Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

࿇.34.࿇

Siedziałam z Sebastianem do nocy grając, on coś rysował i nie dawał mi zobaczyć, a ja grałam. Tak, na reszcie się pogodziliśmy, ale na cholerę jasną pół roku w plecy.

– Uśmiechnij się, ciągle jesteś smutna... nikt cię nie może rozbawić od dawna...

– Bawi mnie wiele rzeczy, ale nauczyłam się nie uśmiechać. Nie pozwalałam sobie na uśmiech.

– Mogłaś to robić, zawsze jak to widziałem czułem jak robi mi się gorąco.

Przestałam grać i spojrzałam w jego oczy. Obserwował mnie zza swoich skrzydeł, co wyglądało interesująco. Nie codziennie widzi się anioła, nawet upadłego, jak spokojnie sobie rysuje.

– Robię, często robi się gorąco Jonathan...

Wtedy jego oczy zapłonęły.

– Wypowiedz to jeszcze raz...

– Że twoje imię? – Spytałam z lekką ironią. Wiedziałam doskonale, o co mu chodzi.

– Tak, zrób to...

– Jonathan – moje oczy stały się czarne i spojrzałam na chłopaka. Wyszczerzył się.

– Drugi raz w życiu wypowiedziała moje prawdziwe imię... mimo to wolę Sebastiana, więc tak się do mnie zwracaj.

– A może Mr. Morgenstern? Pamiętam, jak kazałeś mi na siebie tak mówić.

– A ja pamiętam, jak opisałaś tę scenę w pamiętniku.

Zrobił cwaną minę, a ja uderzyłam w piszczący klawisz, na co zatkał uszy. Nie lubił tej wysokości dźwięku. Nie wiem czemu, ale wiedziałam to. Skrzywił się, a ja ściągnęłam palec z klawisza.

– Mój pamiętnik, to moja sprawa. Powinieneś dostać w twarz za czytanie moich notatek.

– Jasne... wiesz co, mam czasem wrażenie, że ty nie masz się na kim wyżyć i swoją złość wykorzystujesz, by obić tych, co cię irytują.

– Tfu, tylko na tobie. Przypominam, tak się zaczęło nasze małżeństwo...

– Pamiętam, nie mogłem się regenerować.

– Wiem, bo to były ciosy ode mnie... rany, już jest ciemno.

– Ano jest...

– Idę spać.

Wstałam z tej ławeczki i ruszyłam do wyjścia, a za mną ruszył Sebastian, wręczając mi to, co rysował. Zobaczyłam chyba z dwadzieścia kartek, gdzie byliśmy głównie my.  Były różne sceny, jednak były też uwiecznione nasze dwa pocałunki... i o mój bosze, ślub... tylko że nie był Wiktorem, a sobą. Były też noce, w których razem spaliśmy łącznie z tą w Polsce. Jednak chyba najbardziej podoba  mi się moment z festiwalu kolorów, gdzie trzymał wianek i mi go zakładał patrząc w oczy, a na dole były nasze nazwiska i symbole rodowe. Zaśmiałam się jednak na to z pierogami i gdy byliśmy w strefie. Było na rysunkach wszystko. Spojrzałam na Sebastiana, który przyglądał mi się z uśmieszkiem.

Miał w ręku aparat i zrobił mi zdjęcie... jak się uśmiecham.

– Jace i Izzy mogą w końcu wziąć ślub!

Krzyknął, a ja przewróciłam oczyma.

– Chcesz, w pokoju mam stosy tych rysunków...

– Masz obsesję?

– Nie... ja zwyczajnie kogoś kocham... i ta osoba twierdzi, że mam obsesję, a sama gra na pianinie jak nienormalna, grając tę samą muzykę...

– Grabisz sobie, Morgenstern...

– Powiedziała córka Lilith...

– Nie wypominaj mi, ja już wiem jak to było!

– Ćsiii... zakłócasz moją zajebistość.

Wtedy zobaczyłam Izzy i Aleca leżących na środku korytarza i śmiejących się.

– Masz kopię tego zdjęcia?

– Tfu, ja mam już całą galerię kopii!

Mówili do siebie, a ja spojrzałam niezrozumiale.

– I ship IT!

Jęknęłam. Już wiedziałam, co mają na tych telefonach.  Miałam wejść do swojego pokoju, ale Sebastian złapał moją rękę i obrócił, jakby chciał zatańczyć, to było dziwne. Ale chwilę później znalazłam się w jego pokoju.

– Śpimy w moim pokoju.

– Rany Chryste, Boże święty, dlaczego?

– Booo mam taką ochotę.

Popchnął mnie na łóżko.

– Ale ja chcę chociaż piżamę...

– Śpij w sweterku.

Wymruczał, a ja ściągnęłam buty i spodnie, i weszłam pod kołdrę. Chwilę później poczułam jak materac się ugina, a potem Sebastian praktycznie jak druga kołdra oplatał mnie i położył głowę w zagłębieniu mojej szyi.

– Kim jesteś i co zrobiłeś z Sebastianem...?

– To ja, głupku.

– Nie lubiłeś mnie tu wpuszczać, nawet jeśli sama tu wchodziłam, nie lubiłeś tego.

– Bo ten pokój jest nie dostępny dla nikogo, a teraz leżysz w nim... szczerze... pamiętam dni, gdy czasem spotykałem się z dziewczyną, ale żadnej nie chciałem w swoim pokoju, a ciebie... nie chciałem nawet dotknąć, byłaś jak lalka, którą można popsuć, a ja chciałem ciebie dla siebie. Nie chciałem cię traktować jak resztę, czyli tylko do jednego... chciałem tylko leżeć tak jak teraz... w moim pokoju.

– Co cię wzięło na mówienie o uczuciach, Sebastian... co cię dzieje?

– Nic, cieszę się no – wymruczał przy moim uchu, a ja poczułam dreszcz.

Głupi Sebastian...

Zamknęłam oczy i czując się bezpieczna zasnęłam.

Rankiem obudziłam się przed Sebastianem. Wyszłam powoli z jego łóżka i pokoju, i poszłam do siebie. Ubrałam krótkie spodenki i top, a włosy związałam w kitkę oczywiście znów zakładając wianek. Pierścionki zawiesiłam na na naszyjniku i ubrałam trampki. Porywając z kuchni kanapkę zobaczyłam w sali mojego brata jak ćwiczył, podeszłam i założyłam rękawice.

– Czemu jesteś sam?

– Nie wiem, chyba chciałem odpocząć...

– Pogo...

– Wiem, Izzy od wczoraj wieczoru wariuje i co chwilę pokazuje mi zdjęcie, gdzie całujesz Sebastiana... nareszcie. Patrzeć na te wasze wzajemne tortury i spojrzenia bólu, to był koszmar.

– Serio, ty też...

– Tak. Właśnie, Alec nie chciał już wczoraj wieczorem panikować, ale zobaczył dziwną aktywność demonów no i dużo magii na obrzeżach miasta. To raczej nie Wiktor ani Magnus, ani czarownicy z miasta, to ktoś z poza i dawno nie używał magii.

Moje oczy zabłysły czernią.

– Gdzie było tego najwięcej?

– Przy domu Magnusa i tam, gdzie często bywasz...

– Pójdziemy tam, jak reszta wstanie... jeszcze jakieś wiadomości?

– Tak, ale te ci się już nie spodobają.

– Tamte też...

– Teraz są gorsze, dużo gorsze i mam ochotę zabić Clave. Jak wiesz, nikt nie wie, że wzięłaś ślub z Wiktorem i że masz męża, a nie masz runy. Clave wymyślił, jak oczyścić twoje nazwisko, skoro twój ojciec milczy albo nie żyje... masz wyjść za pewnego chłopaka, stary znajomy z Instytutu. Wyjechał i teraz jest w Instytucie w Paryżu, no i zgodził się na ślub z tobą, więc nie masz nic do gadania...

– Ale...

– Za dwa miesiące przy pełni, macie wziać ślub... tak mi przykro...

– Kolejny ustawiony ślub?! Nie zgadzam się, mam już męża i wpojonego, nie ma mowy!

– Wiem, że to ci nie pasuje, ale naprawdę inaczej Clave zabierze cię do Idrisu i poddadzą próbie miecza. Nie wiem co może się stać, ale miecz zabija demony, a gdy go do...

– Ja pierdole, nie kończ...

Usiadłam i założyłam ręce na szyję kuląc się. Kurwa... Zatrzęsłam się.

– Więc nie spodoba ci się, że dziś ma przybyć do Instytutu....

Moje oczy się rozszerzyły.

– Że co kurwa mać? – spytałam – ja mam chłopaka czy oni pytają w ogóle o moje zdanie?!

– Nie, Luna... musisz...

– Będę mieć dwóch mężów, ogarniasz to!?

Uderzyłam w worek, po czym wstałam i wybiegłam. Ruszyłam do Izz, ale uprzedził mnie Sebastian, który złapał mnie w pasie.

– Luna, co ci się stało?

– Clave wymyślili, że mam oczyścić nazwisko i związać się z jakimś chłopakiem, który dzisiaj przyjedzie... ślub jest ustalony na za dwa miesiące, znów chcą mnie bez zgody zaślubić.

– W sumie to nawet dobrze się składa, nie lubię twojego nazwiska, jest beznadziejne.

– Słucham?

– Powinnaś je zmienić, nie pasuje do ciebie...

– Niby na jakie!?

– Morgenstern...

Wyszczerzył się i zostawił mnie w korytarzu... zaraz czy on...

– SEBASTIAN, GNOJU, WRACAJ TU CZY TY WŁAŚNIE...!?

– TAK, KSIĘŻNICZKO, OŚWIADCZAM CI SIĘ!

Usłyszałam jeszcze i stanęłam w miejscu.

– No tego się nie spodziewałam – usłyszałam głos mojej parabatai.

Rozdział poprawiony przez torka24

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro