#17 Rola
- W ogrodzie szuka owadów. Wspina się na drzewa, żeby z nimi porozmawiać. Tak bardzo go denerwują istoty, że tylko towarzystwo owadów chce - śpiewał Abrafo do kwiatka, którego sadził w doniczce. Zawsze wierzył, że śpiew od czasu do czasu, nie zaszkodzi roślinom, a nawet pomoże im we wzroście.
Poza śpiewającym nimfem, w namiocie znajdowały się jeszcze dwie osoby. Tiolian oraz Bryan. W tej chwili niewiele osób z ich drużyny przesiadywało w Tomie, większość została wysłana na misje.
Niektórzy woleli spędzać czas inaczej, na przykład właśnie, w swoich namiotach, z daleka od innych. Dlatego, mimo że byli w jednym miejscu we troje, nie robili niczego razem. Tiolian szkicował bazgroły na kartce, a Bryan jak zawsze czytał książkę w kącie namiotu.
Nagle dźwięk ołówka poruszającego się po kartce ucichł, a czarne ucho Bryana zadrgało. Jego pomarańczowe tęczówki zerknęły z ciekawości w tamtą stronę. Tiolian, jeleniołak, siedział bez ruchu wpatrując się wielkimi ślepiami w kartkę. Choć wcale się nie przyjaźnili i ten nigdy mu się nie zwierzył, panterołak dobrze wiedział, co to oznaczało. Żywioł czasu zobaczył pewną przeszłość albo przyszłość. Na tyle obserwował resztę drużyny, ze znał ich lepiej niż mogli przypuszczać.
Abrafo przestał śpiewać, patrząc się na kolegę obok.
- Tiolian - wyszeptał mu do ucha.
Chłopak się przebudził i spojrzał na nimfę, będąc gotów do opowiadania. Wtedy jednak zauważył panterołaka. Nie mógł powiedzieć niczego przy osobie, której jeszcze nie ufał. Co by się stało, gdyby Bryan się dowiedział, że skłamał o umiejętnościach swojego żywiołu i doniósł o tym królowi Hisainowi? Nie mógł ryzykować, bo zakończenie wojny mogłoby się zmienić w negatywny sposób.
- Sadzisz Dashinimę? - zapytał nimfę próbując grać swoją rolę przed Bryanem.
- Och, tak - odpowiedział zerkając na żółty kwiat w doniczce. - Nigdy nie widziałem na żywo jak działa ten kwiat, jednak w ciągu paru dni powinien spaść deszcz. Wtedy mam nadzieję zobaczyć.
Bryan domyślił się, że powinien po prostu wyjść z namiotu, zostawiając ich samych. Spokojnie dokończył czytanie strony książki i ruszył do własnego namiotu. Chętnie by usiadł pod palmą, ale wtedy cała by obumarła, przez jego żywioł śmierci. Nie miał innego wyboru, niż pójść do siebie i tam kontynuować czytanie.
Gdy Tiolian był już pewny, że został sam z Abrafo, spojrzał głęboko w oczy nimfa.
- Znowu widziałeś coś? - zapytał niepewnie Abrafo. Bał się wiedzieć co widział żywiołem czasu, ale jak zawsze chciał być gotowy na rzeczy które mogą się wydarzyć i zaspokoić ciekawość o rzeczach przeszłych.
Jeleniołak przełknął głośno ślinę. Wiedział, że nie cofnie już wypowiedzianych słów.
- Widziałem przyszłość. - Abrafo kiwnął głową, potwierdzając, że słuchał uważnie i był gotów. Chociaż, czy można być kiedykolwiek gotowym na to, by usłyszeć przeznaczony komuś los? - Któryś z żywiołów umrze.
Zapadła chwila ciszy.
- Kto?
***
Ta niemoc, objawiająca się brakiem pewności siebie, nie dręczyła Rivera od wielu lat, a teraz była dla niego niczym choroba. Tak długo czuł się źle, że przyzwyczaił się już do nowego siebie. Ale nie, gdy był zupełnie sam. Wtedy czuje się gorzej. Doświadcza jednocześnie mętliku w głowie i chaosu bez myśli. Czuje strach, ale sam nie jest pewien przed czym. Domyśla się, że to strach przed samotnością, albo przed tym co się z nim stanie, gdy zostanie sam. Bez innych czuje się bezsilny, odnosi wrażenie, że jest coraz bardziej ciągnięty ku pustce.
Od jakiegoś czasu, życie to dla niego teatr. Każda scena ma aktorów, którzy wychodzą przed publikę, a później ją opuszczają. Niektórzy nie wracają na scenę do końca przedstawienia, po prostu znikają, ale w tym przedstawieniu on wciąż trwa. Zawsze stoi na scenie. Będzie stał na scenie aż nie odegra ostatniego aktu. Jedynym jego zadaniem jest odegrać swoją rolę dobrze, żeby na koniec dostać głośne oklaski, wiedząc, że występ był udany. Problem jest taki, że nie czuje, że odgrywa swą rolę dobrze. Nie jest wart oklasków, bo jego rola nie jest udana. Jest nędznym aktorem, który im dłużej gra, tym bardziej przepada w pustce, którą czuje.
Jak może odgrywać swą rolę dobrze, będąc w powieści nikim? Został nieudacznikiem, mającym wcześniej odegrać wielką rolę. Jak to się stało, że jego rola tak bardzo się zmieniła? Miał być żywiołem miłości, wielkim bohaterem Ebvolatu i Ziemi, ale nawet to mu się nie udaje. Jest żywiołem miłości, niepotrafiącym używać danej mu w zaufaniu mocy. Jest bohaterem chowającym się na morzu, bo brakuje mu pewności siebie, aby oddalać się od uczucia bezpieczeństwa.
Każdy grał jakąś rolę w przedstawieniach, a jego rola była jedynie smutna. Był tą smutną postacią lubiącą zachody słońca. Był tą smutną postacią wolącą wieczny sen, od życia, które wiedzie po przebudzeniu. Był tą smutną postacią, która nawet z kochającymi osobami była w tunelu samotności. Był tą smutną postacią, która nie potrafiła uleczyć swojego smutku po stracie roli, której nawet nie pamięta, i po stracie aktorów, którzy zeszli z jego sceny.
Szare oczy Rivera rozejrzały się po Onku. Już przez jakiś czas spacerował między drzewami kwitnącymi czerwonymi kwiatami. Nie wiedział, co ma robić i jak rozpocząć tę misję. Wiedział, że powinien się zatrzymać i porozmawiać z kimś, ale nie potrafił znaleźć odwagi, by to zrobić. Co jeżeli nigdy się nie zbierze? Co jeżeli nie znajdzie wystarczającej pewności siebie, by zrobić choć minimalny krok ku celu? Powierzono mu misję. Przyjaciele mu zaufali, powierzając mu jasny cel, a on nadal nie potrafił odegrać swojej roli. Ale musiał w końcu odegrać swoją rolę żywiołu miłości, rolę bohatera, żeby przedstawienie było udane. Nie miał pewności siebie, ale musiał się zebrać dla oklasków widzów. Przyjaciele w niego wierzą, ufają mu i powinno to być wystarczające by dał sobie radę. Wykona tą misję z sukcesem, dla Dagie, reszty żywiołów, królowej Mory, wszystkich mieszkańców Ebvalotu oraz Ziemi. I dla Dinga.
Wiedział, że na początek, musi z kimś porozmawiać, ale z kim? Rudowłosy się rozejrzał. Przyglądał się po kolei każdej twarzy. Przez to, że demony i kitsune były bardzo kolorowymi rasami było tu mnóstwo kolorów. Były tu wszystkie kolory tęczy i wiele ich odcieni.
Najmilej wyglądała pewna demonica. Uśmiechała się sympatycznie, a przez odcień skóry, kojarzyła mu się z żółtym kwiatem, nazywanym Dashinima. Appy oraz Ding mają takiego kwiata na statku, pomaga im obojgu przewidzieć pogodę. Według historii, kiedyś był to zwyczajny kwiat, ale eksperymentująca czarownica, główna czarodziejka pałacu króla Mari, zmieniła materiał genetyczny tych kwiatów. Dodała do nich magię żywiołu światła i użyła żywiołu natury. Właśnie po niej został nazwany kwiat, który wcześniej nie miał żadnego imienia. Żywioły, które użyła sprawiały, że kwiat świecił niczym śłońce na niebie dwie godziny przed piękną pogodą, a zwykle prosta łodyga, delikatnie opada dwie godziny przed brzydszą pogodą. Dużo podróżowała, będąc w związku na odległość ze swoimi partnerami, a między zamkiem i domem jej partnerów, były dwie godziny drogi, dlatego ten kwiat miał jej pomagać w bezpiecznej podróży.
River uznał to za dobry znak, że demonica miała akurat ten sam odcień żołtego, co kwiat Dashinima. Do tego czytała jakąś książkę, co oznaczało, że oboje mają wspólne zainteresowanie.
Rudy kitsune podszedł z podniesionymi kącikami ust. Stanął przed nią, ale nawet przez chwilę nie odwracała wzroku od tekstu.
- Cześć - przywitał się River. Nie odpowiedziała. - Uhm... co czytasz? - zapytał chcąc przyjemnie zacząć rozmowę. Najpierw było ważne zagadanie i później mógł zacząć naturalnie w rozmowie temat jego misji i celu. Jednak jego plan definitywnie nie wyszedł, bo dziewczyna przewracała kartki książki totalnie go ignorując.
Chłopak postanowił po chwili się odsunąć i znaleźć inną osobę do rozmowy. Widocznie wybrał niewłaściwie. Może demonica chowa jakąś urazę do istot rasy kitsune?
Ponownie się rozejrzał postanawiając, że podejdzie tym razem do siwego kitsune z siedmioma ogonami. Starszy mężczyzna podlewał drzewa. To, że dbał o naturę, dla Rivera oznaczało, że na pewno musiał był dobrą osobą. River wiedział, że przyroda często wpływała na istoty bardzo pozytywnie. Oczyszcza umysł i duszę, co zapewnia wewnętrzą harmonię. Przyroda działa jak medytowanie, czyli wycisza.
- Witam. - Starszy mężczyzna zamknął oczy nie odpowiadając Riverowi. - Czy mógłbyś mi trochę pomóc? - Znowu nie odpowiedział. Wyglądało to trochę, jakby mężczyzna wsłuchiwał się w delikatny szum drzew i na tym w tej chwili się skupiał. Chłopak nie chciał mu przeszkadzać, dlatego sobie poszedł. Przecież rozumiał jak przyjemne było medytowanie wśród natury.
Kolejne osoby zachowywały się podobnie. Obojętnie od płci, rasy i wieku, wszyscy go ignorowali, albo dawali wymówki. Ktoś się gdzieś śpieszył, ktoś inny był zajęty nic nie robieniem, a ktoś jeszcze powiedział mu, że stoi niej na drodze.
- Poddaję się - westchnął. Naprawdę musiał być nikim, jeżeli nie potrafił odegrać tak prostej roli. Musiał poprostu z kimś porozmawiać, żeby znaleźć kogoś, kto mu pomoże, a nawet tego nie potrafi zrobić.
River potrzebował nowego planu. Jeżeli dobrze pamiętał, to gdzieś w górach Onku znajduje się budynek, gdzie wszystkie decyzje podejmuje grupa demonów i kitsune. Składa się dokładnie z 56 osób, czterdziestu kitsune i szesnastu demonów. Tylko kitsune z dziewięcioma ogonami mogą dołączyć do tej grupy, bo ilość ogonów symbolizuje mądrość, szlachetność i umiejętności magiczne. Dziewięć ogonów to maksymalna liczba którą może kitsune mieć, dlatego z taką ilością jest im należny największy szacunek i dlatego należy im się krzesło przy stole decydujących. Więc oto nowy plan, znaleźć kitsune z dziewięcioma ogonami.
River od okołu trzydziestu minut szedł przed siebie przez szczyty Onku. Dawno się tyle nie nachodził, co przez ostatnie dni. Aż przypominały mu się pierwsze dni w Ebvolacie, gdzie Nastazja ich torturowała i nie pozwalała na odpoczynek. Na szczęście dzisiaj podróżuje sam i może robić sobie tyle przerw, ile mu się zachce.
Chłopak usiadł na wolnej ławce i wyciągnął z plecaka suchą kromkę chleba. Nie miał ochoty jej jeść, tym bardziej teraz, gdy był sam. Nie miał motywacji, by cokolwiek jeść. Schował chleb z powrotem do plecaka i za to wyciągnął butelkę wody, z której się od razu napił. Definitywnie potrzebowała uzupełnienia, jeżeli podróż w górach miała jeszcze trochę potrwać.
Idąc, szukał wzrokiem budynku wyglądającego na sklep. Po kilku minutach coś dojrzał, ale nie był pewien. Onku różniło się bardzo od innych miejsc swoją wyjątkową kulturą, dlatego dla turystów takich jak on, nie było łatwo się tu odnaleźć. Na szczęście czytał kiedyś o Onku i mniej więcej kojarzył niektóre rzeczy dzięki obrazkom oglądanym w książce, dlatego wiedział, że porusza się główną drogą.
Niepewien, wszedł do środka budynku, który miał za sklep. Od razu zobaczył pełno produktów na pułkach. Trafił do właściwego miejsca.
- Oi q - demon niechętnie się przywitał. Był to młody demon o miętowej skórze. Byli w podobnym wieku.
- Witaj.
River wcale się nie rozglądał, od razu podchodząc do demona za ladą. Podał mu swoją pustą butelkę prosząc by dolał sok z owocu, zwanego mangostan, po czym zapłacił. Było widać, że nie chciało się demonowi obsługiwać Rivera, może i nawet pracować. Wyglądał na bardzo zmęczonego.
- Dziękuję bardzo. - River uśmiechnął się do niego przyjaźnie odbierając swoją butelkę z sokiem. Nagle oczy demona zaiskrzyły na różowo i wtedy oddał uśmiech.
- Nie ma za co, to przecież moja praca. Mogę jeszcze w czymś ci pomóc?
- Właściwie... chcę porozmawiać z demonami i kitsune którzy są w radzie decudującej w Onku, ale nie mam pojęcia jak mogę ich znaleźć. Wiesz...
- Zaprowadzę cię do nich! - Kasjer zrzucił z siebie różowy fartuch roboczy i szybko przeskoczył przez ladę.
- Co? Naprawdę? - zdezorientowany chłopak próbował zrozumieć co się właśnie działo.
- Oczywiście, chętnie ci pomogę. Wydajesz się naprawdę fajny - zaśmiał się.
Demon schował dłonie do kieszeni swojego czarnego płaszcza. Ruszył pewnym krokiem do przodu i gdy stanął w drzwiach spojrzał za siebie na zdrętwiałego Rivera.
- Idziesz? - spojrzał na niego pytająco.
- To bardzo miłe, ale czy to na pewno w porządku? Nie musisz w tej chwili pracować? - podszedł niepewnie do demona.
- Niby tak, ale nudzę się całą swoją duszą i pójście z tobą będzie dla mnie ratunkiem. Sklep należy również do moich matek, więc jedyne co mi zrobią, jeżeli się dowiedzą, że zamknąłem sklep w godzinach otwartcia, by pomóc jakiemuś obcemu mi kitsune, to małe pouczanie. Przeżyję, tym bardziej, jeżeli im nie powiem, że pomogłem kitume, który ma tylko jeden ogon.
- To, że mam tylko jeden ogon ma jakieś znaczenie w tej sprawie?
- Ziomuś, tu nawet dzieci mają dwa ogony. Ile masz lat?
- Dziewiętnaście, miałem niedawno urodziny.
- Musisz mieć przechlapane. W takim wieku i na dodatek na najniższym rankingu. W Onku jako nastolatek powinieneś mieć najmniej cztery ogony, by traktowano cię normalnie. Jak ty sobie tutaj radzisz?
- Nie jestem stąd...
- Dobrze dla ciebie - zaśmiał się. - Więc skąd jesteś?
- Mieszkam z chłopakiem na statku, więc jestem z morza...? - odpowiedział wahając się, czy była to właściwa odpowiedź. Nie był dokładnie z Ebvolatu, więc jaka odpowiedź była prawidłowa?
- Na statku? - Oczy demona ponownie zaiskrzyły, ale tym razem na czerwono. River to zauważył, ale czuł, że tylko mu się wydawało przez czerwone kwiaty na drzewach. - Ach, niech zgadnę, zapewne poznaliście się, gdy podróżowałeś. Szukałeś szybkiego przewozu i wtedy on się znalazł. Zrobił zapewne typowe "porwanie", bo jeżeli ma statek, na pewno nazywa siebie piratem, a piraci kochają podrywać gestem porwania. Na pewno poleciałeś na ten gest jako naiwny młody chłopak. Później gdy nastał czas rozstania zapytał cię, czy pójdziecie na randkę, pewnie jakiś spacer nad wodą, bo piraci nigdy nie mają dość wody. Później zapytał, czy może cię ponownie kiedyś porwać, oczywiście się zgodziłeś i zostałeś porwany na zawsze, zamieszkując na jego statku i podróżując z nim po lądach. Po kilku miesiącach oświadczyłeś mu się, ale on tobie odmówił, dlatego zbuntowałeś się i robisz sobie od niego przerwę udając, że wcale ci nie przeszkadza jego "nie". Od tego czasu podróżujesz pieszo, aż doszedłeś w okolice Onku i uznałeś, że czemu by nie odwiedzić miejsca, gdzie mieszka twoja rasa.
- Wszytsko się zgadza, ale od oświadczyn reszta mnie nie dotyczy - stwierdził zaskoczony. Przereżająco dużo się zgadzało.
- Stereotypowy scenariusz, ale oczywiście, że się zgadza - westchnął, po czym spojrzał prosto na Rivera.
- Masz... doświadczenie z piratami? - zapytał kitsume.
- Umawiałem się z jedną piratką, gdy byłem trochę młodszy. Postanowiłem, że chcę się wyrwać z Onku i zobaczyć inne miejsca. Wtedy spotkałem ją na pomoście i postanowiła mnie porwać. Nie od razu się w niej zauroczyłem, ale widocznie jeden z jej kiepskich tekstów na podryw musiał na mnie zadziałać, bo w pewnym momencie zaczęła mi się podobać. Umawialiśmy się bardzo długo, dwa lata i wtedy postanowiłem, że się jej oświadczę. Oczywiście odmówiła i zerwała ze mną, mówiąc "Chyba inaczej odbieramy naszą relację"... Do dziś nie kumam o co mogło jej chodzić - warknął zirytowany. - No więc, po tym super zerwaniu, wróciłem do Onku i ponownie mieszkam ze swoimi matkami. Yey.
- Współczuję. Ja bym był załamany w takiej sytuacji...
- Jestem załamany. W ciągu jednej sekundy mój świat się totalnie zawalił, a ona mnie jeszcze bardziej dobiła, tak jakby nie mogła normalnie ze mną zerwać. Przynajmniej nauczyła mnie jednego: trzymania się z daleka od piratów.
- Po prostu trafiłeś na nie właściwą osobę i nie powinieneś rzucać teraz każdego pirata do jednego worka.
- Aha. Mogę się z tobą założyć, że jak znowu się spotkasz z swoim chłopakiem piratem, to z tobą zerwie. Pewnie powie ci coś w tym stylu, że ta rozłąka, gdzie spędziliście czas osobno, dała mu do zrozumienia, że chce z tobą zerwać.
- Nie. - Ding definitywnie by z nim nie zerwał od razu po powrocie, kiedy ich związek nadal jest dobry. Ding z pewnością nie umawia się z nim, bo przypadkiem użył na nim żywiołu miłości. Ding na pewno po powrocie, nie przedstawi mu swojego nowego chłopaka. Prawda?
- Po twojej minie wnioskuję, jakbyś sam nie był tego pewien - odparł demon.
River nic nie odpowiedział wpatrując się ślepo w chodnik. Nawet nie słyszał demona, mając ponownie mętlik w głowie.
Po jakimś czasie, demon się zatrzymał. Stanęli przed czarnym budynkiem. Wyglądał na tak samo zwyczajny dom, jak każdy inny mijany po drodze.
- Ta, to tutaj. Normalnie możesz wejść do środka, nie musisz pukać - poinformował.
River nie wiedział, czy chce ufać demonami, ale czy miał inny wybór? Nikt inny nie chciał mu pomóc, więc była to jego jedyna szansa.
River bez żadnej pewności siebie wszedł do obcego mu budynku, aby po raz pierwszy dobrze odegrać swoją rolę żywiołu. Tak naprawdę było to po raz drugi, gdy odgrywa swoją rolę, bo pierwszy raz był, gdy pomógł z ceremonią królowej Mory.
- Halo? - zawołał, oczekując, że ktoś mu odpowie, albo ktoś do niego przyjdzie, bo jak na razie w budynku było zaskakująco pusto i cicho.
W pewnym momencie, poczuł dotyk na swoim ramieniu i cały podskoczył, razem ze swoim sercem. Gdy się obejrzał za siebie, nikogo nie było. Przełknął głośno ślinę. Powoli spojrzał znów przed siebie, prosto na różową demonicę. Przed nim stał nikt inny, niż Wanzie, żywioł iluzji.
- Hej River! - Przytuliła go mocno. - Jak się cieszę, że przyszedłeś sam do Onku. To tak super ułatwia nam pracę.
- Odsuń się ode mnie. - Wyszedł z uścisku kobiety popychając ją. Czyli od samego początku kasjer prowadził go prosto w pułapkę wrogów? - Przyszłaś, by mnie zabić? - Czuł jak nogi mu się uginają ze strachu. Nie chciał jeszcze zakańczać swojego przedstawienia, nie w taki sposób.
___________________________________________________________________________
Dam po prostu memy po tej dramie, bo why not. Ps. W następnych rozdziałach będzie można poczytać co tam u Dagie i Eryka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro