z pokoju i niektóre moje runy zaświeciły, dzięki czemu stałam się cicha i niewidzialna. Stanął przed drzwiami Maryse... kilka razy widziałam matkę Izzy, ale ani razu nie rozmawiałam.
Wytężyłam słuch.
- Sebastianie, jako że jesteś tu najstarszy i cenie cię jak własnego syna, powierzam ci to niezwykłe zadanie... to ty w przyszłości będziesz mieć pod władzą Instytut.
- Dlaczego nie oddamy jej Clave?
- Clave czeka, aż coś zrobi, by mieć pretekst, ale nie możemy dopuścić, by kontaktowała się z ojcem, więc musisz jej pilnować...
- Przecież mówiłaś, że nie jest więźniem...
- I ona ma w to wierzyć, nie może nam uciec. Będziesz czymś na miarę ochrony..
- Niańki, będę niańką ... nie chcę być niańką...
Zaczęłam się odsuwać i pobiegłam po pracowni...
- Izzy....... chodź do "Pandemonium"- uderzyłam rękami obok niej, a ta podskoczyła.
- Ale...
- Chcę potańczyć. Sama nie mogę iść, więc chodź ze mną.
- Ja też idee- zobaczyłam w rogu Jace'a, który się nie odzywał aż do teraz...
- Zgadzacie się?
- Lubię mieszać...
- Ja jej zawsze pomagam...
- Lubię wkurzać Aleka i Sebastiana...
- Będziesz bliżej mnie...
- Zaopiekujemy się tobą, co może się stać?
Kończyli po sobie zdania, a ja się uśmiechałam. To było proste... a tak się przejmowałam... wystarczyło się wkurwić i iść do Izz.
Wbiegłam do pokoju i otworzyłam szafę. Wiedziałam, co chcę ubrać. To proste. Każdy czarownik ceni sobie dobry styl. Ubrałam więc białą koszulę i dżinsy... no i szpilki.
- Wyglądasz, jakbyś do biura szła, na pewno chcesz to ubrać?
- Tak chcę... przecież wyglądam ładnie... i jest mi wygodnie...
- Ubierz chociaż krótkie spodenki, o albo czekaj!
Wybiegła, a chwilę później wróciła z dopasowaną spódnicą, która będzie opinać mój tyłek ... rany.
- Ubierz to, nie idziemy do biura albo Clave...
Przebrałam się...
- Wyglądam jak sekretarka....
- Diabła! Oh yeahhh, jeszcze to.
Założyła na moją twarz okulary, a włosy spięła w koka.
- Nie no błagam, czemu...
- Wyglądasz sexownie, chyba zmienię orientację ... ciekawe, co powie Jace...
- Yyyy no wiesz bejb, ja nie chcę tak wyglądać...-zarumieniłam się na wspomnienie z oranżerii.
Uśmiechnęła się. Ma rację, wyglądałam jeszcze lepiej... ale chyba wolałam tamten strój...
- Musimy wyjść oknem, Jace dał mi pretekst, że idziemy na patrol, ale ciebie nie wolno wypuszczać nocą.
Jęknęłam w duszy.
- Weź moje szpilki...- podałam jej obuwie i sama wyjrzałam przez okno. Trochę wysoko, ale są na to sztuczki.
Niektóre runy zaświeciły i stałam się niewyczuwalna, czyli zwyczajnie byłam w dziwnej bańce która zatrzymuje ciepło... to wystarczy, by Łowcy nie ogarnęli.
Wyszłam oknem i zaczepiłam rękoma o cegły czy co to było.
- Skocz, złapię cię.
- Nie, wolę sama.
- Oh, no dawaj...
- Okej, łap!- krzyknęłam i skoczyłam. Ten z uśmiechem złapał mnie.
Jego miodowe oczy odbijały blask księżyca. Czułam coś w jego stronę... ale to nie tylko nic związanego z byciem razem... to nie chłopak dla mnie. Znaczy cudny jest, ale... chciałabym bardziej by był takim moim starszym bratem... nigdy czegoś takiego nie czułam... czuję więź krwi.
Zeszłam z niego, a chwilę później zobaczyłam Izz ze szpilkami. Ubrałam moje butki i ruszyliśmy.
- Są tu zawsze tłumy...
Wymruczała Izz, kiedy już byliśmy w środku. Poprawiłam Stellę we włosach i ruszyłam.
Izzy szła za mną. Po godzinie siedzenia z Jace'm i 3 drinkach opuściła mnie nadzieja. Może wcale nie zdobędę kielicha? Chcę tylko pokazać, że nie sprawiam problemów...
- Jace, chodź zatańczymy.
- Ktoś musi jej pilnować.
- Jace, przecież nie ucieknie, chodź...
- Nie...
- Zostanę, obiecuję Jace. Nic mi nie będzie.
- Nie uf..
- A ja jej ufam. Nie jest taka, za jaką ją mamy, Jace...
- Jej ojciec zabił moich rodziców...
- Jace- złapałam go za dłoń- jeśli chcesz... to opowiem ci jakie miał w tym działanie, też go nienawidzę. Obiecuję tu zostać, idź zatańczyć i wyluzuj...
Powiedziałam tak, by tylko on mnie słyszał. Opuścił głowę, a chwilę później podniósł się.
- Okej sekretarko diabła, ale jutro porozmawiamy sobie o tym- mrugnął i poszedł z Izz.
Rozglądałam się szukając kogoś... ale nie było żadnej informacji, niczego... yhh.
- Luna Bane? Wybacz, że czekałaś, ale twoi znajomi nie chcieli odejść, a ty sama wyglądasz inaczej.
Usłyszałam kobiecy głos.
- Mój pan chce się z tobą widzieć.
Pociągnęła mnie za rękę, a ja zerkając na Izz jęknęłam. Oby nie ogarnęli przed powrotem...
Chwilę później znalazłam się w salce, gdzie Magnus czasem rozmawiał z poważnymi gośćmi...
- Witaj Luno...
W pokoju panował półmrok, ale idealnie widziałam twarz. Miał zielone oczy i długie brąz włosy, to nie był czarownik, to był...
- Faerie... miałam się spotkać z czarownikiem.
- A czy wtedy przyszłabyś? Nie sądzę. Nikt nie przepada za nami, jak i za tobą. Nie obawiaj się, wiem, gdzie może być kielich, a ja z chęcią odkupię swoje grzechy.
Uśmiechnął się do mnie.
- Czemu mam ci wierzyć?
- Nie mogę kłamać.
- Ale za to sprytnie unikać prawdy, już tak.
- Nie mnie oskarżaj, trzeba zadać odpowiednie pytania.
- Dobrze więc, ja mam je??
- Nie, nie musisz. Znam pewną kobietę, mieszka pod tym adresem.
Podał mi jakąś kartkę. Znałam adres, to sklep muzyczny, w którym bywałam...
- Mieszkała tam kobieta, ma asystentkę ze wzrokiem. Przez większość życia, zanim zamieszkała z moją znajomą, mieszkała z Olimpią i Jocelyn Fairchild.
- Moja przyjaciółka mieszkała z moją ciotką?
- Tak, nie ważne. Pod tym adresem ją znajdziesz, na pewno ci pomoże, ale musisz się pospieszyć. Pamiętasz Valentina?
- Tak, to mój wujek.
- Przyłączył się do twojego ojca i żądał ode mnie informacji.
- Czy ty...
- Musiałem, dlatego chcę byś szybciej odnalazła kielich. Syn Valentina, Joseph, szuka cię. Musisz być ostrożna. Jeszcze jedno...
Powiedział, gdy prawie wychodziłam.
- Są tu wampiry, czekają tylko, aż wyjdziesz z tego pomieszczenia.
Zamarłam.
- Miałem cię przetrzymać tak długo, by zdążyli wejść. Jednak nie zabronili mi ci powiedzieć...
- Ty, to płapka!
- Luno, opanuj się. Musisz się uspokoić i uciekać... jedyne wyjście, to te drzwi, ale nie możesz nimi wyjść...
- Wiem, mam to gdzieś. Znam zejście do kanałów, dam radę...
Nie, nie dam rady.
Sebastian pov
Zacząłem szukać Luny po całym Instytucie. Od kilku godzin nie wyczuwałem jej.
- Widział ktoś Izzy? Jace'a? ALEK!
Ten znikąd pojawił się za stosem papierów.
- Jace i Izzy wyszli na nocny patrol... dzisiaj mają być tam, gdzie "Pandemonium", a co?
- Nie mogę znaleźć Luny...
- A jej pokój?
- Nie, nie ma.
- Więc biegnij!
Jęknąłem i ruszyłem do "Pandemonium". Użyłem portalu, nikt nie potrafi go otwierać... oprócz mnie.
Znalazłem się przed "Pandemonium" i od razu wyczułem wampiry. Wbiegłem do środka i zobaczyłem Jace'a z rękoma na głowie. Coś się stało, a Luna była tego centrum. Stanąłem koło Izzy i Jace'a.
- Gdzie. Ona. Jest?
-Sebastian...- obróciła się Izzy z fałszywym uśmiechem- jaka ona?
- Luna Herondale, gdzie ona jest?
- Nasza diablica... oh, ona?
- Ja mam jej pilnować, a wy ...
- Zgubiliśmy ją... była, a potem zniknęła...
- Jak!?
- Poszliśmy tańczyć...
- Wy ... rany...
Zobaczyłem wampiry, a chwilę później jak Luna wybiega z jakiegoś pokoju. Wszędzie rozpoznam te włosy i figurę... moment, czy ona...
Zrobiło mi się gorąco, ale szybko się opamiętałem i zacząłem biec. Wyszedłem tylnym wyjściem, gdzie Luna się kierowała. Czekałem przy drzwiach, wybiegła, a ja ją złapałem.
- Luna!- krzyknąłem, a ta przestała drżeć i spojrzała w górę ... Bosko wyglądała w tych okularach...
~ Nie myśl o tym...
Złapałem jej ramiona.
- Oni tu idą, musimy uciec...
Luna pov
Spojrzałam w jego kryształowe oczy i złapałam za koszulę.
- Sebastian, musimy uciekać, oni mnie gonią...
Drżałam. Nie chcę, by ta noc się skończyła moim małżeństwem... Sebastian położył dłoń na moim policzku.
- Dlaczego? Jak chcesz stąd uciec?
Nie odezwałam się, tylko wyrwałam z jego uścisku i podeszłam do okręgu w ulicy... kanały. Narysowałam runę, a Sebastian stanął obok.
- I myślisz, że cię nie złapią?
- Węch i wzrok to ich atut, ale w podziemiach nie czuć nic oprócz kanalizacji... moglibyśmy uciec górą, ale złapali by nas, bo nasze runy działają krócej, więc nie gadaj tylko mi pomóż!
Krzyknęłam i zagarnęłam włosy w tył. Klęknął obok mnie.
- Ja pierdolę- wymruczał i wyrwał kratę. Stanęłam na równe nogi tak jak on, tyle że on już schodził- dlaczego, złapię cię ...
Widziałam tylko jego niebieskie oczy, a następnie stanęłam na drabince i przyciągając kratę zamknęłam nas runą w kanałach. Nie chciałam kolejny raz, by ktoś mnie łapał, ale te ciuchy zmuszają mnie do tego. Skoczyłam i wylądowałam w ramionach Sebastiana.
- Czeka nas długa wędrówka, ale coś czuję, że już tak robiłaś...
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro