࿇.34.࿇
Siedziałam z Sebastianem do nocy grając, on coś rysował i nie dawał mi zobaczyć, a ja grałam. Tak, na reszcie się pogodziliśmy, ale na cholerę jasną pół roku w plecy.
– Uśmiechnij się, ciągle jesteś smutna... nikt cię nie może rozbawić od dawna...
– Bawi mnie wiele rzeczy, ale nauczyłam się nie uśmiechać. Nie pozwalałam sobie na uśmiech.
– Mogłaś to robić, zawsze jak to widziałem czułem jak robi mi się gorąco.
Przestałam grać i spojrzałam w jego oczy. Obserwował mnie zza swoich skrzydeł, co wyglądało interesująco. Nie codziennie widzi się anioła, nawet upadłego, jak spokojnie sobie rysuje.
– Robię, często robi się gorąco Jonathan...
Wtedy jego oczy zapłonęły.
– Wypowiedz to jeszcze raz...
– Że twoje imię? – Spytałam z lekką ironią. Wiedziałam doskonale, o co mu chodzi.
– Tak, zrób to...
– Jonathan – moje oczy stały się czarne i spojrzałam na chłopaka. Wyszczerzył się.
– Drugi raz w życiu wypowiedziała moje prawdziwe imię... mimo to wolę Sebastiana, więc tak się do mnie zwracaj.
– A może Mr. Morgenstern? Pamiętam, jak kazałeś mi na siebie tak mówić.
– A ja pamiętam, jak opisałaś tę scenę w pamiętniku.
Zrobił cwaną minę, a ja uderzyłam w piszczący klawisz, na co zatkał uszy. Nie lubił tej wysokości dźwięku. Nie wiem czemu, ale wiedziałam to. Skrzywił się, a ja ściągnęłam palec z klawisza.
– Mój pamiętnik, to moja sprawa. Powinieneś dostać w twarz za czytanie moich notatek.
– Jasne... wiesz co, mam czasem wrażenie, że ty nie masz się na kim wyżyć i swoją złość wykorzystujesz, by obić tych, co cię irytują.
– Tfu, tylko na tobie. Przypominam, tak się zaczęło nasze małżeństwo...
– Pamiętam, nie mogłem się regenerować.
– Wiem, bo to były ciosy ode mnie... rany, już jest ciemno.
– Ano jest...
– Idę spać.
Wstałam z tej ławeczki i ruszyłam do wyjścia, a za mną ruszył Sebastian, wręczając mi to, co rysował. Zobaczyłam chyba z dwadzieścia kartek, gdzie byliśmy głównie my. Były różne sceny, jednak były też uwiecznione nasze dwa pocałunki... i o mój bosze, ślub... tylko że nie był Wiktorem, a sobą. Były też noce, w których razem spaliśmy łącznie z tą w Polsce. Jednak chyba najbardziej podoba mi się moment z festiwalu kolorów, gdzie trzymał wianek i mi go zakładał patrząc w oczy, a na dole były nasze nazwiska i symbole rodowe. Zaśmiałam się jednak na to z pierogami i gdy byliśmy w strefie. Było na rysunkach wszystko. Spojrzałam na Sebastiana, który przyglądał mi się z uśmieszkiem.
Miał w ręku aparat i zrobił mi zdjęcie... jak się uśmiecham.
– Jace i Izzy mogą w końcu wziąć ślub!
Krzyknął, a ja przewróciłam oczyma.
– Chcesz, w pokoju mam stosy tych rysunków...
– Masz obsesję?
– Nie... ja zwyczajnie kogoś kocham... i ta osoba twierdzi, że mam obsesję, a sama gra na pianinie jak nienormalna, grając tę samą muzykę...
– Grabisz sobie, Morgenstern...
– Powiedziała córka Lilith...
– Nie wypominaj mi, ja już wiem jak to było!
– Ćsiii... zakłócasz moją zajebistość.
Wtedy zobaczyłam Izzy i Aleca leżących na środku korytarza i śmiejących się.
– Masz kopię tego zdjęcia?
– Tfu, ja mam już całą galerię kopii!
Mówili do siebie, a ja spojrzałam niezrozumiale.
– I ship IT!
Jęknęłam. Już wiedziałam, co mają na tych telefonach. Miałam wejść do swojego pokoju, ale Sebastian złapał moją rękę i obrócił, jakby chciał zatańczyć, to było dziwne. Ale chwilę później znalazłam się w jego pokoju.
– Śpimy w moim pokoju.
– Rany Chryste, Boże święty, dlaczego?
– Booo mam taką ochotę.
Popchnął mnie na łóżko.
– Ale ja chcę chociaż piżamę...
– Śpij w sweterku.
Wymruczał, a ja ściągnęłam buty i spodnie, i weszłam pod kołdrę. Chwilę później poczułam jak materac się ugina, a potem Sebastian praktycznie jak druga kołdra oplatał mnie i położył głowę w zagłębieniu mojej szyi.
– Kim jesteś i co zrobiłeś z Sebastianem...?
– To ja, głupku.
– Nie lubiłeś mnie tu wpuszczać, nawet jeśli sama tu wchodziłam, nie lubiłeś tego.
– Bo ten pokój jest nie dostępny dla nikogo, a teraz leżysz w nim... szczerze... pamiętam dni, gdy czasem spotykałem się z dziewczyną, ale żadnej nie chciałem w swoim pokoju, a ciebie... nie chciałem nawet dotknąć, byłaś jak lalka, którą można popsuć, a ja chciałem ciebie dla siebie. Nie chciałem cię traktować jak resztę, czyli tylko do jednego... chciałem tylko leżeć tak jak teraz... w moim pokoju.
– Co cię wzięło na mówienie o uczuciach, Sebastian... co cię dzieje?
– Nic, cieszę się no – wymruczał przy moim uchu, a ja poczułam dreszcz.
Głupi Sebastian...
Zamknęłam oczy i czując się bezpieczna zasnęłam.
Rankiem obudziłam się przed Sebastianem. Wyszłam powoli z jego łóżka i pokoju, i poszłam do siebie. Ubrałam krótkie spodenki i top, a włosy związałam w kitkę oczywiście znów zakładając wianek. Pierścionki zawiesiłam na na naszyjniku i ubrałam trampki. Porywając z kuchni kanapkę zobaczyłam w sali mojego brata jak ćwiczył, podeszłam i założyłam rękawice.
– Czemu jesteś sam?
– Nie wiem, chyba chciałem odpocząć...
– Pogo...
– Wiem, Izzy od wczoraj wieczoru wariuje i co chwilę pokazuje mi zdjęcie, gdzie całujesz Sebastiana... nareszcie. Patrzeć na te wasze wzajemne tortury i spojrzenia bólu, to był koszmar.
– Serio, ty też...
– Tak. Właśnie, Alec nie chciał już wczoraj wieczorem panikować, ale zobaczył dziwną aktywność demonów no i dużo magii na obrzeżach miasta. To raczej nie Wiktor ani Magnus, ani czarownicy z miasta, to ktoś z poza i dawno nie używał magii.
Moje oczy zabłysły czernią.
– Gdzie było tego najwięcej?
– Przy domu Magnusa i tam, gdzie często bywasz...
– Pójdziemy tam, jak reszta wstanie... jeszcze jakieś wiadomości?
– Tak, ale te ci się już nie spodobają.
– Tamte też...
– Teraz są gorsze, dużo gorsze i mam ochotę zabić Clave. Jak wiesz, nikt nie wie, że wzięłaś ślub z Wiktorem i że masz męża, a nie masz runy. Clave wymyślił, jak oczyścić twoje nazwisko, skoro twój ojciec milczy albo nie żyje... masz wyjść za pewnego chłopaka, stary znajomy z Instytutu. Wyjechał i teraz jest w Instytucie w Paryżu, no i zgodził się na ślub z tobą, więc nie masz nic do gadania...
– Ale...
– Za dwa miesiące przy pełni, macie wziać ślub... tak mi przykro...
– Kolejny ustawiony ślub?! Nie zgadzam się, mam już męża i wpojonego, nie ma mowy!
– Wiem, że to ci nie pasuje, ale naprawdę inaczej Clave zabierze cię do Idrisu i poddadzą próbie miecza. Nie wiem co może się stać, ale miecz zabija demony, a gdy go do...
– Ja pierdole, nie kończ...
Usiadłam i założyłam ręce na szyję kuląc się. Kurwa... Zatrzęsłam się.
– Więc nie spodoba ci się, że dziś ma przybyć do Instytutu....
Moje oczy się rozszerzyły.
– Że co kurwa mać? – spytałam – ja mam chłopaka czy oni pytają w ogóle o moje zdanie?!
– Nie, Luna... musisz...
– Będę mieć dwóch mężów, ogarniasz to!?
Uderzyłam w worek, po czym wstałam i wybiegłam. Ruszyłam do Izz, ale uprzedził mnie Sebastian, który złapał mnie w pasie.
– Luna, co ci się stało?
– Clave wymyślili, że mam oczyścić nazwisko i związać się z jakimś chłopakiem, który dzisiaj przyjedzie... ślub jest ustalony na za dwa miesiące, znów chcą mnie bez zgody zaślubić.
– W sumie to nawet dobrze się składa, nie lubię twojego nazwiska, jest beznadziejne.
– Słucham?
– Powinnaś je zmienić, nie pasuje do ciebie...
– Niby na jakie!?
– Morgenstern...
Wyszczerzył się i zostawił mnie w korytarzu... zaraz czy on...
– SEBASTIAN, GNOJU, WRACAJ TU CZY TY WŁAŚNIE...!?
– TAK, KSIĘŻNICZKO, OŚWIADCZAM CI SIĘ!
Usłyszałam jeszcze i stanęłam w miejscu.
– No tego się nie spodziewałam – usłyszałam głos mojej parabatai.
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro