Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Zgodnie z obietnicą wrzucam kolejny rozdział dzisiaj - jutro popołudniem spodziewajcie się kolejnego:)
A ja zabieram się w końcu za pisanie kolejnego rozdziału do Man in the Mask <3

Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Nie należałam do rannych ptaszków ale ta noc była dla mnie wyjątkowo trudna. Podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony, wpuszczając do pokoju jeszcze więcej światła. Przetarłam oczy i spojrzałam na podjazd. A jednak dotrzymał słowa. Moje auto stało bezpiecznie zaparkowane przed bramą. Na przednim siedzeniu pasażera zauważyłam przez szybkę mieniący się czerwony obiekt. No tak, zapomniałam o róży. Zbiegłam w szlafroku po schodach na dół. Była piąta rano i tata jeszcze spał, więc starałam się poruszać bezszelestnie. Kiedy byłam już obok auta zauważyłam za wycieraczką kartkę. Wzięłam do ręki biały papier i wyjęłam zawartość ze środka.

" Skrzynka na listy. Do zobaczenia o piętnastej,

Michael "

Wróciłam się do domu po klucze od skrzynki. Gdy zajrzałam do środka, zobaczyłam kluczyki od mojego samochodu. Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi od pojazu i ku mojemu zdziwieniu na siedzeniu była nie jedna, a dwie róże. Jedna ta, którą mi dał wcześniej. Druga zaś widać, że była świeża, jeszcze wszystkie płatki nie zdążyły się nawet rozwinąć. Wzięłam je do ręki i przysunęłam do twarzy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i z cudownym humorem wróciłam do domu.

Wstawiłam kwiaty do wazonu i postawiłam na stole w kuchni. Nie zauważyłam nawet, kiedy pojawił sie tata w progu.

- Nie śpisz już? - zapytał smutno. Pewnie miał wyrzuty sumienia za wczoraj.

- Nie, idę zaraz na stajnię zrobić trening póki jest chłodno.

- Za kilka dni mają minąć upały i przyjdzie trochę deszczu - podszedł bliżej mnie - Przepraszam za wczoraj. Wiem, że to trudne, ale chce abyśmy byli silni, dla mamy. Ona nie może czuć litości, współczucia. Wiesz, że to zawsze pogarszało sprawę.

- Wiem - oparłam się tyłem o zlew.

- Muszę porozmawiać jeszcze z szefem, ale chce niedługo wziąć trochę wolnego i wyjechać z mamą na tydzień, może dwa. Do tego domku letniskowego, gdzie kiedyś razem śmigaliśmy jak byliśmy w twoim wieku - uniósł lekko kąciki ust - Tobie też przydałyby się wakacje.

- Pomyślę nad tym, ale wy jedźcie. Ja się zajmę sklepem. Mama na pewno się ucieszy i taki wypad dobrze jej zrobi. A propos, byłam w szpitalu wczoraj i rozmawiałam z doktorem Stewartem, dzisiaj po południu mam ją już zabrać.

- Całe szczęście - rozpromienił się - To znaczy, że nie było nic poważnego, widzisz? Pojade z tobą.

- Nie trzeba, już jestem umówiona i jadę z kimś innym...- zwątpiłam, czy mu powiedzieć o kogo chodzi.

- Natalia? - zdziwił się - Mogę przecież jechać z wami.

- Nie, jadę z Michaelem - nagle poczułam, że żałuję, że wypowiedziałam to imię przy nim.

- Jakim znow Michaelem? Tym co byłas w TV na jego przyjęciu? Tym Jacksonem? - podniósł lekko głos.

- A co w tym dziwnego? Jest w porządku, chce mi pomóc, a ja lubię jego towarzystwo - odwróciłam się i chciałam już iść na górę, ale złapał mnie za nadgarstek.

- Poczekaj - zauważyłam złość w jego oczach - On jest przecież od Ciebie o dziesięć lat starszy.

- Daj mi spokój. To moja sprawa z kimś się spotykam, a Tobie nic do tego.

Wyrwałam się mu i pobiegłam na górę do swojego pokoju. Z mamą zawsze miałam lepszy kontakt. Ona też nie zawsze popierała moje decyzje, ale wspierała mnie bez względu na wszystko. Nawet gdy robiłam głupoty. Wysłuchała i próbowała zrozumieć.

Ojca musiałam sobie "wychować", zawsze za bardzo się wtrącał w moje życie, a ja nie potrafiłam być pod kluczem. Czułam się niezależna i tak mam do dziś. Nie mam potrzeby spowiadania się nikomu z niczego, chyba, że sama mam taką potrzebę. Myślałam, że zrozumiał już wszystko, ale zdarzały mu się napady "kochającego tatusia" jak ten przed chwilą. Co ja zrobię kiedy mamy już zabraknie?

Poczułam, że do oczu znów napływają mi łzy. Nie będę płakać, nie dzisiaj - postanowiłam. Przetarłam oczy rękawem i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, spięłam włosy, ubrałam strój do jazdy i poszłam do jedynego miejsca gdzie wszystkie smutki znikały - do stajni.

***

Po ciężkim treningu opadłam na krzesełko w siodlarni. Nie było najlepiej, ale jak na mój nastrój to i tak nie mogłam narzekać. Czułam jak moje emocje i stres przechodziły na zwierzę podczas jazdy, to normalne. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 12, więc do przyjazdu Michaela pozostały mi jeszcze 3 godziny. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Nat. Jak zawsze szybko odebrała:

- No w końcu się odezwałaś! - rzuciła, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

- Ty też mogłaś przecież zadzwonić. Ale mnie też miło Cię słyszeć - uśmiechnęłam się pod nosem - Przepraszam, że wczoraj nie dzwoniłam, ale jakoś tak wyszło i...

- I opowiadaj. Był u Ciebie? - na początku nie zrozumiałam o co jej chodzi.

- Ale że kt ?

- No Michael! Przecież wiem, że chciał Twój adres od mojego ojca - no tak, całkiem o tym zapomniałam.

- Był w sklepie - na chwilę się zawiesiłam - Zaprosił mnie na kolację, ale...

- Nie mów że odmówiłaś - przerwała mi - Jesteś czasem niemożliwa.

- Nie odmówiłam, ale musiałam potem odwołać ze względu na moją mamę...- zapadła chwila ciszy.

- Ja... Nie wiedziałam. Czy wszystko juz z nią ok? - znikł entuzjazm z jej głosu.

- Tak, zasłabła, to wszystko - nie chciałam rozmawiać z nią o tym przez telefon - Jadę dzisiaj z Michaelem po nią do szpitala i zbieramy ją do domu. Więc...

- Z Michaelem? A więc jednak !

- Żadne 'jednak', Chce mi pomóc, to wszystko.

- Jasne, jasne - przewróciłam oczami - To może wpadnij jutro do mnie na noc?

- W sumie dobrze mi zrobi noc poza domem.

- Właśnie. Pogadamy, opowiesz mi wszystko - domyśliłam się, że chodzi jej o Michaela - To o której będziesz?

- Dam Ci jeszcze znać, zdzwonimy się.

- Jasne, trzymaj się i pozdrów rodziców.

- Dzięki, cześć.

Resztę czasu spędziłam w pokoju. Nie chciałam widzieć się z tatą, a do pracy szedł dopiero wieczorem. Siedziałam akurat na łóżku z zeszytem i długopisem w ręku, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek i faktycznie była już 15, jak to szybko zleciało. Wstałam i zbiegłam na dół, aby uprzedzić ojca i otworzyć Michaelowi osobiście. Na moje nieszczęście on już stał przy drzwiach i witał się z nim. Mike przedstawił się i podał rękę mojemu ojcu. Widziałam, że tata niechętnie ją uścisnął po czym odwrócił się i rzucił oschle:

- Do Ciebie - odszedł.

Posłałam mu ostre spojrzenie, chwyciłam torebkę i podeszłam do Michaela.

- Hej.

- Witaj - pochylił się i ucałował mnie w policzek. Poczułam jak się lekko rumienię i spuściłam wzrok. Wyszliśmy w ciszy. Tak samo jak wczoraj otworzył mi drzwi od auta, uśmiechnęłam się delikatnie i wsiadłam.

- Twój tata chyba nie przepada za mną, co ? - spojrzał na mnie ukazując szereg białych ząbków.

- Po prostu Cię nie zna.

- A chcesz żeby poznał? - zdziwił mnie tym pytaniem, nie wiedziałam co odpowiedzieć.

- Jeśli wcześniej nie uciekniesz - oboje zaśmialiśmy się - Mówię poważnie.

- Spokojnie, nie mam w planach tak szybko odpuścić - puścił mi oczko.

- To dobrze, lubię z tobą przebywać - dopiero do mnie dotarło, że powiedziałam to na głos.

- Czyli, że mnie lubisz? - spojrzał na mnie i zabawnie poruszył brewkami - No powiedz że mnie lubisz! - szturchnął mnie w ramię.

- Niech będzie, trochę Cię nawet lubię - zaśmiałam się - Może być ?

- Na razie chyba mi wystarczy - spojrzał na mnie - A Pan Rose wspominał mi, że podobno nie przepadasz za ludźmi z okładek czasopism.

- Dobrze powiedział - odparłam bez zastanowienia - Większość z nich to ludzie, którym sława uderzyła do głowy. Liczą się dla nich pieniądze, są samolubni, egoistyczni i gardzą ludźmi z "niższej sfery".

- Za takiego mnie masz? - spytał z lekką dezorientacją w głosie.

- Nie. Gdyby tak było, nie siedziałabym tutaj z Tobą - uśmiechnęłam się do niego - Jesteś inny. Dlatego uwielbiam Cię w sposób , którego nie umiem sprecyzować - czy ja znów powiedziałam to na głos?

Zauważyłam, że się zarumienił. Nic już nie powiedziałam, tylko zaśmiałam się cicho i wbiłam wzrok w szybę. Na szczęście obyło się bez korków i zajechaliśmy pod szpital dość szybko. Gdy zaparkował samochód spojrzał na mnie ciepło i zapytał:

- To jak? Idziemy?

- Może lepiej poczekaj w aucie. Nie chce żeby Cię ktoś rozpoznał i żebyś miał kłopoty przeze mnie.

- Nie ma opcji. Po to tutaj z Tobą przyjechałem, a o resztę się nie martw - sięgnął ręką na tylne siedzenie - Widzisz? - pomachał mi przed oczami maską i czapką, tą którą miał gdy przyszedł do mnie do sklepu - Przebiorę się i nikt mnie nie pozna. Chodź już i nie marudź.

Odpowiedziałam mu uśmiechem. Gdy nałożył na siebie przebranie, wyszliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę głównego wejścia do szpitala.

- Tak w ogóle nie podziękowałam Ci za różę. Mam na myśli kolejną - spojrzał się na mnie, nie było widać tego pod maską, ale czułam że się uśmiecha.

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł.

W środku jak zwykle uderzył mnie ten okropny zapach - zapach szpitala. Weszliśmy schodami do góry na piętro gdzie leżała mama. Doktor Stewart powiedział, że wypis będzie zaraz gotowy, a mama jest w łazience i się przebiera. Usiedliśmy więc z Michaelem na ławce na korytarzu.

- Jak się czujesz? - zapytał spoglądając w moją stronę.

- Ja..? - wyrwał mnie z zamyśleń

- Nie.... ten obok.

- Aaa, grzejnik się dobrze czuje i dziękuje za troskę - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Miło Cię widzieć znów radosną.

- Przy Tobie raczej ciężko mieć zły humor - nawet przez maskę dojrzałam jak zarumienił się na te słowa. Po raz kolejny! A jednak faktycznie był nieśmiały - Po prostu się cieszę, że jesteś tutaj ze mną.

Nic nie odpowiedział tylko, objął mnie ramieniem, a ja się przytuliłam. Chwilę tak siedzieliśmy, gdy nagle usłyszałam znajomy głos mamy:

- Michelle?

Odkleiłam się od Michaela i spojrzałam w jej stronę. Sekundę później już byłam przy niej i ją ściskałam z całych sił. Starałam się przy tym powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Wiedziałam, że nie mogę płakać, nie przy niej. Ona musiała czuć, że wszystko jest dobrze.

- Mamo, to jest Michael - powiedziałam, gdy podszedł do nas. Ucałował ją w dłoń co mnie bardzo zaskoczyło.

- Bardzo miło jest mi Panią poznać - ściągnął maskę i wtedy dopiero mama się zorientowała o co chodzi.

- Mnie również jest bardzo miło Pana poznać, Panie Jackson - mimo zmęczenia zdobyła się na uśmiech - Nie spodziewałam się, że moja córka z kimś tutaj będzie - spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Bałam się, że zaraz wypali coś głupiego.

Chwilę jeszcze rozmawialiśmy na korytarzu, potem lekarz przyniósł wypis i mogliśmy wracać. Droga wydłużyła się przez korki o ponad godzinę. Michael pomógł wnieść nam rzeczy mamy do domu, po czym powiedział:

- Ja już będę się zbierał.

- Może zostaniesz na kolacji? - zaproponowała mama co mnie bardzo, ale to bardzo zdziwiło. Nawet Max'owi nigdy nie składała takich propozycji, jakoś nie przywiązywała wagi do kontaktów z moimi znajomymi płci przeciwnej.

- Naprawdę nie chciałbym przeszkadzać... - spuścił wzrok.

- A jeśli ja Cię poproszę, żebyś został? - spytałam. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie umiem opisać słowami.

- No dobrze, z chęcią zostanę - uśmiechnął się.

Kolacja przebiegła nadzwyczaj dobrze. Tata na szczęście od dawna jest już w pracy, więc atmosfera była bez jakiegokolwiek napięcia. Mama wypytywała go o muzykę, ale nie była wścibska. Widać, że interesowało ją to i też w pewnym stopniu podziwiała go za to co robił i kim był. Po wszystkim już pomogliśmy mamie posprzątać po jedzeniu i poszliśmy z Michaelem do mojego pokoju. Rozsiadł się na kanapie i złapał za brzuch:

- Chyba jestem w ciąży spożywczej, dawno się tak nie najadłem - posłał mi piękny uśmiech.

- I bardzo dobrze. Kilka kilogramów Ci nie zaszkodzi - usiadłam obok niego.

- Taaa, ale z takimi kolacjami to bym chyba niedługo widział na wadze swój numer telefonu - walnęłam go poduszką - Ałć! A to za co? - Zaśmiał się i nie był mi dłużny, bo po sekundzie też oberwałam jaśkiem.

- Jaki numer telefonu? Gadasz takie głupoty, że aż szkoda gadać. Twoim mózgiem mrówka mogłaby grać w golfa... o ile by trafiła w tą piłeczkę - nie mogłam się powstrzymać i z trudem powstrzymywałam się od śmiechu.

- Odezwała się Pani Mądra - znów oberwałam poduszką. Tym razem starałam się mówić bardzo poważnie:

- A właśnie, że mądra! Reasumując sprawę dochodzę do konkluzji iż twoja aparycja jest wręcz efemeryczna, jesteś brodzikiem intelektualnym, więc nie będę ciągnęła tej bezsensownej konwersacji.

- Analiza twojej wypowiedzi rzuca mną o ziemię.

- Nie przeżywaj już tak, bo majtek nie dopierzesz.

Już nie wytrzymaliśmy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Wstałam z łóżka, aby znów nie oberwać poduchą i podeszłam do szafki z książkami i płytami.

- Obejrzymy coś? - zaproponował widząc, że przeglądam płyty. Po chwili już stał ze mną, przeszły mnie ciarki gdy poczułam jego oddech na karku.

- Jasne, co proponujesz ? - podałam mu kilka pudełek, a on je przeglądał.

- "Never stop dreaming" - przeczytał tytuł - Co myślisz ?

- Nie przepadam za komediami romantycznymi...

- Dlaczego ? - spojrzał na mnie pytająco.

- Uczą nas złych nawyków.

- To znaczy?

- Na przykład wiary w wielką, prawdziwą i nieskończoną miłość.

- Jeszcze wszystko przed Tobą - puścił mi oczko i pociągnął za rękę w stronę kanapy - Siadaj, ja włączę i nie marudź mi tutaj.

Zrobiłam jak kazał. Zastanawiałam się co miał na myśli mówiąc to, ale postanowiłam nie zaprzątać sobie tym dzisiaj już głowy. Włączył film, zgasił światło w pokoju i usiadł obok mnie. Wziął do reki jedną z poduszek, którymi się jeszcze chwile temu tłukliśmy. Położył mi ją na kolanach i zapytał niepewnie:

- Mogę?

- Jasne - uśmiechnęłam się, a on nie czekając dłużej położył mi głowę na kolanach. Przeleżał tak cały film, a ja co chwila bawiłam się jego loczkami. Gdy na ekranie pojawiły się już napisy końcowe podniósł się i usiadł.

- Przeczesałaś chyba całe moje włosy - ukazał szereg białych ząbków - Ale muszę przyznać, że było to całkiem przyjemne.

- A ja już myślałam, że serio jesteś nieśmiały - walnęłam go w ramię, wstałam i podeszłam do okna by je uchylić.

- Nieśmiałość w słowach bardzo często przekłada się na odwagę w czynach - podszedł i objął mnie od tyłu, najgorsze w tym wszystkim było to, że mnie to wcale nie przeszkadzało. .

- Ja raczej myślałam, że nieśmiałość jest wynikiem braku pewności siebie - niechętnie go od siebie odsunęłam.

- Przy Tobie nie mam z tym problemów - znów się wyszczerzył.

- Wariat - walnęłam go w ramię i wyminęłam jednym ruchem - Idę na łazienki, zaraz wrócę.

Gdy drzwi się za mną zamknęły oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w lustro. Przemyłam twarz zimną wodą, aby ochłonąć. 'Weź się w garść' pomyślałam i wróciłam do pokoju. Gdy weszłam Mike podszedł do mnie i powiedział:

- Późno już, powinienem się zbierać - uśmiechnął się smutno.

- Nie musisz już iść - spojrzałam na niego z nadzieją, że jednak postanowi jeszcze trochę zostać.

- Twoja mama mnie chyba polubiła, nie chcę się jej narażać. Wystarczy, że muszę się wkupić w łaski Twojego taty - zaśmialiśmy się - Jeśli chcesz, jutro przyjadę po Ciebie i gdzieś pojedziemy.

- Jutro wieczorem jestem umówiona z Natalią. Zostaję u niej na noc.

- To nie problem, wpadnę po Ciebie w południe i wieczorem odstawię Cię do niej do domu.

- Musze jechać swoim autem, potem na kolejny dzień muszę jakoś wrócić.

- O to się nie martw. Przyjadę o której będziesz chciała - spojrzał mi prosto w oczy oczekując odpowiedzi.

- Nie chcę abyś tracił dla mnie codziennie swój czas... - zmarszczył brwi i powiedział poważnym jak na niego tonem:

- Gdybym 'tracił' czas to uwierz, nie byłoby mnie tutaj - podszedł bliżej mnie i mnie przytulił.

Nie czekał długo aż objęłam go łapkami za szyję. Staliśmy tak chwile po czym puściłam go i cichutko powiedziałam:

- Dziękuję - odpowiedział mi na to uśmiechem po czym ruszyliśmy na dół do wyjścia.

- Będę jutro o 13 - nie czekał na odpowiedź z mojej strony, tylko pocałował mnie w policzek i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi i uśmiechnęłam się sama do siebie. Poszłam do kuchni nalać soku i na moje nieszczęście była tam też mama.

- Słyszałam, że było tam na górze całkiem wesoło - wyszczerzyła się zadziornie.

- A ty nie powinnaś odpoczywać? - zapytałam nie patrząc na nią. Wyjęłam szklankę z szafki i zaczęłam nalewać do niej napoju.

- Widziałam jak siedzieliście razem przytuleni na korytarzu w szpitalu - podeszła do mnie - Poza tym widzę po Tobie, że cała promieniejesz - uśmiech nie znikał jej z twarzy.

- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że jest za stary i mam sobie odpuścić, to daruj sobie - warknęłam.

- Jak możesz? Co? Tata już coś marudził? - domyśliła się. Usiadłyśmy obie przy stole - Dla taty to nowa sytuacja, boi się o Ciebie. Wie jacy mogą być ludzie zwłaszcza z takich sfer jak Michael i wcale go nie oceniam, bo wydaje się naprawdę świetny - uśmiechnęła się do mnie - Tata martwi się o Ciebie, to wszystko.

- Nie musi się martwić, Mike nie jest mną zainteresowany - pociągnęłam łyk ze szklanki.

- Ja widziałam co innego. Gdybyś była mu całkiem obojętna nie przychodziłby tutaj. Niech zgadnę, zaproponował już kolejne spotkanie? - eh, co miałam jej odpowiedzieć?

- Tak, ale to zwykłe przyjacielskie wyjście - nie odpuszczałam.

- Pamiętaj, że zawsze masz we mnie wsparcie - ujęła moje dłonie w swoje - I wiedz, że jeśli się będziecie rozumieć, szanować, to wiek tutaj nie ma nic do rzeczy. Wiek to tylko liczby, nic więcej.

- Dziękuję mamo - uniosłam kąciki ust - Ale naprawdę nic z tego nie będzie. Nawet jeśli... Ja nie mam mu nic do zaoferowania. On ma wszystko, jest w stanie tyle mi od siebie dać. A co ja mogę zaoferować w zamian? To tak jakbyś widziała wy­marzoną rzecz na wys­ta­wie, a wiesz, że Cię na nią nie stać.

- Jak możesz tak mówić dziecko? - uniosła mi brodę zmuszając bym patrzyła jej w oczy - Możesz nie słuchać starej matki, ale ja wiem, że to będzie miało inne zakończenie. A teraz idź, kładź się. Powinnaś się wyspać.

- Dziękuję mamo - ucałowałam ją i już wychodziłam z kuchni gdy coś mi się przypomniało - Wywiesiłam w sklepie kartkę, że będzie nieczynne przez tydzień.

- Jasne, śpij dobrze kochanie.

- Ty też! - odkrzyknęłam.

Gdy byłam już w pokoju rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak z wzrokiem wbitym w sufit i pogrążyłam się w własnych myślach.

***

Komentarz = to motywuje !

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro