Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#18 Harpie

[Rozdział bez Edytora, dlatego też z góry przepraszam za jakość... ale nie jestem Polakiem, więc z góry nie można oczekiwać niesamowitego polskiego]

Axis to miejsce w którym znajdziesz jedynie latające istoty, a dokładniej mówiąc to harpie. Od początku czasów nauczyły się budować domy w szczytach wyrastających z wód. Mówi się, że te szczyty powstały gdy smoki wykopały dziury we swoim królestwie. Harpie jako jedyne miały wystarczająco siły w swoich skrzydłach aby dostać się na sam szczyt tych gór. Żadne inne istoty nie dały rady tego dokonać. Wkońcu stało się to miejscem nazywanym domem przez wielu, jak naprzykład przez Recillie i Kathe. Oboje są harpiami i żywiołami. Recillie jest czarną harpią z żywiołem lodu. Kathe jest mieszanką żółtej oraz czarnej harpii i jest żywiołem gwiazd. W tej chwili oboje znajdywali się w Axis i to na dodatek z tą samą misją, przynajmniej tak wydawało się Recillii.

- Tinselle, wróciłam - krzyknęła dziewczyna wchodząc do mieszkania.

Czarnowłosa zdjęła z siebie torbę rzucając ją w kont. Nie był to jej dom, ale nie miała już tutaj żadnego innego miejsca w którym mogła się zatrzymać. Nie było jej tak długo, że jej jaskinią zaopiekowały się inne harpie. Teraz miejsce należało do nich.

Nastolatka poszła dalej w głąb mieszkania rozglądając się. Między czasie gwizdała; sygnalizowała, że tu jest.

Dobrze rozumie czemu jej siostra woli mieszkać w takim gnieździe; zbudowanym z drewna i mającym pełno siana na podłodze. Była to inna podłoga niż na której ona przez całe życie chodziła. Sama wolała trzciny, ale czuła te poczucie komfortu które dawało gniazdo jej siostry.

- Recillie? - zdziwiła się na widok dziewczyny. Szybko podeszła bliżej delikatnie obejmując ją swoimi czarnymi krzydłami oraz ramionami. - Tęskniłam za tobą siostrzyczko. Nawet nie wiesz jak się cały czas o ciebie martwiłam.

Nikt nigdy nie widział w ich dwóch sióstr, ale one lepiej wiedziały ile dla siebie znaczą. Tinselle pojawiła się w ich rodzinie gdy miała 14 lat, Recillie miała wtedy osiem. Są całkowicie różnymi harpiami. Jedna mieszkała z swoimi dwoma matkami od samego wyklucia. Druga siostra wychowywała się większąść swojego życia z swoimi dwoma rodzicami, mieli jakiegoś dnia wypadek i straciła ich. Dołączyła szybko do nowej rodziny. Można pomyśleć, że by się nie odznalazła w takim położeniu, ale wkońcu udało się jej ujrzeć w ich rodzinę. Tym bardziej wtedy gdy nie odrzucono jej przy swoim zwierzeniu. Wykluła się z jajka jako samiec, a teraz dumnie chodziła jako samica.

- Nic mi nie jest, piękna - zaśmiała się obejmując ją mocno spowrotem. - Przyszedłam się przywitać, przy okazji kiedy mam tutaj misję do wykonania.

- Jaką misję?

- Drużyna króla z jakiegoś powodu zawiera sojusze z różnymi miejscami. Nie wiemy co król planuje, dlatego sami zaczęliśmy robić to samo. Jestem tutaj właśnie po to by uzyskać ten sojusz.

- Jak miałabyś to zrobić? - Zmarszczyła brwi. - Nie mamy tutaj nikogo kogo można byłoby nazwać choć trochę liderem i każdy dba tutaj tylko o swoje własne pióra, nie zbierzesz ich w jednym miejscu do rozmów. Nawet jeśli, to by nie słuchali.

- Tinselle, Tinselle, ja to wiem - westchnęła. Dziewczyna rzuciła się na kanapę, poczym spojrzała na poważną minę swojej siostry. - Usiądźmy i porozmawiajmy. Jestem trochę zmęczona po długim locie.

- Oczywiście... od tej niespodzionki całkowicie zapomniałam o swoich manierach. Przyniosę tobie ciastka ziarniste które mój Jolle wczoraj upiekł i może przygotuję tobie coś do picia, co byś chciała?

- Wolałabym zjeść jakieś owoce, jeżeli jakieś masz.

- Oczywiście - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Za chwilę perliczka wróciła z przękąskami na talerzach i z szklanką wody dla młodszej. Przez chwilę siedziały obok siebie. Zamiast mieć przyjemną rozmowę sióstr, wiedziały, że sytuacja na świecie jest jednak zbyt poważna na takie pogaduchy.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie... jak miałabyś uzyskać sojusz z Axis? - zapytała ponownie.

- Będę zapewne musiała walczyć z Kathe, żywiołem gwiazdozbioru - odpowiedziała. Dziewczyna oczywiście nie wyglądała na zadowoloną tym faktem. Nigdy nie lubiła konfliktów, a teraz się znajdywała w jednym i była zmuszona do uczestniczenia w walkach; często były to walki o życie.

- Myślisz, że wygrasz?

- Nie wiem, zależy w jaki sposób będziemy walczyć. Na żywioły czy taniec - stwierdziła. - Jeżeli będziemy walczyć na żywioły, mam dużą szansę na przegraną. Święcące kropki na niebie wydają się nie groźne, ale on potrafii ożywiać wzory które sam stwarza. Jedynie kreatywność go ogranicza. Jest małym chłopcem z wielką mocą. Przy nim moja moc jest niewielka.

- A taniec? - zapytała.

- Raczej wygram. Jak wiesz, w tańcu jest potrzebna pewność siebie. Nauczyłam się niej, kiedy mu jeszcze daleko do tego. Trochę żal mi chłopca, jeśli o to chodzi. Chciałabym podać mu pomocną dłoń i nauczyć go wiele różnego, ale jako wróg nie mogę tego zrobić.

- Jesteś wspaniałą osobą. Podziwiam jak bardzo chcesz wszystkim pomóc.

Recillie położyła głowę na jej ramieniu. Przymknęła swoje niebieskie oczy czując jak przepływa przez nią miłość swojej siostry.

- Ja podziwiam, jak bardzo potrafisz kochać. - Uśmiechnęła się. - Poznałam wiele osób podczas swoich podróży. Zaobserwowałam dużo miłości w tych osobach, ale definitywnie ty masz najwięcej miejsca w swoim sercu dla innych osób.

Dziewczyna się delikatnie zarumieniła.

- Dziękuję. - Pogładziła czarne pióra młodszej. - To twój sposób na powiedzenie, że też mnie kochasz?

- Mhm. Też zasługuję na miłość, nawet jeżeli jest ona inna... próbuję poprostu powiedzieć, że jestem wdzięczna za ciebie.

- Nawet Jolle, moja druga dusza nie wygra z miłością którą ciebie dażę. Zawsze, zawsze będziesz na moim pierwszym miejscu.

- Dziękuję.

Recillie zasnęła gdzieś między słowami swojej siostry, gdzie ta opowiadała o wszystkich ostatnich wydarzeniach w jej życiu. Dopiero wybrzemiające bębny obudziły Recillie. Nagle na zewnątrz rozpoczęły się głośne śpiewy. Choć dziewczyna była nadal zmęczona, od razu zrozumiała, że to była właśnie ta godzina dnia.

- Zapomniałam o tej rutynie - zaśmiała się przez ziew. Wstała pomału z sofy i od razu zaczęła się rozciągać. - Choć, bo jeszcze przegapimy.

Siostry wyszedły w pośpiechu na zewnątrz. Chwilę później klęczały patrząc się w niebo. Okazało się, że idealnie zdąrzyły; Gigantyczny smok, z piórami zamiast łusek przeleciał właśnie nad Axis. To był Minokawa. Ich największy władca, jakoże stworzył takie istoty jak harpie.

Gdy smok zniknął wszystkie harpie wstały z ziemi i wróciły do tego co przed chwilą robiły. Niektóre harpie jednak zostały konntynując granie, śpiewy i dodatkowo tańczyły pozwalając swoim kolorowym suknią wirować.

- Już minęła połowa dnia. - Spojrzała w niebo, prosto w jasne słońce. - To chyba sygnał, że muszę znaleść mojego przeciwnika.

- Wrócisz dziś wieczorem? - zapytała. Było widać zmartwienie na jej twarzy, które choć próbowała ukryć, to nie potrafiła. - Możesz u nas nocować jeżeli chcesz. Jolle nie miałby nic przeciwko.

Recillie spojrzała na nią sama nie wiedząc co miała odpowiedzieć. Wiedziała co myślała, ale nie były to odpowiednie słowa które mogłaby wypowiedzieć. Jak mogłaby powiedzieć własnej siostrze, że nie chciałaby zasypiać w Axis? Odkąd wyleciała z gniazda, poczuła komfort snu którego nie wiedziała nawet, że jej brakuje. Wolałaby spać utulona w piasku, albo na zielonej trawie czując słodki zapach kwiatów. Ale definitywnie nie mogła powiedzieć tego własnej siostrze, że miejsce w którym się wychowała, nie było jej domem. Axis nie jest miejscem które nazywa domem. Tym bardziej teraz nie jest, kiedy odkryła jak normalnie się czuje poza tym miejscem. Nie wie czy by mogła spać spokojnie w takim miejscu jak te, po kto śpi dobrze poza domem?

- Neah, nie lubię spać na sianie - skrzywiła się teatralnie.

- Recillie.

- Ahh, nie jesteś zabawna. - Podrapała się po karku zawiedziona. Myślała, że uda się jej rozbawić siostrę. - Miło jest odwiedzić mój dawny dom i zobaczyć, że masz się dobrze, ale obowiązki wzywają. Muszę wrócić do królowej jak najszybciej.

- ...Przynajmniej zerknij do mnie przed wylotem, muszę się upewnić, że nic ci nie jest.

- Obiecuję, że nic mi nie będzie - pocieszyła nią. - Jestem piękna i wydaję się delikatna, ale silniejszej harpii odemnie nie znajdziesz.

- Jak takiej młodej duszy jak tobie mógłby zostać pozostawione losy Ebvolatu? - westchnęła cicho.

Recillie wiedziała, że jej siostra nie pytała się o to poważnie, ale sama też się kiedyś nad tym zastanawiała. Przecież żywioły mogłaby zostać pozostawione komuś starszemu, bardziej doświadczonemu i wogóle. Ale dziewczyna obserwowała innych w swojej drużynie dosyć uważnie, więc chyba zrozumiała czemu akkurat większąść z żywiołów to nastolatkowie, a niektórzyś nawet to dzieci. Dorośli szukają cały czas celów, naprzykład drużyna Królowa Hisaina tak robi. Robią to wszystko oczekując nagrody. Drużyna Królowej Mory nie walczy o nic wyjątkowego, przynajmniej według Recilli. Wszyscy stracili coś w swoich życiach, a tym czymś był sens. Zamiast szukać swojego sensu, pozwalają zagubić się w tych walkach. Ale tak tylko się jej wydaje, z tych swoich minimalnych obserwacji.

- Recillie... obiecaj, że pożegnasz się obojętnie o której godzinie to będzie.

- Obiecuję. - Ugieła ciało do przodu aby musnąć policzek siostry.

Wkońcu nastolatka rozdzieliła się z siostrą zaczynając swoją misję. Nigdy nie poznała Kathe w Axis, więc nie mogła wiedzieć gdzie go szukać. Jednak miała kiedyś możliwość spędzić z nim trochę czasu; gdy szli na ceremonię królowej. Pytaniem jest jedynie czy te parę dni było wystarczające aby go teraz znalazła.

Wiedziała czemu Kathe tu był, jeżeli tu był, miał namówić Axis do bycia po stronie królowa Hisaina; do wspierania jego władzcy... ale w Axis nie byłoby to możliwe, rozmawiała już o tym z swoją siostrą. Wkońcu poleciała do centrum Axis. Tam cały czas było mnóstwo przeróżnych harpii, i tu można było zobaczyć najwięcej chamroshów siedzących na dachach budynków i pilnujący czegoś... nikt nie wie czego psy w Axis dalej pilnują. Kiedyś pilnowały aby gryfy nie zepsuły gniazd swoimi ciężkimi ciałami, ale teraz gdy gryfy nawet nie wędrują w tą stronę, to co te stworzenia miały tu robić?

Recillie rozglądała się po centrum aż do wieczoru, aż wkońcu postanowiła złamać sosialną zasadę tego miejsca. Harpie bez znajomości nie miały prawa wkraczać do gniazd innych, ale nie miała wyboru. Chciała znaleść Kathe i dowiedzieć się czy wogóle nadal tu był.

Dziewczyna wleciała do obcej niej jaskini. Pod chmurami było o wiele zimniej, co było przygnębiające. Tam na szczytach tańczyli w sukniach, a tu czuła harpia jak chłód pozbawiał jej sił i energii. Nie było jeszcze aż tak zimno, ale było czuć zapach deszczu w powietrzu. Zbierał się w chmurach, gotowy aby w każdej chwili spaść na ziemię. Recillie objęła się ramionami lecąc niżej. Zbliżając się do jaskini w której wcześniej mieszkał Kathe, od razu zobaczyła caladariusy; ptaki które zwykle opiekowały się kimś kto jest blisko śmierci. Kiedyś żywioł czasu wraz ze żywiołem śmierci stworzył te stworzenia, chcąc być gotowym na dzień kiedy jego bliscy odejdą. To nic dziwnego, że Recillie, lekko przerażona, stanęła nieruchomo i przyglądała się ptakom. W końcu jednak zdecydowała się poruszyć i niepewnie wkroczyła do jaskini.

Caladariusy były czymś do dyskucji w tamtych czasach. Nie każdy chciał wiedzieć, że umrze. W Ebvolacie śmierć jest równierz często traktowana jako coś naturalnego. Śmierć powinna być łatwa i prosta, więc po co ktoś miałby się przygotowywać na czyjąś śmierć? To jedynie utrudnia ostatnie dni życia. To nie jest też coś czego powinno się bać. Więc gdy harp stworzył caladariusy, nie można było ominąć dyskucji i nawet konfliktów w społeczeństwie. Wkońcu postanowiono, że ptaki będą jedynie przesiadywać w Axis i tam przewidywać czyjąś śmierci. Z czasem dla harp, śmierć stała się czymś więcej, dlatego nie mogli dłużej jej ignorować. To było całkowicie normalne aby czuć coś po czyimś odejściu, ale to co się działo z harpiami nie działo się nigdzie indziej. Silne emocje jak smutek, złość, niedowierzenie, poczucie winy i samotności kontrolowały to co ktoś mówił i robił. Śmierć stała się virusem której chciało się ominąć dla dobra siebie i innych. Więc kto wie, może niektórzysz dyskutanci mieli rację, że caladariusy staną się przeklęciem Ebvolatu?

Tym głębiej dziewczyna wchodziła do jaskini, tym więcej ptaków mijała.

Chrząknęła nie pewnie.- Elnell, synu Randalla i Billa? - zapytała licząc na odpowiedzieć. Nie zostając jej wszedła jeszcze głębiej.

W gniedźnie zobaczyła mężczyznę leżącego na starej słomie, był tak chudy, że widziała wyraźnie jego żebra. Jego gatunek harpii zwykle lubi być oputalony milionami miękkimi kocykami, a on zamiast tego był jedynie ogrzewany caladariusami próbującymi trzymać go przy życiu.

Dziewczyna uklęknęła obok, chcąc obudzić mężczyznę. Napoczątek spróbowała go dotknąć, ale wcale nie zaragował. Odważyła się wkońcu i szturchnęła mężczyznę na tyle mocno, że musiał on zaragować. Wystarczyłoby jej aby dał choć minimalny znak życia. Spojrzał na nią pustym wzrokiem, poczym spowrotem zamknął swoje oczy. Były one po prostu pustką bez życia.

- Nie wiem kim jesteś, ale proszę odejdź. Zostaw mnie samego - powiedział cicho ku dziewczyny. Oczywiście nie był szczęśliwy swoim nie zaproszonym gościem.

- Kathe, to twój syn... prawda? - zapytała, ale on milczał. - Przyszedłam zapytać czy wiesz czy jest teraz w Axis...

- Mój syn... nie zasługuję na jego odwiedziny. Nawet gdyby tu był, nigdy by nie zaglądnął do mojego gniazda.

Recillie nie miała pojęcia co mogła odpowiedzieć. Nigdy nie była w takiej sytuacji, ani nigdy nie widziała nikogo w takim stanie. Zastanawiała się właśnie, czy to jest to, czym dorośli nazywają bezsensownym życiem. Ding jej kiedyś o tym opowiadał. Tłumaczył jej wtedy czemu powinna dać spokój Riverowi. Była trochę nachalna przez nie rozumienie, co się działo w umyśle chłopaka. Od tamtego dnia miała wiele pytań. Możnaby powiedzieć, że zainteresowała się co tak naprawdę znaczy te całe bezsensowne życie, ale w rzeczywistości chciała się dowiedzieć czy ktoś z jej bliskich kiedyś to czuł. Podobno jest to najbardziej częste wśród harpii, przez ich "nienaturalne" podejście do śmierci.

- Kiedy ostatnio jadłeś? - Dopytywała zmartwiona jego osobą. - Wychodzisz często z łóżka?

Dziewczyna patrzyła się na mężczyznę z żalem, a on niej nie odpowiadał.

- Nie wiem co doprowadziło ciebie do takiego stanu, ale chętnie wysłucham.

- Czemu miałbym mówić o swoim życiu jakieś obcej nastolatce? - prychnął.

- Masz rację, ale.. - Sama nie wiedziała czemu miałby akkurat niej się wygadywać. Możliwe, że spędziła zbyt dużo czasu poza Axis i zapomniała jak wygląda prawdziwe życie. - Moja znajoma... kiedyś była w podobnym stanie. Krzywdziła samą siebie. Dopiero gdy pozwoliła sobie opowiedzieć o swoim cierpieniu zaczęło być lepiej. Możliwe, że jest już dla ciebie za późno, ale napewno nosisz wielki ciężar w sobie. Chcę żebyś przed śmiercią pozwolił sobie wkońcu odetchnąć.

- Już nie mam pojęcia jak dawno, ale zmarła moja żona - rzekł. - Chyba wtedy to się zaczęło. Beznadziejnie udawałem, że wszystko jest ok, dowód jest taki, że wkońcu mój własny syn postanowił mnie upuścić. Już nie chce mi się nawet udawać. - Pogłaskał ptaka leżącego obok jego dłoni. - Czy to dziwnie zabrzmi, że jak przyleciały do mnie poczułem poraz pierwszy raz ulgę w sercu? Chyba od samego początku liczyłem na to, że wkońcu umrę. Czekałem na to jak przylecą. Bo to oznaczało, że nie muszę się dłużej starać. Mogę poprostu leżeć i czekać, poczym już na zawsze uwolnię się z poczucia winy.- Zerknął na twarz dziewczyny i jej zaszklone oczy. - W tej chwili... wolałbym abyś zostawiła mnie samego. Wszedłaś do mojego gniazda i bym cię już dawno wygnał, ale nie mam siły w ciele.

- Nie będę ostatnią osobą która pana odwiedzi, obiecuję. - Wstała z ziemi wycierajac słone krople. - Bądź zdró.. żegnaj Elnellu, ojcu Katha.

Wychodząc z gniazda spojrzała ostatni raz w kierunku starszej harpii. Nie wiedziała nigdy do czego może doprowadzić bezsensowność życia. Jest to przerażające, ale opuściła gniazdo mężczyzny zastanawiając się; Czy bezsensownne życie wyglądało u każdego inaczej.

Teraz latając nad Axis szukała Kathe z większą motywacją. Teraz spotkanie tego dziecka miało większy sens, bo musiała mu opowiedzieć o stanie jego ojca. Miała nadzieję, że tu był.

Nie wierzyła własnym oczą, ale wkońcu zobaczyła na dole gwiazdy. Nie myślała, że naprawdę znajdzie chłopca, ale udało jej się.

- Kathe. - Wylądowała za jego plecami.

Chłopak spojrzał za siebie patrząc na nią swoim pustym wzrokiem; wzrokiem które nigdy nie ukazywało swoich prawdziwych emocji innym. Miał podobne oczy do swojego ojca, ale w tym pustym wzroku chłopca, nadal było widać iskrę życia.

- Recillie - odparł spowrotem na przywitanie.

- Powinnieneś odwiedzić swojego ojca. Są u niego caladariusy.

- To nie moja sprawa, tym bardziej nie twoja. - Wrócił wzrokiem do patrzenia na swój własny gwiadozbiór.

Dziewczyna postanowiła usiąść na krawędzi, obok trzynastolatka. Siedziała milcząc i patrzyła się na gwiazdozbiór przed nimi; Był to trzy nogi ptak.

- Kiedy sobie pójdziesz? - zapytał. - Czy może jesteś tu, bo chcesz walczyć? Hm?

- Tak naprawdę to nie chcę walczyć, tym bardziej nie z tobą - odparła. - Jesteś tu aby wykonać swoją misję, prawda?

- To był docelowy cel, tak. Byłem tu aby wykonać swoją misję, teraz jestem tu ukrywając się przed światem.

- Co masz na myśli?

- Nie mam ochoty tłumaczyć ci tego - odpowiedział. - Wolę abyś powiedziała, co ty tutaj robisz.

- To samo co ty, ale podkreślem to ponownie; nie mam zamiaru z tobą walczyć.

- To dobrze, nie chciałbym ciebie zabijać. Ale gdybyś mnie do tego zmusiła-

- Wiem - zaśmiała się. - Nie musisz mnie straszyć. Wiem, do czego jesteś zdolny.

Chłopak spojrzał na swojego ptaka ze gwiazdozbiór. Całkowicie nie rozumiał teraźniejszej sytuacji. Jeżeli wiedziała do czego był zdolny, czemu była taka rozluźniona przy nim? Powinna się bać. Być ciągle gotowa na atak albo ucieczkę.

- Hey. Jeżeli będziesz ukrywał się przed światem przez te kilka najbliższych dni, powinnieneś wykorzystać szansę aby zobaczyć się z swoim ojcem. Rozumiesz, że on umiera, prawda?

- Wiem, czym jest śmierć. To znaczy, że nie będzie go już w Ebvolacie i nigdy go nie zobaczę.

- No właśnie, to dlatego myślę, że powinnieneś się z nim pożegnać. Nie będzie go już w twojej przyszłości, pozostanie jedynie w przeszłości do której nie będziesz mógł się cofnąć.

- Nie rozmawiałem z tatą odkąd dołączyłem do żywiołów i nie mam zamiaru go ponownie widzieć. Czy będzie żył, czy też umrze, nie zrobi mi różnicy.

- Dlaczego..?

Zęrknął na nią z krytyką, po czym westchnął odwracając wzrok. Nie rozumiała skąd ta złośliwość, ale definitywnie poczuła się urażona. Jednak zanim zdążyła się odezwać, on już zaczął odpowiadać na jej pytanie.

- Krótko mówiąc byłem zmuszony do różnych złych czynów przez niego. Kradłem, aby dać radę opiekować się sobą i nim. Nie zrozumiesz tego Recillie, ale ja już dawno straciłem swojego tatę. Mój tata nie pozwoliłby aby doszło do takiej sytuacji.

- Jesteście zaskakująco podobni - westchnęła cicho do siebie. - Wiem co znaczy stracić kogoś. Ja straciłam swoje matki, ale twój rodzic nadal tu jest. Nawet z nim rozmawiałam dzisiaj. Jeżeli nie chcesz go odwiedzić, myślę, że powinnieneś przynajmniej wiedzieć co mi powiedział. On jest bardzo świadom jaką krzywdę wyrządził tobie i czuje się winny za to co się z nim stało po śmierci twojej mamy. Nie chciał by do tego doszło.

- Wiem.

Trzy nogi ptak wzleciał w górę na swoich krzydłach i dziewczyna pozwoliła sobie obserwować jak leci ono ku ciemnego nieba.

- Mogę tu chwilę z tobą posiedzieć? - spytała kontynnując patrzenie się w punkt na niebie, gdzie właśnie powstała nowa konstelacja gwiazd. Od dzisiejszej nocy trzy nogi ptak był częścią ciemnego nieba.

- Nie zabronię ci - odpowiedział. - I tak będziesz robiła co chcesz, jesteś po prostu taką osobą.

- To jest dziwne, gdy nie udajesz dłużej bezbronnego chłopca przede mną - zaśmiała się, widocznie rozbawiona tym faktem. Gdy podróżawali wspólnie na ceremonię, był całkowicie inną osobą; chłopcem którego chciało się bronić. Teraz jest chłopcem któremu chce się po prostu pomóc. - Czy to jesteś prawdziwy ty?

- Hmm... nikt nie wie kim naprawdę jestem, więc kto wie. - Wzruszył ramionami. - A ty? Myślisz, że która z tych wersji które poznałaś, jest naprawdę mną?

- Sam powiedziałeś, że nikt nie wie, więc skąd ja miałabym wiedzieć?

- Myślałem, że będziesz próbowała przynajmniej zgadnąć.

- Wydaje mi się, że zawsze jesteś po części sobą, ale też, że zawsze udajesz kogoś kim nie jesteś. Po prostu dopasuwujesz swoją postać do sytuacji. Zgadłam? - Uśmiechnęła się szalmańsko do chłopaka. Wiedziała, że zgadła, wiedziała też, że on się nie przyzna do tego.

- Jeśli ci powiem, będziesz wiedziała kim naprawdę jestem. Nie mogę ci odebrać całej zabawy tak szybko.

- Masz rację, byłoby wtedy nudno.

_____________________________________

Hei wszystkim! Uwierzycie, że w moich notatkach ten rozdział miał być rozdziałem 15, a potem 18? No i ma około 3 tyś słów, pewnie to jeden z najdłuższych rozdziałów.

Był to rozdział do którego szukałem inspiracji od samego początku książki. Nie miałem wcale pojęcia co chciałbym napisać w tym rozdziale, jednak wiedziałem, że musiał przestawiać coś ważnego. Wkońcu dotarło do mnie, że chcę pokazać szczerość między osobami. Chciałem po prostu powiedzieć tym rozdziałem, że czasami rozmowy mogą znaczyć więcej niż nic. Ale idk czy mi się dokładnie udało.

Jakoże jesteśmy coraz bliżej końca, chciałbym wam podziękować za czytanie xd pewnie nie jest to wcale takie proste. Zero memów w tym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro