Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział*4

Mag zauważył, że Adaya rozgląda się niespokojnie; jej wzrok przelatywał między kolejnymi krzakami. Podjechał bliżej niej. Jego uwadze nie uszedł fakt, że trzyma rękę na rękojeści. Stworzył drugą kulę światła, by objąć większy obszar.

– Chyba szykują się do ataku – wyszeptała dziewczyna. – Trzymaj się blisko.

Elazer jeszcze się zbliżył do dziewczyny.

– Wiesz, co to za demony?

Adaya nie musiała odpowiadać na pytanie, gdyż przed sobą dostrzeli trzy jaszczurowate demony – lazarty. Ciemne łuski jaszczurów błyszczały w błękitnym świetle i słońcu, przebijającym się gdzieniegdzie. Elazer zgasił kule, chcąc wykorzystać swoją moc na inne sposoby, a zasobów tej nie miał za wiele. Sztylet Adayi zaświecił.

Wiedział, że jest gotowa do ataku.

Zeskoczyła z konia. Mag uczynił dokładnie to samo, po założeniu torby na ramię.

Przegoniła swojego wierzchowca. Elazer nie rozumiał, dlaczego to zrobiła. Sam skupił się na przeciwnikach.

Jaszczury miały blisko metr długości, wszystkie poza jedną. Lazart trzymający się z tyłu liczył dwukrotnie więcej i górował nad pozostałymi. Charakteryzował się czymś przypominającym kryształy na głowie, ułożone w grzebień. Elazer odniósł nieodparte wrażenie, że jest swego rodzaju przywódcą. Jego przypuszczenia potwierdził ryk, wychodzący z gardła zwierzęcego demona. Jak na znak lazarty ruszyły na nich.

Koń maga w jednej chwili wpadł w panikę i zaczął wierzgać. Mag prawie oberwał kopytem. Gdyby nie szybko wzniesiona bariera obronna, jego ręka zostałaby złamana. Lazarty wykorzystały, że był zajęty koniem i zaatakowały go z drugiej strony.

Ruch miecza, w który Adaya przekształciła sztylet, pozbawił ogona jednego z jaszczurów. Ryknął z bólu i przerwał atak, natomiast Elazer rozpoczął. Przywołał kulę ognia i rzucił nią w najbliższego jaszczura. Ten nie zwolnił, nic nie robiąc sobie z pocisku. Mag od razu zrozumiał, że łuski chronią je przed wysoka temperaturą, a może wręcz potrzebują jej, jak ich małe odpowiedniki, które wygrzewały się na kamieniu w słońcu. Od razu zmienił strategię.

Lodowe szpikulce nie należały do jego popisowych zaklęć, bo zużywały dużo więcej energii, więc celował, na ile było to możliwe, by większość dosięgała lazartów. Czarna krew wypływała z ich ran, ale wciąż nadciągały nowe.

– Musimy unieszkodliwić króla, czy kim on jest! – krzyknęła Adaya, wskazując na największego jaszczura. Elazer przyznał jej rację kiwnięciem głowy, tworząc w dłoni kolejny lodowy szpikulec. Ten nie trafił do celu.

– Uważaj! – krzyknęła.

Zmieniła miecz w sztylet i rzuciła w jaszczura. Rozległ się krzyk stworzenia, a po chwili jęk dziewczyny, gdy jeden z lazartów wykorzystał chwilową bezbronność Adayi. Szpony przecięły skórę. Szkarłatna krew wsiąkała w nogawkę.

Elazer wbił szpikulec prosto w jaszczura i podbiegł do dziewczyny. Osłonił ich tarczą.

– Za szybko zużyjesz energię! – zaprotestowała gwałtownie.

– Bierz – podał jej sztylet – i jeszcze to – wyciągnął z torby eliksir – wyeliminuje ból.

Lazarty raz za razem uderzały w barierę.

Adaya pociągnęła łyk eliksiru. Poczuła przyjemne ciepło, rozchodzące się po je ciele. Ból w nodze osłabł.

– Na trzy powiększ gwałtownie barierę, a potem ją usuń. Zajmę się królem.

– Nie możesz go zabić, wiesz, co się stało ostatnim razem.

Nie musiał jej przypominać. Na samą myśl o niepohamowanej energii demona, która wtedy zaczęła w nią wpływać, w ustach poczuła metaliczny smak w ustach, tak jak wtedy. Gdyby nie Muriel, nie przeżyłaby tego. W porę zareagował i wbił swój własny sztylet w demona, ograniczając przepływ energii do niej. Stworzył nowe połączenie, które przekierowało energię do kamienia sztyletu, zupełnie go niszcząc. Tylko to ją wtedy ocaliła.

Przełknęła ślinę, ale z pewnością spojrzała na Elazera.

– Wiem. Zaufaj mi.

Elazer popatrzył na Adayę z troską. Nie chciał, aby coś jej się stało. Jednak jeśli mieli wyjść z tego cało, musieli działać. Elazer czuł, że ubywa mu sił. Podtrzymywanie bariery atakowanej raz za razem przez lazarty wyczerpywało go bardziej niż się spodziewał. Długo nie utrzymałby tarczy.

– Raz...

Elazer wzmocnił delikatnie barierę, przygotowując się do jej powiększenia.

– Dwa...

Po plecach maga spływał pot, a ręce trzęsły się z wysiłku. Kątem oka spojrzał na Adayę, szukającą się do biegu.

– Trzy!

Elazer w jednej chwili powiększył barierę, odrzucając lazarty na wszystkie strony. Patrzył jak Adaya biegnie w kierunku końca bariery, kiedy się do niej zbliżyła usunął zupełnie ochronę. Reszta pozostała w rękach zaklinaczki.

Popatrzył na Adayę, która stanęła nieruchomo przed królem. Do Elazera dotarło, co chce zrobić.

– Nie! – krzyknął i biegiem ruszył do zaklinaczki.

Oczy wcześniej heterochromiczne, teraz stały się złote. Wszystkie lazarty zamarły. Nie poruszały się nawet o centymetr, kiedy Adaya była połączona do ich króla. Elazer przeklinał w myślach nieodpowiedzialność przyjaciółki, która stała jak zaklęta.

Adaya nie poruszała się, wpatrzona w oczy lazarta. Nie docierały do niej żadne dźwięki, obrazy czy zapachy. Wszystko znikło, pozostała tylko energia. Wyczuwała ją całkowicie, a nawet – więcej – widziała. Złapała smugi płynące do korony lazarta.

Głód. Myśl, a raczej odczucie lazarta uderzyło w nią. Zjeść. Adaya nie spodziewała się niczego innego, ale teraz ona mogła pokazać, kto tu rządzi. Ona. Niejadalni. Szukać dalej. Wysłała jasny komunikat w stronę demona. Kiedy ten potwierdził nową myślą, przecięła połączenie.

Nogi się pod nią ugięły, gdy ostry ból głowy przejął nad nią władzę. Przed oczami latały jej czarne smugi, pochodzące od demonów, które bladły coraz bardziej. Opadła na kolana, gdy król wydał polecenie. Całe napięcie znikło. Oddychała ciężko, ale z satysfakcją spoglądała na odchodzące lazarty. Uśmiechnęła się lekko, ale uśmiech zgasł szybko, kiedy pojawiła się kolejna fala cierpienia. Każda część jej ciała wydawała się palić. Z oczu ciekły jej łzy, a z ust wychodziły jęki.

– Na Liora! Adayo... – Elazer ukląkł obok zaklinaczki. – Czekaj... Zaraz coś ci podam.

Elazer przeglądał torbę w poszukiwaniu eliksiru, który mógłby pomóc dziewczynie. Patrzenie na cierpienie dziewczyny, sprawiało, że sam czuł niemal fizyczny ból. Krwawiło mu serce. Doskonale wiedział, że zwykły eliksir tłumiący na niewiele się zda. Potrzebował czegoś mocniejszego, co stłumiłoby demoniczną energię wewnątrz zaklinaczki. Ręką natrafił na kamień.

Pamiętał, jak Becaler zareagował na krąg z privere. Potrzebował podobnego skutku, czyli zmniejszenia demonicznej energii. Pamiętał, że dziewczyna trzymała go bez większego problemu, nic jej się nie działo, więc jej energii nie mógł wchłonąć, ale demoniczną od lazarta być może da radę.

– Wytrzymaj jeszcze chwilę! Mam pomysł.

Odłamał kawałek privere przy pomocy dłutka i wrzucił go do moździerza, wyciągniętego z wnętrza torby. Szybkimi, sprawnymi ruchami roztarł kamień na drobny pył i wsypał go do wody. Nie było idealnie, wolałby rozpuścić zupełnie kamień, ale na razie zawiesina musiała wystarczyć.

– Mam nadzieję, że pomoże.

Adaya nie wnikała, co to jest. Ufała magowi. Wypiła od razu całą zawartość. Na języku czuła jakby piasek. Kilka razy kaszlnęła, ale przełknęła eliksir.

Elazer uważnie przyglądał się zaklinaczce, gotowy zareagować, gdyby jej stan zaczął się pogorszać, na szczęście zachodzące stopniowo zmiany przyniosły zamierzony skutek. Ból powoli odchodził; oddech się wyrównał. Stan dziewczyny znacząco się poprawił, a ona mogła zacząć myśleć o czymś innym niż tylko o przeszywającym ją cierpieniu, bo to stało się wspomnieniem. Popatrzyła na Elazera z wdzięcznością.

– Całe szczęście, że zadziałało. Nie przetestowałem tego, nie powinienem ci tego dawać... – zaczął, mając wyrzuty sumienia.

– Elazerze! Wiem, że chciałeś dobrze. Rozumiałam ryzyko. – Położyła rękę na jego dłoni. – Co to właściwie było? Przez ten ból nie patrzyłam, co robisz.

– Sproszkowany privere. Twoje objawy były związane ze wzrostem demonicznej energii, więc chciałem ją zredukować.

– Muriel na pewno będzie zachwycony twoim odkryciem. Przygotuj się na setkę pytań.

– Na razie musimy się stąd ruszyć. Już niedaleko do końca Przeklętej Ziemi. Nie chcę kolejnego ataku na nas.

– Tak, chyba Becaler miał rację i jego obecność chroniła nas w poprzednią stronę. Pomożesz mi wstać? – poprosiła, wyciągając rękę do maga.

Elazer chwycił dziewczynę. Lekko się zatoczyła, stając na nogi, więc ją przytrzymał.

– Wszystko w porządku?

– Tak, zaraz mi przejdzie. Jestem trochę osłabiona.

– Nie dziwię się. Nie powinnaś była tego robić. Wiesz, jak działa na ciebie demoniczna energia.

– A miałeś lepszy pomysł? Jeszcze chwila, a bylibyśmy ich kolacją. – Wskazała ręką w kierunku, gdzie znikły lazarty. – Ja zostałam ranna, a tobie kończyła się energia. Na Liora, musiałam coś zrobić.

– Właśnie, twoja rana! Pokaż ją.

Adaya machnęła ręką.

– To tylko draśnięcie.

– Wiesz, że niektóre demony mają toksyny w szponach lub inne paskudztwa. Muszę ją przemyć.

Adaya jęknęła, ale ponownie usiadła na ziemi. Spoglądała na sprawne ruchy maga, który podwinął jej nogawkę. Z torby wyjął jedną z buteleczek, która była wykonana z innego materiału. Mogła założyć się, że dużo droższego. Pojemnik był bardziej giętki od standardowych – glinianych. Zacisnęła usta. Poczuła pieczenie w miejscu rany.

– Kiedyś używałeś mniej piekącego – mruknęła niepocieszona.

– Skończył się. Za często sobie coś robiłaś na własne życzenie. Mam ci przypomnieć...

– Nie, nie ma takiej potrzeby!

Adaya wiedziała, że było wiele historii, które Elazer mógłby przywołać, by potwierdzić swoją tezę. Nie chciała ich słyszeć po raz kolejny. Dziwiła się, że nie wspomniał w czasie rozmowy o konsekwencji pierwszej próby Adayi wejścia w umysł demona. Skończyła się ona na tym, że nie była w stanie ruszyć się przez kilka godzin, tak bardzo wszystko ją bolało. Wtedy jeszcze nie umiała tak dobrze się odciąć od obcej energii. Potem wiele razy ćwiczyła z Murielem, który uznawał to za ciekawe i przydatne rozwiązanie. Nienawidziła tych zajęć. Jednak dzisiaj była wdzięczna, że tak się upierał. Niestety, wciąż po odcięciu odczuwała tego skutki. Za każdym razem. Gdyby nie eliksir od Elazera, teraz wciąż by cierpiałaby po odcięciu od lazarta.

Jej oczy zabłysły, gdy uświadomiła sobie, że może walka nie poszła na marne. Na ziemi wciąż leżały odcięte ogony lazartów.

– Możemy zabrać resztki! – Klasnęła uradowana. – Mogłabym je potem sprzedać.

– Nie.

Adaya posmutniała. Tak krótka odpowiedź oznaczała, że nie ma nawet, co próbować przekonać maga. Była jednak ciekawa jego uzasadnienia, wiedziała, że jakieś ma.

– Dobrze, a powiesz dlaczego? – Skrzyżowała ręce na piersi.

– Przyciągną demony, a ja nie mam wystarczająco dużo energii, by włożyć je do magicznej przestrzeni w torbie.

– Och. Nie pomyślałam.

Elazer uśmiechnął się i poklepał Adayę po ramieniu.

– Chodźmy. Następnym razem będziesz mogła zabrać łupy.

Zaklinaczka kiwnęła głową. Mag miał rację. Ostatni raz popatrzyła na leżące ogony. Czuła się, jakby zostawiała na ziemi pieniądze. To było irytujące uczucie. Jednak Elazer miał rację, wzięcie ich wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem. Wystarczało niebezpieczeństw na kilka godzin, a może i dni.

Na szczęście w dalszej drodze już nic nie zaatakowało. Mogli zatrzymać się w chacie, gdzie mieszkał Muriel. Elazer nawet nie chciał słyszeć o kolejnej nieprzespanej nocy. Pomimo protestów Adayi zdecydował o kilkugodzinnym, przymusowym postoju. W końcu mu uległa i właściwie od razu padła zmęczona na łóżko. Jej miarowy oddech rozchodził się po pomieszczeniu wraz z drugim należącym do Elazera.

Hejka, Słodziaki! Tym razem rozdział poświęcony walce z lazartami. Nie jestem pewna, czy nie zmienię sposobu walki Elazera, ale na razie pozostanie jak wyżej. Do zobaczenia za dwa tygodnie w piątek tj. 6.09.2024 r. :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro