Rozdział 10. Najpiękniejszy dzień w naszym życiu
Dzisiaj odbywa się mój ślub z Tarrantem. Zostało tylko dokończenie ubranie się oraz makijaż. I gotowe. Suknie ślubną uszył mi ojciec Tarranta.(zdjęcie poniżej)
McTwisp i Mniamałyga kilka dni wcześniej zaprosili wszystkich na ślub. Aktualnie mama mojego przyszłego męża robiła mi fryzurę, Mirana malowała mi paznokcie, a Zelżbieta robiła mi makijaż. Gdy byłam gotowa wyszłam z mamą, Białą Królową, Czerwoną Królową i z mamą Tarranta z pałacu przed którym czekali mój ojciec, Kot, Bandzierchlast, Marcowy Zając i Czas.
-Wyglądasz pięknie Alicjo.- Powiedział mój ojciec kiedy podeszłam do niego. Uśmiechnęłam się. Mój ojciec i Czas pomogli mi usiąść na Bandzierchlaście. Mirana i Zelżbieta wsiadły na dwa konie. Mirana na białego, a Zelżbieta na czarnego. Po chwili ruszyliśmy. Czułam się jak w bajce. Pod kościołem zeszłam z pomocą ojca z Bandzierchlasta. Moja mama stała przy wejściu do kościoła z bukietem niezapominajek. Kiedy mama dała mi bukiet po czym z moimi przyjaciółmi weszła do kościoła. Odczekaliśmy chwilkę po czym weszłam z ojcem do kościoła. Wszyscy patrzyli na mnie oczarowani. Po dojściu do ołtarza patrzyłam uśmiechnięta na Tarranta. On sam się uśmiechał.
-Podajcie sobie prawe dłonie.- Powiedział ksiądz, a ja i Tarrant wykonaliśmy polecenie.- Powtarzajcie słowa przysięgi.- Dodał ksiądz po czym spojrzał na mnie.- Ja Tarrant. Biorę sobie ciebie Alicjo za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cie nie opuszczę aż do śmierci.- Powiedział ksiądz patrząc na Tarranta.
-Ja Tarrant. Biorę sobie ciebie Alicjo za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cie nie opuszczę aż do śmierci.- Tarrant powtórzył słowa księdza z uśmiechem patrząc na mnie.
-Ja Alicja. Biorę sobie ciebie Tarrancie za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cie nie opuszczę aż do śmierci.- Powiedział ksiądz patrząc na mnie.
-Ja Alicja. Biorę sobie ciebie Tarrancie za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cie nie opuszczę aż do śmierci.- Powtórzyłam słowa księdza również z uśmiechem. Tarrant włożył mi, a ja jemu obrączkę.
-Jeśli ktoś się nie zgada by para ta nie brała ślubu niech powie teraz albo niech milczy na wieki.- Powiedział ksiądz ale odpowiedziała mu cisza.- Możecie się pocałować.- Powiedział ksiądz, a ja i Tarrant się pocałowaliśmy. Słyszałam owacje. Byłam szczęśliwa. Nasze przyjście weselne przeniosło się do pałacu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro