Syk w ciemnościach
Po uczcie sam poszedł pod gabinet dyrektora. Najgorszą przeszkodę stanowił jednak gargulec, który nie chciał go wpuścić. Harry, mimo prób, nie był w stanie odgadnąć hasła.
– Cytrynowe dropsy. – Nic się nie wydarzyło. Przestąpił z nogi na nogę. – Lukrecjowe pałeczki. Kociołkowe pieguski. – Gargulec ani drgnął. – Czekoladowa żaba. Fasolki wszystkich smaków. – Ze złości uderzył martwy kamień, przez co zabolała go tylko dłoń. – Cholera – mruknął.
Szczęście uśmiechnęło się do niego, bo właśnie z gabinetu wyszedł Dumbledore. Zdziwił się na widok Harry'ego, który nieświadomie ciskał gromy z oczu w jego kierunku.
– Stało się coś, mój chłopcze? – zapytał Dumbledore ze swoim dobrotliwym uśmiechem.
Harry kiwnął głową.
– Potrzebuję z panem porozmawiać, profesorze – powiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił, chociaż złość aż huczała w jego ciele. Miał ochotę dać jej ujście, najlepiej wyżyć się na dyrektorze, który ot tak decydował sobie o jego życiu. Nie mógł jednak tego zrobić, a przynajmniej nie na korytarzu.
Dumbledore pokiwał głowę. Z jasnych oczu zniknęły radosne iskierki, stały się poważne i czujne. Poprawiwszy okulary–połówki na haczykowatym nosie, gestem nakazał Harry'emu wejść do gabinetu. Cokolwiek miał do zrobienia, musiało poczekać. Widocznie nie było tak ważne.
– Co się stało? – zapytał, obchodząc biurko, a potem siadając w miękkim fotelu.
Harry zajął jedno z krzeseł ustawionych przed meblem. Spojrzał Dumbledore'owi prosto w oczy.
– Wiem o wszystkim – powiedział bez ogródek. – Dlaczego? – Na początek postanowił być spokojny.
Dyrektor zacmokał.
– Harry, mój drogi chłopcze, nie zrozum mnie źle – zaczął łagodnie. – Chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcę cię chronić. Zaufaj mi, że to było konieczne.
Harry nie dowierzał własnym uszom. Dumbledore był już po prostu bezczelny w swoich działaniach oraz tłumaczeniu się! Co to niby miało znaczyć?!
– Konieczne?! – wykrzyknął. Był wściekły; trząsł się, niekontrolowanie zaciskając dłonie na podłokietnikach tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie. – Jak małżeństwo z przymusu ma być koniecznością?! Przecież to jakiś obłęd! I pani Weasley się na to zgodziła?! – wyrzucał z siebie żal, celując prosto w Dumbledore'a.
– Harry – rzekł dyrektor, starając się przywołać chłopca do porządku. Kiedy nie zareagował, dalej krzycząc, Dumbledore podniósł głos: – Harry!
To otrzeźwiło chłopaka; patrzył na Dumbledore'a chłodno, dalej zły, lecz dla odmiany nie wypowiedział ani słowa. Zaciskał z całej siły szczękę, żeby nie warknąć na dyrektora, a usta utworzyły cienką linię. Zastanawiał się, czy pobyt w gabinecie przyniesie jakiekolwiek odpowiedzi.
– Chłopcze, musisz zrozumieć, że są pewne sprawy, o których nie masz pojęcia – powiedział Dumbledore tak chłodno, że Harry był pod wrażeniem jego podobieństwa do tonu Snape'a. – Nie muszę ci się tłumaczyć ze swoich działań, jednak zapewniam cię, że gdyby było inne wyjście, skorzystałbym z niego. – Nie dawszy Harry'emu dojść do słowa, odprawił go machnięciem ręki.
Wściekły, dygocząc, opuścił gabinet Dumbledore'a, przeklinając go od najgorszych pod nosem.
***
Gruba Dama przepuściła go po podaniu hasła. Przekroczył próg pokoju wspólnego Gryfonów, w którym siedzieli podekscytowani pierwszoroczni oraz kilku starszych uczniów. Ron wraz z Hermioną zajęli ich stałe miejsce przed kominkiem. Widocznie o coś się kłócili, patrząc po ich twarzach, ale nadejście Harry'ego przerwało niezgodę – od razu zapomnieli o sprzeczce, zajmując myśli kwestią rozmowy Harry'ego z Dumbledore'em. Zrobili przyjacielowi miejsce między sobą na kanapie z czerwonym obiciem.
– Opowiadaj – niemalże od razu wypaliła Hermiona, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Była na tyle spostrzegawcza, że już zdążyła zauważyć, iż coś poszło nie po ich myśli.
Harry westchnął, opadłszy ciężko na kanapę. Potarł czoło, na którym wciąż widoczna była jego charakterystyczna blizna w kształcie błyskawicy. Był zmęczony krótką wymianą zdań z dyrektorem, którego nie interesowały fakty, który miał zdanie Harry'ego w poważaniu, a jeszcze, jakby tego było mało, podejmował za chłopca ważne decyzje dotyczące jego życia. Potrząsnął głową, żeby zebrać myśli, gdy Ron z Hermioną przyglądali mu się wyczekująco.
– Przyjął mnie do siebie – mruknął Harry. – Powiedziałem, że już wiem. Zaczął mi tłumaczyć, że to było konieczne. – Skrzywił się, a jego przyjaciele wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia. – Próbowałem dowiedzieć się, skąd ta decyzja, ale nic mi nie powiedział.
– Stary... przykro mi, naprawdę... – Ron się zakłopotał. Wiedział, że Ginny się ucieszy, kochała Harry'ego szczerze, lecz nie mógł patrzeć na rozemocjonowanego przyjaciela. Jego podenerwowanie udzielało się również Ronowi i Hermionie. – Wiesz... Mam nadzieję, że to się skończy – mruknął.
Hermiona mu przytaknęła.
– Znasz nas, Harry. Wiesz, że nie chcemy, żebyś robił coś wbrew sobie – starała się go pocieszyć. – Znajdziemy jakieś rozwiązanie – obiecała. W głowie już tworzyła plan czytania kolejnych ksiąg na temat małżeństw. Im szybciej rozpocznie poszukiwania rozwiązania, tym lepiej wszyscy na tym wyjdą. Osobiście uważała, że Ginny nie powinna na razie dowiadywać się o decyzji podjętej przez matkę. Doskonale widziała, jak patrzyła na Harry'ego.
Harry był wdzięczny swoim przyjaciołom za całe ich wsparcie. Bez nich pewnie oszalałby. Gdyby nie ich spokój, wyszedłby z zamku polatać lub poszwendać się po okolicy pod peleryną–niewidką.
Aby nie myśleć czasowo o kolejnych problemach w już i tak poplątanym życiu, przejrzał plan zajęć, po czym wraz z Hermioną i Ronem ustalili dni, podczas których mieli zamiar się uczyć. Zadania domowe chcieli robić na bieżąco, coby nie zostawiać ich na ostatnią chwilę. Pewnie ostatecznie i tak Harry z Ronem będą błagać Hermionę o pomoc na dzień przed terminem oddania wypracowań, lecz postanowili to przemilczeć.
Późnym wieczorem byli już jedynymi użytkownikami pokoju wspólnego. Harry zastanawiał się, czy powiedzieć im o kilku swoich sekretach, lecz uznał, że powinien poczekać. Przeciągnął się, a Ron ziewnął potężnie.
– Jutro zacznę szukać książek w bibliotece – powiedziała cicho Hermiona, przerywając ciszę. – Coś muszę znaleźć. – Ron pokiwał głową, zgadzając się z nią. – Harry, wypytaj jeszcze dyskretnie Lupina. Może on coś będzie wiedział – poleciła łagodnie przyjacielowi.
Remus Lupin wrócił do Hogwartu na polecenie Dumbledore'a, który nie chciał przyjmować niezaufanego człowieka na pozycję nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Poza tym Lupin był w Zakonie, więc automatycznie był kolejną różdżką do obrony, gdyby zaszła taka potrzeba. Hermiona miała rację – jeśli ktokolwiek miał coś wiedzieć na temat rozwiązania jego problemu i jednocześnie mógłby chcieć się nim podzielić, był to profesor Lupin. Harry, od poznania mężczyzny, uważał, że Lupin opiekował się nim nie tylko z sympatii, ale także przez wzgląd na nieżyjących rodziców Harry'ego.
– Ron – dodała po chwili Hermiona, co zwróciło uwagę obu chłopców. – Może któryś z twoich braci będzie cokolwiek wiedział na ten temat? Bill? Charlie? Percy? – zasugerowała.
Wzruszył ramionami.
– Mogę do nich napisać – rzucił, nie widząc problemu.
Po uprzątnięciu pergaminów z zapisanym planem nauki, zebrali się do swoich dormitoriów. Pożegnali się życzeniem dobrej nocy, przez co Harry został sam z Ronem.
Wymienili się spojrzeniami.
– Stary...
Harry uniósł dłoń.
– Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwał mu zmęczonym głosem. Westchnął. – Sam sobie współczuję – wymamrotał, powłócząc nogami w stronę łóżka ze szkarłatnymi zasłonami.
Ron potrząsnął głową.
– To też, ale... – Zagryzł wargę. – Nie mów nic Ginny, okej? Nie chcę, żeby się napaliła na coś... między wami... – wyjaśnił.
Mimo ciemności Harry miał wrażenie, że widział rumieniec na twarzy przyjaciela. Zaśmiał się cicho.
– Daj spokój, za kogo ty mnie masz? Ona jest jak siostra, nie skrzywdzę jej – obiecał.
Położył się pod kołdrę, przebrawszy w piżamę. Już jutro miały się zacząć pierwsze zajęcia. Jeśli dobrze pamiętał, jako pierwszą z kadry nauczycielskiej ujrzy profesor McGonagall – surową, starszą czarownicę, która była głową Gryffindoru. Szczerze powiedziawszy, stęsknił się za nią. Wiele dla niego zrobiła. Gdyby nie ona, nie grałby już pięć lat w Quidditcha na pozycji szukającego. Uśmiechnął się pod nosem. Wygranie w tegorocznych zawodach w Quidditchu było jego małym celem.
Chwilę później już spał.
***
– Chodź do mnie – usłyszał wołanie dobiegające gdzieś z Wielkich Schodów. Ostrożnie, narzuciwszy na siebie pelerynę–niewidkę, ruszył za głosem. Kroki starał się stawiać delikatnie, aby nie niosło ich echo. Mapa Huncwotów spoczywała bezpiecznie w jego kieszeni. – Nie bój się mnie, Harry. Wiem, że mnie rozumiesz. Tylko ty to potrafisz. – Głos coraz bardziej się oddalał, więc przyspieszył.
Serce dudniło mu w piersi, a krew pulsowała w uszach jak po upadku. Uaktywnił zaklęciem Mapę, po czym poszukał czegokolwiek na korytarzach w swojej okolicy. Niczego nie zobaczył. Marszcząc brwi, ruszył dalej.
– Harry! HARRY! HARRY! – Dziwny głos krzyczał jego imię głośno, jakby wprost do jego ucha. Skrzywił się, odruchowo zatykając uszy. Wtedy nastała cisza. Kiedy jednak wyjął palce z uszu, głos wył jeszcze głośniej: – HARRY! HARRY! CZUJĘ TWOJĄ OBECNOŚĆ! WIEM, ŻE TAM JESTEŚ! NIE UKRYJESZ SIĘ! PANIE, ON TU JEST!
Nic z tego nie rozumiał. O co tu chodziło? Cholerna ciekawość! Mógł wracać do łóżka od razu po wyjściu z toalety!
Kiedy już myślał, że głowa mu pęknie od wrzasków, ustały. Ciszę przyjął z jękiem ulgi, po czym osunął się pod ścianę. Dopiero teraz, gdy został sam ze sobą, rozejrzał się po korytarzu. Był w lochach. Poprawił okulary na nosie. I to nie byle gdzie. Siedział przed wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu, który miał okazję odwiedzić w drugiej klasie, gdy Hermiona uwarzyła Eliksir Wielosokowy.
Co to miało znaczyć? Co tu się działo, do jasnej cholery? Co to był za głos?
Niezdarnie, pomagając sobie obecnością kamiennej ściany, podniósł się, a potem powędrował z powrotem do dormitorium, z którego miał zamiar wyjść dopiero na śniadanie. Niech Merlin strzeże tego, który spróbuje zbudzić go wcześniej! Z tą myślą wsunął się pod kołdrę, szybko usypiając. Mimo to podświadomość dalej męczyła nocne wydarzenia, próbując zrozumieć, co to miało znaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro