Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Liczy się tylko środek"

Wraz z Jack'iem spędziliśmy miło poranek. Joker postanowił trochę posprzątać w domu, a ja pomaszerowałam do sklepu spożywczego. Po drodze wstąpiłam do szpitala, upewniając się, że w ostatnim czasie nie trafił tam Jeremy Stevenson. Na szczęście nie mieli nikogo o tym nazwisku, wśród ostatnich pacjentów.

-Może powinnam odwiedzić brata? Dawno się nie widzieliśmy. -Pomyślałam.

Mając jeszcze trochę czasu, faktycznie ruszyłam do mieszkania w którym wcześniej mieszkałam. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Mój brat z lekkim zdziwieniem wpuścił mnie do środka.

-Co tam siostrzyczko? -Uśmiechnął się i poszedł do kuchni zrobić herbatę. Weszłam za nim do pomieszczenia i oparłam się o blat.

-Wszystko w porządku. -Odpowiedziałam przyglądając się temu co robił.

-Jack nie jest dla ciebie.. Niemiły? -Spytał unosząc brew. Widać miał na myśli coś w stylu bicia, itd.

-Oczywiście, że nie. W stosunku do mnie jest bardzo delikatny.

-Cieszę się słysząc to. -Odetchnął i podał mi gotowy kubek herbaty.

-Pamiętasz może Jeremiego? Mojego kolegę ze szkoły.

-Taaa.. Nie da się go zapomnieć. Co z nim? Spotkałaś go? -Spytał, na co ja kiwnęłam głową.

-Tak. Niestety Jack odebrał nasze spotkanie jako próbę odbicia mu dziewczyny i pobił go. -Wyjaśniłam a Kevin o mało nie wylał swojej herbaty.

-Żartujesz?? Co z nim? -Spytał i spogląda na mnie czekając na odpowiedź.

-Nie wiem. Przed chwilą byłam w szpitalu. Jeremiego tam nie było.

-Dzięki bogu. To dobrze. -Napił się ze swojego kubka, a ja poszłam w jego ślady.

-No i zapomniałam wspomnieć, że z Jack'iem pierwszy raz.. Ten no.. -Zaczęłam, ale nie skończyłam ponieważ Kevin splunął herbatą.

-Że co?! Zabije gnoja! -Odłożył kubek wylewając nieco przy tym.

-Przecież ja mu pozwoliłam. Jestem dorosła, pamiętasz?? -Poirytowana założyłam ręce na krzyż.

-Przepraszam. Nie mogę się przyzwyczaić. -Uspokoił się i mnie przytulił. -Ale obiecaj, że jakby cokolwiek się działo to zadzwonisz.

-Obiecuję. -Powiedziałam i też go przytuliłam.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też.

-Kto to jest?! -Usłyszałam kobiecy głos za plecami. Gdy się odwróciłam ujrzałam jakąś szatynkę ubraną jedynie w kilka rozmiarów na nią za dużą koszulę mojego brata.
Właśnie naszła mnie straszna ochota, żeby mu przywalić. Zamiast tego wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.

-Yyyyyyyy.. To jest moja siostra.. -Wyjąkał zakłopotany, rumieniąc się przy tym. -Al, to jest Lindsey.. -Obie przyglądałyśmy się sobie nawzajem.

-Pójdę już. Nie będę wam przeszkadzać. -Uśmiechnęłam się jakby nic się nie stało i odłożyłam kubek do zlewu.

-Nie, czekaj! -Kevin próbował mnie powstrzymać, ale to się na nic nie zdało.

Wyszłam z mieszkania i udałam się na 14-th Street. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Zaczynałam żałować, że nie dowiedziałam się kim ona jest. Po powrocie do domu zaniosłam zakupy do kuchni.

-Gdzie byłaś kotku? -Spytał. Od kiedy on się tak do mnie zwraca??

-No w sklepie, ale po drodze poszłam zobaczyć co u Kevina.

-I jak? -Uniósł brew.

-Lepiej być nie może. -Odparłam niemal bez emocji.

-Czyli? -Dopytywał.

-Powiedziałam mu trochę o nas, a ten zrobił aferę, po czym okazało się, że po domu spaceruje mu jakaś półnaga dziewczyna. Byłam wściekła.

-Wcale się nie dziwię. -Przytaknął. -Nie myśl o tym. Dodał i mnie przytulił, a ja się w niego wtuliłam.

-Cieszę się, że cię mam. -Szepnęłam.

-Ja też. -I pocałował mnie. Zawsze gdy to robi coś ściska mnie w gardle, a ja ledwo powstrzymuję kąciki ust przed uśmiechnięciem się. Tak właśnie wygląda miłość? Czy zawsze ta niewidzialna ręka mnie będzie dusić jak go zobaczę?

-Wiesz.. Czasem mi się wydaje, że tylko ty mnie kochasz. Ja.. Chyba bym oszalała żyjąc nadal starym życiem. -Powiedziałam po chwili namysłu.

-Ja już jestem szalony. -Zachichotał. -Ale nie żyje mi się przez to najgorzej.

Uśmiechnęłam się jedynie, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Nie ważne jest to jak wyglądasz, jak żyjesz, czy to ile masz pieniędzy. Liczy się tylko środek. Kocham cię za to jaka jesteś, mam nadzieję, że ty też. -Przytaknęłam, a on uśmiechnął się tym swoim szarmanckim uśmiechem, co wywołało kolejny ucisk w moim gardle.

-Jesteś cudowny. -Kiedyś bym nie uwierzyła, że powiem to psychopacie.

-Ale ty cudowniejsza. -Za bardzo mi słodził. Powinnam mu to powiedzieć? Nieee.. Lepiej nie. Resztę dnia, spędziliśmy w domu.

Nazajutrz Jack poprosił mnie, żebym pojechała z nim do jego kumpla. Podobno chcą się razem napić z jeszcze jakimś trzecim gościem, a Javk chciałby mnie im przedstawić. Nie widząc problemu zgodziłam się.

Gdy dotarliśmy na miejsce, moim oczom ukazał się mormalny jednorodzinny dom. Po wejściu przywitał nas właściciel mieszkania o imieniu Marcel. Okazało się, że to nie była złykła domówka tylko prawadziwa impreza. W całym domu pełno było facetów, rzadziej kobiet. Uznaliśmy, że głupio chwilę nie zostać. Obiecałam Jokerowi, że poprowadzę auto w drodze powrotnej żeby mógł się napić. Czego się nie robi dla ukochanego..
Oczywiście faceci natychmiast wyciągneli kilka piw, które równie szybko pochłonęli. Sama nieco znudzona oglądałam telewizję wtulona w Jack'a, wszystko jednak zagłuszała ich rozmowa i śmiechy.
W końcu zostałam jednak zmuszona do napicia się czegoś, przez co zostaliśmy uziemieni.. Musieliśmy tam zostać na noc. Jack bawił się świetnie, włączyli sobie mecz, a ja wyszłam na zewnątrz, w celu przewietrzenia się. Nie lubię takich imprez.

Choć tutaj było nieco spokoju. Moje uszy już nie chciały wybuchnąć. Siadłam pod ścianą i westchnęłam, wdychając świeże powietrze w którym nie było czuć tytoniu.

Po kilku minutach usłyszałam jakiś szelest po swojej lewej stronie, gdy tam spojrzałam dostrzegłam jakiegoś blondyna mniej więcej w moim wieku.

-Um.. Siema, co tu robisz sama? -Spytał. Widać, że jest nieśmiały.

-Unikam tłumu. A ty? -Uniosłam brew.

-Też. -Usiadł obok mnie i odetchnął. -Kolega mnie tu zaciągnął. Nie chciałem iść. -Wyjaśnił broniąc się.

-Spoko. -I zapadła cisza.

-Z kim tu przyszłaś? -Spytał po chwili rozpoczynając rozmowę. Rozmawialiśmy długo. Pewnie nikt nawet nie dostrzegł, że nas nie ma.

Niestety pomyliłam się. Jack najwidoczniej mnie szukał dłuższą chwilę. Zataczając się, dostrzegł mnie z daleka.

-Co to za facet?! -Wrzasnął, a ja już wiedziałam, że to się dobrze nie skończy...








I po raz kolejny was przepraszam, że tyle czasu nie dodałam nowego rozdziału. Słabo u mnie z czasem i weną. Dużo mam nauki w szkole. W planach mam też nowe opowiadanie, więc jemu też muszę poświęcić trochę czasu.. Wybaczcie xC


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro