Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Nowa wersja mnie"

Z rana postanowiłam przejść się na spacer. Wstąpiłam do kawiarni w której pracuję, żeby wziąć sukienkę do wyprania. Unikając wdawania się w jakąkolwiek rozmowę, szybkim krokiem ruszyłam do domu. Po drodze zobaczyłam sklep z kosmetykami. Kupiłam kredki do twarzy i żeby nie budzić podejrzeń, w innym kupiłam także farbę do włosów.. Zieloną..

W domu rzuciłam wszystko na łóżko przyglądając się "zdobyczom". Nie mogłam uwierzyć że to robię. Wyciągnęłam walizkę. Nie powinnam tutaj zostać prawda? Jak ktoś dokona tego typu morderstwa, od razu wszystkie podejrzenia padną na mnie. Co teraz? Mieszkanie po prostu przepiszę na brata. U niego podobno marnie z pieniędzmi. Więc będzie miał jeden problem z głowy. Tylko.. Gdzie ja mam się podziać? Nadal niepewnie, zaczęłam się pakować. Po chwili postanowiłam włączyć telefon, który jak zwykle leżał gdzieś na dnie torebki. Wygrzebałam go szybko, i sprawdziłam wiadomości. Oprócz kilku od brata, była jedna inna, z prywatnego numeru. Od Jokera. Zanim go złapali napisał: "Pine St. Północ. Licz do siedmiu, szukaj trupów." Zupełnie nie zrozumiałam, o co chodzi. Czytałam to dziesiątki razy. W końcu zostawiłam wszystko jak leżało, i wyszłam z domu biorąc jedynie telefon i klucze.

-Zacznijmy od tego gdzie jest Pine Street? -Pomyślałam.- To chyba gdzieś jak Wall Street i Pearl Street.. -Zastanawiałam się dalej idąc szybkim krokiem. Żałowałam, że nie wzięłam grubszej kurtki, bo wręcz zamarzałam. Po niedługiej chwili dostrzegłam znak informujący o zaczęciu się Pearl Street. Szłam o szłam, a ulica zdawała się nie mieć końca. Po chwili zajrzałam do wąskiej ciemnej uliczki. Była wyjątkowo "mroczna" a raczej słabo oświetlona i wciśnięta między dwa wysokie budynki z ciemno-czerwonej cegły. To właśnie było Pine Street.. -I co teraz? -Stałam niepewnie, po czym wyciągnęłam telefon i jeszcze raz przeczytałam wiadomość. -Ulica niby ta, ale czemu akurat o północy? Przecież to bez sensu.. Chociaż jest 23:38.. Chwila.. A jeśli północ to nie czas tylko kierunek? Ale czego kierunek? -Czytam znowu. -"Licz do siedmiu, szukaj trupów." -Obróciłam się więc w północną stronę. -Licz do siedmiu. Czego tu jest siedem? No wielu rzeczy. I o co chodzi z szukaniem trupów? Trupy głównie leżą pod ziemią. A tu jest asfalt. -Westchnęłam ciężko i oparłam się o najbliższy przedmiot który okazał się być, prostokątną donicą na kwiaty. Spojrzałam na nią uważnie. Chwila.. Donica. W doniczkach jest ziemia, jest ich dużo i ciągną się z północy na południe. Już wiem! -Podbiegłam do 7 z kolei donicy i zaczęłam przegrzebywać ziemię. Po chwili znalazłam kopertę. W środku coś zabrzęczało. Otwarłam ją i zajrzałam do środka. Były tam klucze (najwidoczniej do domu) oraz niezbyt długi list. Zaczęłam go czytać: "Al. Ufam ci. To są klucze do mojego domu. Adres znajdziesz w swoim notesie. Możesz się wprowadzić, jeśli się nie chcesz zostawać w swoim mieszkaniu. U mnie cię nikt nie znajdzie. Masz trochę wolnego miejsca w szafie. A, i kod do drzwi napisałem na krawężniku. Odwiedzaj mnie tu czasem. Kocham cię.." -No po prostu, musiałam się uśmiechnąć. Po chwili złożyłam list i wsadziłam do kieszeni spodni wraz z kluczami. Szybko spisałam numer z krawężnika: "1134". Jest to dosyć ciekawa liczba bo gdy napiszemy ją np. Na kalkulatorze i obrócimy do góry nogami, przeczytamy "hell" czyli "piekło".

Gdy znalazłam się w domu, zajrzałam do wspomnianego wcześniej notesu. Było w nim napisane: "14'th Street". Pod spodem napisany był chyba numer domu. Dziwne bo na czternastej ulicy mieszczą się głównie sklepy.

Jako, że wcale nie byłam zmęczona, postanowiłam obejrzeć to całe mieszkanie. Zebrałam się i wyszłam z domu była 1:35 w nocy. Po długim spacerze dotarłam na Czternastą ulicę. Znalazłam odpowiedni numer domu i co? Sama nie wiem. Widziałam tylko okoliczne sklepy i uchyloną starą bramę.

-Raz się żyje. -Szepnęłam i po cichu przemknęłam się przez bramę.

Przyznam szczerze, że spodziewałam się jakiejś starej piwnicy, czy czegoś w tym stylu. Tymczasem ujżałam budynek w nie najgorszym stanie. Miał jakieś trzy piętra. Nie był ani blokiem mieszkalnym, ani domem jednorodzinnym. Po prostu.. Był.. Naprawdę nie wiem jak go nazwać. Kiedy podeszłam do drzwi ujrzałam normalną klamkę i zamek, ale powyżej trzeba było wpisać czterocyfrowy kod. Nagle coś zawarczało groźnie za moimi plecami. Po chwili słychać było nawet dwa "cosie". Bardzo wolno odwróciłam się i ujrzałam dwa prawdopodobnie rasowe psy. Po ciemnym umaszczeniu i ogólnych zarysach ciała, uznałam, iż to dwa dobermany. Wiedziałam, że źle ze mną jak się ruszę. Psy szybko zaczęły szczekać, a w budynku obok zapaliło się światło. Serce mi waliło jak szalone, a nogi zastygły w bezruchu, odmawiając posłuszeństwa. Po chwili z budynku obok wyłonił się dosyć tęgi mężczyzna z wiatrówką w dłoni.

-Zamknijcie się durne psy! -Wrzasnął i mnie dostrzegł. -Co ty tu robisz?! Idź sobie lepiej zanim te psy ci coś zrobią, albo ja.

-Czyje to psy? -Spytałam nieśmiało.

-Co za różnica?! Spadaj!

-Jokera? -Dopytywałam dalej.
Nastąpiła chwila ciszy. Mężczyzna przyglądał mi się dłuższą chwilę.

-Ktoś ty? -Spytał W końcu.

-Jego dziewczyna. -Stwierdziłam po chwili.

-Nie możliwe.. -Otworzył szeroko oczy.

-A jednak. Dał mi klucze. A więc czyje to psy?

-No jego. Są tresowane. Jeden to Nevi a drugi to Sharpy. Sharpy ma łatkę w kształcie rombu na tylnej łapie. Zajmuję się nimi pod jego nieobecność. Są tresowane więc raczej nie sprawiają problemów. -Wyjaśnił i wraca do domu. Nieco się zdziwiłam, że sobie już idzie. W końcu nic o nim nie wiedziałam.

-A pan kim jest?

-Jego.. Znajomym. I sąsiadem. Prowadzę piekarnię od strony 14'th Street.

Nie raz słyszałam o tej piekarni, podobno nieźle zarabia dzięki wyjątkowo pysznemu pieczywu. Może nie najgorszym pomysłem byłoby podjęcie się tam pracy?

W każdym razie, widząc nieco uspokojone "szczekadła", odwróciłam się z powrotem do drzwi. Wsadziłam klucz, wpisałam kod i przekręciłam.. Niepewnie pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Tuż za mną weszły oba psy. Nevi widząc, że jest ciemno, a ja nie mogę znaleźć włącznika, sam do niego podbiegł i zapalił światło nosem. Zdziwiło mnie to niezmiernie, lecz to co co zobaczyłam zaraz po tym, przerosło moje oczekiwania. Tak o to stałam w normalnym przytulnym domu. Pokoje były prosto urządzone, kuchnia też nie taka stara, wszystko urządzone w odcieniach czerni, bieli i brązu. Mieszkanie faktycznie miało 3 piętra (Zależy jak na to spojrzeć). Na parterze znajdowała się kuchnia, salon i jadalnia, na drugim sypialnia i łazienka, a na trzecim chyba kiedyś znajdowały się pokoje gościnne, bo były tam stare łóżka i meble, w dodatku w nadmiarze, co czyniło to piętro strychem. W kuchni, pod dywanem, znalazłam klapę zamkniętą na klucz. Zakładam, że znajduje się tam piwnica.. W każdym razie, po dokładnym obejrzeniu wszystkiego postanowiłam, że wrócę tam rano ze swoimi rzeczami. Pora zacząć nowe życie...




Dziękuję za czytanie. Mam nadzieję, że ten rozdział nie był zbyt skomplikowany dla was. Starałem się wszystko wyjaśniać najlepiej jak umiem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro