Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kryjówki

Siedzieli razem bardzo długo. Pili alkohol, rozmawiali, żartowali. Harry kilka razy przyłapał się na bezwiednym gładzeniu medalika; Draco zapewne obserwował jego ruchy, lecz powstrzymał się od komentarza. Spędzali ze sobą czas swobodnie, wciąż nie wracając do kwestii uczuć, jakby nie były istotne.

Gdyby ktoś obu zapytał, dlaczego omijają tak ważną kwestię, może by się nad tym zastanowili. Ale nie. Nie było nikogo, kto mógłby zmusić chłopców do refleksji nad ich relacją. Dlatego dyskutowali o wszystkim i niczym jednocześnie. Rozmawiali o świętach w poprzednich latach, o prezentach, podróżach, wymarzonej pracy. Harry nawet się nie spodziewał, jak wiele błahych, z pozoru nieistotnych informacji nie znał. Przecież tyle czasu ze sobą spędzali, rozmawiając, a jednak wciąż było tyle spraw, których mógł się dowiedzieć.

Ognista szła im opornie; nie mieli zamiaru upić się przy pierwszej swobodnej rozmowie od tak wielu dni. Nie o to przecież chodziło. Ile ich minęło? Cztery? Nawet nie potrafili zliczyć. Godziny przeszłości ciągnęły się w nieskończoność, łącząc w jedną, niespójną całość. Liczył się moment, tu i teraz, gdy dane im było odetchnąć od zgiełku. Problemy zostawili na Piccadilly, gdy tylko ruszyli w stronę, z której mogli się bezpiecznie aportować. Takie wrażenie odnosił Harry. Dzięki nowym informacjom od Draco mógł oddychać pełną piersią, zrzucając problem z głowy. Choć jeden.

Szli spać w jednym łóżku.

Harry ściągał z siebie powoli ubrania, stojąc tyłem do Draco. Nie powiedziałby tego głośno, lecz podobała mu się niedaleka przyszłość, w której znów ułoży się obok chłopca. Zapewne jeszcze porozmawiają chwilę, nim zmorzy ich sen.

Lekko szumiało mu w głowie. Może odrobinę przesadził z alkoholem? Już dawno nie wypił takiej ilości. Poza tym zwykł wtedy zjeść sporą porcję, żeby nie pić na pusty żołądek. Trochę się też obawiał, że mógłby zrobić coś nie tak. Powiedzieć. Zagryzł wargę, ubierając spodenki, w których miał zamiar spać. Dopiero wtedy odważył się zerknąć na Draco.

Ich spojrzenia się skrzyżowały. Draco stał kilka stóp od Harry'ego, marszcząc czoło. Zaraz jednak rozpogodził się, wygładzając górę od piżamy. Była zapinana na guziki i przypominała elegancką koszulę, lecz nie miała stójki. Jej czerń podkreślała bladość skóry Draco. Harry wodził wzrokiem po ramionach i szyi chłopca, po czym posuwał się coraz wyżej, żeby ostatecznie zatrzymać na ustach. Przełknął. Wiedział, że nie mógł. Nie teraz. Nie chciał skomplikować ich relacji jeszcze bardziej. Nawet jeśli zbliżyli się do siebie jeszcze ze trzy godziny temu.

– Ależ chce mi się spać. – Na potwierdzenie słów Draco ziewną potężnie. Podszedł do łóżka, po czym wślizgnął się pod kołdrę. – Idziesz?

– Tak, już.

Harry ułożył się obok Draco. Zamknął oczy, chcąc jak najszybciej zapaść w sen.

***

Wstał wypoczęty. Draco już nie było w łóżku, zaś z kuchni ulatywał przyjemny zapach tostów z bekonem. Wiedziony zapachem, wygramolił się z pościeli, po czym udał w jego kierunku. Uśmiechnął się szeroko, stojąc w progu. Draco wyglądał na zadowolonego z życia, gdy przygotowywał śniadanie. Już był w pełni ubrany.

Koszula barwy butelkowej zieleni i spodnie w kant świetnie na nim leżały. Harry chwilę jeszcze pozachwycał się widokiem, po czym rzucił:

– Czyżby skrzaty domowe wzięły sobie wolne?

Draco odwrócił się do niego błyskawicznie; jego twarz rozświetlał uśmiech, który Harry tak bardzo lubił. Wyglądał naturalnie, niewinnie. Gdyby nie ujrzał kiedyś na własne oczy Mrocznego Znaku, nie uwierzyłby, że tak łagodna i piękna osoba mogłaby go mieć.

– Byłem rano na zakupach i stwierdziłem, że wykorzystam swój niemal nieistniejący talent kulinarny, żeby przygotować nam śniadanie. – Wzruszył ramionami. – Uznałem, że nie będę cię budził aż do czasu, kiedy wszystko będzie gotowe. – Zmrużył oczy, patrząc wprost na Harry'ego. – Zepsułeś mi plan! – Wycelował w niego oskarżycielsko widelcem.

Harry zaśmiał się.

– To już się więcej nie powtórzy – obiecał ze śmiechem.

– Ja myślę – burknął Draco, co tylko bardziej rozbawiło Harry'ego.

Naburmuszony Draco wyglądał komicznie. Gdyby Harry miał odwagę powiedzieć mu o swoich uczuciach, a potem walczyć o niego, wywoływałby częściej taką reakcję u chłopca. Miałby się z czego śmiać w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Usiadł przy stoliku w części salonowej, czekając na śniadanie. Skoro Draco chciał wcześniej sam przygotować posiłek, kim był, aby się wtrącać? Sam już zapach sprawiał, że ciekła mu ślinka.

Kątem oka obserwował ruchy Draco, zastanawiając się, co siedziało w jego głowie. Tkwił między Voldemortem a Harrym. Kochał rodziców, co zdecydowanie utrudniało mu życie, ponieważ onegdaj odpowiedzieli się po niewłaściwej stronie. Dumbledore, choć nie okazałby tego publicznie, prywatnie go nienawidził, starał się odseparować od Harry'ego. Większość wyborów Draco właściwie nie należała do niego; Mroczny Znak czy zadanie przydzielone przez Voldemorta były surową karą dla Malfoyów.

A jednak był tu z nim, w tej chatce ukrytej przed światem. Uśmiechał się, rozmawiał, żartował. Gotował. Wbrew wszystkiemu, co było mu wpajane dotąd do głowy. Nie poddawał się.

– Pasujesz do Gryffindoru – rzucił Harry, szczerząc się, gdy Draco niósł dwa talerze.

Odpowiedziało mu prychnięcie.

– Chciałbyś. Nie wytrzymałbym z tłukami. – Choć ton głosu brzmiał poważnie i pogardliwie, Harry w oczach zaobserwował psotne iskierki. To wystarczyło.

– No ja nie wiem... To jakbyś nie wytrzymywał sam ze sobą... – udał zadumę.

– Potter! – wykrzyknął wstrząśnięty, odłożywszy talerze na stół.

– Malfoy! – zawtórował mu Harry.

Spojrzeli sobie w oczy. Z jednej strony Draco próbował być śmiertelnie obrażony, ale z drugiej jego oczy się śmiały. Założył ręce na piersi, gdy Harry zaśmiał się głośno. Zmrużył oczy, jakby to miało powstrzymać dalszy śmiech.

– To nie jest śmieszne!

– Jest! – chichotał dalej Harry. – Po prostu spójrz na swoją minę.

***

Wspólny czas minął im bardzo szybko. Harry nawet nie zauważył, kiedy skończyły się święta, zaczął sylwester, a już musiał wracać. Westchnął cicho, ponieważ od pocałunku w drugi dzień świąt nie doszło między nimi do ani jednego zbliżenia. Miał wrażenie, że Draco wręcz tego unikał i nie potrafił zrozumieć, po cóż miałby to robić.

Może to zwyczajnie sposób na spławienie, zastanawiał się ponuro Harry, pakując prezent do kieszeni; ściągnął łańcuszek, żeby Syriusz nie zadawał zbyt wielu pytań. Nie miał ochoty na spowiadanie się z życia prywatnego, które wcale nie chciało się ułożyć. Fragment tyczący się Draco zwyczajnie go ranił. Nie był w stanie myśleć na spokojnie, gdy tylko przychodziło do Malfoya.

Zagryzł wargę, przyglądając się Draco, który pakował ubrania do małego kufra. Nie pytał, po co to robił. Nie pytał, co dalej. Nie pytał, co z nimi. Nie chciał znać odpowiedzi, natomiast Malfoy najwyraźniej dobrze czuł się w ciszy, która ich ogarnęła. Harry wyłamał kostki, czując zdenerwowanie. Właściwie nie wiedział, czym się denerwował. Milczeniem? Wyjazdem? Brakiem zainteresowania ze strony Draco?

– Harry?

Przełknięcie śliny było niemal bolesne.

– Tak? – spytał, siląc się na luźny ton.

Draco założył ręce na piersi, po czym obdarzył drugiego chłopca dziwnym, intensywnym spojrzeniem. Harry miał wrażenie, że Malfoy był w stanie przeczytać wszystkie jego myśli w ciągu chwili. Zbeształ się mentalnie, wykluczając taką możliwość. Znali się dosyć dobrze, ale to nic nie znaczyło... Prawda?

– Coś cię dręczy.

Nieprawda. Cholera.

Harry potrząsnął głową, udając zaskoczonego.

– Nie, o czym ty mówisz? – Zaśmiał się lekko, wyczuwając gulę w gardle. Na Merlina, niech go ktoś uszczypnie i powie, że to sen! – Nic się nie dzieje.

Draco nie wyglądał na zbytnio przekonanego, jednak nie drążył, za co Harry był mu w duchu wdzięczny. Zmienił temat:

– Wiesz, że będziemy musieli się ukrywać? – Wymienili się poważnymi spojrzeniami. – Gra się dalej toczy, Harry. Nasze życie wisi na włosku. To tylko kwestia czasu, żeby Czarny Pan znów mnie do siebie wezwał i... – urwał, wbijając wzrok w ziemię. Odruchowo złapał się za lewe przedramię, jakby znów charakterystycznie piekło. Na szczęście Voldemort jeszcze nie chciał go widzieć.

– Wiem... – Szept Harry'ego wbił się w ciszę mocniej od krzyku. Zbliżył się o dwa kroki do Draco. – Naprawdę. Zdaję sobie z tego sprawę – zapewnił.

– Ja... Ja... – Malfoy wyglądał na coraz bardziej przerażonego i zagubionego chłopca. Harry ledwie zdusił w sobie chęć przytulenia go i ukrycia przed światem na Grimmauld Place 12. – Będziemy musieli przestać rozmawiać przez jakiś czas. Nikt nie może nas widzieć razem, jeśli chcemy dociągnąć wszystko do końca.

To było niczym cios prosto w serce. Sztyletem. Od tyłu. Nie mógł jednak mieć tego Draco za złe, ponieważ pamiętał, co było na szali. Ich życie. Właściwie rozumiał to, a nawet się zgadzał. Lecz w jakiś sposób zakuło go to, że takie słowa padły – on sam nie dałby rady ich z siebie wykrztusić. Może kiedyś wkurzyłby się, krzyczał na Draco, ale nie teraz. Obaj dźwigali ciężkie brzemiona, musieli być dla siebie wyrozumiali. Tylko wsparcie da im upragniony spokój.

– Masz rację – odezwał się Harry, zaskakując i siebie, i Draco swoim opanowaniem, a także mocą głosu. – Musimy znaleźć dobre kryjówki. Do tego czasu nie będziemy się kontaktować. Wyślę ci sowę, gdy będę już pewien w stu procentach, że w pewnym miejscu będziemy bezpieczni. – W głowie już układał plan, jak przemycić Draco na Grimmauld Place tak, aby nikt się nie zorientował. Wiedział, że potrzebował pomocy Remusa.

– Dobrze. – Draco zmrużył oczy. – To do zobaczenia na boisku, Potter.

Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem. O czym on bredził?

Najwidoczniej mina mówiła wszystko, bo Draco zaraz dodał:

– Po nowym roku Slytherin gra z Gryffindorem, pamiętasz?

Odpowiedział mu tryumfalny uśmiech.

– Spiorę ci tyłek, Malfoy.

Może Draco nie chciał się głupio przekomarzać, może wiedział, że Harry ma rację. Złapał go więc za ramię, wyprowadził z uroczego domku, po czym aportował ich obu w ciemnej uliczce w Londynie. Tam się rozstali, odchodząc w dwóch różnych kierunkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro