14. Rodzina... tego mi brakuje
-Wreszcie wasz znalazłem!- usłyszałam coraz to głośniejszy głosy. Już po kilku minutach obok Gaary stał jego starszy brat- Cieszę się, że nic ci się nie stało- objął go ramieniem i uśmiechnął się szeroko- W innym wypadku Temarii by mnie zabiła- dodał rozglądając się do okoła, jakby myślał, że blondynka może być gdzieś w pobliżu.
Naprawdę Kankuro się o niego martwił, tak samo jak Temari. W końcu są rodzeństwem. Są bardzo ze sobą zrzyci, może czasami się pokłucą, ale nadal bardzo się kochają.
Brązowowłosy zlustrował nas wzrokiem. Najpierw czerwonowłosego potem mnie. Kazekage nic się nie stało, a poza tym posiada obronę idealną. Poczułam ciepłą ciecz zciekającą mi po palcach. Już prawie o tym zapomniałam.
-Nic ci nie jest?- zapytał chłopak przechylając głowę w bok, a drugi chłopak posłał mi zatroskane spojrzenie. Na moich ustach pojawił się uroczy uśmiech. Gest Gaary wydawał mi się taki miły.
-Nie nic mi nie jest- resztkę czakry skupiłam w dłoni patrząc jak jasno zielona poświata otacza ranę, której niedługo potem już nie było. Czułam wzrok obydwu chłopaków zwrócony na mnie. Oparłam jedną dłoń o biodro- Zamierzacie tak stać?- zapytałam jednak nie otrzymałam odpowiedzi.
Kankuro popatrzył na mnie, a potem na czerwonowłosego którego spojrzenie było dziwnie ciepłe. Uśmichnął się z satysfakcją i skrzyżował ręce na piersi. Zmarszyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi. Rzuciłam zielonookiemu zdziwione spojrzenie. Byłam zupełnie zbita z tropu. Obydwoje żyjemy, ale to raczej nie był wystarczający powód zadowolenia bruneta.
-Wreszcie- stwierdził zniecierpliwiony- Ile można było czekać?
-Ale na co?- dopytywałam, miałam zamiar wyciągnąć od niego tą informację nawet jeżeli musiała bym męczyć go przez tydzień.
-Gaara wreszcie powiedział ci, że się zakochał!- cieszył się jak pięciolatek który dostał lizaka, miałam wrażenie, że lada moment zacznie klaskać i podskakiwać. Byłam rozczulona jego zachowaniem, był taki opiekuńczy w stosunku do czerwonowłosego i chciał żeby chłopak był szczęśliwy.
-Naprawdę?! Powiedział to jej?- podskoczyłam słysząc kobiecy głos za swoimi plecami. Blond włosa dziewczyna zwinnie wymineła mnie i mocno przytuliła młodszego brata- Trochę musieliśmy poczekać- zmierzwiła jego czerwone włosy cicho chichocz. Gaara lekko się skrzywił, ale już po chwili typowa dla niego maska zagościła na jego twarzy.
Czerwonowłosy chłopak wywrócił oczami, zachowanie jego rodzeństwa musiało go wstydzić, ale nie dawał po sobie tego poznać. Zasłoniłam usta dłonią chcąc powstrzymać śmiech. Kiedy trochę się uspokoiłam spojrzałam na ich trójkę. Splotłam dłonie i przyłożyłam je w miejsce serca. Byli rodziną i byli razem szczęśliwi. Westchnęłam cicho smutno się uśmiechając. Chciała bym mieć teraz swoich bliskich, ale to nie możliwe. Oni nie żyją, nie ma ich już ze mną. Może nie powinnam teraz się smucić jednak nie potrafiła przestać o tym myśleć. Na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech, co jednak nie uszło uwadze rodzeństwu No Sabaku.
Czerwonowłosy spojrzał na mnie badawczo, a po chwili podszedł do mnie.
-Coś się stało?- zapytał z troską w głosie. Rozmowa całej trójki ucichła, a uwaga wszystkich skupiła się na mnie.
Krótkowłosa blondynka z wielkim wachlarzem na plecach lekko się skrzywiła i skrzyżowała ręce na piersi. Kankuro miał już coś powiedzieć jednak dziewczyna mocno uderzyła go w bok. Chłopak cicho syknął rozmasowując bolące miejsce, zmarszczył brwi i spojrzał na siostrę. Właśnie o tym mówiłam, czasami się kłócą, czasami obrażają się na siebie nawzajem, ale każde z nich mogłoby zabić gdyby zaszła taka potrzeba w obronie drugiego. Ich więzi były na tyle mocne, że bez zastanowienia dwójka z nich pobiegłaby na pomóc trzeciemu.
-Macie wielkie szczęście- przypomniało mi się jak bawiłam się z moimi kuzynami w naszym domu rodzinnym. To były takie szczęśliwe czasy. Spojrzałam na niebo po którym leniwie sunęły chmury- Zazdroszczę wam- westchnęłam- Troszczycie się o siebie- na mojej twarzy pojawił się cień smutku. Przyknęłam oczy i przechyliłam głowę. Czułam zbite z tropu spojrzenia na sobie, ale się tym nie przejełam.
-Kazekage-sama! Wszyscy czekają już na arenie. Wszyscy genini są cali- zakomunikował nowo przybyły shinobi Sunagakure. Odetchnęłam z ulgą kiedy uwaga wszystkich przeniosła się na kogoś innego.
Podniosłam z pustynnego piasku kunai i schowałam go do torby na prawym udzie. Kątem oka zobaczyłam jak cała trójka rozmawia z nowo przybyłym, a po chwili rusza bez żadnego słowa do przodu.
Westchnęłam i poprawiłam dłońmi włosy. Znowu zostałam na szarym końcu. Prychnęłam pod nosem zła i ruszyłam ma północ w stronę Wioski Ukrytej w Piasku. Biegłam nie zwracając uwagi na cokolwiek. Cała ta sytuacja pochłonęła moje myśli... Słowa starszego Uchihy... On nie jest nasz... I do tego ten znajomy głos kobiety. Musiałam go wcześniej słyszeć, był taki znajomy. Westchnęłam dochodząc do wniosku, że nie mam pojęcia o co chodziło członkom Akatsuki, ani kto był posiadaczką tego głosu.
...
Stałam na wyznaczonym miejscu. Stąd miałam idealny widok na całą arenę przygotowaną do pojedynków. Podeszłam bliżej obręczy i oparłam się ramionami o zimny metal. Przeszedł mnie lekki dreszcz spowdowany nieprzyjemnym chłodem. Nie lubiłam zimna, może było to spowodowane moimi narodzinami w Wiosce znajdującej się na pustyni. Przeniosłam wzrok na arenę lada chwila miał zacząć się pojedynek. Oparłam głowę na splecionych dłoniach. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie wyznania czerwonowłosego chłopaka. Moje policzki przybrały kolor różowy. Jednak nie trwało to długo... kiedy przypomniały mi się słowa członka Akatsuki mięśnie automatycznie mi się napięły. Cofnęłam się do tyłu o kilka kroków. Dodatkowo jeszcze ta kobieta...
Ten głos który rozbrzmiewał mi w głowie podczas starcia był przepełniony miłością i ciepłem. Moja warga lekko zadrgała kiedy wpadłam na pomysł kogo był to głos. Ukryłam twarz w dłoniach. Przecież to nie możliwe... Przygryzłam dolną wargę.
-To nie może być ona!- zaprzeczyłam cicho. Ona nie żyje i to już od dawna. Potarłam palcami skronie.
-Czy ja zaczynam wariować?- zapytałam sama siebie.
Z każdą chwilą byłam coraz bardziej pewna, że to ona, a z drugiej strony byłam świadoma, że to nie możliwe. Westchnęłam zrezygnowana owijając brązowe kosmyki włosów wokół palca. Przymknęłam powieki i odchyliłam głowę do tyłu z przymkniętymi powiekami.
-Mam dość na dziś- powiedziałam wstając z krzesła.
Powolnym krokiem podeszłam do Temarii, która uważnie obserwowała kolejną walkę. Kątem oka zauważyłam, że na arenie walczy Kiba, ale w tym momencie nie myślałam o niczym związanym z egzaminem.
-Temarii...- pociągnełam dziewczynę za ramię tak aby zwrócić jej uwagę.
-Co Aiko?- mogłam usłyszeć irytację w jej głosie. Sama walka bardzo ją wciągnęła, ale nie mogłam tak po prostu wyjść.
-Muszę odpocząć, cała ta walka mnie wykończyła- wytłumaczyłam, chociaż moje zmęczenie było bardziej psychiczne niż fizycznie.
-Dobrze wypocznij- krótkowłosa odwróciła się do mnie i posłała ciepły uśmiech.
-Do zobaczenia- rzuciłam odwzajemniając uśmiech.
Przeszłam pomiędzy ludźmi obserwującymi ten etap, a już po kilkunastu minutach stałam za grubymi drewnianymi drzwiani zmierzając do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro