"Nie jestem potworem"
Patrzyłam nadal przerażona w ciemność. Tak strasznie się bałam. Nagle z ciemnego miejsca na które patrzyłam, wybiegły dwa czarne koty goniąc się i sycząc. Myślałam że dostanę zawału. Kiedy nieco odetchnęłam, usłyszałam cichy szmer za swoimi plecami. Nim zdążyłam się odwrócić, szerokie, ciepłe ramiona objęły mnie w tali. Nie mogłam ruszyć rękami. Poczułam jego oddech na karku, a zimne ostrze noża dotknęło mojego gardła. To był Joker.
-A jednak przyszłaś. -Uśmiechnął się- Nie przestajesz mnie zadziwiać.. Przyszłaś tu wiedząc że możesz umrzeć..
-Nie zrobisz tego.. -Wypaliłam dosyć cicho, czego od razu pożałowałam.
-Ach tak? -Szybkim, pewnym ruchem obrócił mnie przodem do siebie i pchnął na drzewo dociskając mnie do niego lewą ręką. W prawej przecież trzymał nóż.
-Skąd ta pewność? -Dodał przykładając mi nóż do lewego policzka, ale nie wsadził go do ust.
-P-po prostu.. Intuicja.. -Wydusiłam przerażona.
-Skąd ta powaga? -Zaśmiał się widząc strach w moich Oczach.
Delikatnie rozciął mój policzek, ale jego ręka zadrżała. Nóż o mało nie wypadł mu z ręki, więc schował go po chwili. Cienka smuga krwi, zaczęła cieknąć z rany. Jednak nie czułam bólu. Patrzyliśmy sobie w oczy. Joker ściągnął rękawiczkę i przyłożył dłoń do mojej twarzy. Kciukiem starł krew z mojego policzka. Chwilę później ściągnął też drugą rękawiczkę, wkładając obie do kieszeni spodni. Przyłożył lewą dłoń do mojego drugiego policzka.
-Nie jestem potworem.. -Powiedział, a ja dopiero teraz dostrzegłam, że cierpi. Jest samotny.
-Wiem.. -Szepnęłam czując mrowienie w brzuchu. Czy to.. Motylki?
Patrzył na mnie zdziwiony po czym niepewnie przysunął twarz do mojej i uchylił wargi. Zrobiłam to samo, przymykając delikatnie oczy.
Pocałował mnie.
Odwzajemniłam pocałunek, w sumie nie miałam innego wyjścia, trzymał moją szczękę swoimi dłońmi. Zrobiłam to jednak z własnej woli. Rana nieco piekła, ale starałam się tym nie przejmować. Joker pogłębił pocałunek. Po chwili przestał puszczając mnie. Stał chwilę w bezruchu, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia z parku. Ja, stałam jeszcze chwilkę nadal w szoku, po czym pobiegłam za nim.. Nigdzie go nie było. Nie zostawił też karty. Nic. Czy to już koniec?
Nieco zdołowana wróciłam do domu. Poszłam do łazienki, aby zdezynfekować ranę. Gdy skończyłam, przebrałam się w koszulę nocną, zjadłam coś, umyłam zęby i poszłam spać.
Rano obudził mnie ten sam co zawsze, wkurzający budzik. Niechętnie wstałam i poszłam zrobić sobie kawę. Zapowiadał się ZWYKŁY dzień. Niepotrzebnie się przyzwyczaiłam do tego całego zamieszania. -To już koniec. Czas wrócić do normalnego życia.- Powtarzałam sobie. Jak co dzień wyszłam do pracy nieco wcześniej i zaczęłam wycierać stoliki. Co chwilę patrzyłam na ludzi za oknem, w nadziei, że go zobaczę. Niestety. Przez kolejne kilka dni, nie widziałam go nigdzie. W telewizji nie wspominano też o nowych morderstwach - Ze strony Jokera oczywiście. Źle się z tym czułam, ja.. Tęskniłam za nim...
Rana na moim policzku się już dawno zagoiła. Sama zaczęłam żyć, jakbym go nigdy nie poznała. Minął tydzień. Poza domem czułam się obserwowana. Starałam się tym nie przejmować. Był lodowaty październikowy poranek, a ja byłam w sukience. Szybko wróciłam do wnętrza kawiarni i umyłam ścierkę. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Po pracy wróciłam prosto do domu. Pod drzwiami mojego mieszkania stał bukiet krwisto czerwonych róż. Niepewnie się uśmiechnęłam. Podniosłam je i zaczęłam z nadzieją szukać karty. Nic. Weszłam więc do domu, ściągnęłam buty i kurtkę, a torebkę rzuciłam gdzieś w kąt. Poszłam do kuchni i wsadziłam kwiaty do wody. Patrzyłam na nie kilka minut myśląc co robić. Po chwili uświadomiłam sobie, że on musi co noc do mnie przychodzić. Każdego ranka, jakiś przedmiot zmieniał swoje miejsce położenia. Postanowiłam, że tej nocy go. Przyłapię. Jutro sobota więc nie idę do pracy. Pomysł idealny. Wieczorem przygotowałam sobie książkę i szklankę wody, po czym usiadłam na ziemi w przedpokoju, zaraz przy drzwiach. Czytałam, i czytałam. 2:37 a jego nadal nie ma. Około trzeciej pochłonęły mnie objęcia Morfeusza.
Nad ranem, obudziłam się w swoim łóżku. Książka leżała na swoim miejscu na półce, a szklanka w szafce kuchennej. Skarciłam się w myślach za to, że zasnęłam.
W poniedziałek, znów poszłam do pracy. Ciekawa byłam czy znów nie będzie się odzywał.
-Coś się stało? -Usłyszałam za sobą dziewczęcy głos.
To była moja współpracownica Rose. Była śliczną dziewiętnastolatką o kręconych brązowych włosach, i ślicznych błękitnych jak niebo oczach. Przeszło mi przez myśl czy szef zatrudnia tylko ładne kelnerki, ale przypomniało mi się, że Rose zadała mi pytanie.
-Huh? Tak. Wszystko w porządku. Co miało by być nie tak?
-Ostatnio chodzisz taka zamyślona. Wydajesz się być nieobecna. -Powiedziała zatroskanym głosem- Martwię się trochę.
-Wydaje ci się. -Odparłam nieco bezczelnie, po czym odwróciłam się napięcie i poszłam zrobić kawę dla klienta. Po tej krótkiej rozmowie Rose próbowała jeszcze raz zacząć temat, ale jej nie pozwoliłam.
Godzina 18:15. Wracam do domu. To był dosyć ciężki dzień. Gdy dotarłam na miejsce, zamknęłam drzwi na klucz i zrobiłam co zawsze. Ściągłam buty i kurtkę, torebkę rzuciłam do kąta, a sama poczłapałam do kuchni, przeciągając się. Już miałam robić kawę, kiedy usłyszałam telewizor. Niepewnie wychyliłam się z kuchni i zamarłam. Joker siedział na fotelu, smutno patrząc na film który sam nagrał.
-J-Joker? -Szepnęłam ledwo słyszalnie. Podeszłam nieco bliżej i siadłam na drugim fotelu, patrząc na niego uważnie- Co tutaj robisz?
Joker z początku nic nie odpowiedział. Oglądał nagranie. Gdy się skończyło, lekko przekręcił głowę w moją stronę.
-Dlaczego nie zgłosiłaś tego na policję? Dlaczego próbujesz działać na własną rękę? -Spytał wreszcie.
-W sumie t-to nie wiem. A dlaczego ty działasz na własną rękę?
-Nie mogę nikomu zaufać.
-A mi ufasz? -Po tym pytaniu nastąpiła chwila ciszy.
-Nie wiem...
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Oboje myśleliśmy nad wszystkim intensywnie.
-Um.. Chcesz może herbaty? -Spojrzałam smutno na Jokera.
-Nie. Muszę iść. -Wstał z fotela.
-Nie! Masz zostać.. -Chwyciłam go za rękaw marynarki. Tak, to zabrzmiało jak rozkaz. Już tego żałowałam...
Dziękuję wszystkim za czytanie. Zostawiajcie komentarze, i śmiało krytykujcie. Dopiero zaczynam pisać, więc obiecuję się bardzo starać. Rozdziały postaram się pisać jak najczęściej, ale nie obiecuję, że codziennie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro