4
Tydzień później
Victoria
Wycieczka dobiegła końca, więc spadło mi z barków nieco obowiązków. Stałam przy niszczarce, kiedy do pokoju weszła Lisa razem z Abby. Miałam cichą nadzieję, że wpadły napić się wspólnie kawy, jednak jak zazwyczaj przyszły z kolejnymi świetnymi wiadomościami.
- A więc na tej gali będziemy musieli znaleźć jak najwięcej potencjalnych darczyńców dla naszej fundacji. Prawdę mówiąc, taka okazja nie zdarzy się prędko. Wiecie, jak ciężko jest namówić kogoś do pomocy na co dzień. Ten bal będzie świetną okazją. Na pewno wiele osób nawet o nas nie słyszało, albo nie są do nas przekonani. To właśnie jest nasze zadanie.
- Jaki jest plan?
- Banalnie prosty. Pani Dyrektor wyznaczyła osoby, które pojawią się na tym przyjęciu. Idzie nas sporo. Ty, ja, Abby, Jake i Ryan. Opracowałyśmy wstępną strategię. Damskie towarzystwo działa razem, męskie razem. Dwie grupy, więcej możliwości.
A więc i ja musiałam wziąć udział. Dla dzieciaków zrobię wiele, jednak nie przemawiał do nie ten "bal". I jeszcze te wieczorowe stroje. Czy świat jest na to gotowy?
- Poza tym będzie prasa, reporterzy na każdym rogu sali. Być może uda się trafić również do ich odbiorców.
- Tylko jak ich przyciągnąć?
- Jesteśmy kobietami, mamy swoje sposoby - mrugnęła do mnie okiem - może wspólne zakupy? Vicky, masz już swój samochód?
- Niestety, jeszcze nie. Minął tydzień, myślę że wróci na dniach - przynajmniej taką miałam nadzieję. No właśnie. Od całego zajścia minął tydzień. Wiem, że sama mówiłam "nie musisz dzwonić", ale zaczynałam się już wkurzać. Ileż można naprawiać auto? Chyba nie miał zamiaru mnie oszukać? Mogłam go zniszczyć jednym pstryczkiem. Nie, nie. Na pewno nie zrobiłby takiego głupstwa. Zbyt wiele by ryzykował. Z resztą też mi facet. Mówię "nie dzwoń", a on faktycznie nie dzwoni. Co on, kobiety nie potrafi zrozumieć? Bez komentarza. Mógłby się domyślić, że chciałabym wiedzieć co i jak z autem.
- Możemy pojechać moim - wtrąciła Abby - zmieścimy się - wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Jej fiat może nie był najprzestronniejszym autem, ale miała rację, powinnyśmy jakoś się ulokować.
- Okej dziewczyny, w takim razie zbierajcie się. Za piętnaście minut na parkingu.
Dokończyłam niszczenie nieprzydatnych już dokumentów, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z pokoju, w którym spędzam ostatnio całe dnie.
Wybrałyśmy najbliższe centrum handlowe, by nie tracić czasu. Mieli tu świetne sklepy z eleganckimi strojami, więc powinno pójść sprawnie. Lubiłam zakupy ale praktyczne. Tej kiecki pewnie drugi raz nawet nie włożę, jaka by nie była. Przecież ja nigdzie nie chodzę.
- Dobra, ja na pewno szukam czegoś fioletowego - no tak, cała Lisa. Znając Abby, wybierze czarną.
A ja? Ja zupełnie nie widziałam się ani na tym balu, ani w żadnym konkretnym stroju. Gdyby cel nie był tak szczytny, w ogóle bym tam nie poszła. Miała być prasa. Musieliśmy wszyscy wyglądać elegancko. Zwiedziłam kilka sklepów, jednak bez żadnych rezultatów. Dopiero, kiedy siły opuszczały mnie całkowicie, zobaczyłam pewną sukienkę, która nie wiem, czy nadawała się na ten bal, ale była tak ładna, że nie udało mi się przejść obojętnie.
Nie chciałam tracić więcej czasu, więc po prostu ją kupiłam. Będzie, co będzie, pomyślałam, kiedy wychodziłyśmy z galerii. Bal miał odbyć się nazajutrz, a ja mocno chciałam mieć już to z głowy.
Po drodze weszłyśmy jeszcze do niewielkiej kawiarenki na rogu ulicy, żeby się naładować.
- A więc wszystko kupione, możemy to uczcić - ogłosiła Lisa niosąc pucharki z deserem. Miałam ogromną ochotę na coś słodkiego, więc od razu zabrałam się do działania. Na ścianie tuż przed naszym stolikiem wisiał ogromny telewizor, w którym leciał akurat teledysk Britney.
- Ile ja bym dała, żeby tak wyglądać - westchnęła Abby tuż przy moim uchu - ta figura, włosy. I jeszcze ma ogromny talent.
- A czy ty wiesz, że to tylko teledysk? Myślisz, że ona poważnie tak wygląda? Że ma nieskazitelną cerę? Nie ma cellulitu i rozstępów? - Lisa jak zawsze myślała zdroworozsądkowo.
- Ona jest idealna.
- Lisa ma rację - wtrąciłam - nie ma idealnych ludzi. Oni są tylko tak przedstawiani.
Kolejny teledysk, tym razem Jennifer Lopez. Abby jednak już nie chciała być Britney. Chciała być tą drugą. Ta dziewczyna jest postrzelona, ale poniekąd za to ją lubię. Ani moje, ani Lisy tłumaczenia nic nie dały, więc po prostu śmiałyśmy się z jej komentarzy czekając, aż Jennifer zniknie z ekranu.
W końcu zniknęła, a w jej miejsce pojawił się... Kolejny IDEAŁ.
- Boże, laski... Ile ja bym dała, żeby być tą babką z klipu!
- No tak, która by nie chciała - tym razem i Lisa wczuła się za bardzo.
- Nie przesadzajcie. To już Britney jest ładniejsza.
- Vicky, żartujesz? Czy nam chodzi o to, która jest ładniejsza? Chodzi o NIEGO!
Aha. No tak. Zapomniałam. Fanki.
- Szału nie ma- powiedziałam i jakoś odwróciłam oczy od ekranu. Nie mogłam. No nie mogłam znieść tego, że on sobie bezkarnie tańczy w tym telewizorze, a nadal nie naprawił mojego auta. Gdyby dziewczyny wiedziały... Dobrze, że się nie zdradziłam ze szczegółami. Z resztą, czy to ważne, kto wjechał mi w tył?
To zabrzmiało dziwnie.
- Myślałam, że uwielbiasz jego piosenki.
- Lubię, nie uwielbiam. To różnica.
- Masz chyba jego płyty i ten plakat, co go ukradłaś z ...
- Lisa, daj spokój. Po pierwsze nie ukradłam, tylko leżał na stole w tym lokalu. Po prostu zabrałam. Po drugie zachowujecie się obie jak jakieś nastolatki. Serio, ekran, a rzeczywistość to dwie różne sprawy. Może on wcale nie jest taki jak na nagraniach? I może ma beznadziejny charakter?
- On jest cudowny - poddaje się. Chociaż czemu tak ciężko było mi się z tym zgodzić? Przecież na żywo wyglądał tak samo. No chyba, że mówimy o wersji w moich dresach i zmierzwionych włosach. Co oczywiście nie zmienia faktu, że jest przystojny. I co z tego do cholery? Powiedział, że jestem wredna. To już lekka przesada.
- Dobra, kończcie to i wychodźmy. Muszę się wyspać.
Nazajutrz
Pani Dyrektor doskonale nas poinstruowała. Przede wszystkim musimy zrobić jak najlepsze wrażenie i znaleźć chętnych do pomocy naszej fundacji. Dzięki temu będziemy mogli zorganizować turnusy rehabilitacyjne i półkolonie oraz wyremontować dom dziecka. Niestety, na to potrzeba bardzo dużo pieniędzy, więc zbiórki w szkołach i innych publicznych placówkach nie dadzą rady.
Przyjęcie miało odbyć się w lokalu oddalonym od fundacji o prawie sto kilometrów, więc musieliśmy wyjść z pracy wcześniej, by zdążyć się przygotować.
O szesnastej przyjechała po mnie cała ekipa wystrojona jak na dożynki. Pierwszy raz widziała, Ryana w garniturze. Wyglądał ciut komicznie, ale było w tym trochę uroku.
Wskoczyłam w sukienkę, szpilki i wyszłam z domu. całe szczęście, że uczesałam się wcześniej.
- Victoria, wyglądasz, jakbyś uciekła sprzed ołtarza!
- Uspokój się Jake, albo ci przyłożę - to zawsze działało. Wgramoliłam się do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Czekała nas długa podróż.
Na miejsce dojechaliśmy prawie na czas. Prawie. Przed budynkiem dosłownie roiło się od ludzi. Na szczęście nie zabrakło wolnych miejsc siedzących w środku. Szybko znaleźliśmy stoliki. Chłopaki na jednym, a my na drugim końcu sali bankietowej. Ryan jednak nie mógł sobie darować okazji, by zbliżyć się do Abby, więc osobiście przyniósł jej drinka.
To miejsce było piękne i niekomfortowe zarazem. Widziałam kątem oka pojedynczych reporterów, którzy czekali tylko na kogoś znanego. A więc nam nic nie grozi, nas przecież nikt nie zna.
Prawdziwe "przyjęcie" zaczęło się około godzinę później, kiedy do sali zaczęli wchodzić różni aktorzy, znani milionerzy, artyści w towarzystwie ochrony i dziennikarzy. Człowiek po prostu chciałby wstać i biegać od stołu do stołu prosząc o autograf i zdjęcie, ale ... Byliśmy tu służbowo i zwyczajnie nie wypadało. Moglibyśmy się wygłupić i stracić potencjalnego darczyńcę. Nie powiem, ciężko było zachować zimną krew, jednak profesjonalizm zawsze na pierwszym miejscu. Siedziałyśmy sobie we trzy, popijając szampana. Łyczek na odwagę. W tle grała przepiękna muzyka, niektóre pary już pląsały na parkiecie w jej rytm. Co chwilę podchodził do nas kelner proponując kolejne kieliszki. W zasadzie po jednej lampce zaczęło mi się tu nawet podobać.
Lisa dostrzegła gdzieś w oddali znanego biznesmena z naszych okolic, właściciela kilku kasyn i hotelu. Postanowiłyśmy do niego podejść. Siedział z bardzo elegancką i o wiele młodszą kobietą popijając pomarańczowe koktajle. Raz kozie śmierć.
Pomimo nadąsanej miny, okazał się być przemiłym starszym panem. Zachował naszą wizytówkę i obiecał kontakt. Uff, jak dobrze. Jeden-zero dla nas. Ciekawe, jak radzą sobie chłopaki.
Na sali robił się już spory tłum, więc ich nie widziałyśmy. Teraz trzeba tylko się przedrzeć do naszego stolika. Lisa poszła przodem, żeby utorować nam drogę, za nią Abby a ja zamykałam ten przemarsz. Miałam wrażenie, że ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Może faktycznie ta kiecka była zbyt ślubna? A może sobie tylko wmawiałam.
W końcu udało się usiąść. Praktycznie w tym samym momencie ogromny facet z wąsem przemówił przez mikrofon, witając wszystkich. Wspomniał kilka słów o niesieniu pomocy i zachęcił do zabawy na parkiecie i przy drink-barze.
- Chyba walne jeszcze jednego, co wy na to?
- Świetny pomysł Abby, zagadaj jakiegoś kelnera.
- Dobra, zaraz wracam - wstała od stolika i poszła w tłum.
- O cholera - Lisa jak zwykle umiała mnie wystraszyć - nie odwracaj się, błagam!
- Co, Abby wywróciła się z naszymi drinkami?
-No nie, wtedy to bym ci się kazała odwrócić. Po prostu się nie ruszaj, może delikatnie odsuń się w prawo.
- Możesz powiedzieć o co ci chodzi?
- Zasłaniasz. O Boże, idzie. Idzie w tym kierunku. Nie ruszaj się!
- Lisa, zaczynasz mnie wkurzać. Ja tez jestem ciekawa!
- To wytrzymaj dosłownie kilka sekund - schowałam twarz w dłoniach. Czasami nie miałam już siły z tymi laskami - Trzy, dwa, jedeeeeen. Okej, a teraz delikatnie odwróć głowę w prawo i udawaj, że wcale nie robisz tego specjalnie, bo ci powiedziałam.
Odczekałam jeszcze chwilę i moja ciekawość wygrała. Odwróciłam twarz w tamtym kierunku.
- Nie, nie teraz! Patrzy się!
Niestety, było za późno.
Przełknęłam ślinę tak głośno, wydawało mi się że słyszała to cała sala. Chciałam od razu się odwrócić, ale mój wewnętrzny głos mówił mi "nie, nie odpuszczaj, niech to on odwróci się pierwszy, zawstydź go", więc wytrwale trzymałam spojrzenie na jego twarzy. Nie mam pojęcia jakie uczucia się we mnie obudziły. Z jednej strony chyba ekscytacja, a z drugiej złość.
Nie odpuszczał, a więc to tak. Grał w moją grę i chyba oboje świetnie się przy tym bawiliśmy. Ciekawe tylko, co zrobił z moim autem i jak zamierzał się wytłumaczyć.
Właśnie.
Wytłumaczenie.
Miałam w nosie to, że przyszłam tu w innym celu. Nie zaszkodziło załatwić przy okazji tez innych ważnych spraw. Wstałam z miejsca, zostawiając torebkę na stoliku.
-Vicky, co ty wyprawiasz? Zaczekaj na Abby, razem pójdziemy! - nie słuchałam jej, po prostu postanowiłam pójść przed siebie - co tu się dzieje, Victoria, halo!
Wstał w tym samym momencie, jakby akurat wpadł na dokładnie ten sam pomysł. Ah tak, czyli jednak zamierza się tłumaczyć. Świetnie, panie Jackson.
Szliśmy wprost na siebie, przemierzając salę krok po kroku, bez pośpiechu. Ani na moment nie straciłam pewności siebie i pewności, że się pokłócimy.
Jeszcze tylko kilka kroków...
- Witaj - podał mi dłoń, którą zignorowałam - nie sądziłem, że cię tu zobaczę.
- Więc pewnie nie masz kluczyków od mojego auta?
- Złościsz się... Pozwól, że
-Że co? Długo mam jeszcze czekać? Ta sprawa powinna być dla ciebie najważniejsza. W końcu wszystko stało się z twojej winy!
- I gdybyś tylko nie była taka niemiła, to dowiedziałabyś się, że samochód właśnie dzisiaj został zwrócony, w pełni naprawiony. Wystarczy tylko, że ci go przywiozę. Ale nie, nie dałaś mi dojść do słowa. Jest tak samo, jak wtedy!
- Aha, czyli to ja jestem ta zła?
- A nie jesteś? Znowu na mnie naskoczyłaś! Nie chciałaś, żebym zadzwonił, więc uszanowałem to. Jutro samochód będzie u ciebie. Chcesz może mnie zwyzywać? Przyłożyć mi? Rozkwasić mi nos? Kopnąć w kolano?
- Nie kuś - byłam już na prawdę okropnie wkurzona na tego typa - bo zupełnie mnie nie znasz.
- I całe szczęście - syknął przez zęby - twoja chwilowa dobroć tamtej nocy to pewnie efekt uboczny burzy albo środków na przeziębienie.
- Uważaj na słowa - nie wytrzymałam i chwyciłam go za kołnierz koszuli, przyciągając go do siebie. Co za dupek!
- A jeśli nie?
- Cała sala na parkiet! Pierwsza para już stoi w tanecznym uścisku, więc zapraszamy do tańca. Muzyka ! - wąsaty gość znów przemówił do mikrofonu. Dopiero wtedy zorientowałam się, że mówił o nas i że ten bezczelny typ trzyma mnie w talii.
- Łapy przy sobie!
- Ty zaczęłaś - nagle pojawiła się ta cholerna muzyka. Przeleciałam wzrokiem po sali. Prawie wszyscy na nas patrzyli. Zamknęłam oczy licząc do dziesięciu. Dlaczego to mnie musi zawsze spotykać najgorsze?!
- To nasz pierwszy i ostatni wspólny taniec.
- Mam nadzieję, bo wyjątkowo mnie drażnisz.
Powiedział to ot tak, w dodatku się uśmiechnął. Zaczęliśmy tańczyć do dosyć wolnej piosenki. Niechętnie, ale złapałam go za dłoń, a druga rękę położyłam na jego ramieniu. Nawet nie chciałam na niego patrzeć, więc skierowałam wzrok gdzieś w dal i był to całkowicie pusty wzrok.
- Jak się bawisz? - zapytał, a we mnie po prostu się zagotowało.
- To najgorszy taniec w moim życiu.
- Coś w tym jest, beznadziejnie tańczysz.
Bez zastanowienia nadepnęłam szpilką na jego stopę. A masz, cwaniaku. Chyba bolało, bo zasyczał, ściskając mocno moją dłoń. Spojrzałam na niego chcąc zobaczyć ból na jego twarzy. Piękny widok i nawet mnie rozbawił. Widziałam, jak zaciska usta i że na prawdę jest zły. I co z tego? Ja mogłam być, a on nie? Bo co, bo ja jestem szarym człowiekiem a on gwiazdą? To go z niczego nie zwalniało.
Czułam, jak jego dłoń przesuwa się po moich plecach. Najpierw po materiale mojej sukienki, ale wyżej były już tylko moje plecy, całkiem gołe plecy. Jego dotyk aż parzył, miał tak ciepłe dłonie, że to ciepło promieniowało na resztę mojego ciała.
- A więc, powiedz mi. Zaczniemy w końcu normalnie rozmawiać?
- Ja nie chcę z tobą rozmawiać, chcę odzyskać swój samochód, nic więcej.
- Przestaniesz się zachowywać w ten sposób?
- W jaki sposób?
- Jesteś opryskliwa, niemiła, wredna. Nasza rozmowa mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.
- Gdybyś nie działał tak na moje nerwy...
- Więc posłuchaj mnie teraz - przybliżył swoje usta do mojego ucha, a jego oddech przyjemnie muskał moją twarz. Przyjemnie. Tak nie powinno być - zakończymy ten spór w tym momencie.
-Albo?
-Czujesz moją dłoń na plecach? Jeśli rozepnę guzik tej sukienki, suwak pod spodem rozsunie się natychmiast do samego końca odsłaniając coś więcej, niż twoje plecy.
- Ty dupku...
- Ciii, nie denerwuj się. I nie depcz mnie więcej. To opłaci się nam obojgu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zostawiam super słodki remix do posłuchania <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro