࿇.29.࿇
Poczułem kolejne uderzenie tego dnia.
– Dlaczego kretynie nie polazłeś ze mną? Wiedziałeś, że nic takiego się nie wydarzyło!
– Luc... to było miliardy lat temu! – Powiedziałem i przekręciłem nas, po czym zablokowałem ręce.
– To wygląda gorąco... – wymruczał Alec, a my oboje spojrzeliśmy na chłopaka z mordem.
– Nadal jesteś wściekły o to? Ja przez własną głupotę straciłem brata, potem część anielską i stałem się pół upadłym. Zajebiście, co? I nadal czekałem na miłość, która miała wyjebane w to, by przyjść, a jak przyszła, to wszytko zjebałem. Ja miałem gorzej!
– Ciekawe kto był zazdrosny o Lilith?!
– O nie, tej kobiety w to nie mieszaj! A poza tym, ja z zemsty nie poszedłem do Adama!
– Adam był śmieciem. Bóg go kochał bardziej od nas!
– Tak, ale tatuś nas wypierdolił, a raczej ciebie, bo pieprzona Ewa i jej sucza siostra nakłamały, i ja musiałem wybrać! Więc wybrałem coś lżejszego i postanowiłem zejść na tę ziemię!
– A tfu, pluję na ciebie braciszku, jak mogłeś?!
– Czy ty sam siebie słyszysz, czy ty do reszty zwariowałeś?! To było lata temu! Myślałem, że robię dobrze, ale chuj. Straciłem ciebie. I co? Nadal chcesz coś powiedzieć?
– Jesteś głupi, wiesz o tym?
– A jakże, ożeniłem się z Luną bez jej pozwolenia, pod przykrywką.
– Nie powiedziałem jej, że jestem jej narzeczonym.
I ostatnie skończyliśmy razem.
– Dlatego dostaliśmy wpierdol....
Luna pov
Weszłyśmy do domu Bane'a. Mężczyzna był w załamce i pił razem z Louisem wisky.
– Może przywitasz córkę? – Spytałam odwijając rolety, a wtedy zasłonił sobie oczy.
– Luna? Nie powinnaś robić czegoś z Łowcami?
– Nie. Dowiedziałam się paru rzeczy, jestem wściekła i mam prośbę. Zaopiekujesz się dzieckiem mojej krwi.
Powiedziałam z uśmiechem, a on odwrócił się i zobaczył dziewczynę mojego zrostu z wielkim uśmiechem.
– Jestem Katy i należę do Luny.
– Luna czy ty...
– Jak zamierzasz mi robić jakieś kłótnie, to daruj sobie. Wiem co robię.
– Ja mam kryzys, a ty mi coś przyprowadzasz. Louis nalej mi wisky.
Zapaliłam wszelkie możliwe światełka i pojawiłam się przy moim ojcu, po czym uderzyłam go w policzek.
– Jesteś głupi i pojebany. Zrywasz z miłością życia z tego powodu, że jest śmiertelny. Ty nie wiesz, że jak jest więź, to nic kurwa tego nie zerwie? Poza tym możesz się ożenić tak demonicznie i będzie z tobą do końca wszechświata idioto. Za dwa tygodnie ma mieć ustawiony ślub z jakąś Lydią, nie miałam okazji poznać, ale zapraszam cię na jego ślub, więcej nie pomogę. A teraz dawaj tę wisky, bo muszę opić to, że mój ukochany to brat mojego narzeczonego.
Zabrałam butelkę i poszłam na krzesełko, a Magnus podniósł wzrok.
– Lucyfer ma brata Jonathana, a jego nie widziano od wielu lat!
– No, a widzisz, Sebastian Morgenstern to tak naprawdę Jonathan! Fantastycznie, nie? Zajebiście. Katy, skarbie, tam jest więcej alkoholu, weź sobie troszkę.
– Ja nie...
– Jesteś odporna teraz na alkohol. Musiałabyś się nieźle schlać, by się upić.
Uśmiechnęłam się i położyłam na blacie, i znów wlewałam w siebie alkohol.
Sebastian pov
Wszytko skończyło się tym, że teraz staliśmy w braterskim uścisku.
– Ej, Alec, a może ja też ci dam w ryj, a potem będziemy krzyczeć. Spójrz, u nich to działa...
– Tfu, pojebało cię? Jesteś moją młodszą siostrzyczką. Mogę cię załaskotać na śmierć.
Przytulił ją, a ja się zaśmiałem.
– Okej, ale teraz skoro Jace'a nie ma – powiedział Alec podchodząc i obojgu nam sprzedał solidnego liścia – muszę czynić obowiązek jako brata, bo w innym przypadku mnie zje...
Złapałem za policzek.
– Ile razy dostanę jeszcze dziś w twarz?
– Nie wiem, ale coś czuję, że jeszcze parę osób to zrobi.
– Dlaczego ty się z nią ożeniłeś? Sebastian, miałeś proste zadanie: uwolnić ją...
– Ale się ożeniłem i co, no trudno.
– To ładny początek małżeństwa...
– To samo powiedziała Luna... a i powiedziała, że macie nie wiedzieć, więc.... macie udawać, że to Wiktor – jęknąłem w dusz,y a mój brat się zaśmiał.
– Zajebiście. Znów jedna panna na pół, Sebastian?
– Tfu, powiedz jeszcze raz coś takiego, to zwymiotuję Nigdy więcej, Luna należy do mnie, a próbuj kombinować, to ci jaja urwę. Tak po bratersku.
– Okej okej, dobra... tylko, że to ja powinienem się prawnie z nią hajtnąć...
– Miałeś, o ile by zranił ją anioł, a teraz już i tak zamyka ci się droga, bowiem ja na niej stoję.
– Zawsze stałeś. Ja wiedziałem, że coś się zjebie. Wszytko znowu twoja wina. Dobra, gdzie może być Luna?
– Aha, fajnie, więc wszytko się wyjaśniło. Ty ją wkurwiłeś i ty też, nie mówiąc jej pewnych rzeczy, a ty dodatkowo jeszcze ją poślubiłeś. No fantastycznie, no zajebiście. Ja w to nie wnikam, ale póki co, nie będę o nic pytać.
Wymruczała Izzy.
– Dobra, kto chce teleport do Magnusa? – Wymruczałem i poprawiłem włosy. Jak Luna ma gdzieś być, to raczej poszła tam.
Tsa, pewnie nie chce mnie widzieć.
Luna pov
Byłam trzeźwa. Ciągle byłam trzeźwa i wymachiwałam ogonem oglądając to, jak czarny przechodzi w czerwień.
Magnus zrobił świeży makijaż i ubrał coś, jak na niego, normalnego, czyli jak zawsze tęczę brokatów, i leci dalej. Uśmiechnęłam się. Byłam zła, ale nie na nich, więc czemu mają cierpieć? Nie muszą, już ta ilość dusz mi pomogła. Nigdy ich nie wchłaniam, ale to było cudowne. Nie smakowite, czułam się pełna energii. Wtedy w pokoju pojawił się niebieski z dodatkiem czerni portal.
– Jakby coś, mnie kurwa tu nie ma.
Wymruczałam i poszłam na górę, po czym położyłam się na łóżku. Spojrzałam w odbicie. Nie byłam w sumie takim najbrzydszym demonem. Wyglądałam normalnie, nie jakoś przerażająco strasznie jak inni, tylko tak... uroczo nawet.
Uśmiechnęłam się i wtedy poczułam tak znany mi zapach. Aloes, mięta z czekoladą, a wszystko jakby było zatopione w wodzie. Usłyszałam kroki na schodach, więc wstałam i stanęłam przed łóżkiem. Nie, czego on chce?!
Otworzył gwałtownie drzwi i podbiegł do mnie. Zanim cokolwiek zrobiłam, wpił się w moje usta. Chciałam się wyrwać, ale moje zmysły przestały działać w sposób agresywny. Położyłam dłoń na jego karku i delikatnie odwzajemniłam pocałunek, lecz wtedy zrozumiałam co robię. Odepchnęłam go, a ten miał furię w oczach.
– Przepraszam, nie powinienem... – już miał wychodzić... kiedy się obrócił, a jego włosy zaczęły płonąć żywym ogniem. – Albo wiesz co kurwa?! Wcale nie żałuję.
Złapał mój sweter i przyciągnął do siebie, po czym znów, tylko tym razem delikatnie, mnie pocałował.
Jak to mówiłam, że mam na nazwisko? "Pieprzyć to", tak? Ah, tak, mam rację...
Zamknęłam oczy i stanęłam na palcach podciągając się rękoma, które zaplotłam za jego szyją. Czułam jego chłodne, wilgotne wargi na swoich suchych i gdzie nie gdzie popękanych. Byłam w drugiej formie, a czułam jakbym eksplodowała i nie mogła się zmienić. Podniósł mnie lekko i przycisnął do ściany, która była parę metrów dalej, a następnie podsadził, bym była na równi. Oplatałam nogami jego biodra i czując niemal jak płonę, jedną dłoń zatopiłam we włosy, a drugą dałam na policzek. Jego włosy były jak ogień- gorące i gdyby nie to, że jestem odporna na ciepło, spaliłyby mi rękę. Złapał moją dolną wargę i zasssał. Jęknęłam cicho, co go tylko zachęciło. Złapał za moje pośladki, a ja przysunęłam go nogami. Moje serce przyspieszyło, czułam jakbym się rozpływała. Chłopak przejechał po mojej wardze językiem, a ja automatycznie rozchyliłam usta. On był chłodny, a ja ciepła, co samo w sobie już jest dziwne. Wtedy nad nami zapadł cień, a ja poczułam zapach piór...
Zaczęło brakować mi oddechu, więc odsunęłam się lekko, a on oparł głowę o moje czoło i dłonie położył na mojej tali. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego, które są niebiesko-srebrne... Włosy płonęły żywym ogniem, a widok zasłaniały ogromne, kruczoczarne skrzydła. Wszystko wokoło nas było zamrożone i wypalone jednocześnie, a wszytko, co było w zasięgu nas, było na podłodze. Zamrugałam.
– To było mocne... – wymruczałam, a ten się uśmiechnął i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
– Przepraszam, że ci nie powiedziałem – pocałował moją szyję, a ja zacisnęłam lekko palce w jego włosach... poczuł to.
Spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem, a chwilę potem czułam jak robił mi malinkę. Stłumiłam jęk i wyrwałam pióro, na co jęknął i spojrzał.
– Czy ty...
– Masochista...
– Ja nie... kurwa...
Zaśmiałam się i spojrzałam na pióro w moich rękach.
– Masochista.
– Tylko trochę. Mam rozumieć, że mam twoje przebaczenie?
– Oczywiście, że nie, ale to dobry początek...
Wyszczerzyłam się i zbiegłam na dół, a ten chowając skrzydła zszedł powoli za mną... ja wiem, czemu tak wolno.... jego spodnie uwierały go mocniej niż powinny. UPS? Byłam czerwona jak burak, ale chociaż w wyglądzie człowieka. Więc o co byłam zła... ah tak, zostało to.
– Dowiem się co tu robi Lucjan? Lucyfer? Jakkolwiek ma na imię? – Spytałam już spokojniej i bez jadu biorąc butelkę.
Sebastian stał podobnie czerwony co ja, tyle że on musiał zasłaniać się ... tak trochę. Izzy zaczęła nas rejestrować wzrokiem, a Magnus i Alek w ogóle mając wyjebane patrzyli na siebie.
– Co tam się stało? Nie było krzyków, a teraz jesteście jak soczyste pomidory.
– Oh, pierdol się, na pewno widziałaś. Twoje wizje są co chwilę, uczyłam cię, więc nie zaczynaj. Ale co tu robi, do chuja pana, jego brat, który nadział mnie na drut? No, a w sumie ty chciałeś mnie jebnąć pociskiem. Izzy, oni chcieli mnie zabić...
– Ja chciałem zabić demona...
– A mnie poniosło...
Usiadłam na krzesełku i piłam dalej.
– Katy? – Spytałam słysząc bulgotanie pod komodą. Podeszłam tam i zobaczyłam pijaną dziewczynę z butelką w ręce. – Mówiłam ci, tylko trochę....
– Kto to jest?
Spytał Alec odrywając się od Magnusa.
– To Crystal, ale od dziś nosi imię Katy. Jest moja.
– Twoja matka pewnie już skacze z radości – wypalił Lucyfer, a ja się zaśmiałam.
– Pewnie, że tak, a niech się nacieszy, bo zerwaniem umowy z tobą już się nie ucieszy.
Wymruczałam i się wyszczerzyłam.
– Czemu jest twoja? – Spytała Izz.
– Ma ze mną pakt.
Sebastian spojrzał wtedy na mnie groźnie.
– Nie ma mnie przez kilka godzin i zawsze, ale to zawsze coś się dzieje?
– Ty już nic lepiej nie mów – powiedział Magnus i podszedł do Katy – a ty w sumie tak jakby jesteś moją wnuczką, więc muszę o ciebie dbać. Pokażę ci twój pokój. Lu, jak chcesz to zostań, ale Łowcę i swoje aniołki wyprowadź. Izzy niech będzie, jest jak druga córka. W końcu to twoja Parabatai...
Powiedział i znikł. Jęknęłam. Już nie Alec'a, a Łowcę. Moje Malecowe serduszko pęka... a się tak męczyłam...
Sebastian zrobił portal i wszyscy przeszli.
– Kto w sumie wie, że jesteśmy małżeństwem?
– W sumie to nie wie twój ojciec i brat... i chyba wolę, by nie wiedzieli, bo dostanę jeszcze gorzej, niż od ciebie...
– Mogę ci poprawić.
– Nie, dziękuję. Nie mogłem się regenerować, diablico.
– Powiedział najświętszy, tfu...
Przeszłam portalem z uśmiechem. Jeśli ktoś myśli, że mi przeszło, to nie. A Jonathan Sebastian Morgenstern poczuje to w kościach.
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro