Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Prawdziwy koszmar"

-Zemdlała pani z bliżej nieokreślonych przyczyn. W karcie napisałem, że to przez alkohol i dużą podatność na stres. -Wyjaśnił. Nic nie odpowiedziałam, a zamyśliłam się.

-A.. Kiedy dokładnie zemdlałam?

-Co ma pani na myśli? -Uniósł brew.

-Nie jestem pewna kiedy zemdlałam.. -Zająkałam się. -Miałam bardzo realistyczny sen.. W sumie koszmar.

-Dokładnie nie wiemy kiedy. Pan Napier pani wszystko opowie. -Dodał zbierając się do wyjścia z sali. -Potrzebuje pani rozmowy z psychologiem?

-Nie dziękuję. -Odparłam grzecznie, a wszyscy wyszli. Po chwili jednak wbiegł do sali Joker.

-Al.. -Szepnął siadając tak jak wcześniej obok mnie. -Tak cholernie się bałem! -Powiedział ze skruchą w głosie i objął mnie mocno swoimi silnymi ramionami. Właśnie sobie uświadomiłam, że go na prawdę kocham.. Jak ja w ogóle mogłam myśleć o innych mężczyznach?!

-Przepraszam.. -Pisnęłam ze łzami w oczach i go przytuliłam. On oczywiście nie wiedział za co tak na prawdę przepraszam, więc tylko mnie tulił do siebie.

-Kiedy będę mogła z tąd wyjść? -Spytałam gdy się już nieco uspokoiłam.

-Nie jestem pewien, ale jak się postaram to z pewnością szybko. -Uśmiechnął się bawiąc kosmkiem moich włosów. Wierzyć mi się nie chce, że na co dzień całkowicie zapominam o szramach na policzkach Jokera. W sumie szkoda, że zniszczył swoją uroczą buźkę, no ale każdy popełnia jakieś błędy.

-K-kocham cię wiesz? -Powiedział nieśmiało. Niemałe było moje zdziwienie. Pierwszy raz powiedział to tak szczerze, prosto z serca.

-Też cię kocham. -Wtuliłam się w jego ciepły tors. Tak mi tego brakowało. Wspominałam już, że nieziemsko pachnie??

-Wiesz.. Te kilka dni pozwoliły mi przemyśleć kilka spraw.. -Zaczął niepewnie.

-Huh? -Smutno spojrzałam na niego. -No wyduś to z siebie.. -Dodałam.

-No bo ja.. Musimy.. -Nagle coś szarpnęło nim w tył. 

Nim zrozumiałam co się właśnie stało, dwóch facetów usiłowało wyszarpać Jokera z pomieszczenia. Dwoje facetów ledwo utrzymywało jego ręce za plecami. Pisnęłam zrywając się z łóżka. Na chwile obraz mi się rozmazał, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Zapomniałam o kroplówce podpiętej do mojej ręki, która wyrwała się gdy zaczęłam iść, rozcinając ją przy tym. Krzyknęłam tamując krew. Spojrzałam na Jack'a który z całej siły próbował się wydostać. Napinał wszystkie swoje mięśnie. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że jest taki silny. Wyglądał nieziemsko, ale co ja mam robić? Przecież nie mogę tak stać bezczynnie.. Nim się zdecydowałam, do pokoju weszło jeszcze trzech facetów z bronią. Mieli maski przeciwgazowe, ponieważ rozprowadzili gaz usypiający po szpitalu. Najbardziej się wyróżniał ten idący w środku. Był to wysoki chudziutki facet w długim, czarnym, skórzanym płaszczu i  czarnej hmm.. Jakby meksykańskiej czapce z płaskim rondem.. Nie mam pojęcia jak go opisać. Ściągnął maskę odsłaniając twarz. Był dosyć specyficzny, przez swoją podłużną kościstą twarz. Nie potrafię nawet powiedzieć ile może mieć lat. Mężczyzna jakby upewnił się czy to na pewno ja, widząc Jokera miał już pewność. Podszedł do mnie i chwytając za nienaruszone ramie szarpnął w przód, po czym popchnął żebym trafiła w łapy jednego z napakowanych facetów. On unieruchomił mi ramiona nie używając do tego zbyt wiele siły. Facet w płaszczu chyba musiał być z Meksyku albo Hiszpanii, bo mamrotał coś do swoich "goryli" po hiszpańsku, lecz z dziwnym akcentem. Po chwili wyciągnął zza paska spodni rewolwer i wycelował w głowę Jokera.

-Jack!! -Krzyknęłam, ożywiając się nagle i przypadkiem wyślizgnęłam się mężczyźnie. -Nie, nie, nie!! Zostawcie go! -Krzyczałam, aż poczułam wielką łapę na swoim brzuchu, która przyciągnęła mnie do swojego właściciela, a druga chwyciła za szyję lekko przyduszając mnie.

-Tú tranquilo, que no pasará nada. (tłum. Spokojnie wszystko będzie dobrze.) -Zaśmiał się patyczak i podszedł do Jokera. Ja nadal się szarpałam wykrzykując same obelgi. -Está para comérsela.. (tłum. Jest słodka..)

-No incluso trate de tocarlo! (tłum. Nawet nie próbuj jej dotykać!) -Wrzasnął Jack prosto w twarz mężczyzny, który wymamrotał jakieś przekleństwo, po czym chwycił rewolwer odwrotnie i przywalił Jack'owi w głowę, przez co stracił przytomność. Krzyczałam jeszcze głośniej, wręcz prosząc się o przyduszanie. Patyczak wytarł broń z krwi i schował. Nadal bez emocji spojrzał na mnie.

-Spokonie. Zamemy siem tobą. -Dodał z uśmiechem gdy już schował broń. Z przerażeniem patrzyłam na nieprzytomnego Jokera i powiększającą się kałużę krwi. Ktoś podstawił mi pod nos chusteczkę z chloroformem i na tym się mi obraz urwał...

Obudziłam się chyba jeszcze tego samego dnia. Siedziałam w piwnicy przywiązana do krzesła. Nie podobało mi się to. Było ciemno co sprawiało, że się jeszcze bardziej bałam. Na próżno próbowałam wydostać choć ręce. Siedziałam więc tak dosyć długo, nawet nie wiedząc na co czekam. Po dobrej godzinie do pomieszczenia wszedł ten sam znienawidzony przeze mnie mężczyzna.

-Dobra wiecur. -Uśmiechnął się wrednie. -Jak się spała?

-Naucz się mówić poprawnie. -Warknęłam podnosząc głowę. -Kretyn..

-Co za wyszczekana! - Dostałam mocno z liścia. -Nie przyszliśmy na plotki tylko porozmawiać. Jesteś żoną Jokera tak?!

-Nie -Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

-Nie kłam gówniaro! -Krzyknął znowu mnie uderzając.

-Nie kłamie. Jesteśmy parą, ale nic więcej.

-Na jedno wychodzi. Dawaj jego adres! 

-Nigdy! -Też, krzyknęłam. Zamiast otrzymać kolejny cios, patrzyłam jak patyczak wychodzi.

-Nie chcesz mówić, to sobie inaczej pogadamy. -Mruknął. - Un idiota. (tłum. Idiotka.)

Mężczyzny nie było dłuższą chwilę. Zaczynałam się naprawdę niepokoić. Myślałam głównie o tym, czy ktoś mnie szuka i czy w ogóle przeżyję. Gdy ktoś wszedł do pomieszczenia, od razu pisnęłam szarpiąc się. Jakiś mężczyzna w masce tygrysa. Nie miał koszulki, a w ręce trzymał skrzynkę jak na narzędzia. Widziałam wystające z niej skalpele, igły i nici chirurgiczne.

-Błagam nie rób mi krzywdy. -Rozpłakałam się. Mężczyzna bez emocji, odwiązał mnie od krzesła i związał ręce zaczepiając węzeł o hak wiszący pod sufitem. Stałam na palcach nadal płacząc. Mężczyzna bez problemu zerwał ze mnie koszulkę.

-Powiesz co wiesz, albo nie będę delikatny. - Powiedział krótko swoim zachrypniętym głosem.

-J-ja.. Nie chce.. -Zaczęłam, ale gdy wyciągnął skalpel, ciarki mnie przeszły i zaczęłam drżeć. -Co mam ci niby powiedzieć?! - Pisnęłam gdy zaczął iść w moją stronę.

-Jego imię, nazwisko, wiek, numer, wszystko co wiesz. -Warknął.

-Ale ja nic nie wiem, nie znam go aż tak.. - Nie skończyłam kiedy mężczyzna podniósł skalpel w górę, zatrzymując się na moim brzuchu. Przyglądał się moim delikatnie wyrzeźbionym mięśniom brzucha oraz wystającym żebrom. Przejechał po nich opuszkami palców, na co zaczęłam jeszcze bardziej drżeć i piski przerodziły się w krzyki. Wiedziałam, że jeśli kiedykolwiek stąd wyjdę, to już nie jako ten sam człowiek...

-Wiesz... Zawsze mi mówiono, że mam artystyczną duszę... 








Po raz kolejny przepraszam za tak długą przerwę, ale to była wyjątkowa sytuacja (Tak szkoła. Tak testy...) Miałem w cholerę nauki, bo powtarzałem sobie wszystko od pierwszej klasy gimnazjum. xC Jakoś wam to wynagrodzę..
Chyba nawet wiem jak. Zdyscyplinuję się trochę, i wreszcie opublikuję nową książkę. :3  Jak zapewne widzicie, zabrałem się też za poprawianie błędów ortograficznych. Do tej pory rozdziały pisałem na telefonie, ale skoro mój laptop wrócił z naprawy, mogę na nim pisać. (Będzie z pewnością mniej błędów)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro