Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Niedziela minęła spokojnie. Laelia odwiedziła mnie po raz kolejny, tym razem przywożąc ze sobą babeczki ze Sweet Bethy. Dostałam pozdrowienie od właścicielki, a Laelia powiedziała jej, że odwiedzę ją najszybciej, jak będę mogła.

Kiedy Laelia wróciła do domu, mama zaproponowała mi pieczenie ciasteczek. Dawno tego nie robiłyśmy, w sumie dla niej jeszcze dawniej niż dla mnie, więc z chęcią się zgodziłam. Czułam, jakbym powinna się zmienić, postrzegać rzeczy inaczej, lecz wszystko było takie samo. Miski stały na swoim miejscu, tak samo foremki, robot kuchenny, a nawet mąka.

Czułam się nieswojo, piekąc z mamą i nie wiedziałam dlaczego. Im dłużej to robiłyśmy, tym bardziej robiłam się smutna, a moja ręka nieustannie wędrowała do naszyjnika, jakby mógł dodać mi otuchy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo, lecz kiedy piekarnik zaczął pikać, zachciało mi się płakać.

Dashiell i tata zbytnio ze mną nie rozmawiali. Tata chyba nie wiedział jak, za to Dash... Cóż, nie wiedziałam, czy obraził się na mnie, czy po prostu tak bardzo źle zniósł moje zniknięcie. Mama kazała mi się nim nie przejmować, ale to był mój brat. Próbowałam z nim rozmawiać, lecz odnosiłam wrażenie, że pozostawał daleko poza moim zasięgiem.

W końcu nadszedł poniedziałek i w końcu zaczęłam się stresować. Coraz bardziej oswajałam się z myślą, że naprawdę zniknęłam na dwadzieścia jeden dni. Nie wiedziałam, jak zareagują na to w szkole. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a jednak zaginięcie i magiczne powrócenie to idealny temat do plotek. Nie musiała mi tego mówić Laelia, królowa plotek, sama to wiedziałam.

Jechaliśmy z Dashem do szkoły. Dzisiaj wydawał się w lepszym nastroju niż wczoraj.

– Stresujesz się? – spytał, kiedy zaparkował.

Odwróciłam się do niego.

– Trochę.

– Będzie dobrze, Soul.

Poczułam się lepiej, gdy użył mojego zdrobnienia, lecz obawa nadal pozostawała.

– Naprawdę nie ma się czym przejmować – odezwał się, widząc moją minę. – Masz mnie i Laelię. Na Avę i Sophię też na pewno możesz liczyć.

Skinęłam głową. Miał rację. Przynajmniej nie zostałam z tym wszystkim sama. Nie byłam zżyta tak bardzo z Avą i Sophią jak z Laelią, ale też były moimi dobrymi przyjaciółkami. Zdarzało się, że chodziłyśmy razem w piątki do cukierni, a Ava przynajmniej trzy razy w roku zapraszała nas do siebie na nocowanie.

– Nie jesteś już na mnie zły? – zapytałam, gdy zgasił silnik i zaczął otwierać drzwi.

Puścił klamkę i spojrzał na mnie zaskoczony.

– Czemu miałbym być na ciebie zły?

Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam. Źle zrozumiałam jego zachowanie?

– Nie jesteś zły, że zniknęłam i wróciłam?

– Oczywiście, że nie jestem zły. – Pokręcił głową, jakby niedowierzał, że naprawdę to powiedziałam. – Martwiłem się o ciebie. Tak samo jak mama i tata.

– Och. – Spuściłam wzrok.

– Wiesz, w jakim szoku byłem, kiedy zobaczyłem cię w nocy w kuchni? Myślałem, że śniłem albo że zobaczyłem ducha. Nie mogłem uwierzyć, że stoisz przede mną, że wróciłaś. – Zacisnął zęby, lecz zaraz rozluźnił szczęki. – A kiedy powiedziałaś, że nic nie pamiętasz? Myślałem tylko o tym, jak wielką traumę musiałaś przeżyć i aby sobie z tym poradzić, wymazałaś to z pamięci albo nas okłamujesz. I szczerze mówiąc, wolałem wierzyć w drugą wersję.

– Ja... – zaczęłam, ale przerwał mi, kontynuując.

– Ale ty naprawdę nie pamiętałaś i widziałem, co ta wiedza robi z tatą. Mama skupiła się na szczęściu, na tym, że wróciłaś cała i zdrowa. Ale tata... – Przełknął z trudem ślinę. – Wczoraj cały dzień mnie męczył, żebym nie spuszczał cię z oka. Rozmawiał z detektywem, abyś miała zapewniony nadzór przez całą dobę. Każdy z nas chce myśleć, że sama uciekłaś i po prostu się gdzieś zaszyłaś, ale twój roztrzaskany telefon i porzucony plecak, wskazują na coś innego.

Zaskoczenie i ból przeszyły mój żołądek.

– Skąd możemy mieć pewność, że ten ktoś, kto cię porwał, bo już nie wierzę w nic innego, nie wróci po ciebie?

Moje serce zabiło dziko w piersi.

– Nie okłamujesz mnie, Soul? Na sto procent niczego nie pamiętasz?

W głowie od razu pojawiły mi się dwie zawieszki w kształcie puzzla, ale to nie mogło być nic ważnego. Zignorowałam tą myśl.

– Mówię prawdę, Dash – zapewniłam go. – Kompletnie nic nie pamiętam.

Ulga odmalowała się na jego twarzy i ja również poczułam się przez to lepiej.

– Dobrze. – Pokiwał głową. – W takim razie czas stawić czoła liceum.

***

Dash odprowadził mnie do klasy i poszedł do swojej dopiero kiedy dołączyła do mnie Laelia. Cały czas zastanawiałam się nad tym, co powiedział wcześniej. Ten ktoś, kto mnie porwał, o ile w ogóle ktoś był, może po mnie wrócić? Znowu zabrać z dala od rodziny, a ja mogę znowu stracić kilkadziesiąt dni z życia?

Poza tym, sprawa z nadzorem wcale mi się nie podobała. Rozumiałam zmartwienie taty i Dashiell, jeśli chciał, mógł mnie pilnować, ale na ochronę policyjną zdecydowanie się nie zgadzałam. Wydawało mi się, że to popadanie w paranoję, skoro nie czułam się zagrożona. Na szczęście Dash wyperswadował mu ten pomysł, lecz byłam przekonana, że jeszcze powrócimy do tego tematu.

Laelia pstryknęła mi palcami przed nosem.

– Słuchałaś tego, co do ciebie mówiłam? – spytała, marszcząc brwi.

Uśmiechnęłam się zażenowana.

– Wybacz, pogrążyłam się w myślach.

– Wszystko w porządku? – zapytała z troską w głosie.

– Tak, po prostu dużo się wydarzyło przez ostatnie dwa dni. – Posłałam jej uśmiech, mając nadzieję, że odpuści. – Co mówiłaś wcześniej?

– Mówiłam, żebyś nie przejmowała się tymi wszystkimi szeptami. To idioci, którzy nie mają o niczym pojęcia.

Na początku nie zrozumiałam, o co jej chodzi, ale zaraz je usłyszałam. Szepty. A tak naprawdę rozmowy. Większość nie kryła się z tym, co mówiła. Moje imię było na ustach każdego ucznia i to było bardzo niepokojące.

I nieprzyjemne.

Czułam, jakby każde ich słowo oblepiało mnie niczym pot.

– Słyszałam, że była na odwyku, dlatego teraz tak dziwnie wygląda. – Usłyszałam jedną dziewczynę, siedzącą po prawo.

Odwróciłam się w jej stronę i rozpoznałam Ellie. Kiedyś byłyśmy koleżankami, ale raz w lato, kiedy zebraliśmy się grupką ze szkoły, żeby pograć w siatkę plażową, niechcący uderzyłam ją piłką w twarz. Zrobiła z tego wielką aferę i twierdziła, że złamałam jej nos, chociaż tego nie zrobiłam.

Od tamtego czasu nie odzywałyśmy się do siebie.

– Wyglądam dziwnie? – zwróciłam się do Laelii.

– Oprócz tego, że nie wyszczotkowałaś włosów i masz cienie pod oczami? To nie.

Od razu dotknęłam swoich włosów. Nie wyszczotkowałam ich rano? Nie mogłam sobie przypomnieć, czy używałam szczotki, czy nie.

– Żartowałam. – Dała mi kuksańca. – Ale tylko z włosami. Naprawdę masz nieciekawe cienie pod oczami.

– Dzięki – mruknęłam, akurat w momencie, kiedy rozbrzmiał dzwonek i weszła nauczycielka.

– Nie ma za co – szepnęła, a ja posłałam jej mordercze spojrzenie.

Cieszyłam się, że Laelia zachowywała się tak jak zawsze. Jeśli miałaby być przy mnie tak samo spięta jak Dashiell, nie wiedziałam, jakbym sobie poradziła. Nauczycielka zaczęła lekcję, ale już po pięciu minutach słuchania, poddałam się. Odnosiliśmy się do wcześniej przerabianego tematu i całkowicie się pogubiłam. Pragnęłam zamknąć książkę i wyjść, ale powstrzymałam się.

Laelia co chwila coś do mnie szeptała, ale nauczycielka zwróciła jej uwagę, więc przynajmniej na jakieś dziesięć minut zapanowała między nami cisza.

Moje myśli zajęła szkoła. Miałam dużo do nadrobienia i nie chciałam nawet się zastanawiać, kiedy się z tym wyrobię. Nawet nie wiedziałam, czy nie mieliśmy dzisiaj żadnego testu.

Lekcja trwała w nieskończoność i kiedy w końcu zadzwonił dzwonek, prawie westchnęłam z ulgi. Wychodziłyśmy właśnie z Laelią z klasy, gdy zatrzymała mnie nauczycielka.

– Souline?

– Tak? – Podeszłam do niej, a kątem oka widziałam, że Laelia czeka na mnie przy drzwiach.

Pani Smith była uroczą kobietą. Miała krótkie, kręcone włosy, okrągłe policzki i widoczne piegi. W dodatku nosiła czerwone okulary, które mocno odcinały się od jej jasnej cery. Uśmiechnęła się do mnie, marszcząc nos, jak to miała w zwyczaju i wręczyła mi stosik papierów. Cóż, kiedy go przyjęłam, stwierdziłam, że to był bardziej duży stos, bo prawie ugięłam się pod ciężarem kartek.

– To materiał, który przerabialiśmy – powiedziała. – Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to śmiało.

– Dziękuję. – Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale ilość materiału tak mnie przeraziła, że kiepsko mi to wyszło.

Już miałam odchodzić, ale położyła mi rękę na ramieniu.

– Bardzo się o ciebie martwiliśmy, Souline. – Z jej oczu ukrytych za bezbarwnymi szkłami okularów biła troska, przez co poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. – Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa.

– Tak – mruknęłam. – Ja też.

Znowu się do mnie uśmiechnęła i zabrała rękę. Skinęłam jej głową i podeszłam do Laelii, po czym ramię w ramię ruszyłyśmy korytarzem. Nasze lekcje odbywały się w innych salach, ale zakładałam, że Laelia mnie odprowadzi. Ona również dostała polecenie od mojego taty, żeby mnie pilnować.

Laelia spojrzała na papiery.

– To ze wszystkich przedmiotów? – zapytała.

– Nie. – Pokręciłam głową, skręcając. – Tylko angielski.

– Wow. Nie sądziłam, że aż tyle robiliśmy.

– Nigdy tego nie nadrobię – jęknęłam, kiedy podeszłyśmy do mojej szafki.

– Masz czas. Nauczyciele na pewno zrozumieją twoją sytuację.

– Jasne – mruknęłam, wciskając papiery do szafki. Zamknęłam drzwiczki i odwróciłam się do niej. – Już widzę jak Jones rozumie cokolwiek.

Laelia przewróciła oczami i ruszyłyśmy do klasy, w której miałam mieć lekcję.

– Dobra – przyznała. – On jest wyjątkiem.

Pan Jones, nauczyciel historii, był specyficznym człowiekiem. Nie liczyło się dla niego w życiu nic oprócz jego przedmiotu i zakładał, że każdy inny również tak będzie do tego podchodził. Był sfiksowany na punkcie historii, a kiedy ktoś gadał na jego lekcji, rzucał w niego kredą.

Prawie doszłyśmy do klasy, kiedy minęła nas znajoma dziewczyna. Brązowe włosy, zielone oczy, trochę niższa ode mnie.

Abigail.

Ogarnęło mnie dziwne uczucie, zrobiło mi się jednocześnie gorąco i zimno. Zakręciło mi się w głowie i zalało mnie niejasne wspomnienie.

Zobaczyłam ziemię. Otaczała mnie z każdej strony, a ściana z żelaznymi kratami oddzielała mnie od wolności. Byłam zamknięta, bez jakiejkolwiek możliwości na ucieczkę. Bałam się. W kącie ktoś siedział i płakał.

Potknęłam się, kiedy uświadomiłam sobie, kto to był.

Nie wiedziałam, co robię, ale już stałam i trzymałam Abigail za nadgarstek.

– Co ty wyprawiasz? – syknęła, wyrywając rękę.

Zamrugałam. Serce obijało mi się boleśnie o żebra, a cały świat wokół mnie wirował. Skupiłam wzrok na twarzy Abigail i wykrztusiłam:

– Ty też tam byłaś.

Zlustrowała mnie wzrokiem

– Gdzie niby?

Zauważyłam, że podeszła do nas Laelia.

– Soul? Co się dzieje? – spytała z nutą zaniepokojenia w głosie.

Zignorowałam ją i znowu zwróciłam się do Abigail.

– Byłaś ze mną. Zamknęli nas razem.

– O czym ty, do cholery, mówisz? – Skrzyżowała ręce na piersi.

– Nie pamiętasz? Zostałyśmy zamknięte w podziemnym więzieniu. Było zimno i zewsząd otaczała nas ziemia.

Abigail popatrzyła na mnie, jakbym była nienormalna.

– Słuchaj, naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Coś ci się poprzestawiało w mózgu podczas zniknięcia?

– Ja... – zaczęłam, ale zaraz zamknęłam usta. Dopiero teraz zorientowałam się, jak dziwacznie brzmiałam. – Wybacz, musiało mi się coś pomylić.

Abigail pokręciła głową. Zaczęła odchodzić, ale i tak usłyszałam co wypowiedziała pod nosem:

– Wariatka.

Westchnęłam i przycisnęłam rękę do czoła. Nie miałam zielonego pojęcia, co się ze mną działo. Oczywiście, że Abigail nie mogła być ze mną. Ona wiedziała, gdzie była. Zniknęła, bo potrzebowała chwili spokoju.

A ja nie wiedziałam nic.

Zadzwonił dzwonek, każdy udał się do swojej klasy, ale ani ja, ani Laelia się nie ruszyłyśmy.

– Wszystko w porządku? – zapytała, kładąc mi rękę na ramieniu.

– Tak, po prostu... – Pokręciłam głową. – Sama nie wiem. Wydawało mi się, że coś sobie przypomniałam, ale to nie było normalne i zdecydowanie nie miało sensu.

Laelia skinęła głową i zanim mnie puściła, ścisnęła moje ramię, żeby dodać mi otuchy.

– Idź na lekcję. Jeśli będziesz chciała, możemy o tym pogadać później.

Posłałam jej słaby uśmiech i rozstałyśmy się. Wchodząc spóźniona do klasy, wymamrotałam coś w stylu, że przykro mi za spóźnienie, nie patrząc na pana Jonesa. Nie miałam ochoty się z nim użerać i słuchać, jak bardzo gardzę jego przedmiotem i nie powinnam w ogóle przychodzić na jego cenne lekcje, jeśli nie chciałam.

Naprawdę za nim nie przepadałam.

Zajęłam swoje miejsce koło Stevena, który nie zaszczycił mnie spojrzeniem, zupełnie mnie ignorując. Nasza relacja musiała się diametralnie zmienić. Czy stało się to po tym, jak potraktował mnie na korytarzu? A może stał się taki wobec każdego, gdy został oskarżony o porwanie Abigail, z którą był w związku? Lub teraz już nie był? Miałam totalny mętlik w głowie.

Moja ręka sama powędrowała do naszyjnika w kształcie puzzla. Już czwarty raz tego dnia. Nie wiedziałam dlaczego, ale odkąd odkryłam istnienie tego wisiorka, ciągle go dotykałam. I cały czas go nosiłam. Wczoraj próbowałam nie mieć go na szyi, lecz wytrzymałam zaledwie piętnaście minut. Bez tej zawieszki czułam się źle, jakby mi czegoś brakowało, a kiedy na nią patrzyłam, oganiały mnie tęsknota i smutek.

A dlaczego tak się czułam, stanowiło kolejną zagadkę.

***

Reszta dnia w szkole minęła spokojnie. Dostałam mnóstwo materiałów do przerobienia od nauczycieli, Laelia nie powracała do mojego nietypowego zachowania związanego z Abigail, a ja byłam tak pochłonięta przez swoje myśli, że nawet nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia, które ciągle posyłali mi inni uczniowie i szepty, które nie milkły na ich ustach, nawet jeśli Laelia patrzyła na nich morderczym wzrokiem.

Zawsze w poniedziałki Dashiell miał treningi, więc albo czekałam na niego w bibliotece, albo wracałam do domu sama. Czasami odwoziła mnie Laelia, ale przez to, że jeździła jak szalona, raczej unikałam jazdy z nią. Dzisiaj zdecydowałam, że przesiedzę ten czas w bibliotece i zabiorę się za nadrabianie zaległego materiału. Zdziwiłam się jednak, kiedy zobaczyłam brata opierającego się o moją szafkę.

– Co ty tu robisz? – spytałam. – Nie masz dzisiaj treningu?

Dashiell odepchnął się od szafki i zabrał książki, które trzymałam w dłoniach. Otworzyłam szafkę, po czym przejęłam od niego podręczniki i wrzuciłam do środka.

– Nie trenuję – powiedział.

Zaskoczona, odwróciłam się do niego gwałtownie, uderzając łokciem w metalowe drzwiczki szafki.

– Cholera – sapnęłam, pocierając bolące miejsce, żeby pozbyć się bólu. – Jak to nie trenujesz?

– Odkąd zniknęłaś, nie chodziłem na treningi. – Wzruszył ramionami i wyjął z szafki część papierów od nauczycieli.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Dash trenował strzelanie z łuku i nigdy nie opuszczał treningów. Jedyne, co mogło go powstrzymać to kontuzja, dlatego kompletnie nie rozumiałam, dlaczego nie chodził na treningi. Kochał to, co robił.

– Żartujesz, prawda?

– Trener powiedział, że mogę wrócić, kiedy chcę. – Wskazał głową na moją szafkę. – Bierzesz resztę, czy tyle wystarczy? – Uniósł w górę trzymane przez niego materiały.

Zabrakło mi słów. Kompletnie mnie oszołomiło.

– I tak nie mógłbym się skupić, wiedząc, że byłaś nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, co się z tobą działo. Wolałem cię szukać niż strzelać z łuku.

Co ja najlepszego zrobiłam? Wybrałam się na głupi spacer, przez co zniknęłam na ponad dwadzieścia dni. Mama wylądowała przeze mnie kilka razy w szpitalu, a teraz dowiedziałam się, że Dashiell zrezygnował ze swojej największej pasji.

Poczucie winy zapiekło mnie w gardle.

– Przepraszam – wydusiłam.

– To była moja decyzja, Soul.

– Ale to i tak przeze mnie. Gdybym nie zniknęła...

– Hej, spójrz na mnie – rozkazał łagodnie. – To nie twoja wina, Soul.

Kiedy zobaczył moje zaszklone oczy, przeklął pod nosem i złapał mnie za ramiona.

– Nie mogłaś nic poradzić na swoje zniknięcie. Może i nie wiemy, co dokładnie się wydarzyło, ale na pewno nie opuściłabyś nas z własnej woli, nie informując nas o tym. Mam rację?

Skinęłam głową.

– No właśnie. – Wypuścił powietrze z płuc i puścił moje ramiona. – Nie czuj się winna za coś, co zrobiłem. Podjąłem taką decyzję, bo uważałem, że jest słuszna. Owszem, miała coś wspólnego z tobą, ale gdybym cofnął czas, nie postąpiłbym inaczej.

Poczułam, jakby ktoś zdjął ciężar z mojej piersi. Dash posłał mi uśmiech, prawdziwy uśmiech i ja również się do niego uśmiechnęłam. Wiedziałam, że dalej będę się o to obwiniała, ale będzie mi zdecydowanie łatwiej, rozumiejąc, że Dash nie uważał tego za moją winę.

Zgarnęłam resztę papierów z szafki i udałam się z nim do samochodu.

– Co się wydarzyło między tobą, a Abigail? – spytał, kiedy schodziliśmy po schodach.

– Skąd o tym wiesz?

– Laelia mi powiedziała.

– Okej. – Zatrzymałam się. – Od kiedy ty z nią rozmawiasz?

– Od zawsze? – rzucił przez ramię, idąc dalej.

Zacisnęłam pięści i dogoniłam go.

– Zawsze rozmawiałeś z nią w mojej obecności – wytknęłam.

– Czy to coś zmienia? – Otworzył drzwi i wsiadł do auta.

Zrobiłam to samo, po czym zwróciłam się w jego stronę.

– To dziwaczne.

– Nie widzę w tym nic dziwnego – zaśmiał się.

– Gadacie o mnie za moimi plecami. Czuję się oszukana i odrzucona.

Dashiell znowu się zaśmiał. Wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu.

– Nie masz się czym przejmować. Nie chcę znać twoich brudnych sekretów.

– Dash, przysięgam na...

– Zapytałem ją tylko, jak sobie radzisz, bo rano wydawałaś się zdenerwowana. Nic wielkiego.

– Och.

Posłał mi spojrzenie, mówiące, że jak zwykle wszystko wyolbrzymiam i wrócił do poprzedniego tematu.

– No więc? Co się stało między tobą a Abigail?

Nie odzywałam się przez chwilę, starając się jakoś ubrać w słowa tę niejasną dla mnie sytuację.

– Sama do końca tego nie rozumiem, ale wydawało mi się, że sobie coś przypomniałam.

Dash odwrócił głowę w moją stronę tak gwałtownie, że na pewno naciągnął sobie jakiś mięsień.

– Z twojego zniknięcia? – spytał.

– Tak myślałam, ale przecież to nie mogło być to. Sądziłam, że ja i Abby byłyśmy uwięzione w jakimś ziemistym lochu, lecz sam mi powiedziałeś, że Abigail uciekła, bo potrzebowała odpoczynku.

Kiedy nic nie powiedział, dodałam:

– Poza tym, Abby wróciła tego samego dnia, co ja zaginęłam. To nie miałoby sensu, gdybyśmy jakimś cudem były gdzieś razem zamknięte.

– Ty zniknęłaś rano – powiedział. Jego głos wydawał się lekko zachrypnięty. – Abigail wróciła do domu jakoś koło dwudziestej.

Tego nie wiedziałam.

– Ale to i tak byłoby niemożliwe...

– Podobno, kiedy wróciła była umazana ziemią, a ciuchy miała podarte. W dodatku to nie były jej ciuchy, tak samo jak w twoim przypadku. Wróciła tylko ze swoimi butami. Również tak samo jak ty.

Zmroziło mnie.

– S-skąd to wiesz?

– Steven był akurat u jej rodziców, kiedy przyszła do domu. Powiedzmy, że wymsknęło mu się to, gdy z nim rozmawiałem.

Pomiędzy nami zapanowała cisza. Dashiell zaciskał tak mocno ręce na kierownicy, że zbielały mu knykcie.

– Myślisz, że naprawdę mogłam być gdzieś zamknięta z Abigail? – zapytałam po chwili.

Dash stanął na czerwonym świetle, po czym powoli przeniósł wzrok z drogi na mnie. Wyglądał na zrezygnowanego i zdezorientowanego tak samo bardzo jak ja się czułam.

– Nie wiem, Soul. – Pokręcił głową. – Nic już nie wiem.

Ruszyliśmy, a żadne z nas już więcej się nie odezwało.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro