Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

࿇.36.࿇

Tydzień od naszego ślubu, a ja czuję się jakbym już sto lat w nim była. Sebastian zaczął się bardziej martwić o mnie, odkąd ataki stały się częstsze, ale o co on się martwi? Ja sama jestem demonem. Tak czy siak okazało się, że Izzy tego samego dnia ustaliła datę swojego ślubu, a ten odbędzie się właśnie w ten dzień, kiedy niby ja mam się ożenić z tym chłopakiem. Nathaniel to wysoki blondyn. Jednak ja mam męża i nie zamierzam tego zmieniać.

To tyle z mojego opowiadania, bo teraz wiadomość z ostatniej chwili. Ktoś widział Olimpię i mojego kuzyna Josepha w Pandemonium, gdzie obecnie wchodzimy.

– Luna, idź...

– Nie ma mowy Sebastian, to moja przyjaciółka!

Syknęłam i weszłam do Pandemonium poprawiając rękawiczkę. Tak, męczę się z jedną rękawiczką bez palców, tak jak i Sebastian. Tylko wtajemniczeni ogarniają czemu to nosimy.

Weszliśmy do Pandemonium, a to co zobaczyłam, przekroczyło wszelkie granice. Mój ojciec, wujek i kuzyn oraz Olimpia stali w środku kręgu z trupów.

– No proszę, jest i Luna Herondale... – powiedział Joseph, a ja przechodząc z Łowcami zmieniłam wygląd.

– Luna Morgenstern – wymruczałam, a Joseph zmienił swój wyraz twarzy na zaskoczenie.

– Co?

– Nie słyszeliście? Ah... tatuś myśli, że to z Wiktorem się pobrałam... nie. Tak się składa, że z tym o tu, to Sebastian Morgenstern... Olimpia, co oni ci zrobili...?

– Nic Luno, od początku byłam z nimi i obserwowałam cię, donosząc twojemu ojcu.

Poczułam wściekłość. Sebastian stanął za mną i położył rękę na biodrze.

– Lu, nie chcemy żebyś wysadziła klub Magnusa w powietrze.

– Ale...

– Załatw to jak Łowca...

Wymruczał, a ja ruszyłam w ich stronę i stworzyłam dwa miecze. Oni ruszyli na nas. Stanęłam oko w oko ze swoim starszym i męskim klonem.

– Liliam...

– Luna.

Oboje nie chcieliśmy tej walki, ale i pożądaliśmy jej.

– Nie rozumiem, jak matka mogła cię kochać! – Odbiłam jego uderzenie, a ten się wyszczerzył.

– No widzisz, tak jak ciebie ten białowłosy!

– Sprzedałeś mnie!

– Zrobiłem to dla kielicha!

– Bogu, kurwa dzięki, że Sebastian był zamiast niego! Jak moja matka może nadal tęsknić?

Wtedy on zdrętwiał.

– Ona tęskni?

Kopnęłam go na podłogę.

– Gdy tam jestem, ciągle o tobie mówi, opowiada o tym, jak cię kocha, a ty? Zwariowałeś, bo ją zamknęli. Mój brat nie wierzy w to, co się stało z tobą...

– Brat?

Wtedy coś sobie uświadomiłam... on nie wie, że ma syna.

– Jace... Herondale...

Obróciłam się i zobaczyłam, jak walczy z Josephem i ewidentnie dostaje wpierdol razem z Izzy.

– Walczy z dziewczyną... przeciw kuzynowi...

– Czy on...

– Wie...

Liliam wstał i ze mną oglądał walkę innych, a wtedy zamarłam... Joseph robiąc obrót wbił w Jace'a miecz... Poczułam jak coś nagle pęka... Moje oczy zapłonęły czystą czerwienią, a z kręgosłupa wyrosły ogromne, demoniczne skrzydła... Uniosłam się nad ziemię, a pod nogami utworzył się mój pentagram. Obróciłam kuzyna do siebie, a ten zamarł. Chwilę później klęczał przede mną, a z uszu i nosa lała się krew...

Izzy klęczała przy chłopcu, a ja tworząc z bransolet ostry kij, wbiłam go w serce kuzyna.

Chwilę później biegłam do brata... pluł krwią, a Alec uciskał jego ranę sam jęcząc... Sebastian starał się użyć mocy, a Izzy rysowała Iratze... Joseph przebił serce i kręgosłup.

– Jace! – Krzyknęłam i klęknęłam nad chłopakiem... poczułam łzy w oczach, a Jace się uśmiechnął.

– Hej blondi, nie jest źle... – zaczął pluć krwią – nie płacz, będzie dobrze, spotkamy się...

Złapałam za jego dłoń i mocno ścięłam... Izzy przywarła do niego ustami, a ja czułam jak traci energię.

– Sebastian, zrób coś!

– Nie mogę, on nie chce pomocy!

– Alec... jeśli nie ożenisz się z Magnusem, osobiście ześlę na ciebie samego Razjela... Izz, nie płacz... zakochaj się... miej dzieci...

– Nie! Ja je będę mieć z tobą, za miesiąc się pobieramy. Co ty robisz? Żyj JACE!

– Sebastian... jeśli zobaczę, że robisz jej krzywdę, będziesz miał bardziej przejebane niż Alec.

– Nope, to nie pożegnanie! Jace, nie! Jesteś moim bratem, moją rodziną. Kto będzie trzymał obrączki na następnych ślubach? Kto będzie dawać w ryj Sebastianowi jak mnie wkurzy?

– Luna...

– Nie, teraz ja mówię Jace, nie idź sobie, Jace...

Zaczęłam szlochać i się trząść. Poczułam jak mięśnie się rozluźniają, a Jace przestaje oddychać. Cała w jego krwi zwijam się w kulkę i zaczynam płakać...

– Wszystko to dla pieprzonej władzy... wszytko by mieć tę władzę, tak? – Spytałam patrząc w stronę ojca i wujka... Moje oczy płonęły czernią, zamknęłam ich w kuli, a sama złapałam za gardła mężczyzn.

– Wiecie kto ma prawdziwą władze? Ja!

Krzyknęłam i wzbiłam się w powietrze robiąc dziurę w dachu... wzleciałam nad Nowy Jork i spojrzałam na ich obojga.

– Teraz wy stracicie jedyne co mieliście.

Wysyczałam i dłońmi wbiłam pazury, a potem puściłam w dół...

Czułam jak opadam z sił... Jace nie żyje.

Rozdział poprawiony przez torka24

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro