Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8 W namiocie Króla Hisaina

Jackson przystanął przed namiotem i zatrzymał na nim swój pusty. Próbował odnaleźć w sobie motywację, by wejść do środka, miał jej już coraz mniej. Każdego dnia był ciągnięty głębiej, ku ciemności, od której nie widział odwrotu. Miał coraz mniejszą ochotę na spotkania z Hisainem... A to wszystko przez króla. Wcześniej, przed tym wszystkim, miał wszystko czego potrzebował, by wieść szczęśliwe życia. W wiosce otaczali go przyjaciele, rodzina i miał chłopaka, którego kochał i to mu właśnie wystarczało. Ale dla niego odwrócił się od wszystkich innych, którzy byli ważni w jego życiu, a co najważniejsze, od kobiety, która była dla niego jak druga matka, Mory. Jedyne co mógł teraz robić, to przybierać dobrą minę do złej gry. Być w roli, która na oko nigdy się nie zakończy.

W końcu wszedł do środka i od razu jego wzrok natrafił na złote oczy jego chłopaka... albo też króla.

- Jackson, jaka to miła niespodzianka. - Uśmiechnął się do niego król.

- Jestem tu dla Hisaina - westchnął pomału podchodząc bliżej.

- No weź, nawet nie wiesz jak dawno z nikim nie rozmawiałem, a ty zawsze tylko: Hisain, Hisain, Hisain. Daj mi się wygadać - powiedział patrząc prosto w szmaragdowe oczy panterołaka. - Ostatnio rozmawiałem z jakimiś istotami przed królową Em. Wtedy nieźle opanowałem to miejsce, ale taka mała paskuda, głupia Stax zwołała wszystkie smoki i mnie stąd wyrzucili. Wtedy się dowiedziałem jak Eter się dzieli swoją mocą, po raz pierwszy odkryłem że nie żyje. Odwiedzałem ich tak często, a oni byli martwi przez te wszystkie lata! Nienawidzę ich za to, że umarli, by dzielić się swoją mocą z mieszkańcami tego świata. Jeżeli chcieli umrzeć mogli mi oddać swoją moc. Ale jak zrobili, tak zrobili, teraz niech sobie Eter patrzy jak odbieram im wszystko co stworzyli.

- Nie jestem tu, by słuchać o twoich traumach - odparł niewzruszony Jackson, zmęczony słuchaniem króla. - Jestem tu dla Hisaina, nie dla ciebie.

- Hisain, Hisain, Hisain... Nie masz własnego życia? Bo zawsze gdy tu jesteś, to jest to jedyne co słyszę.

- Ty gadasz zawsze o Eterze - zauważył Jackson. - A teraz, przywróć Hisaina.

- Nie mam ochoty.

- Powiedziałem, żebyś przywrócił Hisaina. - Ciemnowłosy wyciągnął miecz i zanim król zauważył chłopak stał przed nim przykładając mu nóż do jego bladej szyi. Przez chwilę król z wypisanym szokiem na twarzy patrzył na srebro, ale trwało to mniej niż kilka sekund, zanim się uśmiechnął.

- Co robisz? Chcesz przestraszyć Hisaina widokiem ciebie przykładającym mu miecz do szyi? Czy masz może zamiar mnie zabić, swojego chłopaka? - zaśmiał się. - Jeżeli zabijesz mnie, to zabijesz i jego.

Jackson przez chwilę patrzył w złote oczy Króla, który pewny siebie uśmiechał mu się prosto w jego twarz. Szesnastolatek cofnął się o krok i schował miecz z powrotem do swojego futerału. Spokojnie odwrócił wzrok próbując opanować emocje. Chwilowo cały był w nerwach przed osobą, przed którą nie powinien. Już nawet nie rozpoznawał samego siebie, przez negatywne uczucie i myśli które miał.

- Jackson! Jesteś - usłyszał panterołak i od razu szmaragdowe oczy spojrzały na radosną twarz przed sobą. - Choć usiądź obok, jest miejsce.

Ze lekkim uśmiechem przewrócił oczami i usiadł obok niego jak przed chwilą Hisain mu zaproponował. Gdy usiadł, biało włosy od razu położył głowę na ramieniu chłopaka i bez wahania złapał go za dłoń.

- Nie mogę się doczekać aż to się skończy i będziemy mogli spędzić wieczność momentów takich jak te - odparł złotooki. - Nudzi mi się gdy ciebie przy mnie nie ma. Siedzę sam i czekam aż przyjdziesz, co czasami wydaje się trwać całe wieki. Dlatego bardzo za tobą tęsknię.

- Też za tobą tęsknię w ciągu dnia, bardzo - odpowiedział. - Ale nie musi tak koniecznie być, nie musimy spędzać wieczność takich momentów, może wystarczy nam ten czas jaki mamy i może wcale nie musisz robić tego wszystkiego.

- Jackson, czy ty próbujesz się mnie pozbyć? - zapytał go Hisain, choć chłopak od razu wiedział, że rozmawiał z nikim innym niż królem. - Daję ci rozmawiać z Hisainem, więc pilnuj lepiej swojego języka w zamian.

- Okey.

- Co okey? - zapytał go chłopak patrząc na niego pytająco.

- Nic, po prostu cię kocham. - Zamknął powieki, specjalnie po to, by oczyścić umysł tymi słowami. Mieszało mu się głowie od tej całej sytuacji.

- Ja ciebie też - musnął ciemną dłoń Jacksona. - Powinniśmy iść później na randkę. Marzę o pikniku pod gwiazdami.

- Załatwię wszystko przed wieczorem i przyjdę po ciebie.

- Nie, nie. Dzisiaj to ja załatwiam wszystko i po ciebie przychodzę - pokręcił głową, którą po chwili odwrócił, by spojrzeć prosto w oczy chłopaka.

Garis odsłonił nagle materiał namiotu, by wejść do środka. Od razu na jego twarzy pojawiły się niewinne rumieńce, gdy swoimi zielonym oczami spojrzał prosto w szmaragdowymi oczy Jacksona i złote Króla Hisaina. Dopiero teraz wpadła mu do głowy myśl, że nie powinien wchodzić do środka jakby to był jego namiot. Szybko odwrócił się do nich tyłem. Było widać jak jego ogon chwieje się delikatnie od dołu do góry, od góry do dołu, co oznaczało jedynie, że czuł się w tej chwili zakłopotany.

- M-mam wiadomość od Gertrudy - zająkał się.

Hisain z zaskoczonej miny przeszedł na nagły uśmiech.

- Wiedziałem, że będziesz przydatny - odparł. - Jaką wiadomość ma do mnie Gertruda? Tylko szybko, bo Jackson nie jest cierpliwy, kiedy mu się przerywa randkę.

Jackson od razu spojrzał rozdrażniony na Hisaina. Zwykle od razu by wyszedł i wrócił gdy już Garis skończy rozmowę z królem, ale parę sekund temu Hisain się do niego przytulał i Król się nadal się od niego nie odsunął, więc utknął tu w tej pozycji.

- Złapaliśmy wczoraj żywioły; człowieka, wampira, kitsune i elfa. Wiesz, tą miłą chłoptasie, takiego wysokiego chłoptasia, takiego bardzo strasznego chłoptasia i tego smutnego chłoptasia - powiedział. - Clapis dała im koszmary, dokładnie jak było w planie, ale uciekli. Teraz Gertruda, Arcus i Clapis idą za nimi. Chwilowo wiemy tyle, że kierują się do Ri.

- Czyli podróżują, jak mówiłem. Jesteście tacy oczywiści - zaśmiał się głośno. - Więc brakuje żywiołaczki, dwóch zmiennokształtnych dzieciaków, wilkołaka, wróża, łabędzicy i tej dziewczynki, która jest dziwną mieszanką syreny z czego pamiętam... więc gdzie mogliby wyruszyć? Hmm, niech zgadnę, do Rral. Jackson, kochany chłoptasiu mój...

- Nie jestem twoim chło... - przerwał mu Jackson, ale wtedy sobie przypomniał o Garisie, który nadal ich słuchał.

- Och, Garis cię rozdrażnił, bo musiałeś tak długo czekać? - zapytał patrząc proste w oczy Jacksona. - Chciałem powiedzieć, żebyś powiedział innym o nowej misji, którą dla nich mam, ale może w tej sytuacji, niech Garis im powie.

- Co mam im powiedzieć? - zapytał szarowłosy patrząc na nich zakłopotany. Miał ochotę jak najszybciej stąd wyjść.

_______________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro