"Przestałam tonąć"
Kiedy taksówka podwiozła mnie na dworzec, zapłaciłam kierowcy i wysiadłam. Stałam chwilę wpatrując się w ogromny budynek dworca. Nabrałam głębszy wdech aby nabrać odwagi, po czym ruszyłam schodami w stronę kas biletowych. Zerknęłam na tablicę na której wyświetlone były najbliższe odjazdy pociągów. Chciałam uciekać jak najdalej. Pełnym nadziei a zarazem błagalnym wzrokiem przeglądałam listę pociągów. Nie miałam pojęcia gdzie się podziać. W pewnym momencie dostrzegłam pociąg który między innymi zatrzymywał się na stacji przy lotnisku. Uznałam że to będzie jedyny rozsądny wybór. Jedyne co mi przychodziło w tym momencie do głowy to ciocia w Los Angeles. Pierwsze co musiałam zrobić to dostać się na lotnisko.
Po głębszym namyśle kupiłam bilet na wypatrzony pociąg. Całe szczęście nie musiałam długo czekać. Pociąg stał już na peronie. Planowany odjazd miał być dziesięć minut później. Miałam dużo szczęścia. Te pociągi kursują trzy razy dziennie.
Wsiadłam do pociągu z lekkim bólem serca.
-Ty w ogóle wiesz co robisz? -Pomyślałam. Nagle wszystkie wspomnienia związane z Jokerem zaczęły powracać do mojej głowy. To jak się poznaliśmy, to co przeżyliśmy, te uczucia które przeplatały moje codzienne życie.. Ale to psychopata.. Nie powinnam się tak tym przejmować. Tak jest po każdym dłuższym związku. W dodatku to nie był normalny związek. Dobrze robię. Chociaż w ten sposób tracę wszystko.. Co z moim braciszkiem, co ze znajomymi, pracą, domem?
Już za późno. Pociąg ruszył.
Aby zająć swoje myśli czymś innym, założyłam słuchawki i puściłam dość głośno album "Bring Me The Horizon". Trzeba się odciąć od wydarzeń z przeszłości. Zacząć życie na nowo. Jedyne co mi na pewno pozostanie to wspomnienia i szramy pomiędzy żebrami. Jakoś dam sobie radę.
Po czterdziestu minutach drogi dotarłam na lotnisko. Byłam już prawie wolna. Przez myśli przechodziły mi jeszcze wizje Jokera który zapewne mnie szuka. Jak wsiądę do samolotu, na pewno poczuję się pewniej i bezpieczniej.
Kupiłam bilet na lot do Los Angeles. Kiedy skończyłam cały proces odprawy, usiadłam na metalowej ławce, czekając aż będzie można wsiadać do samolotu. Patrzyłam przez oszkloną ścianę na platformę lotniska i startujące samoloty. Przed niemal sześciogodzinnym lotem, postanowiłam zadzwonić do cioci i spytać czy mnie przenocuje dwa czy trzy dni. Wytłumaczyłam jej, że chcę czegoś nowego w życiu i opuścić rodzinne Gotham, bo wiąże się z nim za dużo wspomnień po rodzicach i innych osobach.. Zrozumiała i ku mojemu zdziwieniu, nie wypytywała o nic. Cieszyło mnie to niezmiernie. Dodała też, że mogę zostać ile mi się tylko podoba. Podziękowałam i był to w sumie koniec rozmowy. Niedługo po tym telefonie, wywołano mnie do samolotu. Zagapiłam się nieco, ale na szczęście zdążyłam.
Kiedy już wystartowaliśmy, z ulgą odetchnęłam i postanowiłam się zdrzemnąć. Czekała mnie długa podróż.
-Proszę pani! -Obudziłam się gwałtownie, szarpana niezbyt mocno za ramiona przez panią stewardessę. -Proszę się obudzić! Wszystko w porządku?!?! -Pierwsze co dostrzegłam to przerażenie w jej oczach, po chwili zauważyłam, że większość oczu pasażerów skierowana jest na mnie.
-C-co się stało? -Zapytałam, czując chyba wszystkie możliwe emocje jednocześnie. Dominowało jednak zmieszanie i dezorientacja.
-Krzyczała pani. Coś się stało? Coś panią boli? -Kontynuowała.
-Ja.. P-przepraszam.. Nic nie pamiętam.. -Zaczęłam szukać w swojej głowie snu który musiał mi się przyśnić. Zabolały mnie żebra i przypomniałam sobie wszystko.. Śniło mi się moje gnijące ciało.. alternatywna wersja wydarzeń z piwnicy. Widziałam samą siebie. Bladą, zimną, z białymi śliskimi robakami wędrującymi między rozciętymi żebrami. Momentalnie zachciało mi się wymiotować. -Przepraszam! -Rzuciłam szybko i przebiegłam obok stewardessy, po czym wpadłam do łazienki. Resztę można się domyśleć.
-Nalegam, żeby zobaczyła się pani z medykiem. -Powiedziała podchodząc do uchylonych drzwi toalety.
-Dobrze.. -Wymamrotałam. Kręciło mi się lekko w głowie. -Byłabym wdzięczna jakby pani zabrała też moje bagaże..
-Oczywiście. -Po chwili szłyśmy już w stronę tylnego wyjścia z samolotu. Tam czekał mężczyzna który mnie zbadał i zorganizował półleżące miejsce do siedzenia. Wypytał mnie o wszystko. Łącznie ze śniadaniem, którego jak się okazuje nie jadłam, bo po prostu zapomniałam. Reszta podróży, nie minęła mi zbyt przyjemnie.
Gdy w końcu wylądowaliśmy, czułam się znacznie lepiej. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło. I brak klimatyzacji też by błogosławieństwem. Strasznie mnie od niej głowa bolała. Wciąż byłam blada. Medyk imieniem Raphael, który dotrzymywał mi towarzystwa przez większość podróży, postanowił odprowadzić mnie aż do głównego wejścia lotniska. Stwierdził że nie wyglądam lepiej niż wcześniej i mogę w każdej chwili odpłynąć. Pytał nawet czy na pewno nie chcę pojechać do szpitala. Ja jednak upierałam się przy swoim. W końcu dotarliśmy do wspomnianego głównego wejścia.
-Co teraz? Przyjedzie ktoś po ciebie? -Spytał unosząc brew. Uroczo to wyglądało, mimo, że nie był on ani przystojny, ani brzydki.
-Nie. Poradzę sobie. -Odparłam, chcąc zabrać od niego swoją torbę, którą cały czas niósł za mnie.
-Chyba żartujesz. Odwiozę cię. Mieszkasz gdzieś tu? Czy do rodziny przyjechałaś? -Spytał. -Bo nie wydaje mi się żeby to były twoje wakacje.
-Wszystko po trochę. Przyjechałam do cioci. Planuję tu zamieszkać w najbliższym czasie. -Wyjaśniłam.
-Rozumiem.. -Zamyślił się chwilę. Nie wyglądał na zadowolonego z mojego planu. Mam wrażenie, że się domyślał, iż ciągną się za mną bardzo mroczne wspomnienia. -Zawiozę Cię. Podaj mi tylko adres.
-Uhhh.. Naprawdę nie trzeba.. -Jego poważny wzrok, odpowiedział za niego. -Um, chwileczkę. Napiszę do cioci.
-Grzeczna dziewczynka. -Zażartował, aby rozluźnić atmosferę. Nie był to do końca humor w moim stylu, ale z grzeczności uśmiechnęłam się delikatnie. -I taką minę pozostaw na swojej buźce.
Po jakiś trzydziestu (może czterdziestu) minutach drogi, dotarliśmy na miejsce. Podziękowałam Raphaelowi bardzo gorąco i przytuliłam na pożegnanie. Kiedy już miał wracać do samochodu, wyciągnął mi komórkę z kieszeni, po czym zapisał swój numer.
-Napisz mi później jak się czujesz, bo sumienie nie da mi zasnąć. Do zobaczenia!
Odpowiedziałam mu to samo i zadzwoniłam domofonem do niezbyt dużej willi mojej cioci. Ona wyszła mi na spotkanie. Poczułam się rodem niczym z amerykańskiego filmu.
Poczułam tą falę normalności napływającą ze słonecznego, jasnego Los Angeles i zmiatającą przytłaczającą szarość i zimno Gotham gdzieś na dno morza. O dziwo ja nie tonę razem z nim. Ja unoszę się na powierzchni niczym mewa, wpatrując się w piękne niebo i ciesząc słońcem które rumieni moje policzki. Czuję się cudownie, chociaż w głębi serca wiem, że jakiś sznurek jeszcze mnie trzyma uwiązaną do dna morskiego. Jestem jak boja na morzu, dryfuję. Mewa by odleciała w razie niebezpieczeństwa, a ta utonę.
To niebezpieczna zabawa. Ale muszę podjąć to ryzyko...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro