࿇.3.࿇
Spokojnie zeszłam na dół, a demony tymczasem weszły do strefy. Z uśmiechem patrzyłam jak Łowcy podążają ich krokiem. Zdążyłam obejrzeć jeszcze moje paznokcie i czekałam na moment. Taki też się przytrafił... Demony zmieniły postać i miały atakować już kogoś, kiedy wparowałam do środka i zobaczyłam dziewczynę z batem oraz jej brata, celującego z łuku... to oni mnie ścigali.
Kurwa... Mać na anioła. Moje serce nagle uderzyło mocniej. Zrobiłam obrót i wbiłam miecz w zmiennego. Gdy się rozpłynął, zobaczyłam kryształowo- niebieskie oczy. Poczułam jak wszechświat na chwilę staje. Moje oczy na chwilę zabłysły czernią... nie ma czasu na wpatrywanie się w kogoś.
Gdy się obracałam zobaczyłam, że jego oczy zabłysły na srebrno, a następnie na biało... jednak to mogło mi się przewidzieć. Magnus patrzył na mnie i tworzył pole siłowe, dzięki którym demon się nie wkradnie... przez jakiś czas. Zostało ich kilku. Białowłosy stanął do mnie plecami, a ja miecz zamieniłam w sztylety. Może to najdziwniejsze co teraz powiem, ale walczyłam synchronizując się z jego ruchami... Moje serce biło szybciej niż normalnie, a chwilę później usłyszałam świst batu... Demonów nie było... to był cios na mnie.
Obróciłam się i jednym sztyletem rzuciłam w dłoń dziewczyny, przez co wypuściła bat, jednak nie stała jej się krzywda, a drugim zachamowałam uderzenie. Sztylety znów stały się bransoletami, a ja spojrzałam na Magnusa.
- Uciekaj- wyszeptał, a ja spoglądając jeszcze raz w oczy białowłosego zaczęłam biec. Wyskoczyłam z "Pandemonium" i wdrapałam się na dach.
Łowcy wybiegli za mną.
- To była ona?
- Jestem pewny. Z resztą widzieliście ją. Nie ma nikogo, kto walczy tak jak Herondale...
Usłyszałam jedwabny głos.
- Czemu nam pomogła?
- Ona chroniła Magnusa...- powiedziała czarnowłosa. Jak na debilów, którzy mnie gubią są sprytni i łączą fakty.
- Trzeba ją znaleźć.
W tamtym momencie spadł mój pierścionek od Magnusa... Zawsze był luźniejszy, a ja nigdy go nie zmniejszyłam. Łowcy spojrzeli w górę. To było jak zastrzyk adrenaliny. Moja runa zaświeciła, a ja przeskoczyłam... odzyskam pierścionek, ale nie tu.
- Łapać ją!- krzyknął blondyn i zaczął biec rysując runę.
~ Tylko teraz się nie potknij ...
Powiedziałam do siebie i przeskoczyłam na następny budynek... i złamałam szpilkę... kurwa.
Runęłam w dół... zobaczyłam jeszcze tylko białe włosy i niebieskie oczy... potem była ciemność.
Gdy się ocknęłam byłam przywiązana do... łóżka szpitalnego? Zobaczyłam czarne oczy i długie włosy.
- Nie próbuj się wyrwać, bo liny bardziej się zacisną. Możesz złamać nawet ręce, a tego nie chcemy. Nie wiem po co chłopcy kazali je założyć.
Powiedziała i przyłożyła dłoń do mojego czoła. Normalnie już spaliłabym już liny, ale nie wolno mi pokazywać mocy... nie przy Łowcach.
Zmrużyłam oczy.
- Odwiążesz mnie?
- Nie- powiedział za nią męski głos. Obróciłam głowę i zobaczyłam twardy wyraz twarzy.
Niebieskie oczy były lodowate jak lód, a włosy jak śnieg, trochę przypomina górę lodową.
Zaśmiałam się i wykręciłam delikatnie rękę rozwiązując się w ukryciu.
- Przecież nie zwieje z miejsca pełnego Łowców.
- Mhm... Zwinęłaś się nam dobre 4 razy z rąk. Gdyby nie twoje szpilki, w życiu byśmy cię nie złapali.
Mruknął następny głos, a ja zobaczyłam chłopaka o miodowych oczach. Przypominał mi kogoś, ale sama nie wiem kogo. No i pojawił się ostatni, o czarnych włosach i oczach, rany jak to śmiesznie wygląda: czerń, złoto, biel, cudacznie.
- Jakim cudem ona biegła po dachach w szpilkach? Izzzy, nawet ty tak nie umiesz.
- Lata praktyki uciekania przed Łowcami, wilkami, czarownikami, wampirami, faerie.. wymieniać dalej?
Uśmiechnęłam się i odwiązując do końca tę jedną rękę przeczesałam włosy, a Izzy wytrzeszczyła oczy.
- Jak ty to...
Milczałam i położyłam się z powrotem. Byłam w samej długiej koszuli. Ciekawe, kto mnie rozebrał...
Zamknęłam oczy. Pośpię sobie jeszcze i będę mogła mieć spokój na dwa tygodnie...
Narracja 3 osobowa
Czarnowłosa spojrzała na blondynkę spokojnie leżącą na niewygodnym łóżku szpitalnym.
- Co teraz?
- Jak to co. Będziemy jej pilnować...
- Maryse kazała mi ją niańczyć, a nie mam najmniejszej ochoty- wymruczał białowłosy.
- Oh no błagam. To zwykła łowczyni. Nie wygląda jakby miała zniszczyć świat cieni ze swoim ojcem.
- To, że wygląda niewinnie, nie znaczy, że tak jest.
- A ja uważam, że jest urocza- powiedział cicho chłopak o miodowych oczach- no bo hey, spójrzcie na nią. W kilka sekund rozwiązała coś, czego nie da się rozwiązać jedną ręką, a potem sobie spokojnie zasnęła jakby nigdy nic.
- Z nią jest coś nie tak.
- A ja myślę, że Jace ma rację. Dziewczyna nie koniecznie jest jak jej ojciec- powiedział stanowczo czarnooki.
- A jeśli jest? I mu pomaga?
- Jest ważna dla Clave. Czekamy na ich decyzje. Póki co, ty będziesz jej ochroniarzem, ja i Alek przejmiemy część twoich obowiązków, a Jace to Jace...
- Ale czemu ja nic nie dostałem... znaczy, nie mówię, że chcę, tylko czemu ja nie?
- A co ty, pępek świata? Nie. A teraz sio, niech śpi.
Syknęła dziewczyna i nakryła ich pseudo zdobycz.
Luna pov
Obudziło mnie światło słoneczne wpadające przez okno. Nikogo nie było w sali. Odwiązałam się i wyjrzałam przez okno. Mogłabym uciec, ale nie na ich terenie, trzeba rozegrać to inaczej.
Zobaczyłam jakiś sweter, dżinsy i trampki, które od razu ubrałam, a następnie ruszyłam do drzwi. Bransolety były na miejscu, ale gdzie moja własnoręcznie robiona Stella? Ruszyłam korytarzami uważając, by nie wpaść na żadnego Łowcę... Bynajmniej chciałam znaleźć tę dziewczynę... i udało mi się to po jej mocnym, kwiatowym zapachu. Siedziała w zbrojowni, czy czymś takim i naprawiała coś. Miała duże okulary powiększające. Trzymała moją Stellę.
- Hej...- powiedziałam cicho, a ta podniosła głowę.
- Co ty tu... niech zgadnę. Nikt cię nie pilnował?
- A miał?
- Tak. Sebastian miał ... pewnie trenuje kretyn jeden. Skoro tu jesteś, naprawiłam ci Stellę... gdy spadłaś z dachu, połamała się.
Podała mi czarną Stellę, która miała wzory jakby w róże, a na srebrno było moje imię.
- Gdzie taką zrobiłaś?
- Tam, gdzie się wychowywałam.
- Czyli?
- Nieistotne.
Zamilkłam i włożyłam Stellę do kieszeni, a ta wzięła broń... Oparłam się obok drzwi, kiedy usłyszałam kroki.
- Izzy, zniknęła!-krzyknął białowłosy.
- Nie, wcale nie, przyszła do mnie.
Izzy, bo tak miała na imię dziewczyna o czarnych włosach, wskazała na mnie i się uśmiechnęła.
- Uhh. Dlaczego ja mam pilnować tego dziecka?
Poczułam dreszcz. No zajebie mu zaraz. Pieczenie dłoni sprawiło, że musiałam wstać.
- Jeśli dzieckiem nazywasz kogoś pełnoletniego, to nie wiem ile ktoś musi mieć lat, by był dla ciebie dorosły. A z tego co widzę, sam masz nie wiele więcej niż ja. 19? Tak, myślę, że masz 19 lat. Więc zastanów się, zanim kogoś nazwiesz dzieckiem.
Powiedziałam spokojnie, a ten zmrużył oczy. Tak, był kretynem i to lodowatym.
- Oh, wybacz że uraziłem twą jakże czystą duszę, Panno Herondale, ale tak się składa, że twarz masz dziecka. Nie trudno cię pomylić z nim.- wysyczał przez zaciśnięte zęby, a ja się zaśmiałam.
- Nie zaciskaj tak tych ząbków, bo szkliwo naruszysz.
Wymruczałam z cwanym uśmiechem.
- Widzę, że fantastycznie się dogadujecie, a teraz won z mojej pracowni. Zaprowadź ją do kuchni, niech coś zje, a potem po prostu pilnuj, by nie zwiała bo Maryse zabije nas wszystkich.
Białowłosy spochmurniał i ruszył korytarzem.
- Chodź, a nie stoisz jak słup- wymruczał pod nosem, ale doskonale go usłyszałam.
Szybkim krokiem ruszyłam za nim. Ukradkiem podziwiałam jego sylwetkę. Miał około 1,90 m wzrostu, był zdecydowanie po procesie dojrzewania. Mocno rozwinięte barki i mięśnie na ramionach. O tak, zdecydowanie miał powodzenie u dziewczyn. Wąska talia, szerokie barki, no wyglądał jak model. Miał czarne glany oraz spodnie w tym samym kolorze. Biała koszulka lekko wystawała spod grubej, rozpiętej skórzanej kurtki. Za paskiem miał broń oraz Stellę. Wciągnęłam powietrze i poczułam zapach mięty z aloesem oraz czekoladą.
- Jesteś niespokojny- stwierdziłam, słysząc nie równomierne oddychanie i bicie serca.
- Może dlatego, że prowadzę córkę Liliama?
Zaśmiałam się i wyprzedziłam go, a posługując się węchem trafiłam do kuchni. Był tam chłopak o czarnych oczach, a obok niego ten o miodowych.
Coś mnie w nim ciekawiło. Blond włosy podobne do mojego odcieniu opadały na czoło. A miodowe oczy były skupione na mnie. Otrząsnęłam się i skupiłam na czymś innym, mimo że kontem oka obleciałam ich sylwetki. Tak jak się spodziewałam, mieli podobną, mocno umięśnioną sylwetkę... i byli parabatai...
Parabatai to więź łowców. Silniejsza niż jakakolwiek. Nawet matka z dzieckiem nie ma tak silnej więzi jak ta. Gdy jeden z nich umrze... drugi straci część siebie. Są jednością, braćmi, wojownikami.
Usiadłam skrępowana na krzesełku, a blondyn z uśmiechem podał mi tace naleśników.
- Nie krępuj się, bierz... w końcu musisz coś jeść.
Sebastian stanął przy ekspresie i zaczął robić sobie kawę. Spojrzałam na zafascynowanego blondyna, a następnie na talerz. Czułam wzrok wszystkich... położyłam ręce na kolanach.
- Czy możecie się tak na mnie... nie patrzeć?
- Możemy... ale czy chcemy?- wymruczał Sebastian i obrócił się z kawą.
- Krępujecie ją- wymruczał kobiecy głos, a ja zobaczyłam Izzy, a ci w jednakowym czasie się odwrócili.
Uśmiechnęłam się i wzięłam naleśnika, po czym zaczęłam go jeść. Dziewczyna wzięła mnie za rękę i ruszyła do wyjścia. Trzymając naleśnika ruszyłam zdziwiona.
- Gdzie ją zabierasz?
- Do jej nowego pokoju.
- To ona dostanie pokój?
- Jest Łowcą, z resztą Mryse powiedziała, że nie jest więźniem.
- Więc mogę stąd wyjść?- spytałam pewna nadziei.
- Jak mówiłam, jesteś Łowcą, więc powinnaś być w śród łowców.
- Ale...
- Później. Nasz ważniak ci to wytłumaczy. Nie możesz wychodzić bez nas, a teraz chodź.
- Okej...- powiedziałam cicho i wyszliśmy na oświetlony korytarz.
Spojrzałam na dziewczynę, a jej kręcone włosy opadały na twarz. Wyciągnęłam jej Stellę i złapałam za włosy wiążąc w japońskiego koka. Ta spojrzała na mnie.
- Twoja uroda pasuje do tej fryzury, a włosy będą zdrowsze- uśmiechnęłam się, a ta zdziwiona zaczęła mierzyć mnie wzrokiem.
- Czemu ty...
- Pewnie myślicie, że jestem jak mój ojciec. Ale nie, nie jestem taka zła.
- Więc czemu zawsze uciekałaś?
- Ponieważ ja nie chcę być zamknięta, a właśnie to prawdopodobnie mi grozi.
- Wiesz, Clave myśli, że się z nim skontaktujesz...
- Dwa dni temu dopiero dowiedziałam się, że jednak żyje...
- Współczuję ci takie...
- Mimo wszytko to mój ojciec. Może nie jest najwspanialszy, ale to jednak osoba mojej krwi.
- Ja...
- Nie, hm, skoro tu jestem, to czy chcesz się poznać?
- Pewnie... może wcale nie jesteś taka zła.
Uśmiechnęłam się, a ona wprowadziła mnie do dość sporego pokoju, gdzie była duża, brązowa szafa ... Koło łóżka dwuosobowego stała półka nocna, a na przeciw było biurko.
- Umm Izzy, a czemu to łóżko jest takie...
- Duże? Każdy Łowca takie ma. Kiedyś robiono tylko takie, a że przetrwały, to takie są.
Ściany były szare i były dwa okna od razu do nich podeszłam.
- Jeśli już planujesz ucieczkę oknem, to ostrzegam, są alarmy i ktokolwiek się porusza wokoło Instytutu, pojawia się na ekranie...
- Nie chcę uciekać. Znaczy chcę już wyjść, ale czuję, że raczej nie będę mogła wyjść...
- Tak... um, za chwilę zapewne przyjdzie Sebastian, więc zobaczymy się wieczorem.
Uśmiechnęła się i wyszła. Poprawiłam sweter i spodnie, a następnie wzięłam moją czarną Stellę i zaczęłam splątywać włosy. Ktoś wszedł do pokoju. Poczułam miętową woń... Sebastian. Obróciłam się i zobaczyłam chłopaka siedzącego na biurku.
- Ja idę na...
- Idziesz ze mną na zakupy.
- Nie...
- Sebastianie, nie mam ubrań... oprócz jakiegoś zmutowanego swetra i spodni tej dziewczyny.
- No to ona ci pożyczy ubrania.
- Jej styl... to nie mój styl. Chcę iść kupić sobie ubrania.
- Luno Herondale. Mam cię pilnować, a nie biegać z tobą po sklepach.
- Ja. Chcę. Normalne. Ubrania. Bałwanku.
Podeszłam do niego i ręce dałam tak by "zamknąć " go między nimi.
- A to nie są normalne ubrania?- spytał z ironią i chamskim uśmiechem.
- Nie, nie są. Nie odpuszczę, jeśli chcesz mieć święty spokój, zabierzesz mnie na zakupy.
- Jeśli spróbujesz uciec ja, cię złapię jak zwierzę, przyciągnę tu i dam mojemu nieznośnemu jak ty przyjacielowi...
- Mówisz o sexownym blondynie, czy o tym słodkim czarnowłosym? Nie wiem czy próbować się wyrwać.
Wystawiłam język, a on mnie odsunął nogą.
- Masz 10 minut na ogarnięcie się psychicznie i idziemy.
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro