Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#20 Opuszczone miejsca

- Czekajcie! - Usłyszały żywioły, które dopiero co wyszły z wróżkowego lasu.

Oboje spojrzeli za siebie, prosto na dwie wróżki, które do nich podleciały.

- Przepraszam, że w taki sposób was zatrzymuję, ale nie miałam okazji zapytać. Byliście cały czas otoczeni... - powiedziała jedna z wróżek. Miała zieloną skórę o pastelowym odcieniu i krótkie włosy obdarowane różowym kolorem.- Proszę, możecie mi powiedzieć co u Blue? Byliśmy kiedyś blisko, ale straciliśmy kontakt dekadę temu... - Jej uśmiech z twarzy pomału zniknął. - Ciekawi mnie jak się tak naprawdę ma, potym jak się wyprowadził.

Eryk skupiał się bardzo za zachowaniu obu dziewczyn. Wydawało mu się, że zielona wróżka nie była z nimi całkowicie szczera. Oczywiście, na pytanie czemu tak myśli, odpowiedział by, że jej uśmiech jest sztuczny. A ta styłu, wyglądała jakby nie chciała mieć nic do czynienia z żywiołami. Więc oczywiście elf nie ufał tym wróżką. Ale czy on kiedykolwiek komuś ufał? Widział, że coś w ich zachowaniu było całkowicie nie tak, ale jeszcze nie znalazł wystarczającego dużego powodu aby się wycofać z tej rozmowy. Dopóki nie udowodnią jego podejrzeń, przynajmniej on ze ich dwojga musi być czujny. Jak zawsze, Dagie bezgranicznie ufała prawie każdemu.

- Powiem ci szczerze, że dawno nie słyszeliśmy co u Blue. Odeszli ja-

Eryk szybko zaregował przerywając przyjaciółce.

- Blue i kilka innych żywiołów mają inną misję od nas, dlatego nie zawsze mamy możliwość się z nimi widzieć.

Naszczęście Dagie od razu zrozumiała. Eryk specjalne niej przerwał. Prawie się wygadała, że Blue i Woren odeszli ze drużyny. Cały czas zapomina, że nie mogą mieć zaufania do kogokolwiek. Dagie już chciała się zwierzać z sekretów ich drużyny. Nawet nie poznali tych dziewczyn wystarczająco, a ona już im ufała. Wcale nie bała się o żadne konsekwencje. Czasami jej jednak tego Eryk zazdrościł. Mieć aż takie zaufanie do innych i bycie w stanie się z każdym zaprzyjaźnić... on oczywiście tak nie umiał, ale też dobrze jest czasem być ostrożniejszym. Czego dziewczyna musiała się jeszcze nauczyć.

- Jeżeli się martwisz o Blue, to na moje oko nie musisz. Nawet przedtym zanim się poznaliśmy, to miał już własny dom, bez problemu zarabiał wystarczająco ze bycia łowcą i co najważniejsze, ma przyjaciela który jest dla niego jak rodzina. Naprawdę dobrze sobie ułożył życie.

- Mhm - potwierdził Eryk. - Jak dla mnie wydaje się szczęśliwy.

- Dziękuję. - Lekkie zadowolonie pojawiło się na twarzy dziewczyny. - Cieszę się. Tylko to chciałam usłyszeć, że żyje szczęśliwie poza wróżkowym lasem. 

- Lise, zostałaś odpowiedź. Wracajmy już - odparła druga wróżka.

- Okey. - Odetchnęła z wyraźną ulgą.- Dziękuję wam, naprawdę potrzebowałam tego. 

Zielona wróżka odwróciła się do tyłu. Dagie chciała się jeszcze pożegnać, ale niestety dla niej, obie wróżki szybkim ruchem rozłożyły skrzydła i poleciały spowrotem... gdzie kolwiek te spowrotem było. 

- Pa... - Dziewczyna podrapała się po szyji, obserwując jak wróżki znikały za drzewami. - To było trochę dziwne, choć mogliśmy się tego spodziewać. Przecież był stąd, czyż nie? - Odwróciła się ku elfowi.

- Chyba Blue od czegoś uciekł. Od czegoś co ta wróżka ukrywała przed nami. Ale to nie jest ważne, gdybym tu mieszkał też bym uciekał - stwierdził chłopak. Od samego początku miał dość wróżek i ich dziwnego zachowania. Romantyzowały zielone oczy, idealizowały same siebie i po prostu nie szanowały czasu innych istot. Nie szanowały niego.

- Mam odwrotne zdanie. - Uśmiechnęła się do niego, poczym szybko skoczyła na głaz przed sobą. - Podoba mi się to miejsce. Chciałabym tu kiedyś wrócić i spędzić tu więcej czasu. Następnym razem możemy spotkać się z Klontami. Dowiedzieć się więcej o ich rasie i poszukać rozwiązań o tym jak im pomóc.- Zerknęła na niego. - Wiem, że nie chcesz im pomagać spowodu misji, ale wciąż chciałabym im jakąś pomóc... mogą być dobrymi sojusznikami.

- Dagie. - Pokręcił głową. - Klonty są mało liczebną rasą, więc ich sojusz nie wieleby nam pomógł. Sama dobrze o tym wiesz, więc nie miej złego samopoczucia - westchnął. - Po tej wojnie, będziesz mogła pomagać komukolwiek zechcesz. Po prostu obiecaj mi, że na razie dasz sobie spokój z tymi całymi grzybami.

- Klontami... - wyszeptała pod nosem.

Dagie nagle stanęła w miejscu, na co chłopak spojrzał na nią z podniesiątymi brwiami.

- Eryk, mogę być z tobą szczera?

- Raczej zawsze możesz być ze mną szczera.

Dziewczyna przykucnęła i jeszcze przez krótki moment milczała, gdyż nie miała pojęcia jak przyjaciel zaraguje na jej słowa.

- Nie wiem czy będę mogła pomagać komukolwiek zechcę... bo po tej wojnie, chcę wrócić na ziemię.- Wzięła kamyk do ręki i rzuciła go gdzieś w krzaki. - Naprawdę chcę tam wrócić, ale tak trudno jest mi sobie wyobrazić nasze pożegnanie. Jesteście moją rodziną. Nie wiem czy dałabym radę przejść przez te drzwi bez was.

- Wiem, że byś przeszła. - Przykucnął obok niej. - Zostałaś wybrana do miscji w Ebvolacie, zostałaś równierz obdarowane żywiołem, ale po tym wszystkim, nie mamy już żadnej misji do wykonania albo mocy z którą wiąrze się pewien obowiązek. Każdy z nas rozpocznie inne życie po tej wojnie, a twoje życie może być za tymi drzwiami.  Przecież Nastazja mówiła, że po wykonaniu miscji, będziemy mogli wrócić. Kto wie... może wcale i nie kłamała.

Pojedyncze łzy spłynęły po policzku dziewczyny.

- Dagie. Też jesteście dla mnie jak rodzina, szczególnie ty i Otis... ale wkońcu każdy z nas pójdzie własną ścieżką śmierci. Musimy to zaakceptować. Obojętnie na co się zdecydujesz, będziemy ciebie wspierać.

- Dziękuję. - Przetarła szybko łzy, mając nadzieję, że ich nie zauważył. Czuła się głupio, bo miała nadzieję usłyszeć, że wróci na ziemię razem z nią. Może i nawet miała nadzieję usłyszeć jeszcze coś innego od niego.  - Echem... tylko to chciałam ci powiedzieć. Ale jeszcze nie wiem, więc nie mów Otisowi o moich planach. Chciałbym porozmawiać o tym jeszcze z Riverem, zanim oficjalnie postanowię cokolwiek.

- Okay. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco, choć tak naprawdę był to uśmiech przeznaczony dla niego samego.

***

- Otis już chyba jest! - Zauważyła Dagie z daleka dobrze znaną jej sylwetkę. Jeszcze mając siłę w nogach, szybko zaczęła biec do pomnika. Chciała usłyszeć o wszystkim i równierz opowiedzieć mu o wszystkim. - Huh? - Zwolniła tempo, zauważając, że coś było nie tak.

Nawet się nie śpiesząc, Eryk ją na spokojnie dogonił. Odwrotnie od niej, nie miał zamiaru męczyć swoich biednych nóg jeszcze bardziej.  Wystarczająco długo stał dzisiaj w miejscu, na dodatek od paru dni podróżują na nogach.

- Eryk. - Dagie złapała chłopaka za płaszcz, karząc mu się zatrzymać obok. - Czy to napewno jest Otis? Spójrz na niego.

Eryk skupił wzrok na ciemnej sylwetce przy pomniku, miała rację, było ciemno, więc nie dokońca widzieli, ale ta sylwetka wydawała się inna.

- Za wysoki jak na Otisa - cicho wymamrotał będąc skupiony na dalszym analizowaniu tej osoby. - Garbata też jakaś.

- Myślisz, że to ktoś z tej drugiej drużyny? - wyszeptała.

- Wątpię, to pewnie jakiś podróżnik czy ktoś taki. Podejdźmy, ale bądźmy ostrożni.

- Mhm. - Kiwnęła głową. Już była mentalnie przygotowana na wszystko co mogłoby się złego wydarzyć (przynajmniej tak wolała myśleć).

W ciszy pomału podchodzili do pomnika. Niestety nie byli dobrzy w skradaniu się i ta tajemnicza osoba szybko ich zauważyła. Zasygnalizowała to machnięciem dłonią w ich stronę.

Oboje spojrzeli na siebie nawzajem wiedzą zmieszaną minę drugiej osoby.

- Czy to napewno nie jest Otis? - zapytała Dagie. Wszędzie by rozpoznała te byle jakie machnięcie ręką na powitanie, aż mogła sobie wyobrazić minę rówieśnika. Prawie codziennie spędzali ze sobą czas, więc jak mogła go nie rozpoznać samym machnięciem ręką?

- Zobaczmy..

Tym bliżej podchodzili, tym prawie pewniejsi się stawali, że to był Otis. A gdy już byli tylko kilka metrów od niego, mogli bez problemu stwierdzić, że to definitywnie był ich najlepszy przyjaciel.

- Przestraszyłeś nas! - Rozluźniła się dziewczyna od razu go obejmując.

- Wyglądasz inaczej. - Eryk jako pierwszy oczywiście postanowił się odezwać na ten temat, jak mógł po prostu zignorować nagłą zwierzęcą charakterystykę.

- No właśnie - odsunęła się. - Masz uszy i skrzydła.

- Spotkałem parę wampirów i nauczyli mnie się przemieniać w mroczną formę. - Nie pamiętał jak dokładnie się tego nauczył, ale przynajmniej tyle było jasne. - Też spotkałem zombie, szkielety, gremliny i człowieka. Mili byli. Gremliny też grają niezłą muzę, głośną muzę.

Gdyby mógł to by opowiedział im więcej, ale prawie niczego nie pamiętał. Miał  jedynie jakieś przebłyski śmiechów.

- Czyli misja poszła dobrze? - zapytała.

- Są neutralni. - Wzruszył ramionami.

- Co to znaczy?

- Jako odrzutki społeczeńtwa, postanowili otworzyć drzwi z kolejną opcją. Zakceptowali pewien styl śmierci i ich rolę, którą jest bycia niezależnym od innych. Nie mają więc zamiaru wybierać strony, gdzie w innej sytuacji obie te strony by ich odrzuciły.

- Czyli nie mają zamiaru dołączać do żadnej z stron - podsumował Eryk. - Czyli też nie ma sensu ich męczyć i jeszcze bardziej zniechęcać do siebie.

- Prawda.. - odpowiedziała widocznie zawiedziona Dagie. Oczywiście, była na tyle optumistyczna, że myślała, że Zoom też będzie po ich stronie. - Ciekawe jak tam poszło u Rivera w takim razie. Demony wydają się dość... ciekawą rasą. Trudno stwierdzić czy wybiorą Rivera czy Wanzie.

- Prawda. Mają doświadczenie z Wanzie, jakoże stamtąd pochodzi. Pytanie czy jest ono pozytywne czy negatywne.

- Aby mieć z kimś pozytywne doświadczenie, musi najpierw ta osoba być dobra - dodał od siebie Otis.

- Miejmy więc nadzieję, że demony podejmą najlepszą dezycję dla Ebvolatu.

Dziewczyna spojrzała w górę na gwiazdy. Nie robili tego wszystkiego aby ochronić sam Ebvolat, ale równierz inne planety jak Ziemię. Bo wszystko jest z sobą powiązane w tym wielkim uniwersum.

Ich trójka rozłożyła się na ziemi patrząc jeszcze przez chwilę w ciemne niebo i rozmawiając. Eryk i Dagie wkońcu zasnęli utuleni pod ciepłymi śpiworami, podczas gdy Otis dalej czuwał. Czekali długo na powrót Rivera, ale niestety ich przyjaciel wcale nie wrócił na noc.

Gdy obudzili się rankiem i Rivera nadal nie było, długo nad tym nie myśleli... dopiero kilka godzin po śniadaniu Dagie postanowiła coś powiedzieć na ten temat.

- Martwii mnie to, że już jest prawie południe, a go nadal nie ma...

- Muszę się z tobą zgodzić.

- Rozumiem, że mógł tam znaleść sobie jakiś nocleg, bo przecież my sami wróciliśmy bardzo późno, ale myślałam, że już wróci pod pomnik o tej porze.

- Powinniśmy prawdopodbnie pójść do Onku i upewnić się, że wszystko jest okay.

- Mhm! - Kiwneła stwierdzająco Dagie.

Też tak zrobili, wyruszyli do Onku, zostawiając pomnik Eteru za sobą. Ku ich zaskoczeniu, tym razem nie spotkali żadnych strażników przed wielką bramą. Zdezerientowane żywioły spojrzały na siebie nawzajem.

- Dziwne - odparł zamyślony Eryk.

- Co teraz?

- Myślę, że wchodzimy - odrzekł elf. - Nikt nie stoi na straży i nam tego nie zabroni.

- Ktoś powinnien może wrócić pod pomnik i poczekać na Rivera, gdyby jednak wrócił.. - zaproponowała niepewnie dziewczyna.

- Ja mogę - zgłosił się Otis.

- Nie, nie powinniśmy już się rozdzielać. - Eryk był w tej chwili stanowczy, ale nie miał innego wyboru. Miał złe przeczucie. Można się zaśmiać, że on zawsze miał złe przeczucie, ale tym razem wcale się nie mylił i sam dobrze o tym wiedział. Miał dużo podstaw do podejrzewania, że coś było tutaj nie tak.

Żywioły weszły razem do Onku. Pytali się prawie każdego napotkanego o Rivera, i wkońcu któryś z demonów im odpowiedział: - Tak, włóczył się tu jakiś dorosły kitsune z jednym ogonem. Szedł drogą w góry.

Po drodze dalej konntynowali pytanie się o Rivera, ale nikt nie był w stanie dużo im powiedzieć. Każdy z demonów jedynie wzrócił na niego uwagę, ale nikt oczywiście nie obserwował gdzie idzie... prócz jednej osoby. Nagle mała szara dziewczynka podszedła do żywiołów.

- Szukacie chłopaka kitsune, czerwona sierść i jeden ogon? - zapytała.

- Tak! Widziałaś gdzieś go?

- Poszedł do sklepu i potem wyszedł razem z Zhongiem i gdzieś poszli. Jeśli chcecie mogę was do niego zaprowadzić.

- Bylibyśmy bardzo wdzięczni. - Uśmiechnęła się do niej Dagie. - Bardzo martwimy się o naszego kolegę, jakoże nie wrócił. 

- Zhong może wie gdzie jest. Jest trochę marudny, ale bardzo fajny. - Dziewczynka ruszyła do przodu. - Tędy. To niedaleko.

Żywioły bez zastanowienia ruszyły za dziewczynką, która ich zaprowadziła do sklepu.

- Zhong! - Dziewczynka otworzyła drzwi i od razu podeszła do lady, za którą stał młody chłopak o miętowej skórze.

- Christy, jeśli chcesz coś kupić, to musisz mieć z sobą srebro - westchnął. - Nie mogę ci cały czas dawać drobne rzeczy, bo wkońcu dużo się tego nazbiera.

- Bla bla bla, nie jestem tu po to. Nie teraz. Może potem. - Dziewczynka rozejrzała się oczami po produktach, ale szybko pomachała głową na boki i skupiała swój wzrok na demonie.- Słuchaj. Ci szukają twojego kolegi, czerwonego kitsune.

- Oh... - Spojrzał za nią na człowieka, wampira i elfa. Podrapał się po karku próbując ominąć ich wzrok.

- Wiesz gdzie jest? - zapytała Dagie podchodząc bliżej lady. - Martwimy się o niego.

- Cóż, tak jakby. Byłem trochę wczoraj w nie humorze i nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu zaprowadziłem go do opuszczonego budynku na szczycie.

- Co? Czemu go tam zaprowadziłeś?

- No właśnie, to bardzo wredne - stwierdziła dziewczynka. 

- Naprawdę nie pamiętam czemu to zrobiłem, głupio mi. Zaprowadziłem go tam, ale nie sądzę aby tam nadal był. Gdy wracałem do sklepu, słyszałem, że z kimś rozmawiał w środku... ale nie wiem, nie pamiętam za wiele ze wczoraj. Cały dzień mnie głowa boli.

Dagie zerknęła za siebie na Otisa oraz Eryka. Tak, mieli te same przeczucie.

- Wczoraj gdy chcieliśmy wejść do Onku, to przy bramie stali strażnicy. Zabronili nam wejść wtedy, ale dzisiaj ich nie było. Też nikt jakoś nas nie wygonił stąd, mówiąc, że tylko demony mają wstęp. Wiecie coś o tym?

- Strażnicy? - Skrzywiła się dziewczynka.

- Nie. Pierwszy raz o tym słyszę. Każdy ma wstęp do Onku.

- Wanzie - wyszeptał Eryk. Wszystko potwierdzało jego złe przeczucie. - Musiała użyć żywiołu iluzji. Gertruda też musiała być tutaj razem z nią, co by tłumaczyło jego zachowanie.

Dagie szybko zerknęła spowrotem na demona za ladą.

- Proszę, możecie nas zaprowadzić do tego opuszczonego domu? - po prosiła. 

- Niestety nie powinien zostawiać sklepu...

- Ja mogę - zgłosiła się dziewczynka.

- Wiem co i jak...

- Nie - przerwał jej Eryk. - Dagie, to nie ma sensu. Wiesz to. Powinniśmy jak najszybciej wrócić do Edenu.

- Ale... co jeśli on tam leży ranny? - Dagie spojrzała na swojego kolegę widząc jego poważną minę. Naprawdę nie miał zamiaru dalej kontynuować poszukiwań. - Proszę, jesteś mi to winny za Klonty. Nie ignoruj kolejnej osoby w potrzebie.

Wpatrywała się prosto w jego szare oczy. Miała równie poważną minę, co on.

- Jeśli nie macie zamiaru ze mną iść, to sama pójdę.

- Boję się ich - wyszeptała dziewczynka do ucha demona. Nie odpowiedział.  Wolał być cicho, bo się z nią zgadzał. Byli trochę przerażający, więc cieszył się, że po prostu może patrzeć na to z boku.

Elf złapał się za głowę wzdychając głośno.

- Okay. Tylko sprawdzimy, a potem szybko opuścimy to miejsce i wrócimy do Edenu.

- Zaprowadzę was! - Dziewczynka zeskoczyła z lady i szybko wybiegła przez drzwi, ale zaraz znów pojawiła się w sklepie.

- Zhong.

- Co?

- Za chwilę wrócę! Przygotuj coś smacznego dla mnie w nagrodzie za pomaganie osobom w potrzebie. Tym biednym zagubionym duszom.

- Niech będzie. Tym razem zasłużyłaś.

Dziewczynka miała mnóstwo energii, podskakiwała pod górę nie odczuwając trudu marszu stromym zboczem wzgórza. Reszta nie miała w sobie tyle entuzjazmu. Ledwie czuli nogi i wiedzieli, że nie mogliby mieszkać w tak wzgórzastym miejscu. Nie mogliby codziennie wspinać i zchodzić po tych wszystkich pagórkach.

- To tutaj! - zatrzymała się dziewczynka.

- Dziękujemy. Trzymaj dzieciaku. - Eryk dał jej trochę srebra do dłoni.

Później weszli do budynku i go przeszukali, ale w środku nikogo nie było. Musieli wrócić do Edenu z jedną osobą mniej.

______________________________________

Eryk, Otis, Dagie: Byłbym wdzięczny gdyby każdy mógł skomentować ten rozdział i powiedzieć czy wszystko pasowało wam do postaci - ewentualnie co do poprawki mógłby pójść

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro