Prolog
Podziemie
Król śnił.
Wiedział dokładnie, ile dni minęło, odkąd widział ją po raz ostatni.
Odkąd patrzył w jej oczy.
Wiedział, że dzieliło ich zbyt dużo, żeby mogli być razem. Żyli w dwóch różnych światach. Byli dwoma różnymi gatunkami.
A jednak kiedy o niej śnił, wszystkie te różnice zanikały.
Śnił o niej cały czas. Nie potrafił pozbyć się jej z myśli, już na zawsze miała w nich pozostać. Miał wrażenie, że im więcej czasu mijało, tym bardziej oddalali się od siebie.
A to bolało jak nic przedtem.
Sen zawsze kończył się w ten sam sposób.
Ona znikała.
On się budził.
Nie mogli być razem, ale chociaż w jego snach mógł być z nią. Dlatego tak bardzo kochał i nienawidził śnić. Nienawidził tego mglistego uczucia szczęścia, które z nią dzielił i które stracił. Stracił ją.
Od zawsze wiedział, że przeznaczenie było okrutne, ale nie spodziewał się, że miłość znajdzie akurat w człowieku, w kimś, z kim nigdy nie będzie mógł dzielić życia. Po tylu latach cierpienia i samotności w końcu odnalazł szczęście, ale jak zwykle wszystko, co dobre, zostało wydarte z jego rąk.
Myślał, że nigdy nie dozna straty większej niż odebranie mocy. Sądził, że nic nie mogło być dotkliwsze niż plądrowanie jego królestwa, mordowanie poddanych, czy tortury we własnych lochach.
A jednak otrzymał najgorszy cios z możliwych.
Taki, po którym nigdy już się nie pozbiera, bo wiedział, że ją stracił.
Król poruszył się niespokojnie, kiedy sen dobiegał końca.
W końcu musiał otworzyć oczy i zmierzyć się z rzeczywistością.
Ale mierzenie się z tą okrutną rzeczywistością, w jakiej się znalazł, było wręcz niemożliwe bez niej przy boku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro