Rozdział 7. Ślub?
Po obudzeniu się przyszła do mnie jakaś kobieta. Powiedziała, że jest pokojówką i przyniosła mi moją... Suknie ślubną. Najpierw zeszłam z nią by zjeść małe śniadanie. Po czym wróciłyśmy do pokoju. Pokojówka pomogła mi założyć suknie ślubną. (zdjęcie poniżej)
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nie chciałam tego. Nie chciałam ślubu z przymusu. Ale co mogę zrobić? Chyba tylko pomóc po raz trzeci Krainie Czarów. Po nałożeniu makijażu który nałożyła mi pokojówka poszłam z nią za pałac. Wszystko było takie mroczne. Podeszłam do Skazeusza. Kat zaczął mówić kościelną mowę.
-Jeżeli ktoś jest przeciwny związkowi tych dwojga niech powie teraz lub zamilknie na wieki.- Powiedział Kat. Nikt nie odpowiadał. Kat miał mówić już ostatnie słowa ale ktoś mu przerwał.
-Ja się nie zgadzam!- Usłyszałam krzyk tego lokaja oraz krzyk... Moich przyjaciół. Spojrzałam na nich ze Skazeuszem. Skazeusz wyjął miech i zaszarżował na nich. W pewnej chwili Tarrant został powalony na ziemie, a Skazeusz miał już wymierzyć ostatni cios ale... Lokaj Skazeusza rozbił na jego głowie talerz. Mężczyzna się wściekł i już miał wbić miecz w lokaja ale stanęłam pomiędzy nimi. Po chwili poczułam ogromny ból.
-Alicjo!- Usłyszałam krzyk przyjaciół i tego lokaja. Spojrzałam na miejsce skąd pochodził. Miecz Skazeusza został wbity w mój brzuch. Skazeusz wyjął miecz ze mnie przez co splunęłam krwią i słaba upadłam na ziemie. W ostatniej chwili złapał mnie lokaj który ułożył mnie na swoich kolanach. Mężczyzna starał się zatamować krwawiące miejsce. Zakaszlałam.
-Ciii... Spokojnie Alicjo. Wytrzymaj.- Powiedział ten lokaj głaszcząc mnie po głowie. Ale... Skąd znał moje imię? Chciałam coś powiedzieć ale nie miałam za bardzo sił.- Jestem twoim ojcem Alicjo. Pamiętasz w moją zasadę 6 niemożliwych rzeczy?- Słowa ojca sprawiły, że byłam w szoku. Po policzku spłynęła mi łza. Spojrzałam na Tarranta który walczył z Elis. W pewnej chwili wbił miecz w Elis.
-K-Kocham c-cię... T-Tarrant.- Powiedziałam resztką sił i... Zamknęłam oczy.
(Perspektywa Karola)
-A-Alicjo?- Spytałem potrząsając lekko moją córką. Nie odpowiadała. Miała zamknięte oczy. Rozpłakałem się gdy nie poczułem jak moja córka oddycha. Moja córka... Moja mała Alicja której nie widziałem tyle lat... N-Nie żyje. Wtedy podbiegł do mnie biały królik w kamizelce oraz Biała Królowa. Królik przyłożył ucho do klatki piersiowej Alicji gdy przybiegli pozostali.
-No i co McTwisp? Co z Alicją?- Spytała się mała mysz.
-Przestała tykać.- Na słowa królika mężczyzna w cylindrze upadł na kolana upuszczając miecz z ręki. Wstałem przytulając do siebie martwe już ciało córki. Po przybyciu do zamku razem z tym Kapelusznikiem zajęliśmy się zszywaniem rany na brzuchu Alicji. Uznaliśmy, że najlepiej będzie jak zrobimy pogrzeb dla mojej córki. Tu w Krainie Czarów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro