Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Beating

- Harry chodź – upomniała mnie Lily i zaczęła ciągnąć za bluzę.
- Lily, mam do Ciebie wielką prośbę – powiedziałem i zatrzymałem ją, aby spojrzeć jej w oczy – Zanocuj dziś u mnie.
Dziewczyna zaśmiała się, ale gdy zrozumiała, że wcale nie żartowałem, spoważniała.
- Jak to? – zapytała zdziwiona.
- Po prostu zanocuj u mnie, tylko dziś – uśmiechnąłem się, aby brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.
- Harry myślę, że to trochę za wcześnie.
- Będę spał na kanapie, obiecuję – przyłożyłem dłoń w miejscu, gdzie znajduje się serce, a drugą uniosłem w górę, na znak obietnicy.
-Harry przykro mi – westchnęła – ale powinnam już wracać.
Cholera. Przecież ten skurwiel, w każdej chwili może jej coś zrobić. To był kurwa pieprzony członek gangu z Kanady! Moja Lily mieszka pod jednym dachem z mordercą.
- Kurwa – wymamrotałem pod nosem i próbowałem wymyślić dobry plan, który sprawiłby, że ten cały Justin, czy jak mu tam, nie pojawi się dziś w domu Lily.
*
Odprowadziłem Lily pod same drzwi i nawet nalegałem, żeby zostać z nią przez kilka godzin, ale odmówiła. Gdyby wiedziała z kim mieszka, dawno leżałaby ze mną w moim łóżku.
Wystukałem szybko numer do Louisa i czekałem, aż odbierze.
- Co znowu się stało? – zaśmiał się.
- Jest problem – zagryzłem wargę i głośno odetchnąłem -  Lily mieszka w domu z członkiem gangu z Kanady.
Przez chwilę słuchałem głośnego kaszlu Louisa, wyglądało na to, że musiał się czymś zakrztusić.
- Co kurwa?!  - krzyknął nagle, a ja prawie straciłem słuch.
- Ciszej – opieprzyłem go i oparłem się o fotel w samochodowy – Ten jej przyjaciel miał kurtkę z ich logo. Jestem pewny, że jest członkiem gangu. Co ja mam do cholery robić? Na pewno wie kim jestem i będzie chciał jej coś zrobić.
- Ciężka sprawa, ale nie możemy tego tak zostawić – stwierdził, a ja przytaknąłem – Zajmiemy się nim.
- Jak?
- Podaj mi jego adres lub namiary, przyjedziemy i go skopiemy – powiedział, ale ja miałem już inny plan.
- Nie, Louis – odparłem – Ja to zrobię.
- Ale przyjedziemy. Nie możesz być sam, dobrze wiesz, że może być ich tam więcej – ostrzegł, a ja zdałem sobie sprawę, że mówi prawdę.
Może być tutaj cały gang i jeśli coś mu zrobię, oni mogą mi się odpłacić.
- Masz rację – przytaknąłem – Przyjedźcie na Kingsway, jestem w aucie i mam na niego widok. Chyba na kogoś  czeka, więc musicie być szybko.
Louis powiedział, że będą jak najszybciej się da, a ja zacząłem obmyślać cały plan. W jaki sposób go zabiję, gdzie pochowam zwłoki i co powiem policji.
Musiałem go zabić, żeby nic nie zrobił Lily – nie wybaczyłbym sobie gdyby cos jej się stało.
*
Czekałem kilka minut, gdy nagle zobaczyłem z daleka postacie, zbliżające się w moją stronę. Już stąd mogłem stwierdzić, że to Louis i reszta, więc wyszedłem z samochodu i podszedłem bliżej do tego sukinsyna.
- Styles we własnej osobie – zaśmiał się.
- Dobranoc – wysyczałem i wymierzyłem mu pierwszy cios prosto w tą zjebaną mordę.
Lekko się zatoczył, ale nie zrobiło to  na nim większego wrażenia, więc pozwoliłem sobie na kolejny, tym razem w nos.
Zacząłem okładać go pięściami z każdej strony, aż w końcu upadł na podłogę i zaczął zwijać się z bólu. Kopnąłem go z całej siły w brzuch, a potem znów moja pięść spotkała jego twarz.
- Spokojnie – usłyszałem głos Louisa, a następnie odciągnął mnie od niego.
Nie obchodziło mnie to co mówi, więc wyrwałem się z jego uścisku i rzuciłem na Justina. Jego twarz już nie przypominała jego twarzy, co bardzo mnie cieszyło.
- Odsuń się, zabijesz go – warknął Zayn i odepchnął mnie.
Niall i Liam odciągnęli mnie od niego i wepchnęli do auta.
- Mu już wystarczy – poinformował Niall i poklepał mnie po ramieniu.
- Wróci do niej – syknąłem – Jeśli coś jej zrobi, to pozabijam Was wszystkich, rozumiecie?
*
-Lily-

Była już późna noc, a Lucy i Justina nadal nie było. Bardziej bałam się o Lucy, bo nie widziałam jej od kilku dni.
Siedziałam skulona na kanapie i oglądałam telewizję, gdy nagle usłyszałam trzask drzwi i głośne kroki. Wystraszyłam się, ale gdy usłyszałam głos Justina od razu do niego pobiegłam.
- Justin! – krzyknęłam, ale gdy go zobaczyłam dosłownie szczęka opadła mi do samej ziemi.
Wyglądał jakby przejechała go ciężarówka. Jego twarz była tak spuchnięta i zakrwawiona, że nie wyglądał jak on. Ubranie miał porwane i całe we krwi.
- Co do cholery Ci się stało? – zapytałam i dotknęłam dłońmi jego twarzy.
Chłopak syknął z bólu i oparł się plecami o ścianę.
- Pomóż mi -  szepnął.
Oplotłam go ramionami i spróbowałam wnieść do łazienki. Niechlujnie usiadł na wannie i co chwilę skarżył się na okropny ból brzucha.
- Najpierw opatrzę Ci twarz – poinformowałam i wyjęłam z szafki pudełko z wodą utlenioną, plastrami i bandażami.
Wodą utlenioną odkaziłam rany na jego twarzy, a plastrami je pozaklejałam. Po obmyciu krwi, nie wyglądało to najgorzej.
- Podnieś koszulkę – poprosiłam i odwróciłam się, aby wyjąć z szafki jałową gazę.
Przy okazji wzięłam też dodatkowe opakowanie, a gdy z powrotem odwróciłam się w jego stronę, zamarłam.
- O mój boże – wyleciało z moich ust, gdy dokładnie przyjrzałam się jego odkrytemu torsowi.
Był dosłownie poszarpany. W niektórych miejscach miał obdartą skórę, co wyglądało okropnie. Z głębokich ran skapywała krew, która nie chciała przestać lecieć.
Nie widziałam nigdy kogoś, kto mógłby tak wyglądać. Wszystko wskazywało na to, że wdał się w jakąś bójkę lub po prostu przejechał go samochód.. Nie, to raczej bójka.
- Kto Ci to zrobił? – zapytałam i przemyłam wodą utlenioną rany, które ciągnęły się przez cały tors i brzuch.
Nagle Justin zaczął kaszleć. Schylił się w stronę wanny, a z jego gardła powoli wydostawała się krew. O cholera, a co jeśli coś w środku mu krwawi? Powinnam zadzwonić na pogotowie.
- Justin, zadzwonię po karetkę – powiedziałam i pomogłam mu wykrztusić krew, która zalegała mu w gardle.
- Nie – warknął – Dam radę.
Postanowiłam go nie denerwować, więc poszłam do kuchni i nalałam wody do szklanki, którą potem mu zaniosłam. Po kilku minutach było dobrze, więc znów wzięłam się za opatrywanie ran.
- Powiesz mi kto Ci to zrobił? – zapytałam.
- Pierdolony Harry Styles – wycedził przez zęby.
Zatkało mnie. 



*chciałam Was bardzo przeprosić, że wczoraj nie było maratonu, ale muszę powiedzieć szczerze, nie byłam w stanie :D  nie wnikajmy w to, tylko cieszmy się kolejnym rozdziałęm huhu.
OGÓLNIE CZY KTOŚ DOMYŚLA SIĘ GDZIE JEST LUCY? 8) * 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro