Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

࿇.11.࿇

Wypluł kawę na blat.

- Mogłam zaczekać, aż połkniesz.

- Gdzie ty chcesz jechać?

- Do Polski.

- To jest na innym kontynencie, zwariowałaś?

- A nawet nie licz, że kogoś innego wyślemy. Adres znam tylko ja i nie zamierzam nikomu go dać. Sebastian... proszę.

Tak, pierwszy raz w życiu o coś proszę, choć dwie pierwsze zasady to "w życiu nie przepraszaj i nigdy, przenigdy nie proś, to hańbi nasz ród... a jako demon, tym bardziej nie powinnaś tego robić"

Sebastian zamknął oczy.

- Jaki masz plan?

- Nie wiem jeszcze jak z transportem, ale zajęłam się fiolkami. Wczoraj u Magnusa stworzyłam tak zwane eliksiry przemiany, na dłuższą metę dociągną dwie godziny. Izzy może wypić jedną i będzie mną.

- Skąd wiesz, że działa? Przecież to czarownicy, od tego są.

- Magnus mnie uczył, co jest w brew przepisom, ale sza! Dobra, a dla ciebie przykrywki nie miałam. Liczyłam, że pójdziesz na mój układ i nie pomyślałam, że dojdzie do kompromisu, który wygląda tak... więc brakuje nam przykrywki dla ciebie i transportu, chociaż gdyby poprosić Magnusa...

- Czarownika mam o pomoc prosić?

- Nie, masz udawać przyjaźń czy coś, że idziesz mu pomóc czy coś po znajomości. Uwierz mi, Łowcy są zbyt głupi, by wyczuć podtekst.

- Okej, nie wiem kto cię wychował, ale coś czuję, że w intrygach możesz rywalizować z Izz...

- Ciii musimy udawać obrażonych Sebastian, a teraz pozwól, że pójdę jeszcze odpocząć i poczekam, aż mój przyjaciel się obudzi...

- Mówisz o Aleku?

- A o kim?  Alek mnie rozumie, a poza tym nie będę przeszkadzać Izz, bo ta ma robotę, a Alek niezbyt...

- A może spędzisz czas ze mną...

- Mamy być obrażeni gwiazdeczko.

Pstryknęłam go w nos i dopiłam kawę.

- No ale może...

- Ciii nie chcemy by coś podejrzewali...

Przysunęłam się do niego i z diabelskim uśmiechem złapałam podbródek. Na jego twarzy pojawiły się zarysy rumieńców.

- Musimy być ostrożni- wyszeptałam i pocałowałam go w policzek, po czym wyszłam z kuchni zostawiając go w otępieniu.

Sebastian pov

Złapałem się za policzek i poczułem rozlewające się po mnie całym ciepło. Czemu ona raz jest chamska, chwilę później dolewa benzyny do ognia, by mnie irytować, bierze pianki i smaży je nad ogniem swojej intrygi, a następnie dzieli się nimi ze wszystkimi z miłym uśmiechem, nogą zasypując ogień. Ta kobietą to wariatka, a działa na mnie jak płachta na byka, po czym zamienia się w uroczego, milutkiego kotka. Na anioła, co ja wygaduje. Dokończyłem śniadanie i poszedłem na trening. Mamy jechać do Polski, fantastycznie.

Luna pov

Weszłam do Aleka, który właśnie się ubierał. Ubrał strój, który mu wybrałam, fantastycznie.

- Nie zapinaj się tu...

- Ja zaraz będę szedł na trening...

- Wiem, ale do tego masz dresy...

- Nie lubię...

- Będzie wygodniej, ja też trenuję w dresach.

- U nas nie trenujesz.

- Nie mam z kim.

- Ja, Izzy, Sebastian, Jace jak wróci, przemądrzały Iv...

- Nieeeee, nie wymieniaj. Lubię sparingi, czystą, ostrą walkę, jakbym walczyła z demonem. To nie trening, a walka.

- Demon walczy z demonem. Ej, a to nie jest pogwałceniem czegoś?

- Piekło nie ma zasad. Demony też walczą między sobą, a poza tym matka jest dumna, że walczę i potrafię zabić kilkunastu w parę minut.

- Sama?

- A dziwi cię to? Czasem Magnus walczy ze mną, ale częściej to go chronię. Zwyczajnie jestem dobra. Poza tym myślisz, że robię to całe życie ?

- Racja, okej, gdzie te dresy?

- Dolna półka...

Chłopak przebrał spodnie i wyszliśmy.

- Może poćwiczę razem?

- Nie, co najwyżej postrzelam z łuku...

- Dlaczego?

- Czasem podczas walki tracę kontrolę, nie chce zrobić ci krzywdy, prze żmije wyszkolenie i to jakie możliwości mam dzięki krwi... nie chce walczyć z nikim kogo mogę zabić.

- Aż tak jest to niebezpieczne?

- Wystarczy, że się zapomnę na sekundę...

- Jak źle może być?

- Bardzo, dlatego najczęściej uciekam. Poza tym trenuję nad kontrolą ciała, więc prawie nie tracę kontroli, jednak tu wolę nie ryzykować.

- Jak chcesz.

Weszliśmy do sali, gdzie słychać było... Sebastiana. Był bez koszulki i obijał kijem worek. Alek pomachał mi ręką przed twarzą.

- Ja wiem, patrzyłem tak samo, ale teraz widzę jak idiotycznie to wyglądało, masz- podał mi biały łuk i strzały.

- Ja wcale...

- Obserwowałaś blondi, każdy obserwuje.

Zamrugał i wziął swój łuk, po czym postawił dwie tarcze. Założyłam rękawice, a drugie podałam Alekowi.

- Ty wiesz, że jestem jedynym Łowcą tutaj z łukiem?

- Zauważyłam, ale teraz już nie jedynym.

Uśmiechnęłam się i wzięłam strzały oraz łuk po czym stanęłam na końcu sali.

- Popisz się diabełku.

Wyszczerzył się i stanął obok. Prychnęłam i nałożyłam strzałę, po czym naciągnęłam ją i wypuściłam ze świstem.

- Rany, ale ty spięta...

- A jak mam być inaczej?

- Wiesz... bardziej lajtowo.

- Gdybym się rozluźniła, by wyszło za tarcze....

- Niby czemu?

Pstryknęłam palcami i pojawił się mały płomyk, który zniknął.

- Mam w sobie ogień, demoniczny ogień...

- Dobree, ale nie rób tego, tu są czujniki dymu.

Zaśmiał się i wskazał w górę, zaczerwieniłam się i wzięłam trzy strzały.

- Umiesz tak?- spytałam i położyłam strzały obok siebie, po czym wystrzeliłam je, a te się wbiły w środek, a jedna ze strzał przebiła drugą, już wbitą przeze mnie.

Alek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Ja mówiłem, miara w oczach.

- Nie potrzebuję patrzeć w tarcze, by strzelić tak samo.

- Ah tak?

Zdjął z ręki bandanę i zawiązał mi na oczach. Lubię wyzwania.
Wzięłam kolejne trzy strzały i je wystrzeliłam. Słyszałam tylko świst, a chwilę później jak każda z nich przebija poprzednie.

- Co ty... jak!?

- Lata treningu. Skupienie, wiele rzeczy, trenowałam na najgorszych broniach z zamkniętymi oczami, aż doszłam do perfekcji. Teraz, gdy mam coś porządnego w dłoniach, jestem prawie nie do pokonania.

- No dobra... to było dobre.

Zaśmiał się i wycelował w swoją tarczę.

- Mówisz, że to ja jestem spięta- wkradłam się obok niego i teraz się cieszę, że jestem drobna.

Poprawiłam jego ramiona.

- Nie możesz się denerwować, ja do tego starałam się opanować pracę serca i szkoliłam zmysły, by wyciszyć wszytko i słyszeć bicie serca. Nie ważne, nie stresuj się.

Wyszeptałam i położyłam dłoń na jego dłoniach.

- Nie wstrzymuj powietrza, oddychaj nosem. Rozluźnij się.

Stanęłam teraz za nim i poprawiłam jego biodra. Zobaczyłam, że przygląda nam się Sebastian z dziwną zazdrością w oczach. Może się myliłam i on lubi Aleka?

Gdy poprawiłam Aleka, ten ze spokojem wypuścił strzałę i przebił tarcze.

- Widzisz? Mówiłam.

- Przebiłem tarcze?

- Tak- skoczyłam i go przytuliłam.

Zaśmiał się i przytulił mnie  po czym obrócił nami. Wtedy usłyszałam świst... Obróciłam się i złapałam lecący we mnie sztylet. Zobaczyłam Sebastiana z następnymi sztyletami do rzucania. Co jest kurwa!?

Z moich bransolet stworzyłam kij bejsbolowy i zaczęłam odbijać lecące ostrza.

- Sebastian, pojebało cię!?- wydarłam się i podeszłam do niego blokując ręce.

- Skoro jesteś taka fantastyczna, to czego się obawiasz?

- Jesteś głupi, tak? Tu stoi Alek...

- Alekowi się nic nie stanie, może pokażesz mi na co cię stać?

Jego kryształowe oczy wręcz błyszczały od złości. Zapłonęło we mnie to, co najgorsze i zanim Alek zdołał mnie odciągnąć, spojrzałam z dumą na twarzy na Sebastiana.

- Dobra...

Puściłam go i się cofnęłam, po czym z bransolet stworzyłam dwa miecze.

- Bez broni blondi.

Powiedział i poprawił rękawice stając na przeciwko mnie. Pot spływał po jego nagiej klatce, można by podziwiać jego runy, ale nie teraz rzucił wyzwanie nieodpowiedniej osobie. Alek schował się za tarczami, wiedział co może się stać. Ściagnęłam bluzkę i poprawiałam top, po czym stanęłam w pozycji obronnej, czekałam na ruch.

Tak się zaczęła najbardziej zacięta walka w jakiej byłam. Nie nadążałam robić uników... Sebastian był tak szybki jak ja. Zaczęłam atakować, aż w końcu poczułam to, pieczenie dłoni i tatuażu, traciłam częściowo kontrolę... W końcu się wkurzyłam. Po wielokrotnych uderzeniach w klatkę natarłam na niego w zdwojonej prędkości i sile. Wskoczyłam na niego i zrobiłam obrót zaciskając dłonie na jego szyi, stracił równowagę i upadł. Złapałam nadgarstki i wykręciłam, po czym nogami stanęłam na jego biodrach i pociągnęłam za wykręcone ręce, zajęczał z bólu i spojrzał na mnie .

- Nadal taki cwany, Morgenstern?

Puściłam go i wyszłam z sali, a Alek za mną.

- Co to było... Luna, nie widać było trochę jak się poruszacie, było słychać tylko odgłosy.

- Wiem, nie ważne, nie mówimy o tym ani o Sebastianie, potrzebuję iść do biblioteki.

Spojrzałam na rękawice i ściągnęłam je podając Alekowi.

- Dałam się niepotrzebnie sprowokować...albo wiesz, idę do Izz.

- No okej...

Zniknęłam w korytarzu i poszłam do pracowni.

Tam Izz naprawiała jakiś miecz.

- Dlaczego wyglądasz jak ja, gdy Alek popsuł mi Stellę?

- Sebastian jest jakiś pokurwiony, sprowokował mnie, walczyliśmy, pokonał...

- Pokonałaś Sebastiana, przecież nie da się, to nie ...

- Jestem demonem...

- I tak się nie da, nie jego.

- Nie ważne, pokonałam go i jestem zła. Dlaczego mnie zaatakował, ja tylko ćwiczyłam z Alekiem.

Wzięłam wodę i upiłam łyk.

- Czekam na zaproszenia na wasz ślub.

Moje oczy się rozszerzyły, a ja sama wyplułam wodę.

- Na co czekasz?

- Na zaproszenie na twój i Sebastiana ślub.

- Pojebało cię? Nie cierpię tego kretyna.

- Wieszzzzzz zaczyna się od nienawiści, potem się nie jest tego pewnym, jest pierwszy pocałunek, odpychanie się, potem uświadomienie, że to jest, a następnie ostry i namiętny sex...

Przygryzła wargę przy ostatnim, a jej oczy zabłysły.

- Pojebało, trzeba cię leczyć. Ja i Sebastian? Zapomnij, nigdy, poza tym moje oczy nie zmieniły się i nie zmienią z jego powodu. Jeśli by tak było, już bym miała jakkolwiek kryształowe oczy, obie o tym wiemy... to nie z nim się ożenię i ty wiesz o tym.

- Twierdzę inaczej blondi... a poropos po waszym stosunku, zacznie się zmieniać, będziecie się dziwnie czuć, obydwoje potem postaracie się ograniczyć kontakt i wtedy jak znów się zobaczycie, to wróci, zaczniecie ze sobą być, pojawią się komplikacje i wtedy jeb, zróbcie coś szalonego, jeb weźmiecie ślub, więc mówię, z nienawiścią dzieje się wiele rzeczy, mam już zamówić ci suknie?

- Opisujesz mi fabułę romantyka czy jak? Hello, nie zapominaj czym, bądź kim jestem.

Sebastian pov

Poszedłem za nią do Izzy i stojąc za drzwiami podsłuchiwałam ich rozmowę. Poczułem płonące rumieńce, jak Izzy wspomniała... nie stop.

Luna zaprzeczała, no tak, nie cierpi mnie, ale... nie niema, ale nie możesz nikogo mieć, wyjebane idziesz stąd...

Ruszyłem z pod drzwi, ale po głowie chodziła mi ich rozmowa. Wpadłem na Aleka, który był tak samo rozkojarzony jak ja.

- No i co ty zrobiłeś, Sebastian...- z jego rąk wyleciały papiery- ja się spieszę, a ty rozwalasz mi to.

- Gdzie się spieszysz?

- Nie twój biznes, pomóż mi teraz to pozbierać i zanieść do mnie.

- Czemu każdy ma jakieś tajemnice, o co chodzi...

- Izzy w zasadzie wie o wszystkim, ma teraz władze bla bla strzeż się ja ci nic nie powiem.

- Mhm.

- Co to było w sali treningowej?

- ... ja, em.

- Dobra, byłeś zazdrosny, czaje, ale nie musiałeś się z nią nic, nie ogarniam, że to zniechęca dziewczyny?

- Nie mów mi jak mam żyć, nie będę się z nią umawiać, mówiłem ci, nie mogę nie chcę, nie pozwolę.

- Ale nie chcesz też, by była w ramionach innego. To masz problem, za dwa dni wraca Jace i coś czuję, że ten ma już zwięzły plan jak ją rozkochać. Uwierz mi, Jace nie jest typem romantyka, ale ona mu się podoba.

- Przcież ja jej nie zabronię być z nim, o czym ty mówisz? To, że nawet mi się podoba nic nie znaczy.

- Zobaczysz i ty to wiesz.

Zabrał ode mnie papiery i wniósł do swojego biura.

- Okej, trzymaj za mnie kciuki.

Wymruczał i ruszył do wyjścia z Instytutu. Okej, nie dość, że wygląda jak Apollo, to jeszcze się uśmiecha jak debil i jest rozkojarzony, jestem pewny, że idzie  na spotkanie z kimś... ale kim!?

Poszedłem do oranżerii i usiadłem gdzieś w kącie wdychając zapach kwiatów i krzewów... kiedy poczułem zapach granatów... do oranżerii weszła Luna...

Luna pov

Poszłam do oranżerii wyciszyć się. Wiedziałam, że tam jest Sebastian, jednak miałam to głęboko w dupie.

Nałożyłam na siebie runę, która stała stworzyłam, by kwiaty nie zwiędły przez to kim jestem i weszłam tam, gdzie byłam z Jace'm. Położyłam się tam i zamknęłam oczy. Czułam jego przyjemny zapach, uspokajający. Nie wiedziałam, gdzie dokładnie jest, ale starałam sobie wyobrazić kształty tylko z pomocą węchu. Był w rogu sali, gdzieś ukryty za różami, które jedyne we wszechświecie nie więdną, jeśli tego nie chcę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Sebastiana. Wpatrywał się we mnie, wąchając róże.

- Już wiem, którym kwiatem pachniesz... różami.

- Ty pachniesz stokrotkami- uśmiechnęłam się i zeszłam na dół, po czym stanęłam nad Sebastianem

- Nie powinienem cię prowokować, poza tym wow, kolejny raz mnie położyłaś do parteru.

- Dziękuję mr. Morgenstern- dygnęłam ze śmiechem, a ten zerwał jedną czarną różę i obskubał z kolców, po czym rozpuścił moje  włosy i wsadził ją za ucho.

Zamrugałam dwa razy, nie wiedząc co się dzieje, a ten się uśmiechnął.

- Tak lep...

Rozległ się alarm, przerywając jego wypowiedź. Wybiegłam z oranżerii i stworzyłam czarny łuk oraz strzały. Kiedy weszłam na korytarz obok wejścia, już celowałam w drzwi, przez które... wszedł mój ojciec???

Rozdział poprawiony przez torka24

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro