Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#10 Mama

- Och - wydukał czarnowłosy, po tym jak w biegu wpadł na Kahlen, Akheta i Dinga. Nie spodziewał się ich poza norą Almiraja, tak samo jak oni jego tutaj.

Chłopiec bał się nawet, że mogli nie przeżyć nocy w tej norze. Gdyby wiedział, że bez problemu wyjdą, nie biegałby przez całą noc, by znaleźć pomoc. Im podobnie od razu ulżyło na jego widok. Nie potrzebnie się martwili, że coś mogło mu się stać samemu w dżungli. Orson jak zwykle udowodnił swoim starszym znajomym, że potrafił sam się sobą zająć. Zanim spotkał żywioły Eteru, był przecież samotnym wędrowca, mimo młodego wieku.

Obok chłopca stała jakaś kobieta, była prawie tego samego wzrostu co on, czyli musiała mieć poniżej 160 cm wzrostu. Miała na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami i przez nie było widać bez problemu jej umięśnione ramiona pokryte rudym futrem. Do tego miała na sobie ciemne, luźne spodnie z wysokim stanem. Kobieta była rasy furry, czyli miała zwierzęcą charakterystykę rudego królika, jednocześnie nadal będąc humanoidalną.

Nikomu nie umknął fakt, że wzrok kobiety był skupiony jedynie na Dingu. Przyglądała mu się dziwnie. Nie spuszczała go choć na chwilę ze wzroku. Oczywiście młody mężczyzna zignorował kobietę, zachowując się jak gdyby nigdy nic, jakby nie zauważył tego i jej.

- Orson, nic ci się nie stało? Jesteś cały? - zapytał od razu Akhet. Oczywiście chłopiec wyglądał na całego i Akhet mógł się założyć, że nic mu się nie stało podczas chodzenia samemu po dżungli, ale musiał się upewnić dla dobrego sumienia. Miał też nadzieję, że przy okazji powie im kim jest kobieta, z którą przyszedł.

- Nic - odpowiedział krótko chłopiec.

Nie ciągnęli dłużej rozmowy, a nawet gdyby chcieli, to nieznana kobieta otworzyła usta.

- Ding! Czemu nie mówiłeś, że to ty? Prawie cię nie rozpoznałam. Obciąłeś włosy? Kiedyś miałeś o wiele dłuższe. Na dodatek jesteś teraz taki wysoki! Niepotrzebnie się bałam, że będziesz miał wzrost po mnie... Ach, nieważne, choć się przytul! - Nagle podeszła do niego i mocno przytuliła w pasie. Ding nie odwzajemnił wcale jej uścisku i trwało to długo zanim go puściła. - Co ty tutaj robisz? Gdzie Appy? O nie, nie mów mi, że coś się jej stało...

- Nic jej nie jest - odpowiedział i zdezorientował wszystkich swoim chłodnym zdaniem. W czterech słowach było można wyczytać wiele negatywnych uczuć, ale głównie niechęć. Tryton położył dłonie na ramionach kobiety i odsunął ją robiąc między ich dwójką dystans. Zachowywał się wbrew temu jakiego znali go jego znajomi. Rzadko się z nim widywali, ale czy naprawdę był taki nieprzyjazny?

- To twoja mama? - zapytał się Akhet patrząc się niepewnie na Dinga. Rozszyfrował to z tego co mówiła kobieta i oczywiście chciał być przyjazny, jednocześnie chcąc dokładniej zrozumieć całą tę sytuację. Co to była za atmosfera?

- Tak, to moja rodzicielka. Bailey - przedstawił ją.

- Ahoy, nigdy nie poznałam przyjaciół mojego syna, więc bardzo miło mi was poznać.

- To moi znajomi, żywioły Eteru. To jest Kahlen i Akhet, a Orsona już znasz. Pracują z moim chłopakiem i z Appy, więc im trochę pomagam w misji.

- Masz chłopaka i jeszcze go nie poznałam?!

- Nie widzę powodu, by ciebie poznawał, i tak nie wiedziałem, że tutaj będziesz. - Posłał jej lodowate spojrzenie, które sprawiło, że nawet towarzysze poczuli gęsią skórkę. Wydawało się to być wcześniej dziwne, że Ding tak się różni swoim zachowaniem od trytonów, ale im dłużej rozmawiał ze swoją matką, tym więcej podobieństw widziała Kahlen między nim a trytonami. Potrafił być przerażający, jeżeli chciał, więc czemu miał by być lojalny? Równie dobrze, może udawać przed nimi kogoś kim wcale nie jest i dopiero teraz pokazywać swoją prawdziwą stronę.

- Nie masz chwili, by ze mną porozmawiać, skoro już tu jesteś? - zaśmiała się wahająco. Było widać, że kobieta odczuwała to samo co reszta, że nie była tutaj mile widziana przez swojego syna.

- Jak wspominałem, jesteśmy na misji. Zabiorę ich najpierw do mamy Genbu, i po tym mogę z tobą porozmawiać. Jeżeli jest to konieczne.

- Możemy sami znaleźć Genbu - zaproponował znikąd Akhet. Nie był pewien, czy to na pewno była najlepsza propozycja, ale wolał, by ich dwójka załatwiła to co muszą między sobą i to jak najszybciej. Chyba tak byłoby lepiej dla nich wszystkich, bo nie musieliby iść w lodowatej, czy też w niezręcznej, atmosferze.

***

- Czemu mówiłeś, że możemy znaleźć sami tą całą Genbu? Nie wiemy przecież kim ona jest i jak wygląda - zauważyła Kahlen oddalając się od ich trójki. Orson też został z nimi, ponieważ kobieta miała zaprowadzić go do swojej córki, by się razem pobawili.

- Możemy kogoś zapytać - odpowiedział, a patrząc na minę swojej koleżanki wiedział, że jak zawsze oczekiwała wytłumaczenia jego czynów. - Wydaje mi się, że ich rozmowa może potrwać dłużej niż nasza z Genbu, dlatego im więcej czasu im damy, tym większa szansa, że szybciej wrócimy do domu. Dlatego chciałem, by porozmawiali, a przecież to nie będzie chyba aż taki problem by znaleźć Genbu.

- Okej, przekonałeś mnie. Nie pomyślałam o tym w taki sposób.

Nagle do ich uszu dotarły głośne śmiechy, a gdy wyszli zza krzaków, zobaczyli miejsce, jakiego jeszcze nigdy nie widzieli na własne oczy. Aura w tym miejscu, była inna niż w każdym innym, w którym byli przedtem. W dodatku stanowczo różniła się od miejsca, gdzie mieszkają trytony i syreny. Nie było to najładniejsze miejsce jakie odwiedzili podczas pobytu w Ebvolacie, ale aura była najbardziej radosna i przyjazna ze wszystkich. Nigdzie jeszcze nie spotkali się z tak dobrą atmosferą.

Na drzewach spały istoty tej samej rasy co Ytt, czyli miały górną część ciała ludzką, a dolną węża. Przy wodzie leżało parę istot z dolnym ciałem krokodyli. Leżały i spokojnie rozmawiały ze sobą nawzajem, co jaki czas się śmiejąc. Były tu też osoby z ciałami nosorożców, a nawet na swojej ludzkiej twarz miały mały róg. Były tu centaury o dolnej części zebr, goryli, lwów, antylop, hipopotamów i nawet tygrysysów. Ale nie zauważyli wcale Vinbo, osoby która ich wpakowała do nory Almiraja. A oprócz centaurów były tutaj inne rasy, bo znajdywało się tutaj również kilka osób furry.

- No więc myślisz, że kto z nich jest tą całą mamą Genbu? - zapytała Kahlen. Już wiedziała, że na pewno sami jej nie znajdą, i jak sam jej mówił, będą musieli się kogoś zapytać.

- Zapytajmy kogoś... - rozejrzał się pomału patrząc na osoby przed nimi. Było tu zbyt wiele istot, by stwierdzić bez wahania kto był tutaj Genbu i było tu zbyt wiele istot, by wybrać kogo się najpierw zapytać. Chłopak przełknął wolno ślinę.

- Mam się kogoś zapytać o Genbu? Bo mogę to zrobić, jeżeli ty nie chcesz - spojrzała na niego próbując wyczytać myśli, marszcząc lekko brwi. Czyżby Akhet się stresował, czy też może się jej tylko wydało?

- Razem kogoś zapytamy - stwierdził. - I najlepiej by było gdybyśmy się nie rozdzielali w tym miejscu. Nie znamy tutaj nikogo i nadal nie wiemy kim jest Vinbo, więc powinniśmy być ostrożni.

- Ok - kiwnęła głową, oczywiście się zgadzając z swoim starszym kolegą.

***

- Genbu? Macie na myśli mamę Genbu? - spojrzała pytająco na nich furry dziewczyna. Oboje nie byli pewni jakiej charaktystyki zwierzęcia była. Jej ciało było okryte szarym futrem w czarne paski, które przywodziły na myśl tygrysa. Jednak na głowie miała spiczaste uszy, a z tyłu można było zobaczyć średniej długości puszty ugon.

- Tak - potwierdziła Kahlen. - Chodzi nam o mamę Genbu. Możesz nas do niej zaprowadzić, chcemy z nią porozmawiać.

- Chętnie - uśmiechnęła się lekko. - Ale jest ostatnio zajęta, więc nie wiem czy będzie miała siłę na gości. Widzicie, są u niej dwa nowe, młode smoki, które musi mieć na oku.

- Smoki? - Zmarszczyła brwi Kahlen. Co smoki by robiły w takim miejscu i jeszcze u tej całej Genbu?

- Tak, często tu jakieś przybywają, ale no cóż, te są jeszcze młode i jak na razie są bardziej kłopotliwe niż szlachetne - zaśmiała się lekko. - Chodźcie.

Ich dwójka szła za dziewczyną patrząc na siebie pytająco, bo to wydawało się być naprawdę dziwne. Czy przypadkiem nie wpadli w kolejną pułapkę? Szli jeszcze kilka minut mijając losowe mieszkania z drewna, aż dotarli do wody, w której leżał ogromny czarny żółw. Akhet od razu się lekko wycofał trzymając większy dystans. Wcześniej już spotkał jedno wielkie stworzenie i miał dość doświadczeń z nimi.

- Akhet - wyszeptała Kahlen i pokazała mu gestem ręki by podszedł bliżej. Oczywiście, choć nie pewnie, zrobił to, bo przecież musiał ufać swojej przyjaciółce. - To chyba jest smoczyca, druga władczyni Ebvolatu. Widziałam jej obrazek w książce - wyszeptała mu do ucha.

- Mamo Genbu, ktoś przyszedł z tobą porozmawiać - powiedziała dziewczyna.

Czarna smoczyca odwróciła pomału do nich głowę i spojrzała im prosto w oczy. Na jej grzebiecie leżało kilka smoków, wygodnie spały na twardej powierzchni jej żółwiego karapaksu. Choć druga władczyni Ebvolatu była w postaci zwierzęcia, widoczny był jej radosny uśmiech na twarzy.

- Jak się macie? - zapytała. Jej głos był niski, brzmiał jakby należał do jakieś starszej kobiety

- Dobrze - odpowiedział od razu Akhet, pochodząc jezcze bliżej. Oczywiście przejął pałeczkę, a Kahlen zostwiała mu rozmowę. - Jesteśmy żywiołami Eteru. To jest Kahlen, a ja jestem Akhet. Pracujemy dla królowej Mory. Jesteśmy tutaj, bo chcieliśmy z tobą porozmawiać mamo Genbu.

- Mhm. - Kiwnęła głową na znak, że dalej ich słucha.

- Prosimy byście dołączyli do strony Królowej Mory.

- To nie potrzebne i nie rozsądne kazać miejscom i istotom wybierać stronę po której mają stać, jednak to król zaczął i nie wy, dlatego niech będzie. Będziemy po stronie królowej Mory, jako że jest to ta właściwa strona wybrana przez przyszłość - odrzekła dawna władczyni.

- Jesteśmy wdzięczni - uśmiechnął się Akhet. Nieznacznie się pochylił do przodu w podziękowaniu, by pokazać swoją wdzięczność i szacunek do drugiej królowej Ebvolatu. Był oczywiście zaskoczony, że poszło im aż tak szybko. Oraz, że to było takie proste, ale może to dlatego, że nie prowdzili rozmowy z byle kim, ale z kimś kto kiedyś posiadał moc Eteru.

- Akhet, Akhet, Akhet. - Wyskoczyła znikąd dobrze znana mu smoczyca i od razu rzuciła chłopaka o ziemię.

- Star!? - Spojrzał na nią zaskoczony. - Co ty tutaj robisz?

- Są dwa nowe smoki, a najmłodsze smoki zawsze muszą się nimi zajmować i tym razem trafiło oczywiście na mnie - odparła. - Choć, pokażę ci je. Wyglądają tak uroczo.

Smoczyca odskoczyła do tyłu pozwalając Akhetowi ponownie wstać z ziemi, ale nie dała mu zbyt wiele czasu by wytrzepał się ze brudów. - No chodź. - Popchnęła go pyskiem do przodu, aż do mamy Genbu gdzie w wodzie były dwa małe smoki. Jeden smok miał delikatny odcień błękitu, a drugi mocniejszy odcień pomarańczowego.

- To jest Emelisa i Aisha, nie dawno się wykluły. Potrwa jeszcze chwilę zanim całkowicie staną się smokami takimi jak ja i przypomną sobie swoje życie - opowiedziała Stax.

- Emelisa, domyślam się, że to królowa Em. Ale kim jest Aisha? - zapytała Kahlen podchodząc. Stax oczywiście jej wcale nie odpowiedziała ignorując jej istnienie.

- To ona jeszcze żyje? - wymamrotała Stax. To było pytanie które nagle słyszał tylko Akhet, a które Kahlen słyszała jako smocze syczenie. Parę miesięcy temu była do tego przyzywczajona, ale teraz gdy była świadoma, że Stax robiła to specjalnie, drażniło ją to jeszcze bardziej niż wcześniej.

- I oczywiście gdy zauważyłaś moją obecność, to musiałaś nagle przestać mówić - westchnęła. Z skrzywowanymi rękoma obserwowała Stax, która nadal ignorowała jej obecność, dokładnie jakby Kahlen była jakimś duchem.

- Star, Kahlen ma rację, nie powinnaś wykluczać jej z rozmów - odparł dziewietnastolatek.

- Okey, okey - warknęła. - Aisha to dziewczyna Emelisy.

- Ale czy tylko osoby, które dużo wykonały albo były władcami nie zostają smokami po śmierci? - dopytywała z ciekawości. Kahlen nawet nie mogła sobie wyobrazić, jak było to możliwe, że Stax była smokiem. Czytała o niej historię w książce, jak parę tysięcy lat temu zabiła ciemną duszę, ale nadal nie mogła sobie wyobrazić Stax w roli bohaterki Ebvolatu.

- Tak jest, ale Emelisa zawsze łamała standardy i robiła to co się jej podobało. Dlatego Aisha, jej dziewczyna jest równierz smokiem, bo tak chciała Emelisa - wytłumaczyła zniecierpliwiona smoczyca.

- Hmm, ciekawe - odparła Kahlen zastnawiając się chwilę nad tym. Takich rzeczy nie mogła przeczytać w żadnych książkach, więc może powinna nawet to do jakieś dopisać? Jako taką ciekawostkę.

***

Tryton usiadł na krześle i dopiero teraz zerknął na kobietę, która usiadła na przeciwko niego. Przez całą drogę do jej domu nawet nie spojrzał na nią, gdyż nie czuł takiej potrzeby. Nie miał ochoty udawać, że jest między nimi dobra atmosfera, kiedy nigdy nie mieli okazji by zbudować dobrą atmosferę między sobą.

- Co u ciebie? - zapytała Bailey z lekkim uśmiechem. Spojrzała swoimi ciemnymi tęczówkami w niebieskie oczy trytona, po to by łatwiej się jej prowadziło ich rozmowę.

- Radzę sobie - odpowiedział wzdychajac głośno. Spodziewał się takiego prostego pytania od niej.- Przewożę z Appy towary.

- Lądem czy wodą? - dopytywała.

- Wodą, mamy łódź.

- Nie spodziwałabym się, że będziecie po mnie pływać między lądami - odparła zdumiona. - A Appy? Co u niej?

- No cóż, parę lat temu straciła język. Syreny jej go odgryzły. Nie może już mówić, ale daje sobie radę.

- Przykro mi. - Uśmiechnęła się i speszona spoglądnęła w dół, odwracając w tym samym wzrok od swojego syna. Im dłużej prowadziła rozmowę, tym bardziej rozumiała ile rzeczy nie wiedziała o swoich własnych dzieciach.

- Nie ma po co. Mówiłem ci, radzi sobie i na dodatek ma żywioł. - Kobieta już nic nie mówiła milcząc, ani nie odpowiadała i o nic się już nie pytała. Prawdą było, że drażnił go ten fakt, bo nagle zaczynał czuć do niej empatię. Tym dłużej obserował jej reakcję, tym bardziej jego umysł wczuwał się w jej sytację. Nie miał być dla niej przyjazny, ale jednak automatycznie ciało zmuszało go by był. - A ty? Co u ciebie?

- Wzięłam niedawno ślub i mamy razem córeczkę od ośmiu lat - odpowiedziała. - Ding, ja wiem, że byłam beznadziejną matką. Nie będę udawać, że wcale taka nie byłam. Zostawiałam was ojcu i nawet was nie odwiedziłam nigdy aż do śmierci waszego taty. A gdy zamieszkaliście ze mną, traktowałam was jak... byłam beznadziejna.

- Tak byłaś - potwierdził bez chwili wachania.- Jednak gdy chciałaś potrafiłaś być dobrą matką - uśmiechnął się do niej pocieszająco.

- Nie wiem od kogo ty masz swój dobry charakter, bo nawet nie ode mnie czy twojego ojca - zaśmiała się.- Ding, choć jesteście już dorośli, to chcę być twoją i Appy matką. Więc jeżeli kiedykolwiek znowu tu będziesz, moje drzwi zawsze będą stały dla was otwarte.

- Dam znać Appy, ale wytłumaczmy coś sobie, bo chyba zrozumiałaś mnie źle. Tylko dlatego, że jestem w tej chwili milszy albo że zgodziłem się na rozmowę z tobą, to nie znaczy, że chcę byś była kimś więcej niż zwykłą rodzielką. Miałaś swoją szansę gdy byłem dzieckiem. Jest już za późno na bycie dobrą matką, teraz gdy jestem dorosły.

- Wiem... - zaśmiała się. - Przepraszam.

- Zostałaś kolejną szansę. Skup się na byciu jej matką i nie zepsuj życia swojemu czwartemu dziecku.

Ding spokojnie wstał od stołu. Nie miał zamiaru dodować ani jeszcze jednego słowa, nawet aż tak prostego słowa jak "żegnam". 

_________________________________________

Hehehe nie wiecie jak się stresowałem pisząc ten rozdział. Nie stresowałem się mamą Genbu, Stax czy smokami poprostu. Stresowałem się właśnie relacją między Dingiem, a jego mamą. Wiem, że moja edytorka bardzo się cieszyła poznanie bliżej Dinga. Bo of course dawałem jej spoilery, i no trochę nie chciałem tego spieprzyć. Tym bardziej trudno było mi pisać Dingiem w tej roli, na Nachasha, on nagle jest taki wredny i musiałem wczuć się w rolę syna który nie zamiaru mieć cokolwiek wspólnego z swoją rodzicielką. No i oczywiście chciałem trochę się cofnąć do przeszłości i dodać jeden ważny szczegół na sam koniec. Jak ktoś się skapnął jaki to szczegół, to super bo przyda się napewno za kilka rozdziałów by rozszyfrować jedną postać. Liczę na to, że przynajmniej jedna osoba zada w komentarzach pytanie o tym szczególe bym się uśmiechnął, ale jak nie to nie. Ogólnie dużo jest tu ważnych szczegółów, naprzykład o Stax, bo nie wiem czy ktoś się skapnął, ale Król Hisain o niej mówił XDDD ale pewnie nikogo nie obchodzi Stax. 

Miałem rozwinąć ich grupę na kilka rozdziałów, ale postanowiłem, że lepiej będzie rozwinąć grupę Rivera, Dagie, Eryka i Otisa. Edytorka na mnie na krzyczała i chyba oni byliby ciekawsi do rozwinięcia :3 więc to jest ostatni rozdział w tej misji. Pożegnajmny się z tą grupą po pewnie zobaczymy ich dopiero za... około 10 rozdziałów? Idk, chyba tak.

Ps. dam wam odpocząć od memów z kotami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro