Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy śnieg

Od rozmowy z Dumbledore'em i poinformowaniu o niej Draco minęły dwa tygodnie. Wrzesień zmienił się w październik, a pierwsze złote liście opadły na grunt, przynosząc ze sobą łagodne, ale zimne wiatry jesieni. Wraz z wiatrami przyszły opady deszczu. Uczniowie spędzali coraz mniej czasu na błoniach otaczających szkołę. Harry z przyjaciółmi poświęcał coraz więcej czasu na naukę, wieczorami dalej spotykając się z Draco.

Ich spotkania w Pokoju Życzeń przybrały charakter nie tylko lekcji, ale również wielogodzinnych rozmów, przez co wracali do dormitoriów w środku nocy. Mimo niewyspania, nie potrafili zrezygnować z późnych powrotów – konwersacje były wciągające. Harry nie mógł wyjść z podziwu, jak wiele można było ukryć pod powłoką sztucznych, wyuczonych zachowań. Do tego Draco zrobił ogromne postępy w nauce animagii. Już raz udało mu się całkowicie przemienić w węża.

–  Na dziś wystarczy – oznajmił Harry, opierając się rękoma o uda. Dyszał nieco, ponieważ próbował własną magią pomóc Draco przemienić się. Syriusz na początku robił dla niego to samo. Harry podejrzewał, że właśnie tak Pettigrew nauczył się animagii. – Osobiście mam dosyć – stwierdził, ocierając pot z czoła, a potem pozwolił sobie bezwładnie upaść na poduszki.

Draco również wyglądał na wykończonego. Ułożył się obok Harry'ego.

– Nigdy nie myślałem, że może dojść do tego wszystkiego... – zaczął cicho Draco. – No wiesz, co mam na myśli.

– Wiem – potwierdził Harry, założywszy ręce za głową. Obrócił głowę, aby patrzeć na Draco. Leżeli w odległości kilku cali od siebie. – Chyba nie żałujesz? – spytał z niepokojem, marszcząc brwi.

– Ani trochę. – Odpowiedź uspokoiła Harry'ego. – No, może ociupinkę – zażartował. Zaraz jednak spoważniał. – Snape powiedział, że opanowałem oklumencję na zadowalającym poziomie. Myślisz, że to wystarczy? – zapytał, odwracając się na prawy bok; patrzył prosto w intensywnie zielone oczy.

Harry zamyślił się.

– Nie wiem – przyznał ostatecznie.

Znowu zamilkli. Wiedzieli o sobie już całkiem sporo, w końcu dostali mnóstwo czasu na zapoznanie się ze sobą. Mimo to Harry dalej nie mówił Draco pewnych rzeczy – bardzo pobieżnie opowiedział Ślizgonowi o Dursleyach, do zaaranżowanego małżeństwa z Ginny z kolei nie wracał – to wymagałoby podania nieprzyjemnych szczegółów oraz zdradzenia, że Dumbledore był jeszcze gorszy, niż się do tego przyznawał. Harry zdawał sobie również sprawę z jednego faktu: Draco nie mówił mu wszystkiego o sobie. Czuł to.

Pokój Życzeń dostosował się do ich aktualnych wymagań. Dalej rozkładał miękkie poduchy na podłodze, aby mogli ćwiczyć, a na regałach ustawił księgi związane z animagią, lecz od kilku wieczorów dawał im do dyspozycji miękkie fotele o wysokich oparciach oraz stół. Na jego blacie zawsze stały dwie porcelanowe filiżanki, obok zaś imbryk z parującą, aromatyczną herbatą. Miska z ciasteczkami zawsze kusiła obu chłopców, lecz nigdy nie została pusta – magia pomieszczenia dbała, aby miska pozostawała pełna. Jedyne okno, wyczarowane, wychodziło na jezioro oraz Zakazany Las. Światła świec nadawały komnacie niepowtarzalny nastrój, przy którym szczere rozmowy prowadziło się dużo łatwiej.

Draco westchnął, przez co Harry momentalnie przeniósł na niego wzrok. Przyłapał się na tym, że jego spojrzenie ześlizgnęło się zgrabnie z twarzy chłopca na jego szyję, a później fantastycznie wyrzeźbiony tors. Zagryzł wargę, momentalnie skupiając się wyłącznie na kształcie nosa Draco, lecz i to nie wyszło – ciekawskie oczy zjechały na dosyć wąskie usta Ślizgona. Potrząsnął głową.

Muszę się ogarnąć, stwierdził w myślach, zwłaszcza, że to była już któraś z kolei taka sytuacja. Jeśli Draco pomyśli sobie coś... Że ja do niego... Albo... Nie, muszę tego uniknąć. Nie chcę na nowo psuć sobie z nim tej relacji. Między nami jest wyłącznie przyjaźń i mała umowa. Nic więcej, przekonywał się, chociaż sam sobie nie uwierzył. Jak inaczej, skoro codziennie z ekscytacji aż się trząsł przed ich potajemnymi spotkaniami? Harry, wbrew sobie oraz wszystkim innym, powoli tracił głowę dla Draco Malfoya. Nie chciał jednak roztrząsać problemu, aby nie urósł. Nie potrzebował kolejnego kłopotu. Dlatego przed wszystkimi udawał, że dalej był sobą, mimo iż czasem sam siebie nie poznawał.

– Jestem ciekaw, jak czują się moi rodzice – mruknął Draco, nieświadom bitwy w myślach Harry'ego. – Dawno nie dostałem od nich sowy.

– Czemu sam do nich nie napiszesz? – spytał Harry, starając się z całych sił skupić na słowach Ślizgona, a nie wyłącznie na tembrze jego głosu, który – notabene – brzmiał bardzo zmysłowo. A może tylko mu się wydawało, ponieważ zadurzył się w nim? Nawet nie przeszkadzał mu fakt ich płci. Jego życie od zawsze płatało mu dziwne psikusy.

Draco spojrzał na niego z politowaniem, jednocześnie unosząc brew.

– Proszę cię, Harry – powiedział cicho, nieco znużony. – Czarny Pan czyta wszystkie listy, jakie przychodzą do Malfoy Manor. Rodzice piszą do mnie tylko w chwilach, gdy są pewni, że nie zostaną pochwycone przez niego.

– Ach, przepraszam. – Harry aż się ze wstydu zarumienił. Kiedy siedział z Draco sam na sam, zapominał o wiszącej nad nimi wszystkimi groźbie śmierci w postaci Voldemorta.

Harry podniósł się do siadu, a potem wstał. Podszedł powoli do okna, czując na sobie pytające spojrzenie Draco. Przełknął, zamknąwszy oczy. Nie mógł się powstrzymać przed wbiciem spojrzenia w ogarnięty jesienią Zakazany Las. Dla Harry'ego jednak pierwszy śnieg już spadł – oficjalnie przyznał się przed sobą do uczuć, jakie żywił do Draco. Zastanawiał się, co powinien dalej z tym zrobić.

Może poczekać? Może on też coś do mnie poczuje? Odważył się zerknąć na leżącego Draco, który się w niego wpatrywał. Ich spojrzenia się skrzyżowały, przez co Harry spłoszył się i uciekł wzrokiem. Może kiedyś, gdy to wszystko się skończy, będę miał jaja i mu zwyczajnie powiem? Może kiedyś.

***

Zajęcia wymagały od uczniów ogromnych pokładów koncentracji. Musieli mieć mocne podstawy, aby iść z nauką dalej. Jeśli pozwoliliby sobie na jakiekolwiek zaległości, istniało duże prawdopodobieństwo, iż nie poradziliby sobie już na następnych ćwiczeniach.

Harry z przyjemnością korzystał z pomocy oraz notatek Hermiony. Zresztą Ron również nie oponował, gdy ich przyjaciółka oferowała pomocną dłoń. Kiedy tylko mieli okazję, siedzieli w bibliotece, pisząc kolejne eseje na temat ingrediencji eliksirów, zaklęć, obrony w czasie pojedynków czy trudności związanych z transmutacją przedmiotów w zależności od ich masy, wielkości i stanu ożywienia.

Jednym słowem, przerąbane.

Draco wydawał mu się coraz bardziej odległy. Na spotkaniach z nim nie skupiał się wystarczająco, przez co jego umiejętności zamiany w animaga uległy regresji. Harry co chwila musiał przywoływać go do porządku, lecz Ślizgon zaraz znów odpływał. Po prawie trzech godzinach walki z nim nie wytrzymał:

– Draco, kurwa mać! Ogarnij się wreszcie! – Jeszcze nigdy nie krzyknął na nikogo w ten sposób. Tłumione uczucia i ilość zwalających się na jego głowę problemów przytłoczyły go. Wreszcie emocje znalazły ujście. – Co się z tobą dzieje?! – Opadł na fotel.

Mlasnąwszy, Malfoy podniósł głowę. Przez chwilę jego wzrok pozostawał nieobecny, jednak szybko się otrząsnął. Chrząknął.

– Przepraszam. Dziś chyba nie dam rady już nic zrobić – stwierdził, a potem wstał z poduszek. Przywołał do siebie ubrania zaklęciem, po czym zaczął zakładać koszulę.

Harry błyskawicznie wstał i popchnął Draco na najbliższą ścianę; chłopiec uderzył w nią z głuchym stąpnięciem. Z jego gardła wyrwał się jęk bólu.

– Uważaj, Potter! – warknął Draco, patrząc na niego zmrużonymi oczyma.

– Zamknij się, Malfoy! – głos Harry'ego zmroził krew w jego żyłach. Nie spodziewał się takich umiejętności po Gryfonie. To tylko podtrzymało teorię Draco o tym, że Harry pasowałby jak ulał do Slytherinu. – Nie wiem, gdzie jesteś myślami, ale nie podoba mi się to! Dziś zmarnowaliśmy trzy godziny! Rozumiesz to?! Trzy godziny na błazenadę z twojej strony! Moglibyśmy już dawno dopracować twoje umiejętności, pomyśleć, co dalej! A tymczasem ty postanawiasz sobie odpłynąć! – Harry dyszał ciężko, czując ogromną złość.

Draco nie mógł puścić mu tego płazem, nie byłby sobą.

– Nic nie wiesz, Potter! – wysyczał z ogromną ilością negatywnych emocji w głosie. – Nie masz żadnego – żadnego! – pojęcia o tym, jak to boli, gdy rodzice nie odzywają się do ciebie od tak długiego czasu!

– Bo może moi nie żyją?!

Malfoy puścił komentarz Pottera mimo uszu.

– Jesteś tak zapatrzony w siebie, swoje ideały i problemy, że nie potrafisz zrozumieć moich! Ba! Nawet nie próbujesz! – zarzucił mu Draco; mocne słowa wstrząsnęły Harrym.

Wpatrywali się w siebie intensywnie, aż wreszcie Harry cofnął się o krok, odpuszczając. Westchnął ciężko, odgarniając kosmyki czarnych włosów z twarzy. Rzucił Draco dziwne spojrzenie pełne uczuć, po czym ogarnął się szybko, aby zaraz opuścić Pokój Życzeń.

Poszedł prosto do Lupina. Wszedł do jego gabinetu bez pukania.

– Potrzebuję twojej rady, Remusie – przeszedł na "ty", aby w zawoalowany sposób ukazać profesorowi swoje zaufanie oraz poufność ich rozmowy.

– Siadaj, Harry. – Wskazał mu krzesło. – Herbaty? – zaproponował.

Zdenerwowany Gryfon pokiwał głową. Przydałaby mu się jakaś zielona, aby uspokoić zszargane nerwy.

– Opowiadaj, ja zaparzę.

Harry zaczął więc swoją opowieść. Mówił o tym, co ustalili z Draco na pierwszym spotkaniu w Pokoju Życzeń, o małej umowie, która przynosiła profity im obojgu. Powiedział o niektórych tajemnicach, uznając ich wyjawienie za konieczność. Na sam koniec zostawił fakt o swoim uczuciu, aczkolwiek zrobił to niechętnie. Nie chciał się specjalnie afiszować z tym, co teoretycznie nie powinno zaistnieć.

Lupin słuchał Harry'ego z ogromną uwagą, co jakiś czas kiwając głową. Zalał filiżanki wrzątkiem, z czego jedną postawił przed Gryfonem. Cieszył się zaufaniem Harry'ego, nie chciał go utracić w żaden sposób, więc podszedł do sprawy niczym wyrozumiały rodzic, jednocześnie mając zamiar zachować milczenie przed Dumbledore'em. Remus miał pewne informacje prosto z Zakonu, dlaczego Harry miał się trzymać z daleka od Malfoya. Dumbledore też to wiedział, jednak najwyraźniej zataił ów fakt przed Harrym. Mimo to Lupin nie zamierzał chłopcu dyktować, jak powinien żyć, z kim się zadawać.

– Niezłe bagno, Harry – rzucił z uznaniem, uśmiechając się do niego ciepło. Miał prawdziwy talent do pakowania się w kłopoty, prawdopodobnie odziedziczony po Jamesie. – Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności, naprawdę. – Skłonił się. – Jako Huncwot. – Mrugnął do niego porozumiewawczo.

– Dzięki – Harry wyszczerzył się w odpowiedzi, lecz zaraz zmarkotniał. – Jakieś rady?

Westchnął.

– Co do Malfoya, nie pomogę ci, przykro mi. Nie znam go na tyle, a sam wolę kobiety. Jeśli miałbym cię odesłać do kogoś, kto miał jakiekolwiek pojęcie o relacjach męsko–męskich, polecałbym Syriusza, jednak... – między nimi zapadła krótka, ale niezręczna cisza. Lupin chrząknął. – Kontynuując, im lepszą relację będziecie mieć, tym łatwiej przyjdzie wam pokonanie Voldemorta. – Harry zdziwił się, na co Lupin pokiwał głową. – Naprawdę. Jeśli macie to zrobić razem, wasza magia może w pewnym momencie zacząć współpracować. – Upił łyk herbaty. – Tylko, Harry – spojrzał chłopcu prosto w oczy. Uśmiechnął się, jednak z oczu wyzierało zmartwienie. – Uważaj na siebie. Nie ufaj do końca Dumbledore'owi. Nie jest szczery z żadnym z nas.

– Spokojnie, Remusie – uspokoił go Gryfon. – Wiem o tym już od dłuższego czasu. Nie dam mu się tak łatwo. Inaczej nie byłbym sobą. – Posłał profesorowi najszerszy uśmiech, na jaki było go stać.

Wypiwszy szybko herbatę, Harry wstał, po czym skłonił głowę przed starszym od siebie. Już miał ruszyć do wyjścia, gdy usłyszał ciche słowa Lupina, na dźwięk których zrobiło mu się cieplej na sercu:

– James i Lily byliby z ciebie cholernie dumni. Tak, jak ja jestem.

Po ostatnim zerknięciuna Remusa opuścił gabinet.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro