"Wspomnienia z przeszłości."
-Wszystko w porządku?? -Spytał wyraźnie zmartwiony. -Krzyczałaś jakby cię ze skóry obdzierano.
-Huh? -Dalej ledwo kontaktowałam ze światem, dlaczego wszystko do cholery było takie niewyraźne?? Niemal nie mogłam się ruszać. -Wszystko ok. -Szepnęłam i spróbowałam usiąść. -Tylko.. Wszystko jest takie niewyraźne i jakby.. Faluje?
Rozejrzałam się dookoła łóżko unosiła się na spokojnie falującej wodzie, a dookoła unosiła się tak wielka mgła, że ledwo koniec łóżka widziałam. Zdziwiona spojrzałam na Jokera, jego "uśmiech" był na nowo rozcięty. Stłumiłam krzyk i odsunęłam się od Jack'a.
-Wszystko w porządku? Nie podoba ci się? Zrobiłem to dla ciebie. -Uśmiechnął się, a ja odwróciłam wzrok.
-Nie o to chodzi.. Po prostu.. Troszkę się boję..
-Czego? -Spytał zmieniając ton głosu na całkowicie poważny.
-Um.. Ciebie.. -Szepnęłam. Wtedy chwycił mnie prawą ręką za gardło i zaczął dusić, zaczęłam się szarpać i wyrywać, a kiedy mi się to udało, straciłam równowagę i zaczęłam spadać do tyłu. Trudno jest sobie wyobrazić mój krzyk, kiedy wpadłam do swojego największego strachu. Ocean...
W dzień, na brzegu mogłam się spokojnie kąpać, ale gdy przychodził wieczór lub gdy zabierano mnie na głęboką wodę, cholernie się bałam. Nie boję się tego, że się utopię, ponieważ umiem pływać. Ciemności też się nie boję. Boję się jedynie tego co czyha na dnie tej ciemności..
Gdy już wpadłam do czarnej wody, zgodnie z moimi przypuszczeniami, coś śliskiego otarło się o moje plecy. Wydałam z siebie niemy krzyk, a stworzenie owinęło mackę wokół mojego brzucha, po czym szybkim ruchem wciągnęło na dno oceanu.
Znowu strach rozdarł moje serce. Zachłysnęłam się wodą.
Niepewnie uchyliłam oczy, był ranek, było chłodno, a ja znajdowałam się w znajomym białym pokoju. Uświadomiłam sobie, że leżę na czymś niezbyt wygodnym. Usiadłam przetarłam oczy i spojrzałam na owy niewygodny "przedmiot". To było ciało Kevina. Odsunęłam się jak najdalej mogłam i oparłam plecami o ścianę.
-T-to nie był sen? Po prostu zemdlałam?! -Spytałam samą siebie. Gdy się rozejrzałam, widok tych wszystkich trupów upewnił mnie w tym przekonaniu. -Nie wierzę. -Pisnęłam zwijając się w kłębek. Było bardzo cicho.
Siedziałam tak długo myśląc nad wszystkim co się wydarzyło. Nie mogłam przecież tam siedzieć wieki. A może mogłam? Za niedługo z pewnością przyjedzie policja. Przecież nie trudno zobaczyć rozbite okno w wieżowcu i ciało człowieka wiszące na linie. Tylko.. Jokera tutaj nie ma.. Jestem jedynym żywym człowiekiem w tym mieszkaniu.. Powiedzą, że to ja zrobiłam. Co teraz??
Nim zdążyłam wstać, do mieszkania wbiegli antyterroryści. Krzyczeli coś w stylu "ręce nad głowę" i tak dalej, ale ja zwinęłam się w kłębek i wyłączyłam od reszty świata. Któryś funkcjonariusz w końcu wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Na zewnątrz zaczęło niedawno padać. W ciągu dwóch minut, cała ulica była mokra, a woda zmierzała do odpływów. Było mi strasznie zimno. W końcu miałam na sobie bieliznę i za dużą męską koszulę.. -Ona dalej nim pachnie. -Pomyślałam, ale zapach Mattiego stłumił deszcz i zapach antyterrorysty który mnie trzymał. Najwidoczniej dostrzegł, że się trzęsę, bo przytulił mnie mocniej do siebie. Deszcz powoli zmywał krew z mojej skóry, a my nadal czekaliśmy na.. No właśnie. Tak właściwie to na co my czekaliśmy? Na kogoś kto mnie weźmie, czy na resztę funkcjonariuszy, którzy przeszukiwali mieszkanie?
Czas mijał, a ja w bezruchu leżałam nadal się trzęsąc. Szkoda, że nie widziałam twarzy mężczyzny który mnie trzymał. Ciekawa byłam co czuje, jak wygląda.
-Jak masz na imię? -Spytał niskim głosem.
-Alicja. -Odpowiedziałam po dłuższej chwili. On zaś nic nie odpowiedział.
-Ja mam na imię Christian. -Powiedział po namyśle.
-Zimno mi. -Dodałam po kolejnych dwóch minutach milczenia.
-Wytrzymaj jeszcze chwilkę. -Dziwnie się czułam, ogółem wszystko było jakieś dziwne. -Chwila, czy po ulicy jeżdżą tylko czarne samochody? -Pomyślałam patrząc na szybko sunące po mokrym asfalcie czarne auta z przyciemnianymi szybami.
-Co do..? -Nie skończyłam bo gdy spojrzałam do góry, nad swoją głową dostrzegłam setki ciał, wiszących na linach zwisających z nieba.
-To kolejny sen! -Pisnęłam wyszarpując się mężczyźnie.
-Co ty robisz?! -Wyrwał się jakby z zamyślenia, jakby się właśnie obudził.
-Nie chce tu być! Chcę się obudzić! -Krzyczałam.
-Uspokój się! -Podniósł szybkę kasku, osłaniającą jego oczy. -Musisz.. -Zaczął, ale oboje usłyszeliśmy kobiecy krzyk dobiegający gdzieś z góry. Spojrzeliśmy w tę stronę i dostrzegliśmy kobietę która leciała z nieba wraz z nową liną na szyi.
Nim zdążyliśmy odwrócić nasze wzroki, siła grawitacji, nie będąca po stronie liny, oderwała tułów kobiety od głowy. Na linie wisiała sama głowa i fragment kręgosłupa. Reszta ciała, lekko zgnieciona, leżała zaledwie dwadzieścia metrów od nas. Kałuża krwi zaczęła narastać, przez co z trudem powstrzymałam się od zwrócenia, tabletki przeciwbólowej, którą zażyłam niedawno.
Nagle ziemia zaczęła drżeć, a liny pękać jedna po drugiej. Odruchowo Christopher przyciągnął mnie do siebie osłaniając szczególnie moją głowę, którą niezbyt mocno przycisnął do swojego prawego ramienia.
Gdzie się do cholery wszyscy podziali?!
Wszyscy ludzi prócz nas i ciał po prostu zniknęli. Gdzie ci wszyscy antyterroryści, gdzie przechodnie, gdzie auta?
Ciała pospadały na ziemie, która powoli przestawała drgać. Nagle poczuliśmy jeden wstrząs który powalił nas z nóg. Wzdłuż ulicy pojawiło się pęknięcie które szybko rozwarło się, a ciała zaczęły się tam wsypywać. Podeszłam na tyle, żeby spojrzeć w dół ogromniej przepaści. Spodziewałam się zobaczyć lawę czy coś w tym stylu, no ale po co robić mi nadzieję, że po prostu spłonę? W kanionie pływała czarna, gęsta maź w której topiły się trupy.
Jak na złość potknęłam się i wpadłam tam...
Kiedy ten koszmar się skończy?!
W idealnym momencie na prawdę się obudziłam. Tym razem nie miałam wątpliwości, że to rzeczywistość. Znajdowałam się chyba w szpitalu. Obok mnie były postawione jeszcze 3 łóżka. Byli to ludzie chyba w śpiączce czy coś. Nagle przyrząd podłączony do mnie zapiszczał. Pielęgniarka z doktorem, jak najszybciej wbiegła do pomieszczenia.
-Wszystko w porządku? Jak się pani czuje? Pamięta pani co się stało?? -Spytał lekarz wyciągając notatnik. Zaraz za nimi wszedł Jack wraz z kolejną pielęgniarką, która próbowała go zatrzymać.
-Al! -Krzyknął radośnie. Podbiegł szybko siadając przy mnie na łóżku i przytulił mocno ale zarazem delikatnie. -Przepraszam strasznie. -Przyjrzałam się mu niepewnie blondyn ze zdenerwowania nerwowo poruszał prawą nogą, jakby próbując wyładować nadmiar energii.
-Dobrze, że tu jesteś... -Stwierdziłam delikatnie się uśmiechając.
-Nie wyobrażam sobie być gdzieś indziej. -Odwzajemnił uśmiech, i już miał zbliżyć usta do moich, gdy lekarz odchrząknął. Zupełnie zapomniałam o obecności pielęgniarek i lekarza.
-MUSIMY zadać pani kilka pytań. -Oznajmił podkreślając pierwsze słowo. Jack odsunął się powoli, wzrokiem oznajmiając mi że za niedługo wróci i wyszedł z pomieszczenia.
Sama niecierpliwie czekałam na wyjaśnienia. Przecież nie miałam bladego pojęcia co się tak na prawdę stało.
I jak się Wam podoba? Zostawiacie coraz mniej komentarzy przez co zaczyna mi się wydawać, że może zacznę się zbliżać ku końcowi mojego pisania. No nie wiem co wy o tym sądzicie..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro