Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2 Hisain i ten drugi

- Nudzę się! - jęknęła głośno Gertruda rzucając energicznie na stół dwie białe kości do gry, które zaraz spadły z blatu na podłogę. Nawet nie miała zamiaru ich podnosić ze zmęczenia, było zbyt gorąco na pustyni, by miała się ruszyć z krzesła. - Kiedy Hisain da nam jakieś misje do wykonania? Chcę się trochę zabawić.

Gertruda była niziołkiem niewielkiego wzrostu, miała 120 cm i jak każdy niziołek charakteryzowała się większymi, owłosionymi stopami. Nigdy nie miała nic do swoich stóp, choć jednak musiała przyznać, że odkąd spędzała większość czasu w Toma, najbardziej upalnym miejscu w Ebvolacie, były one mniej praktyczne i zaczynała mieć dość swoich ciągle spoconych stóp.

- Król. Król Hisain, nie Hisain - poprawił ją spokojnie Tiolian, jeleniołak. Choć można by w to wątpić, był cztery lata młodszy od Gertrudy. Czemu można w to wątpić? Nie tylko zachowywał się bardziej dojrzale, ale miał brodę trzydziestolatka i również wyglądał często na znudzonego życiem, jakby miał więcej wiedzy niż inni. Czasami jego towarzysze się zastanawiają, czy to przez jego żywioł czasu, bo dzięki niemu jeleniołak może widzieć przyszłość i przeszłość, co daje mu więcej wiedzy niż innym poszukiwaczom. - Oraz spokojnie, Getrudo. Jak zawsze dopiero wieczorem dostaniemy kolejne misje. Poza tym, chciałoby ci się w tym upale je wykonywać i gdziekolwiek wychodzić?

- Nie, żarty sobie robisz? - prychnęła. - Chcę dostać kolejną misję, bo muszę zacząć się nastawiać na cokolwiek. Coś musi zająć mi myśli w ten durny, upalny i nudny dzień.

- Możemy w coś zagrać, jeżeli chcesz - zaproponował. Jak zawsze ciemnoskóry był uprzejmy, nawet wobec samego żywiołu nienawiści.

- Nie, dzięki, nie mam zamiaru grać z tobą, wolę poszukać Hisaina który znowu zapadł się pod ziemię z Jacksonem. - Wstała powolnie od blatu, jakby robiła to z niechęcią, choć to był jej pomysł, by poszukać króla Ebvolatu. - Czemu ta dwójka zawsze musi znikać w tym samym czasie? Ej, no właśnie, nie możesz przewidzieć, gdzie są? Sprawdzić w swojej głowie czy coś?

- To nie działa tak, widzę przeszłość i przyszłość przez dotykanie przedmiotów - przypomniał jej. - Ale jeżeli nie ma ich w namiocie Hisaina, Jackson wtedy powinien pomagać mieszkańcom. Wiesz, on lubi pomagać i pracować.

- Nie wierzę ci, że twój żywioł działa tylko przez dotykanie jakiś głupich przedmiotów. Kiedyś udowodnię, że nas wszystkich okłamujesz co do tego, ile potrafisz i ile widzisz, a wtedy zobaczymy co dalej - odparła. Trudno było ją dokładnie rozczytać w tej chwili. Nie można dokładnie powiedzieć, czy mówiła to dla żartów, czy też tymi słowami chciała coś innego przekazać, jednak Tiolian mógł powiedzieć co chciała mu przekazać. Wiedział, że to była groźba w jego kierunku.

- Nie musisz mi wierzyć, nie proszę cię nawet o to, bo nie jestem w stanie ci niczego udowodnić swoimi czynami czy też słowami. - Podrapał się niepewnie po swoich blond włosach na głowie, bo nie wiedział jak na to zareagować, miał jedynie nadzieję, że dobrze dobrał słowa.

- Tiolian! - Do namiotu wbiegł rozpłakany nimf, by zaraz objąć mocno swojego kolegę. Abrafo był tutaj jako żywioł życia i był chyba najbardziej wrażliwą osobę w całej grupie - nie było dnia, kiedy choć jedna osoba nie widziała go we łzach.

- Co się stało? - zapytał chłopaka.

- Okej, to znak, że naprawdę już czas na mnie - wymamrotała dziewczyna i szybko wyszła z namiotu. Nikt jej bardziej nie wkurzał, niż ciągle płaczące, z byle powodu, osoby, czyli dokładnie Abraf. Nie miała nic do niego, niech sobie płacze, na zdrowie, ale po prostu dziewczyna nie lubiła, gdy ktoś jej płakał nad uchem, przy uchu, pod uchem, w uchu, czy w tym samym pomieszczeniu. Nie posiadała po prostu cierpliwości do słuchania czyiś żałob i też nie została obdarzona empatią.

- Hattensa mnie zaatakowała swoim żywiołem i zadrapała mój śliczny policzek metalowym nożem!.. Krwawię - powiedział w białą koszulę starszego o rok mężczyzny.

- Krwawisz? Daj spojrzę, nie chcemy byś nam się tu wykrwawił na śmierć - odparł zmartwiony Tiolian.

Nimf odsunął się pokazując swój zakrwawiony zielonkawy polik. Jeleniołak mógł przy okazji zauważyć czerwone plamy na swojej białej koszulce. Nie przejmując się tym wyjął z kieszeni zielonych spodni chustę, którą przyłożył do rany chłopaka.

- Będzie blizna? - zapytał. - Nie chcę blizny, bo wtedy będę brzydki.

- Abrafo! Ja naprawdę nie chciałam, to był żart, nie płacz! - Krzyk czternastoletniej goblinki dobiegał z zewnątrz. Często używała swojego żywiołu magnetyzmu dla zabawy i kiedy się nudziła robiła zasadzki albo pułapki na swoich kolegów żywiołów. Nie zawsze kończyło się to dobrze.

- Wygląda na głęboką ranę, więc może pozostać blizna, ale pewności nie mam. Mogę jedynie ci obiecać, że nie sprawi, że będziesz brzydszy. Nie zapominaj, że jesteś nimfą, jedną ze ras, które są wieczne piękne - westchnął. Abrafo był dwudziestolatkiem żywiołu życia i zachowywał się stereotypowo jak na jego rasę przystało, czyli był wrażliwy, delikatny, lubił piękne rzeczy i należało mu na swojej idealnej urodzie. Nimfy po prostu już takie były, dlatego mówi się, że każda nimfa jest taka sama i rodzi się już ze wybranym charakterem. Poza tym Abrafo lubił nosić sukienki, niewielka część Ebvalatów w ogóle lubi nosić te ubrania i akurat trafiło się, że on je uwielbiał. Nawet teraz na swojej zielonej skórze, miał luźną pomarańczową sukienkę.

- Mogę być piękny teraz, ale blizny są i tak brzydkie! Nie będę dłużej atrakcyjny dla kobiet jak byłem wcześniej - jęknął, a gdy zauważył, że kosmyk włosów wypadł ze jego blond koku na głowie, zaczesał je spokojnie za swoje spiczaste ucho.

- Oj już się nie martw tyle kwiatku, moim zdaniem na pewno będziesz atrakcyjny, a jak nie, to przynajmniej uroczy. - Za Abrafem pojawiła się demonica, czyli siedemnastoletnia Wanzie. Miała jasną, różową skórę, skrzydła w kolorze ciemniejszego różu, rogi oraz ogon. Jej czarne krótkie włosy zawsze były rozczochrane na boki, a jej czerwone oczy zawsze wyglądały niczym dwa rubiny. - A tak, poza tym co się stało twojej słodkiej twarzyczce? Bo nie jestem w temacie.

- Hattensa nastawiła kolejną pułapkę dla zabawy i go niechcący skaleczyła - wytłumaczył jeloniołak.

- Niechcący przygotowała pułapkę i użyła żywiołu, dzięki któremu jedynie może przyciągać do siebie rzeczy? Hmm, naprawdę niechcący musiała to zrobić. - Skrzyżował Abrafo ręce na klatce piersiowej.

Każdy z nich wiedział jedno, Hattensa mimo, że potrafiła być przyjazna, była najbardziej złośliwą osobą w całej grupie. Czternastoletnia goblinka nie rozumiała dokładnie co jest zabawne oraz że co jest zabawne dla niej, nie musi być dla innych. A że bycie złośliwym raz na jakiś czas i używanie swojego żywiołu na innych ją bawi, to inna historia, która, jak można zrozumieć, nie musi być koniecznie fajna dla innych w drużynie.

Nagle do pomieszczenia wszedł Bryan z książką w ręku. W milczeniu ich minął i usiadł na pufie w kącie namiotu. Jak zawsze się nie odezwał ani słowem, nawet nie przywitał się ze nimi krótkim "cześć". Tak naprawdę nie wiedzieli o nim wiele, ale posiadali stworzone teorie na jego temat. Na początku misji, kiedy się poznali, był człowiekiem i wyglądał na człowieka, a po ceremonii zaczął coraz bardziej przypominać jagurłaka. Bryan miał zawsze ciemno brązowe włosy, które naturalnie układały mu się na grzywkę, a oczy zielone. Teraz dodatkowo na głowie wyrosły mu czarno-żółte uszy i gruby ogon w centki. Podejrzewali, że zmiany zaszły w nim dlatego, że za dołączenie obiecano mu rasę. Poza tym wiedzieli, że nie do końca polubił Otisa i Recillie, dlatego prawdopodobnie nie został po stronie królowej Mory.

- Hej, Bryan - powiedział do niego Tiolian na przywitanie. Chłopak jedynie kiwnął głową w odpowiedzi, jeżeli można to w ogóle nazwać odpowiedzią, bo nawet na niego nie zerknął znad okładki książki. Po chwili Bryan otworzył ją na pierwszej stronie i spojrzał na zdjęcie pierwszego władcy Ebvolatu, władcy o imieniu Eter.

***

- Okej, skończyłem do obiadu. Clapis mi trochę pomogła razem z Vinbo w przenoszeniu tych pudeł, więc poranny trening za nami, podsumując.

Jackson rozciagnął się wchodząc do namiotu Hisaina. Penterołak uśmiechnął się szeroko spoglądając na swojego chłopaka.

- Przy tobie jestem taki słaby. Mam takie chude ciało, że zaczynam nawet myśleć nad przypakowaniem - powiedział Hisain siedząc na szerokim tronie. Szerokim na tyle, by całe ciało chłopaka, czyli pajęcze ciało od pasa do stóp, się zmieściło.

- Nie jestem tutaj by rozmawiać z tobą, przyszedłem do Hisaina, nie do ciebie. - Uśmiech czarnowłosego od razu zniknął, a jego głos zabrzmiał poważnie, nawet jego kocie uszy, które zaklapły mu na boki, dokładnie mówiły o jego teraźniejszym humorze.

- Wow, naprawdę potrafisz nas rozróżnić, mimo że dzielimy się tym samym ciałem - zdziwił się śmiejąc. - Co zrobisz, jeżeli kiedyś się pomylisz i powiesz tak do Hisaina? Byłby bardzo smutny i może nawet by wasz związek się wtedy zakończył? Byłby na pewno zraniony emocjonalnie oraz psychicznie, a to chyba by się nie skończyło dobrze, co myślisz?

- Nie chcę dłużej słyszeć ani jednego twojego słowa. Przywróć Hisaina, teraz.

Król poprawił swoją koronę wzdychając głośno. Na chwilę zamknął swoje brązowe oczy, a gdy znowu się otworzyły rozejrzały się zmieszany po pomieszczeniu. W końcu wzrok zatrzymał się na Jacksonie, a twarz pół-pająka uśmiechnęła się szeroko. Białowłosy wstał pędem z tronu i na ośmiu nogach podbiegł do ciemnowłosego by objąć go w pasie.

- Jackson - odetchnął. - Nie mogłem się doczekać, kiedy przyjdziesz. Co dzisiaj robiłeś?

- Trochę pracowałem i pomagałem naszym przyjacielom w wiosce. Clapis i Vinbo również - uśmiechnął się lekko.

- To jak poranny trening - zaśmiał się, po czym po chwili sapnął cicho pod nosem. - Szkoda, że nie mogłem do was dołączyć. Pewnie bym wam nie wiele pomógł, bo ty zawsze robisz tę ciężką robotę, ale mógłbym wam kibicować i przypatrywać się temu co robicie. Byłoby fajnie po prostu spędzić z tobą i z innymi więcej czasu. Codziennego, zwykłego czasu.

- Tak, też żałuję, że nie mogłeś do nas dołączyć. Następnym razem dopilnuję, żebyś był obok.

- Hisain! - Gertruda zbombardowała namiot króla, na co ten się odsunął od Jacksona. Naprawdę nie miała, kiedy im przerwać, bo właśnie przez nią drugi wrócił.

- Och, Gertruda, jedna z moich ulubionych żywiołów. Czy nienawiść krąży ci tak po kościach, że musiałaś do mnie przyjść? Szkoda, akurat Hisain rozmawiał ze Jacksonem. Nie rozmawiali kilka godzin, a ty musiałaś przerwać im rozmowę, która dopiero się rozpoczęła, smutne - odpowiedział jej król patrząc na dziewczynę. - No więc, opowiedz, po co tu jesteś? Jackson pewnie bardzo chętnie wysłucha, dokładnie słowo po słowie, czemu musiałaś przerwać jego ulubiony moment o tej porze dnia. Na pewno jest ciekaw.

- Wychodzę, przyjdę do Hisaina później. Do Hisaina - podkreślił i wyminął ich wychodząc z namiotu.

- I wy naprawdę się umawiacie? On definitywnie cię nienawidzi, a nawet nie użyłam na niego żywiołu - zaobserwowała niziołka, po czym wzruszyła ramionami szczerze nie oczekując odpowiedzi. - Chcę wiedzieć, czy masz coś zaplanowane dla nas, dla mnie szczególnie.

- Nie wiem, przydałoby się w końcu zabić królową Morę albo jeszcze kilka żywiołów. Zgaduję, że ci idioci będą niedługo podróżować, więc znajdź sobie miejsce gdzieś w Ebvolacie i poczekaj na nich, spraw by siebie znienawidzili - zrobił pauzę namysłu. - Albo wiesz... mam jeszcze lepszy pomysł - odparł uśmiechając się szelmowsko.

____________________________________________________________________________

Za dużo postaci ma ta drużyna bym mógł zmieścić wszystkich razem w jednym rozdziale, tak byście się nie pogubili. W każdym razie brakuje Dominiki, Garisa, Kathe i Arcusa, tylko oni w ogóle nie zostali jeszcze wspomnieni. A ze wspomnianych, ale w ogóle się nie pojawiających to Clapis i Vinbo.

Toma to miejsce, gdzie przebywają, czyli na pustyni z poprzedniego tomu, gdzie spędzili trochę czasu Akhet i Kahlen i Orson. Jacksona też już poznaliśmy w poprzednim tomie, ale pewnie nikt nie pamięta i nie przeczytał zdań na tyle dobrze by go zapamiętać, ale nie było wspominane wtedy jego imię, chyba jedynie imię Hisaina. A tak, poza tym dodam, że do zobaczenia w następnym rozdziale?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro