Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Give me love"

-Jeremy.. -Zaczęłam. -Ja.. Przepraszam, ale nie mogę się z tobą spotykać. Mam kogoś innego...

-Patrz jak on ci namieszał w głowie! Zobacz co się z tobą dzieje! -Krzyknął Jeremy, a w jego głosie było słychać nie wściekłość, a cholerny smutek. Na prawdę się martwił. Gdzieś poza parkiem jechała karetka na sygnale, albo policja. Sama nie wiem.

-Zamknij ryj małolacie! -Wrzasnął Jack, i zrobił krok w przód. Oczywiście nadal mu zagradzałam drogę.

-Kogo nazywasz małolatem, śmieciu?! -Jeremy też podszedł nieco bliżej.

-Oboje zamknijcie twarze choć na chwilę!! -Nie wytrzymałam. Oboje się natychmiast uciszyli i spojrzeli na mnie zdziwieni. -Chłopaki, nie jestem niczyją własnością, więc krzykami mnie żaden nie zdobędzie. -Właśnie dostrzegłam jak to bardzo samolubnie zabrzmiało. -Nie karzę wam się lubić, ale moglibyście chociaż, nie robić takiej afery na pół miasta! Decyzję już podjęłam. -Nadal patrzyli na mnie, najwidoczniej czekając. -Jeremy już mówiłam, że nie mogę z tobą być. Zawsze byłeś moim przyjacielem i na zawsze nim zostaniesz, ale po prostu nie mogę. Ty.. Spóźniłeś się..

-I dobrze postąpiłaś, wreszcie ten mały.. -Zaczął Jack z triumfalnym uśmiechem.

-Cisza!! -Przerwałam mu brutalnie wbijając w niego lodowate spojrzenie.

-Przepraszam Al. Przepraszam, że próbowałem cię pozbawić.. Szczęścia? O ile można to nazwać szczęściem. Wiedz, że to nie jest normalny związek. -Tu przerwał na chwilę. -Ja.. Wiem, że się spóźniłem i żałuję. Może uchroniłbym cię od niego. Wiedz, że nie będę w stanie pokochać innej kobiety, bo każda mi będzie ciebie przypominać.

-Oto jak debil ewoluuje w geja.. -Mruknął Joker tak, że to usłyszałam. Nie wytrzymałam, odwróciłam się. Wiedziałam, że nie poczuje jak mu dam z liścia, więc od razu przywaliłam mu sierpowego. Na szczęście nie patrzył bo jeszcze zrobiłby unik. Chwycił się za policzek i popatrzył na mnie zszokowany. Opamiętał się najwidoczniej i stwierdził, że zasłużył.

-Dziękuję, że tego nie utrudniasz. Doceniam to co dotąd dla mnie zrobiłeś. -Podeszłam i go przytuliłam. On sam objął mnie tak mocno jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć. Może tak właśnie miało być?

-Pamiętaj, że choćby nie wiem co się działo, zawsze możesz do mnie dzwonić. Nawet jakby się góry waliły i niebo zaczęło spadać, zawsze przyjdę do ciebie. -Szepnął tak, żeby Jack nie słyszał.

-Dziękuję. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie. -Dodałam i puściłam go. On zrobił to samo. Joker stał z boku zmieszany i potulny jak baranek, z rękami w kieszeniach od spodni. -Muszę już iść. Do zobaczenia.

Jeremy też się pożegnał i ruszyliśmy w przeciwne strony. Jack niepewnie ruszył za mną. Podbiegł, żeby wyrównać mi kroku i spojrzał na moją twarz.

-Ja.. -Zaczął.

-Lepiej już nic ni mów. -Syknęłam.

-..Przepraszam.. -Przygryzł dolną wargę.

Szliśmy w ciszy. Nawet nie próbował mnie objąć w pasie. Nic. Może trochę przesadziłam? Nie powinnam tak na niego krzyczeć, ale na prawdę mnie wnerwił. 

Nie chciałam, żeby to tak wyszło.. Wydaje mi się jakby cały świat krzyczał, żebym nie zostawiała Jokera. Dziwne uczucie. 

------------------------

Minęło kilka dni, od tamtego spotkania. Mam wrażenie, że Jack zmienił się w pewnym stopniu. Ostatnio mało się do mnie odzywa, częściej samotnie wychodzi z domu nie mówiąc gdzie idzie. Stał się taki zimny jak był wcześniej, kiedy się poznaliśmy. Wydaje mi się, że chyba faktycznie troszkę przesadziłam. To było strasznie samolubne z mojej strony. Ale czy powinnam go przepraszać? Wydawało mi się, że dobrze robię...

------------------------

 Stało się. Wyszedł gdzieś późnym popołudniem i nie wrócił na noc, właściwie to na dwie noce. Wczesnym rankiem, w pośpiechu wpadł do domu.

-Gdzieś ty był?! -Krzyknęłam zanim jeszcze dotarłam do przedpokoju. -Czyś ty oszalał?... -Tu spojrzałam na coś, albo raczej kogoś, kogo Jack wprowadził do domu. Było to dziecko, a dokładniej chłopiec. Jasny blondyn. Na oko dziewięć lat. Na oczach miał czarną opaskę, a  ręce związane za plecami.

-Zlecenie. -Skomentował ponuro i wyminął mnie, kierując się w stronę wejścia do piwnicy. 

-Idiota. -Popatrzyłam na niego z wyrzutem. -Nie wracasz do domu, a teraz przyprowadzasz chłopca, nawet nie tłumacząc o co chodzi? Miałeś z tym skończyć.

-Zamknij się wreszcie. -Joker pchnął chłopca na ziemię, po czym podszedł do mnie, pchnął na ścianę i chwycił za szyję. -Ja będę decydował o tym co kończę, a co nie. Nie ty. -Po czym puścił mnie. Osunęłam się na ziemię, w moich oczach zawitał ten sam strach, którego tak mozolnie próbowałam się pozbyć w pierwszych tygodniach naszej znajomości z Jokerem.

Nic więcej nie powiedziałam. Jack wprowadził dziecko do piwnicy. Ja po dłuższej chwili postanowiłam wstać. Poszłam do sypialni. Siedziałam długo na łóżku myśląc nad tym co się stało. -Czy Joker planuje zabić to dziecko? Nie wiem co robić. Znowu. Jestem beznadziejna. -Po trzydziestu minutach poszłam wziąć prysznic. To zawsze mnie uspokaja. Tym razem wyjątkowo zamknęłam drzwi do łazienki na klucz...

  Co mam zrobić? Przecież nie powiem mu: "Kochaj mnie". Teraz nie jestem pewna, czy on mnie kiedykolwiek kochał i czy jest w stanie kochać. Wydaje mi się, że on nie ma czym...

Wiem, że ostatnio spieprzyłem rozdział, bo miałem dodać The Black, a dodałem zupełnie inny utwór nie pasujący ani trochę do rozdziału. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo stało się to przypadkiem przez mój głupi telefon.   ;____;

Do tego pragnę dołączyć kolejne przeprosiny za tak długą przerwę. Mam w cholerę nauki, do tego Wattpad nie chce ze mną współpracować. Ogółem to gdy piszę na komputerze, to na telefonie nie aktualizują mi się rozdziały. Według niego nie opublikowałem jeszcze trzech ostatnich. Musicie wytrzymać jeszcze jeden miesiąc i będę mieć większy luz. 

To chyba pierwszy mój rozdział który nie ma 1000 słów... ;----; Serce mnie boli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro