Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9 Droga Vinbo do Almiraja

- Ta misja nie ma żadnego sensu - warknęła Kahlen. Odepchnęła jednocześnie kijem rośliny obok ścieżki. Miała starać się unikać używania rąk, gdyż podobno wiele roślin chętnie by ją tu zabiło. - Marnujemy czas. Moglibyśmy robić coś bardziej użytecznego... nie wiem, cokolwiek bardziej znaczącego.

- Rozumiem - westchnął Akhet. - Ale to jest znaczące. Recillie i Mora tłumaczyły, że za dużo mieszkańców jest po stronie Hisaina, a jeżeli tak dalej pójdzie, ta cisza przebudzi się w sztorm.

- To jest znaczące? - prychnęła. - Nie udało nam się przekonać syren, nawet nie starały się nas przesadnie wysłuchać, negocjować. Mam nadzieję, że jak już chcą być takie neutralne, to będą, bo nie mam ochoty być ich wrogiem.

- Trochę wytrwałości. Niedługo będziemy u centaurów i Mama Genbu na pewno się zgodzi - powiedział Ding chcąc podnieść ją trochę na duchu, choć bardziej zmotywować, by przestała marudzić i zaczęła myśleć o drugiej części misji która powinna się powieść.

- Może i tak, mam nadzieję - wymamrotała, choć nie wiedziała kim jest ta cała Mama Genbu, ale Ding zachowywał się jakby była kimś ważnym dla centaurów i jeżeli mówił, że się zgodzi, to może i będzie po ich stronie. Chociaż musiała przyznać, że nie ufa temu, co mówi im Ding. Nawet nie miała pojęcia, czemu River się z nim umawia. Facet wydawał się podejrzany, fałszywy, zbyt porządny i z niejasną przeszłością. Nie zdziwiłaby się, gdyby okazał się brakiem lojalności i i to nie tylko w stosunku do nich, ale też do związku, który prawdopodbnie ma gdzieś. W końcu nie rozpaczał za Riverem jak to robił Akhet za Morą. Wydawało jej się, że w każdej chwili by mógł ich zdradzić i przejść na stronę Hisaina. W końcu nadal był pół trytonem.

Mulatka ostrożnie odepchnęła kijem jakiś niebieski kwiat, który nagle otworzył zielone oczy i na nią warknął. Dziewczyna szybko odskoczyła na drugą stronę ścieżki.

- Co to miało być? - spytała przestraszona patrząc na niebieski kwiat. Teraz wyglądał zwyczajnie. Czyżby się jej przewidziało?

- Wszystko ok? - zapytał się Ding słysząc za sobą dziewczynę. Zatrzymał się od razu, by sprawdzić co się działo.

- Nic się nie stało, wyobraźnia mnie poniosła. Idźmy dalej - westchnęła. Czy naprawdę tak przerażała ją ta dżungla, że teraz nawet zwykły kwiat był w jej oczach drapieżnikiem? Widziała parę mięsożernych roślin po drodze, ale one były straszne i prawdziwe, a nie zwykłym kwiatkiem z krzaka.

- Może powinniśmy zrobić sobie na chwilę przerwę - zaproponował Akhet patrząc na całą trójkę przed sobą. Zaproponował to tylko na wzgląd Kahlen, o którą martwił się w tej chwili. Na pewno coś słyszał, ale nie zauważył niczego podejrzanego wokół niej, więc nie wiedział co to mogło być, choć coś na pewno było.

- Widzę stąd miejsce gdzie moglibyśmy usiąść, na oko bezpieczne - odparł Ding. Odwrócił od nich wzrok i ruszył dalej ścieżką. Orson szybko ruszył za mężczyzną łapiąc go za dłoń. Nie chciał go zgubić, jako że przy nim chwilowo czuł się najbezpieczniej w tej dżungli, nie czekał nawet na resztę.

Akhet i Kahlen spojrzeli po sobie swoimi ciemnymi oczami nic nie mówiąc. Kiedy mieli już ruszyć za Dingiem, z krzaków wypadła jakaś istota, stając na ścieżce. Oboje zaskoczeni drgnęli. Centaur o ciele pół konia i człowieka, kremowej sierści i ciemnych blond włosach spojrzał na nich swoimi niebieski oczami, niebieskimi jak sweter, który miał na sobie. Centaurzyca była od nich o wiele wyższa, miała przynajmniej dwa metry wzrostu.

- Cześć - Uśmiechnęła się trochę zakłopotana w ich kierunku. - Mam na imię Vinbo.

- Cześć? - odpowiedziała Kahlen i od razu spojrzała na Akheta czekając aż jakoś zareaguje, coś powie. Zawsze miała swój żywioł w gotowości, na co wskazywały czerwone linie na skórze, które teraz mocniej się zalśniły. Była to lawa płynąca w jej ciele.

- Cześć, jestem Akhet, a to Kahlen - przedstawił się im niepewnie. Nie chciał jeszcze wspominać o Dingu i Orsonie póki nie był pewien, że może mu ufać. - Jesteśmy żywiołami eteru, od królowej Mory. Właśnie kierujemy się do mamy Genbu, by zaproponować przyjaźń.

- Ooo, wow! - Tupnęła rytmicznie kopytami wyglądając na podekscytowaną. - Przepraszam, nie mogę uwierzyć, że spotykam żywioły eteru we własnych osobach. Bardzo mi miło was poznać, to zaszczyt. Ale jeżeli idziecie do mamy Genbu, to szybciej będzie w tę stronę, zamiast iść ścieżką... Nią będziecie iść cały dzień, a skrótami potrwa to tylko kilka minut.

W czasie, kiedy Vinbo mówiła, Kahlen zaobserwowała na jej twarzy trzynaście pieprzyków. Nie lubiła być przesądna, ale jednak była to liczba trzynaście i wierzyła, że nigdy nie przynosi nic innego, niż samego pecha.

- Och, naprawdę? - zapytał zaskoczony Akhet. Kątem oka spojrzał na Kahlen, gdyż już sam nie wiedział, czy mają doczynienia z kimś podejrzanym.

- Jeżeli macie jakąś mapę to mogę wam pokazać - odparł.

- Mamy - powiedziała skrzywiona Kahlen. Nie miała ochoty iść drogą proponowaną przez Vinbo, gdyż to na pewno nie mogłoby się skończyć dobrze. Jednak postanowiła zagrać rolę przyjacielskiej i ufnej osoby. Pogadają o drodze, podziękują i ostatecznie rozdzielą się w różnych kierunkach.

Vinbo wzięła od Kahlen mapę i pokazała dokładnie palcem gdzie jest Mama Genbu, jak prowadzi ich ścieżka, gdzie są i jak będzie najszybciej. Wyglądało na oko dobrze, jakby droga, którą im pokazywała była całkowicie prawidłowym skrótem... Oboje tak myśleli, ale tylko Akhet został przekonany do tego, że może nawet lepiej byłoby iść tą ścieżką, gdyż im szybciej dojdzie, tym szybciej wróci do Mory.

- Dziękujemy, pójdziemy sobie odpocząć i porozmawiać o tej nowej drodze - odparła Kahlen chowając z powrotem mapę do swojej torby. Nie wydawało się po niej, żeby okłamywała Vinbo, ale nie robiła nic innego niż to. Mulatka już się odwróciła od centaura, ale nagle zatrzymał ją głos.

- Chętnie z wami pójdę i poprowadzę was skrótem.

- Nie, nie trzeba - powiedziała Kahlen, która już się uśmiechnęła sztucznie, co było bardzo widoczne. Denerwowała ją ta osoba im bardziej próbowała żeby poszli tą ścieżką. Brzmiało to jak nic innego, niż pułapka.

- Ale nalegam, to byłby naprawdę zaszczyt - złapała Kahlen za dłoń, ale od razu pożałowała, spalając sobie dłonie przegotowanym ciałem Kahlen od lawy.

- Kahlen! - zareagował Akhet. Mieli być przyjaźni dla centuarów, a w tym momencie właśnie jednego oparzyła.

- Przepraszam, ale nie powinna mnie dotykać i gwałtownie brać za rękę - obroniła się Kahlen.

- "Powinni", nie jestem babą. - Vinbo przyłożyli oparzone dłonie do ust by je schłodzić.

- Bardzo cię przepraszam za całą tę sytuację - westchnął Akhet dając krótkie chłodne spojrzenie swojej przyjaciółce. - Nic ci nie jest? Mam wodę w butelce, daj poleję ci dłonie

- Dziękuję. - Wysunęli dłonie przed chłopakiem i patrzyli się pustym wzrokiem na lejącą się wodę. - Też was przepraszam - wyszeptali nagle.

***

Ciemne oczy Akheta otworzyły się i pierwsze co zobaczyły to twarz Dinga przed sobą pokazującym mu żeby był cicho. Chłopak niepewnie podniósł się do siadu, a mężczyzna od razu pokazał mu palcem na wielką kulę żółto-czarno sierści kawałek dalej. Kulkę którą oddychała.

- Ktoś nas zaatakował i gdy byliśmy nie przytomni, musieli zabrać nas do nory Almiraja - wytłumaczył Akhetowi. Pokazał mu palcem na drugą stronę nory gdzie wyjście było zablokowane wielkim głazem. - Nie chcieli brudzić sobie rąk, więc chcą żeby Almiraj zabił nas za nich.

- To przez tego centaura - warknęła Kahlen podchodząc do nich. Swoją wkurzoną miną mówiła dokładnie Akhetowi wszystko co miała mu dopowiedzenia. Rozumiała, że martwi się o Morę, bo wyczuwa to od początku tej całej misji, że jedyne o czym myśli to o powrocie do jego ciężarnej żony, ale obwiniała go za to, że byli teraz w tej sytuacji. Nie oczekując nawet odpowiedzi od Akheta złapała w rękę kamyk i rozpaliła go swoją mocą. Tak mocno ściskała przedmiot, że w końcu roztopił się w jej dłoni po kilku sekundach.

- Gdzie Orson? - zapytał Akhet nigdzie go nie widząc. Zaczął szybciej się rozglądać dookoła szukając chłopca po norze. Było ciemno, więc miał nadzieję, że po prostu jego wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze wystarczająco do ciemności.

- Zamienił się w mysz i wyszedł stąd by znaleźć pomoc - odparł Ding.

- Jak długo byłem nieprzytomny? - zmarszczył brwi.

- Długooo - powiedziała dziewczyna unosząc przy tym wysoko brwi.

- Próbowaliśmy cię obudzić, ale dopiero teraz nam się udało.

- W jakiej sytuacji się teraz znajdujemy? - dopytywał. Nie wiedział czy to był dobry pomysły, by wysłać Orsona samego, tym bardziej, że już sam nie wiedział czy mogą ufać centaurą.

- Wychodzi na to, że dzikie, duże almiraje są groźne w przeciwieństwie do pupila Rivera, więc gdy zapadnie noc, prawdopodobnie będzie po nas. To stworzenie nocne, a ten na razie śpi i widać przez sczeliny, że robi się już ciemno na zewnątrz... Zostaniemy pożarci przez gigantycznego królika, i to wszystko przez ufność do losowej nie-baby w dżungli. - Nie chcąc już myśleć o tym, że to jej ostateczny dzień, dziewczyna spojrzała na ziemię, na kamyki. - W sumie to chyba mam pomysł. Mogłabym spróbować spalić ten głaz.

- Dlatego lubię magicznych ludzi. - Ding nagle wstał i poklepał ją po plecach, ale szybko pożałował, gdyż jej ciało było rozgotowane na śmierć. - Zawsze będziesz mogła spróbować...

- Nie. Jeśli rozgrzejesz kamień, jego ciepło w końcu rozgrzeje norę tak mocno, że umarlibyśmy. Musimy wpaść na inny pomysł.

Kahlen spojrzała na Akheta obojętną miną, chciała dyskutować, udowodnić, że jej pomysł jest najlepszy, ale dobrze wiedziała, że Akhet miał rację.

- Okej - westchnęła odwracając wzrok. - Więc masz jakieś inne pomysły?

- Nie - odpowiedział bez zastanowienia.

- Ekhem, a może gdy Almiraj się obudzi, to można go przekonać żeby wbiegł rogiem prosto w kamień! Może wtedy by go odsunął i moglibyśmy stąd wyjść - zaproponował Ding. Skoro potrafił sobie to wyobrazić w głowie, mogło to być możliwe do wykonania.

- To jak byk z czerwoną chustą i bykiem - pomyślał na głos Akhet, kiedy Kahlen zrobiła to tylko w głowie. - Mogłoby się udać.

- Ale jak mamy zamiar to zrobić? - spojrzała na nich pytająco. - Nie mamy żadnej przynęty czy czegokolwiek.

Akhet spojrzał na nią lekko uśmiechnięty, nawet nie potrzebował już pomocy Dinga, by to rozkminić.

Gdy jakiś czas później Almiraj się obudził, oni stali już w prostym rzędzie z kilkoma metrami odległości od siebie. Gigantyczny Almiraj, o wiele większy od nich, spojrzał na Akheta swoimi czarnymi oczami. Pierwszym co zwróciło ich uwagę, było coś czerwonego na pysku i rogu. Domyślając się i wiedząc, że nie było to nic innego niż krew, poczuli prawdziwy strach. To nie była już tylko dziecięca zabawa w wychodzenie z kartonowego pudła, ale rzeczywistość. Nie chcieli być kolejnymi istotami zjedzonymi przez tego mięsożercę.

Królik zaczął iść w stronę Akheta, a gdy chłopak zaczął biec do przodu, Almiraj przyspieszał kroku za nim. Gdy żółte ostre zęby prawie już go złapały, chłopak szybko, w ostatniej chwili odskoczył i Almiraj skupił się na Dingu, którego miał teraz przed sobą. Teraz to Ding biegł i królik dalej się rozpędzał, a gdy już była kolej Kahlen by biec z całych sił, ta modliła się o życie. Biegnąc czuła wciąż za sobą oddech śmierci. Nie mogła teraz zostać astmy. Nie teraz. Za chwilę. Później... Teraz musiała wytrzymać aż dobiegnie do głazu i wtedy w ostatniej chwili odskoczyć.

- Musi się udać - pomyślała sobie, bo nie zgadzała się na to, by wyszło inaczej.

___________________________

Pamiętacie jak mówiłem, że Ding jest entp czy coś takiego? Myślałem nad tym i powiedziałem sobie "kurwa nie pasuje mi to", więc okazało się że jest Esfj. Pasuje mi to o wiele lepiej, ale nadal mi to nie pasuje, więc niech będzie wszystkim i nikim.

Podziękujcie edytorce za ten rozdział, tym bardziej, że mocno memami po niej pojechałem hehe... a ona zasługuje na wielkiego przytulasa za znalezienie czas na poprawienie tego rozdziału. Chcę wytłumaczyć kilka memów, bo ogólnie ja nie użyłem żadnych zaimków stosunu do Vinbo. Od samego początku nie użyłem żadnych zaimków. I moja edytorka się wymęczyła psychicznie czytając to, bo to było mega pokręcone, bo jak wiecie polski język nie przyja innym zaimką... Nie wiem czy tak mogę to powiedzieć, ale wiecie pewnie co mam na myśli.  Moja edytorka powiadomiła mnie, że zamieni zaimki na męskie, ale po dyskucji ze mną gdzie płaczę, widocznie uznała że żeńskie zaimki będą lepsze od męskich dla Vinbo. I ogólnie ciszę się, że zignorowała mój płacz i użalanie się jaka ona jest zła... i poprostu zamieniała te zaimki, bo wyszło świetnie na sam koniec!!! Kocham ją, kochamy ją i zasługuje na złoty medal najlepszej edytorki. 

Pytania do Kahlen
1. Jakieś myśli dotyczące tego rozdziału? Mam ochotę na odpowiedzieć o tym jakie jest jej pierwsze wrażenie co do Vinbo. Możesz też wytknąć mi błędy dotyczące opisów myśli Kahlen. jeżeli chcesz coś jeszcze dodać to mów albo też pisz.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro