Skarb
Frunęła nad lasem
sroka czarno-biała
Nieprzeciętnym wzrokiem
skarbów wypatrywała
Pomiędzy drzewami
kora brzozy błysnęła
Lecz ptaszysko dobrze znało
jej zaproszenia białe, złudne
Przeleciała więc nad lasem
Aż do plaży
Frunąc nad piaskiem
skrzeków mew słuchała
Jednak nawet do nich nie mrugnęła
Nawet się nie przywitała
Leciała na paskiem
przy morskim, szumu fal akompaniamencie
Wzrokiem niemal sokolim
wśród muszelek, alg, kamyczków
Odnalazła skarb największy
ten, którego tak szukała
Wzięła w dziób, bursztynek złoty
i wróciła, skąd przybyła
W swoje rodzinne
brzozowe strony
To właśnie żywicowe złoto
było jej najbardziej drogie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro