Rozdział 6
Podziemie
Minęło sześć dni, odkąd ostatni raz odwiedził Mistrzynię Mądrości, swoją babkę. Zazwyczaj starał się jej unikać, lecz zbliżała się wojna i musiał dowiedzieć się jednej rzeczy. Nie wiedział, jak udawało mu się rządzić i martwić o królestwo po jej zniknięciu, ale fakt, że będzie szczęśliwa i przede wszystkim żywa, pomagał mu.
– Ignatia stanowi zagrożenie? – zapytał, wparowując do domu Mistrzyni.
Jeśli była zaskoczona jego obecnością, nie dała po sobie tego poznać. Nie przestała nalewać mocnego trunku do szklanki i dopiero kiedy skończyła, odwróciła się do wnuka i odpowiedziała:
– Dobrze wiesz, że nie widzę jej.
Króla ogarnęła irytacja. W ostatnich dniach wszystko go irytowało.
– Twój dar jest bezużyteczny – warknął.
– Uważaj na słowa, wnuku.
– Nieważne. – Machnął ręką, jakby odganiał muchę. – I tak niczego się od ciebie nie dowiem.
Zaczął tworzyć portal, żeby jak najszybciej wydostać się z duszącego pomieszczenia, lecz przerwał, kiedy odezwała się Mistrzyni.
– Ona nim jest.
– Słucham? – Zaśmiał się. – Ona jest zagrożeniem, ale Ignatii nie widzisz?
– Zniszczy cię Amiasie.
– Pytałem o zagrożenie dla królestwa. Nie widzę związku...
– Jesteś królem. – Popatrzyła na niego twardo. – Nie zapominaj o tym. Zniszczenie ciebie równa się ze zniszczeniem królestwa. Już cię niszczy...
– Jestem najsilniejszym władcą w Podziemiu. Jestem nawet silniejszy od ciebie. – Ogień zapłonął w jego oczach i pierwszy raz w swoim życiu Mistrzyni Mądrości cofnęła się.
A to tylko potwierdzało to, jak niebezpieczny stał się Ames.
Ponieważ Mistrzowie Mądrości nie cofali się.
Nigdy.
– Nikt mnie nie zniszczy – powiedział, a jego głos płonął tak samo jak jego ogień.
– Wiem, że popełnisz błąd. – Łyknęła alkoholu, mając nadzieję, że wyciszy ledwo wyczuwalne ukłucie strachu, które poczuła pierwszy raz od wieków.
– Miałaś nie używać na mnie swojego daru.
– Pożałujesz tej decyzji.
Król westchnął, powstrzymując gniew. Miał dość beznadziejnych mądrości swojej babki.
– Wiem, że jesteś zraniony...
– Zraniony? – Zaśmiał się z niedowierzaniem. – Czuję, jakby z moich wnętrzności została miazga. Jakby ktoś je wyrwał i zostawił mnie pustego, aby odrosły. Nie mogę pozbyć się jej z moich myśli i mam wrażenie, że przez uczucia do niej moc rozrywa mnie od środka. Usmażyłem własny mózg, żeby choć na chwilę o niej zapomnieć!
Mistrzyni Mądrości wpatrywała się w niego w szoku.
– Co zrobiłeś? – spytała z niedowierzaniem. – A co jeśli...?
– Spokojnie – przerwał jej. – Sprawdzałem, czy mózg odnawia się bez uszkodzeń, gdy torturowałem przedwczoraj więźniów.
Kobieta przez chwilę milczała.
– Znowu torturujesz – stwierdziła.
Podszedł do niej wypełniony furią.
– Nadal uważasz, że jestem zraniony?
Mistrzyni Mądrości próbowała wytrzymać jego spojrzenie i gorąco, które od niego buchnęło, ale znowu się cofnęła.
Król nie czekał na odpowiedź.
Wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro