Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5 Czarna maska

Niebo dzisiejszego dnia było czyste, nie widniała na nim ani jedna chmura. Promienie słońca śniły między pnącymi się do nieba koronami drzew, a prosta ścieżka prowadziła trójkę nastolatków na przód. Słońce rozświetlało bohaterów, wypełniając ich dusze ciepłem i powodując uśmiechy na twarzach każdego z nich. To ciepło było uczuciem tęczy po burzy. Uczucie, które podnosiło ich dusze w nadziei.

- Nie mogę się doczekać dojścia pod jezioro, wtedy dopiero nauczę was jak prawdziwy mistrz łowi ryby - zaśmiał się Eryk spacerując z wędką w ręku.

- Nigdy nie łowiłam ryb - odpowiedziała mu spokojnie Dagie, jednak brzmiała na zainteresowaną całym pomysłem.

- Ja też nie - pokręcił głową Otis.

- Dlatego was wszystkiego nauczę - odparł Eryk klepiąc Otisa po plecach.

Elf zrobił kolejny krok do przodu i cała trójka stała już na pomoście nad niebieską wodą. Promienie nie odbijały się na wodzie, jednak to miejsce miało w sobie jakiś urok. Blondyn stanął na krawędzi drewnianych desek i nie pewnie spojrzał w głąb wody przyglądając się jej. Czuł się z jakiegoś powodu dziwnie. Czuł dziwny ból w klatce piersiowej, ale czuł się tak spokojnie jednocześnie. To prawie jakby jezioro zabraniało mu patrzeć na dno, ale i tak zapraszało go do oglądania.

- Usiądźmy i zarzućmy wędki, może złowimy jakieś ryby – odparł.

Odwrócił się do tyłu, by spojrzeć na swoich towarzyszy, ale jedyne co zobaczył, to jak w mniej niż sekundzie popychają go do głębokiej wody. Nie usłyszał plusku, nie poczuł też ich dotyku, ale poczuł strach przepełniający nagle całe jego ciało. Był przerażony wodą, albo też nagłym popchnięciem przyjaciół; nie wiedział dokładnie czemu tak się czuł, ale czuł, że powinien. Pod wodą nie widział niczego prócz błękitu. Gdy patrzył w dół, widział zielonkawe kolory, a nawet czarne dno, za to gdy spojrzał w górę widział niebieski jasny jak niebo. Zanim jego ciało opadło głębiej i zbliżyło się do czerni, szybko wypłynął na powierzchnię wody.

- Ha, ha, jacy śmieszni jesteście. - Chłopak przewrócił oczami i spojrzał na pomost zaraz po swoich słowach, ale nie było na nim ani Otisa, ani też Dagie. Blondyn rozglądnął się i spojrzał z powrotem w wodę, gdzie zobaczył ich twarze w niej. Dłonie obojga złapały go za kostki i nagle pociągnęli go całą siłą w stronę ciemnego dna. Blondyn, w panice nie wiedząc co się dzieje, wiercił się próbując się wydostać, ale im bardziej starał się uwolnić, tym mocniejszy stawał się ich uścisk i tym szybciej ciągnęli go ku nieznanej ciemności wody.

***

Otis wstał z podłogi widząc wokół siebie całkowitą ciemność. Nie widział tak naprawdę niczego oprócz własnego ciała, ale po chwili usłyszał za sobą ciężki oddech i szybko obejrzał się widząc czarnowłosą dziewczynę. Była niższa od niego i wcale nie szczupła, w przeciwieństwie do Dagie, ale też nie była gruba, a miała na sobie luźną bluzę i dresy.

Chłopak nie pewnie dotknął jej ramienia by zobaczyć czy to była ona, a ta odwróciła się pomału do niego. Kiedy ich oczy się spotkały, nagle się uśmiechnęła nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. Skóra Dakoty zmieniała szybko kolor, z normalnego, na czerwony i z czerwonego na niebieski. Dziewczyna zamknęła powieki, a Otis na widok wspomnień dotknął ponownie jej ramienia, ale tym razem, by ją obudzić, jednak gdy jej dotknął, ona zamieniała się w światło, które rozświetliło przed nim kolejną osobę.

Szaro skóry chłopak zarośnięty mchem patrzył prosto w oczy Otisa. Wyglądało to tak, jakby mieszaniec człowieka i trolla chciał coś powiedzieć. Otworzył lekko usta, ale zanim słowa zdążyły wypłynąć, Aris nagle został uderzony tysiącem metalowych noży. Cały krwawił, każda część jego ciała. Otis odsunął się kawałek do tyłu i chłopak nagle przed nim zniknął, pozostawiając po sobie kulkę światła, podobnie jak przed chwilą Dakota.

Otis szybko odwrócił się tyłem do świateł, by nie musieć dalej patrzeć na tragiczne śmierci jego znajomych, ale tak to tutaj nie działało. Gdy się odwrócił, zobaczył przed sobą małą dziewczynkę. To była Felecity, bliźniaczka Orsona. Dłoń mężczyzny wynurzyła się z ciemności, dłoń Bryana, żywiołu życia i śmierci, dotknęła ramienia dziewczyny, która nagle przed nim się rozpłynęła. Zniknęła niczym mydlany bąbelek, który pęka po spotkaniu się ze wszystkim co znajduje się dookoła. Zniknęła tak, jakby nigdy jej wcale tutaj nie było.

Światło Felecity rozświetliło kolejną osobę stojącą obok niej, Kallen. Tak pomału każdy przed Otisem umierał w tym ciemnym pokoju. Widział śmierć swoich znajomych od nowa, albo widział po raz pierwszy jak kończą swoją śmierć na tym świecie i umierają, naprawdę i na zawsze. Po wielu światłach, został rozświetlony wysoki blondyn.

Eryk stał ze krzyżowanymi rękoma. Gdy oczy ich obojga się spotkały, blondyn z przyjaznym uśmiechem zrobił krok, by podejść do swojego kolegi. Jednak po tej czynności wpadł całkowicie do kałuży, znikając w jej. Otis w panice szybko podszedł chcąc mu pomóc, przecież Eryk nie mógł tak umrzeć, nie mógł zostawić go tutaj samego w taki sposób. Wampir spojrzał w głąb wody i wsadził rękę do kałuży by złapać elfa, dopóki jeszcze nie był za głęboko w wodzie. Gdy już prawie go miał, ten zamienił się w światło, które błyskawicznie wyszło na powierzchnię. Eryka już nie było. Teraz pojawił się przed nim człowiek.

Rudowłosa pomachała do niego energicznie. Z czasem jest machanie stawało się jednak wolniejsze, a twarz coraz mniej radosna. Zerknęła twarzą w ziemię, a Otis widział jedynie krople krwi padające na czarną podłogę. Po chwili Dagie uniosła twarz, ale chłopak nie mógł spojrzeć jej w oczy, których nie miała. Z oczodołów ciekła krew, aż do ziemi. Patrzył na nią z przerażeniem, gdy jej ciało znikało zamieniając się w kulkę światła.

Nikt po niej się już nie pojawił, wszyscy umarli, a on został sam w ciemnościach. Usiadł niepewnie na ziemi czując pustkę w duszy.

***

- Ding? - zapytał Kitsune, a ich dwójka na przeciwko spojrzała na niego chłodnym wzrokiem. Piękne błękitne oczy, które River pamiętał tak pozytywnie, były teraz lodowato błękitne. Nie dawały mu żadnego ciepła w sercu i wcale nie uspokajały duszy jak zawsze to robiły.

- O, już wróciłeś? - zapytał. 

- Co robisz? Czemu ty...

- Jesteś taki głupi, że nawet nie możesz się sam domyśleć? - prychnął tryton przerywając mu. - Zrywam z tobą. Zakochałem się w kimś, kto nie będzie na siłę kazał mi się w sobie zakochać.

- Co masz na myśli? Ja cię nigdy do niczego nie zmuszałem, i to ty przecież...

- Użyłeś na nim żywiołu miłości - odezwał się obcy chłopak. Kitsune od razu odwrócił do niego twarz i spojrzał w czerwone oczy, które przerażały każdy atom w jego ciele. - Zmusiłeś go do zakochania się, bo użyłeś na nim swójego żywiołu.

- Cieszę się, że wyjechałeś na tą głupią misje, dzięki temu w końcu mogłem przebudzić się z twojego uroku i poznać kogoś lepszego – mówił Ding. - Obiecuję ci jedno, ty lisie, nigdy nie znajdziesz miłości i w końcu wszyscy przyjaciele się od ciebie odwrócą, gdy zrozumieją jaki samolubny jesteś.

- Ale ja nawet nie potrafię używać jeszcze swojego żywiołu - zaśmiał się niepewnie River. Czy to miał być jakiś kiepski żart? Przecież Ding nigdy by mu tego nie zrobił, nigdy by mu tego nie powiedział, bo on przecież dobrze wiedzieł, że wcale nie potrafi używać swojego żywiołu.

- Więc najpierw się naucz, zanim ktoś kolejny trafi na moje miejsce przez to, że nie potrafisz ogarnąć swojego cudownego życia. Nie mam zamiaru być twoim wsparciem i nikt nie ma ochoty naprawdę przejmować się twoimi problemami, które stwarzasz na siłę - mówił chłodno. - Wiesz co jest najgorsze? Że udajesz, że mnie kochasz, ale ty po prostu mnie potrzebujesz, dopóki nie wrócisz na ziemię. Bardziej samolubnej i odpychającej osoby od ciebie nigdy nie spotkałem.

- To naprawdę nie jest tak...

- Daj sobie spokój i lepiej już idź, nie mam ochoty widzieć więcej twojej twarzy, na jej widok mam ochotę się zabić – odwrócił się tryton plecami do nastolatka. Obiął ramieniem chłopaka stojącego obok niego, przyciągając go bardziej do siebie. 

- Ding, posłuchaj mnie, proszę.

- Nie słyszałeś, lisie? SPADAJ – warknął czerwonooki.

Serce Kitusne biło przerażająco głośno. Czuł jak jego oddech stawał się coraz cięży tym dłużej tu stał. Nie chciał tu już być. Naprawdę już wcale nie chciał tu być na tym świecie.

***

Ciemne chmury na niebie wcale nie przeszkadzały Dagie w siedzeniu na swoim ulubionym drzewie, tak samo jak pojedyncze delikatne krople deszczu spadające na jej twarz. Zamknęła spokojnie oczy i gdy po chwili otworzyła je ponownie, stało się coś dziwnego. Zamiast przezroczystych kropli, zaczęły spadać czerwone, a chmury na niebie były czarne. Zmieszana, szybko zaczęła schodzić z drzewa, by wrócić jak najszybciej do wioski. Nagle jej stopa poślizgnęła się o mokry korzeń i poleciała w dół. Spadała uderzając co chwilę o gałęzie. Ubrania, które miała na sobie, rozrywały się, a jej ciało było coraz bardziej pokaleczone. Wszędzie miała rany, a spadanie trwało wręcz w nieskończoność, jakby te drzewo było w tej chwili większe niż jej się wydawało. Nagle upadła na ziemię i szybko otworzyła oczy, ciężko oddychając . Rozejrzała się po pomieszczeniu i pierwszym na co natrafiła, to na szare oczy za czarną maską.

- Kim... - Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, by uspokoić serce zanim kontynuowała. - Kim jesteś? - spytała Dagie na jednym wdechu.

- Nie ma teraz czasu by cokolwiek tłumaczyć. Trzeba obudzić twoich kolegów i musicie stąd wyjść. Wyprowadzę was, ale musicie być cicho. Jeżeli się dowiedzą, że wam pomogłam, zabiją mnie - odpowiedziała. Głos dziewczyny brzmiał na delikatny, łagodny, ale też na poważny i przestraszony jednocześnie. - Proszę zaufaj mi.

Dagie szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało jakby było zrobione z kamieni, nie była jednak pewna, czy ma rację. Nigdy nie była w podobnym miejscu, a pomieszczenie oświetlała mała lampka wisząca parę metrów od niej, przy drzwiach. Nie było tu też żadnych okien ani rzeczy, dlatego jedynym wyjściem były one. Nie miała pojęcia, gdzie była i jak tu trafiła. Ostatnie co pamiętała, było to, że poszli spać na pustyni, a teraz wrzyscy leżeli w tym pomieszczeniu. Chciała usłyszeć od nieznajomej wytłumaczenie i była pewna, że reszta również będą chcieliby dziewczyna powiedziała co się tutaj dzieje.

- I tak wam pomogę - odparła tajemnicza dziewczyna, nie czekając dłużej na odpowiedź. Dagie nadal zastanawiała się nad tym co powinna zrobić w tej sytuacji, ale jeżeli dziewczyna w masce miała im pomóc, nie mogła czekać aż rudowłosa coś powie. Dziewczyna odwróciła się do Dagie plecami, by zaraz obudzić Eryka, Rivera i Otisa. Cała trójka miała spocone twarze i błądziła wzrokiem po pomieszczeniu. Widząc swoje twarze od razu się rozluźnili, choć serca nadal biły im przyśpieszone. Domyślili się, że to były to tylko senne koszmary. Przecież widzieli teraz siebie całych i zdrowych.

- Musicie stąd wyjść.

- Czekaj - odparł Eryk oddychając głęboko. Cieszył się, że jednak nie tonął w strasznej wodzie i jego przyjaciele nie próbowali go zabić, ale ten sen był zbyt realny, by teraz od razu był gotowy na ogarnięcie myśli. – Przypomnij mi, kim jesteś?

- Na Nachasha... - powiedziała spokojnie, ale było słychać, że była zirytowana. - Musicie stąd wyjść, a że ryzykuję swoje życie, by was stąd wydostać, to błagam was, ogarnijcie się i współpracujcie - jęknęła. - Nie musicie mi ufać, ale w tej chwili nie macie wyboru.

- Nie możemy zaufać komuś kto ukrywa swoją twarz za maską - odparł Eryk wstając powoli z ziemi, by spojrzeć na nią z wyższością.

- Maski są po to, by nie móc dotrzeć co się pod nią kryje, kto. Maski ukrywają prawdziwą twarz chowającymi się za nimi osób. A te maski przez to sprawiają, że nie mamy zaufania do kogoś - dodał od siebie Otis, patrząc wciąż na ziemię.

Dziewczyna od razu nic nie odpowiedziała przyglądając się im w milczeniu. Z tego co mówili, zrozumiała, że chcieli, by zdjęła maskę, która im sprzyja, dlatego wcale nie rozumiała ich toku myślenia. Czy nie rozumieli, że grozi im nie bezpieczeństwo i nie ma czasu na rozmowy przy herbatce?

- Idźcie za mną lub nie, wasz wybór - odparła po dłuższym milczeniu. Minęła ich i podeszła do drewnianych drzwi. Pomału je otworzyła i spojrzała w obie strony korytarza. - Nikogo nie ma, można iść na lewo.

- Prowadź - odparł chłodno Eryk podchodząc do niej.

Otis powoli wstał idąc zaraz tuż obok Eryka za obcą im dziewczyną, a Dagie oraz River nie pewnie spojrzeli na wychodzącą trójkę, i nie chcąc zostać sami w tyle poszli za nimi, choć sami nie byli pewni, czy powinni, ale nikt nic nie mówił. Cała drużyna jedynie szła cicho za dziewczyną w czarnej masce, która zaprowadziła ich do jakiegoś okna.

- Dalej was nie zaprowadzę, musicie dać sobie radę sami – powiedziała. – Jesteśmy na trzecim piętrze i jest stąd trzynaście metrów do ziemi. Człowiek może użyć swojego żywiołu grawitacji, by was wszystkich bezpiecznie zabrać na ziemię, ale pośpieszcie się. Macie pięć minut zanim zauważą, że was nie ma.

___________________________________________

Ogólnie "Na Nachasha" to znaczy to samo co "O boże", "Aniele święty" itp. Na Tomie (pustyni) używa się tego określenia, bo tak nazywają białego smoka, który żyje w Tomie. Inni, którzy nie są z Tomy, mówią często "O smoku", ale to zależy od miejsca np. Rral (dżungla) też ma własne powiedzenie, ale kiedyś indziej do tego wrócimy.

Co do rozdziału, postacie mogą mieć inny charakter niż zwykle w tych ich snach, więc na to się nie patrzcie zbytnio. Ogólnie trudny rozdział, skomplikowany był, ale chyba miarę mi się udał heh

Pytania do oc
1. Co sądzicie o swoim śnie?
2. Kim myślicie, że może być dziewczyna w masce? lol
3. Jakieś inne myśli?
4. Ogólnie bałem się tego co będzie, gdy się obudzą te postacie, więc możecie to skomentować, bo pisałem to nawet dużo nie myśląc. To było impulsywne pisanie, a gdy będę poprawiał tą część za kilka miesięcy na pewno wtedy wezmę pod uwagę wasze komentarze i uwagi o ostatniej scenie.
5. Idk, jakieś inny myśli?
6. Coś innego co chcecie powiedzieć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro