Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

࿇.3.࿇

Spokojnie zeszłam na dół, a demony tymczasem weszły do strefy. Z uśmiechem patrzyłam jak Łowcy podążają ich krokiem. Zdążyłam obejrzeć jeszcze moje paznokcie i czekałam na moment. Taki też się przytrafił... Demony zmieniły postać i miały atakować już kogoś, kiedy wparowałam do środka i zobaczyłam dziewczynę z batem oraz jej brata, celującego z łuku... to oni mnie ścigali.

Kurwa... Mać na anioła. Moje serce nagle uderzyło mocniej. Zrobiłam obrót i wbiłam miecz w zmiennego.  Gdy się rozpłynął, zobaczyłam kryształowo- niebieskie oczy. Poczułam jak wszechświat na chwilę staje. Moje oczy na chwilę zabłysły czernią... nie ma czasu na wpatrywanie się w kogoś.

Gdy się obracałam zobaczyłam, że jego oczy zabłysły na srebrno, a następnie na biało... jednak to mogło mi się przewidzieć. Magnus patrzył na mnie i tworzył pole siłowe, dzięki którym demon się nie wkradnie... przez jakiś czas. Zostało ich kilku. Białowłosy stanął do mnie plecami, a ja miecz zamieniłam w sztylety. Może to najdziwniejsze co teraz powiem, ale walczyłam synchronizując się z jego ruchami... Moje serce biło szybciej niż normalnie, a chwilę później usłyszałam świst batu... Demonów nie było... to był cios na mnie.

Obróciłam się i jednym sztyletem rzuciłam w dłoń dziewczyny, przez co wypuściła bat, jednak nie stała jej się krzywda, a drugim zachamowałam uderzenie. Sztylety znów stały się bransoletami, a ja spojrzałam na Magnusa.

- Uciekaj- wyszeptał, a ja spoglądając jeszcze raz w oczy białowłosego zaczęłam biec. Wyskoczyłam z "Pandemonium" i wdrapałam się na dach.

Łowcy wybiegli za mną.

- To była ona?

- Jestem pewny. Z resztą widzieliście ją. Nie ma nikogo, kto walczy tak jak Herondale...

Usłyszałam jedwabny głos.

- Czemu nam pomogła?

- Ona chroniła Magnusa...- powiedziała czarnowłosa. Jak na debilów, którzy mnie gubią są sprytni i łączą fakty.

- Trzeba ją znaleźć.

W tamtym momencie spadł mój pierścionek od Magnusa... Zawsze był luźniejszy, a ja nigdy go nie zmniejszyłam. Łowcy spojrzeli w górę. To było jak zastrzyk adrenaliny. Moja runa zaświeciła, a ja przeskoczyłam... odzyskam pierścionek, ale nie tu.

- Łapać ją!- krzyknął blondyn i zaczął biec rysując runę.

~ Tylko teraz się nie potknij ...

Powiedziałam do siebie i przeskoczyłam na następny budynek... i złamałam szpilkę... kurwa.

Runęłam w dół... zobaczyłam jeszcze tylko białe włosy i niebieskie oczy... potem była ciemność.

Gdy się ocknęłam byłam przywiązana do... łóżka szpitalnego? Zobaczyłam czarne oczy i długie włosy.

- Nie próbuj się wyrwać, bo liny bardziej się zacisną. Możesz złamać nawet ręce, a tego nie chcemy. Nie wiem po co chłopcy kazali je założyć.

Powiedziała i przyłożyła dłoń do mojego czoła. Normalnie już spaliłabym już liny, ale nie wolno mi pokazywać mocy... nie przy Łowcach.

Zmrużyłam oczy.

- Odwiążesz mnie?

- Nie- powiedział za nią męski głos. Obróciłam głowę i zobaczyłam twardy wyraz twarzy.

Niebieskie oczy były lodowate jak lód, a włosy jak śnieg, trochę przypomina górę lodową.

Zaśmiałam się i wykręciłam delikatnie rękę rozwiązując się w ukryciu.

- Przecież nie zwieje z miejsca pełnego Łowców.

- Mhm... Zwinęłaś się nam dobre 4 razy z rąk. Gdyby nie twoje szpilki, w życiu byśmy cię nie złapali.

Mruknął następny głos, a ja zobaczyłam chłopaka o miodowych oczach. Przypominał mi kogoś, ale sama nie wiem kogo. No i pojawił się ostatni, o czarnych włosach i oczach, rany jak to śmiesznie wygląda: czerń, złoto, biel, cudacznie.

- Jakim cudem ona biegła po dachach w szpilkach? Izzzy, nawet ty tak nie umiesz.

- Lata praktyki uciekania przed Łowcami, wilkami, czarownikami, wampirami, faerie.. wymieniać dalej?

Uśmiechnęłam się i odwiązując do końca tę jedną rękę przeczesałam włosy, a Izzy wytrzeszczyła oczy.

- Jak ty to...

Milczałam i położyłam się z powrotem. Byłam w samej długiej koszuli. Ciekawe, kto mnie rozebrał...

Zamknęłam oczy. Pośpię sobie jeszcze i będę mogła mieć spokój na dwa tygodnie...

Narracja 3 osobowa

Czarnowłosa spojrzała na blondynkę spokojnie leżącą na niewygodnym łóżku szpitalnym.

- Co teraz?

- Jak to co. Będziemy jej pilnować...

- Maryse kazała mi ją niańczyć, a nie mam najmniejszej ochoty- wymruczał białowłosy.

- Oh no błagam. To zwykła łowczyni. Nie wygląda jakby miała zniszczyć świat cieni ze swoim ojcem.

- To, że wygląda niewinnie, nie znaczy, że tak jest.

- A ja uważam, że jest urocza- powiedział cicho chłopak o miodowych oczach- no bo hey, spójrzcie na nią. W kilka sekund rozwiązała coś, czego nie da się rozwiązać jedną ręką, a potem sobie spokojnie zasnęła jakby nigdy nic.

- Z nią jest coś nie tak.

- A ja myślę, że Jace ma rację. Dziewczyna nie koniecznie jest jak jej ojciec- powiedział stanowczo czarnooki.

- A jeśli jest? I mu pomaga?

- Jest ważna dla Clave. Czekamy na ich decyzje. Póki co, ty będziesz jej ochroniarzem, ja i Alek przejmiemy część twoich obowiązków, a Jace to Jace...

- Ale czemu ja nic nie dostałem... znaczy, nie mówię, że chcę, tylko czemu ja nie?

- A co ty, pępek świata? Nie. A teraz sio, niech śpi.

Syknęła dziewczyna i nakryła ich pseudo zdobycz.

Luna pov

Obudziło mnie światło słoneczne wpadające przez okno. Nikogo nie było w sali. Odwiązałam się i wyjrzałam przez okno. Mogłabym uciec, ale nie na ich terenie, trzeba rozegrać to inaczej.

Zobaczyłam jakiś sweter, dżinsy i trampki, które od razu ubrałam, a następnie ruszyłam do drzwi. Bransolety były na miejscu, ale gdzie moja własnoręcznie robiona Stella? Ruszyłam korytarzami uważając, by nie wpaść na żadnego Łowcę... Bynajmniej chciałam znaleźć tę dziewczynę... i udało mi się to po jej mocnym, kwiatowym zapachu. Siedziała w zbrojowni, czy czymś takim i naprawiała coś. Miała duże okulary powiększające. Trzymała moją Stellę.

- Hej...- powiedziałam cicho, a ta podniosła głowę.

- Co ty tu... niech zgadnę. Nikt cię nie pilnował?

- A miał?

- Tak. Sebastian miał ... pewnie trenuje kretyn jeden. Skoro tu jesteś, naprawiłam ci Stellę... gdy spadłaś z dachu, połamała się.

Podała mi czarną Stellę, która miała wzory jakby w róże, a na srebrno było moje imię.

- Gdzie taką zrobiłaś?

- Tam, gdzie się wychowywałam.

- Czyli?

- Nieistotne.

Zamilkłam i włożyłam Stellę do kieszeni, a ta wzięła broń... Oparłam się obok drzwi, kiedy usłyszałam kroki.

- Izzy, zniknęła!-krzyknął białowłosy.

- Nie, wcale nie, przyszła do mnie.

Izzy, bo tak miała na imię dziewczyna o czarnych włosach, wskazała na mnie i się uśmiechnęła.

- Uhh. Dlaczego ja mam pilnować tego dziecka?

Poczułam dreszcz. No zajebie mu zaraz. Pieczenie dłoni sprawiło, że musiałam wstać.

- Jeśli dzieckiem nazywasz kogoś pełnoletniego, to nie wiem ile ktoś musi mieć lat, by był dla ciebie dorosły. A z tego co widzę, sam masz nie wiele więcej niż ja. 19? Tak, myślę, że masz 19 lat. Więc zastanów się, zanim kogoś nazwiesz dzieckiem.

Powiedziałam spokojnie, a ten zmrużył oczy. Tak, był kretynem i to lodowatym.

- Oh, wybacz że uraziłem twą jakże czystą duszę, Panno Herondale, ale tak się składa, że twarz masz dziecka. Nie trudno cię pomylić z nim.- wysyczał przez zaciśnięte zęby, a ja się zaśmiałam.

- Nie zaciskaj tak tych ząbków, bo szkliwo naruszysz.

Wymruczałam z cwanym uśmiechem.

- Widzę, że fantastycznie się dogadujecie, a teraz won z mojej pracowni. Zaprowadź ją do kuchni, niech coś zje, a potem po prostu pilnuj, by nie zwiała bo Maryse zabije nas wszystkich.

Białowłosy spochmurniał i ruszył korytarzem.

- Chodź, a nie stoisz jak słup- wymruczał pod nosem, ale doskonale go usłyszałam.

Szybkim krokiem ruszyłam za nim. Ukradkiem podziwiałam jego sylwetkę. Miał około 1,90 m wzrostu, był zdecydowanie po procesie dojrzewania. Mocno rozwinięte barki i mięśnie na ramionach. O tak, zdecydowanie miał powodzenie u dziewczyn. Wąska talia, szerokie barki, no wyglądał jak model. Miał czarne glany oraz spodnie w tym samym kolorze. Biała koszulka lekko wystawała spod grubej, rozpiętej skórzanej kurtki.  Za paskiem miał broń oraz Stellę. Wciągnęłam powietrze i poczułam zapach mięty z aloesem oraz czekoladą.

- Jesteś niespokojny- stwierdziłam, słysząc nie równomierne oddychanie i bicie serca.

- Może dlatego, że prowadzę córkę Liliama?

Zaśmiałam się i wyprzedziłam go, a posługując się węchem trafiłam do kuchni. Był tam chłopak o czarnych oczach, a obok niego ten o miodowych. 

Coś mnie w nim ciekawiło.  Blond włosy podobne do mojego odcieniu opadały na czoło. A miodowe oczy były skupione na mnie. Otrząsnęłam się i skupiłam na czymś innym, mimo że kontem oka obleciałam ich sylwetki. Tak jak się spodziewałam, mieli podobną, mocno umięśnioną sylwetkę... i byli parabatai...

Parabatai to więź łowców. Silniejsza niż jakakolwiek. Nawet matka z dzieckiem nie ma tak silnej więzi jak ta. Gdy jeden z nich umrze... drugi straci część siebie. Są jednością, braćmi, wojownikami.

Usiadłam skrępowana na krzesełku, a blondyn z uśmiechem podał mi tace naleśników.

- Nie krępuj się, bierz... w końcu musisz coś jeść.

Sebastian stanął przy ekspresie i zaczął robić sobie kawę. Spojrzałam na zafascynowanego blondyna, a następnie na talerz. Czułam wzrok wszystkich... położyłam ręce na kolanach.

- Czy możecie się tak na mnie... nie patrzeć?

- Możemy... ale czy chcemy?- wymruczał Sebastian i obrócił się z kawą.

- Krępujecie ją- wymruczał kobiecy głos, a ja zobaczyłam Izzy, a ci w jednakowym czasie się odwrócili.

Uśmiechnęłam się i wzięłam naleśnika, po czym zaczęłam go jeść. Dziewczyna wzięła mnie za rękę i ruszyła do wyjścia. Trzymając naleśnika ruszyłam zdziwiona.

- Gdzie ją zabierasz?

- Do jej nowego pokoju.

- To ona dostanie pokój?

- Jest Łowcą, z resztą Mryse powiedziała, że nie jest więźniem.

- Więc mogę stąd wyjść?- spytałam pewna nadziei.

- Jak mówiłam, jesteś Łowcą, więc powinnaś być w śród łowców.

- Ale...

- Później. Nasz ważniak ci to wytłumaczy. Nie możesz wychodzić bez nas, a teraz chodź.

- Okej...- powiedziałam cicho i wyszliśmy na oświetlony korytarz.

Spojrzałam na dziewczynę, a jej kręcone włosy opadały na twarz. Wyciągnęłam jej Stellę i złapałam za włosy wiążąc w japońskiego koka. Ta spojrzała na mnie.

- Twoja uroda pasuje do tej fryzury, a włosy będą zdrowsze- uśmiechnęłam się, a ta zdziwiona zaczęła mierzyć mnie wzrokiem.

- Czemu ty...

- Pewnie myślicie, że jestem jak mój ojciec. Ale nie, nie jestem taka zła.

- Więc czemu zawsze uciekałaś?

- Ponieważ ja nie chcę być zamknięta, a właśnie to prawdopodobnie mi grozi.

- Wiesz, Clave myśli, że się z nim skontaktujesz...

- Dwa dni temu dopiero dowiedziałam się, że jednak żyje...

- Współczuję ci takie...

- Mimo wszytko to mój ojciec. Może nie jest najwspanialszy, ale to jednak osoba mojej krwi.

- Ja...

- Nie, hm, skoro tu jestem, to czy chcesz się poznać?

- Pewnie... może wcale nie jesteś taka zła.

Uśmiechnęłam się, a ona wprowadziła mnie do dość sporego pokoju, gdzie była duża, brązowa szafa ... Koło łóżka dwuosobowego stała półka nocna, a na przeciw było biurko.

- Umm Izzy, a czemu to łóżko jest takie...

- Duże? Każdy Łowca takie ma. Kiedyś robiono tylko takie, a że przetrwały, to takie są.

Ściany były szare i były dwa okna od razu do nich podeszłam.

- Jeśli już planujesz ucieczkę oknem, to ostrzegam, są alarmy i ktokolwiek się porusza wokoło Instytutu, pojawia się na ekranie...

- Nie chcę uciekać. Znaczy chcę już wyjść, ale czuję, że raczej nie będę mogła wyjść...

- Tak... um, za chwilę zapewne przyjdzie Sebastian, więc zobaczymy się wieczorem.

Uśmiechnęła się i wyszła. Poprawiłam sweter i spodnie, a następnie wzięłam moją czarną Stellę i zaczęłam splątywać włosy. Ktoś wszedł do pokoju. Poczułam miętową woń... Sebastian. Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka siedzącego na biurku.

- Ja idę na...

- Idziesz ze mną na zakupy.

- Nie...

- Sebastianie, nie mam ubrań... oprócz jakiegoś zmutowanego swetra i spodni tej dziewczyny.

- No to ona ci pożyczy ubrania.

- Jej styl... to nie mój styl. Chcę iść kupić sobie ubrania.

- Luno Herondale. Mam cię pilnować, a nie biegać z tobą po sklepach.

- Ja. Chcę. Normalne. Ubrania. Bałwanku.

Podeszłam do niego i ręce dałam tak by "zamknąć " go między nimi.

- A to nie są normalne ubrania?- spytał z ironią i chamskim uśmiechem.

- Nie, nie są. Nie odpuszczę, jeśli chcesz mieć święty spokój, zabierzesz mnie na zakupy.

- Jeśli spróbujesz uciec ja, cię złapię jak zwierzę, przyciągnę tu i dam mojemu nieznośnemu jak ty przyjacielowi...

- Mówisz o sexownym blondynie, czy o tym słodkim czarnowłosym? Nie wiem czy próbować się wyrwać.

Wystawiłam język, a on mnie odsunął nogą.

- Masz 10 minut na ogarnięcie się psychicznie i idziemy.

Rozdział poprawiony przez torka24

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro