#16 Regulamin w Zoom
Pił. Przecież przystoi napić się soku, który dostał. Dobrze wiedział, że nie mógł liczyć na nic innego. Mieli tu do wyboru jedynie sok z liści i goryczkowy napój. Dlatego mógł się zdecydować jedynie na picie lub nie picie. Na szczęście sok był słodki i zaskakująco dobry, mimo odrzucającego wyglądu. Unosił się z niego zielony dym, który z jakiegoś powodu przypominał Otisowi pleśń, jaką można spotkać na jedzeniu.
Zanim zauważył, dopił cały kubek. Prawdopodobnie przez atmosferę w blaszanym barze. Był tu spory tłum, który od samego początku go przytłaczał. Wcale go nie dziwiło, że Sylli postanowiła wyjść wtedy z baru.
Od samego początku czuł na sobie pary oczu, a spojrzenia, które spotykał, utwierdzały go w myślach, że nie mógł tu liczyć na nic pozytywnego... Jeżeli miał tu jeszcze chwilę posiedzieć, musiał się ponownie napić. Nie przepadał za tym miejscem, choć wcale nie był tu długo. Traktowali go jak jakiegoś zboka albo dziwaka, a sami się lepili oczami.
- Dolewkę, poproszę. - Otis nawet nie zdążył odłożyć miedzianego kubka na blat, a zniknął mu z ręki. Zielona sylwetka ciągu sekundy ponownie przed nim mignęła i znów trzymał w swej dłoni sok ze słodkich liści. Domyślił się, że jakiś gremlin go obsłużył. Szkoda. Chciał, by Theik do niego podszedł. Miał nadzieję, że tym razem mężczyzna go wysłucha albo przynajmniej pozwoli sobie zadać kilka pytań na temat Zoom... Cóż...
Westchnął cicho, poczym napił się z kubka.
- Bądź ostrożny z piciem, bo nie będziesz mógł zasnąć przez kilka dni i nocy - usłyszał za sobą niski głos, a gdy się obejrzał zobaczył jedną z ras, która go od razu zainteresowała. Była to zombiaczka; Miała sinoczerwoną skórę. Białe oczy z lekko zieloną tęczówką i bez widocznej źrenicy. Nie miała też włosów na głowie, za to w jednym miejscu czaszka odsłaniała mózg. Miała szwy prawie na całym ciele, kilka widocznych na twarzy, uszach i rękach. W niektórych miejscach brakowało jej skóry i ciała, dlatego przez fakt brakujących warg było jej widać wszystkie zęby, a na rękach można było przyjrzeć się czerwonym mięśniom. Chłopak już miał tyle pytań. Jak jej organizm pracuje? Jak czuje? Czy może pić? Nie rozumiał czemu, ale z tyłu głowy coś mu podpowiadało, że zombiaki i szkielety były chodzącą śmiercią.
- Czemu? - Otis nie pewnie odłożył szklankę na blat.
- To sok z słodkich liści, a tak się mówi na liście z drzewa bezsenności - odpowiedziała z przyjaznym uśmiechem na twarzy. - Wielu nowicjuszy w barze, może o tym nie wiedzieć. A ty definitywnie jeszcze się tutaj nie bawiłeś. Zgaduję, że nie jesteś nawet z Zoom. Jesteś kolejnym człowiekiem? Przyjaźnisz się może z Theikiem? - zaczęła wymieniać pytania w jego stronę. Była pełna pewna, że odgadła chłopaka na wylot.
- Tak, nie jestem z Zoom. Aż tak to po mnie widać? - Z jakiegoś powodu czuł się tym zażenowany.
- Wiedziałam - zaśmiała się. Usiadła obok chłopaka patrząc mu ciągle w oczy. - Jak ci to powiedzieć... hmm... wyglądasz na takiego niewinnego i nietkniętego. Mhm... a jeszcze dokładniej mówiąc, to od razu widać, że jesteś czysty. Jeszcze przyzwoity jak na Zoom... zbyt moralny.
- Analizowałaś mnie - stwierdził.
Dziewczyna zaskoczyła się jego słowami. Wcale nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale wcale się nie mylił. Od samego początku prowadziła obserwacje, próbowała zaznajomić się z nim, jeszcze zanim do niego podeszła. Właśnie to się nie podobało Otisowi, ale rozumiał. Czasami sam musiał się powstrzymywać przed ocenianiem i wymyślaniem sobie jaka druga osoba jest, jeszcze zanim się z nią spotka.
- Ach, rozgryzłeś mnie - uśmiechnęła się niewinnie. - Ale czy się mylę co do ciebie?
- Nie wiem. - Bez wahania wziął kolejny łyk soku. Chyba dodawał mu pewności siebie. - Na pewno nie jestem człowiekiem, i poznałem Theika dopiero przed chwilą.
- Więc jakiej rasy jesteś?
- Wampirem.
- Wampirem? - Spojrzała na niego pytająco. Próbowała powstrzymać śmiech rozbawienia.
- Mhm - potwierdził i w tym samym momencie zombie wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. To też mu się nie podobało. Czy naprawdę było coś z nim nie tak?
- Och, na Nachasha . Bardzo cię przepraszam, nie miałam na myśli się śmiać. - Otarła łezkę z oka. - Jesteś pół wampirem, czy coś?
- Chyba nie.
- W takim razie, nie lubisz może swojej wampirzej formy? - zapytała prosto z mostu, teraz to naprawdę jego osoba, zaczęła ją zaciekawiać. - Oczywiście, mogłabym to zrozumieć. Nie jesteś z Zoom, a poza Zoom... no cóż, na pewno nie odbieranoby wampira z otwartymi ramionami... Albo jakiejkolwiek rasy stąd. Nie stosujemy się do morałów reszty Ebvolatu, przez co niektórzy czują do nas niechęć. Dość dużą niechęć.
- Wampirzej formy? Masz na myśli, te bardzo fajne uszy i skrzydła wyglądające jakby były pogrążone w mroku?
Czy się właściwie domyślił, że osoby, które wcześniej spotkał, były wampirami, jak on? Jeżeli więc byli tymi samymi istotami, to czemu nie miał nietoperzych uszu i skrzydeł na plecach, tak jak oni?
- Jakże by inaczej - ponownie się roześmiała.
Z każdym uśmiechem coraz bardziej zaczynała mu przypominać Dagie. Dziewczyna też zawsze się śmiała gdy mówił, na pewno w pierwszych tygodniach. Nigdy nie był pewien czy to dlatego, że nie rozumiała co mówił czy naprawdę podobały się jej jego cytaty, ale ani trochę nigdy mu to nie przeszkadzało. Jej rozpromieniona twarz, pomogła mu szybciej się przed nią otworzyć i też poczuł, że poraz pierwszy jego mroczna strona została zaakceptowana. Przynajmniej wydaje mu się, że poraz pierwszy, bo już nie może się cofnąć wspomnieniami do życia na ziemi.
- Cóż.. nie mam tych uszu i skrzydeł.
- Każdy wampir ma, tak mi się wydaje.
- Nie ujawniłem w sobie czegoś co by sprawiało, aby się pokazały? - zapytał z nadzieją, wierząc, że będzie mógł wyglądać tak fajnie jak reszta wampirów i jeszcze mroczniej niż robi to teraz.
- Całkiem możliwe... - zaczęła się zastanawiać. - Normalnie wampiry potrafią zamieniać się w tą wampirzą formę od szóstego roku życia. Wtedy są zwykle gotowe, by zmieniać się w nietoperze, a raczej wtedy ich się tego dopiero uczy.
- Potrafię zamieniać się w nietoperza.
- Czyli też powinnieneś umieć potrafić się zamieniać w prawdziwego wampira. Nie jestem wampirem, więc nie wiem jak bym mogła ci pomóc w tej sprawie, ale możemy poprosić Hana i Sylli o pomoc. Widziałam, że już ich poznałeś.
- Mhm - potwierdził. - Poznałem wcześniej jakiś wampirów, ale chłopak chyba chce mnie zabić.
- Han? Nieeeee. Po prostu nie jesteś z Zoom, dlatego tak ci się wydaje. - Machnęła ręką. Szwy w jej dłoni się rozluźniły, dlatego przez moment latała przed Otisem dłoń, wisiała dziewczynie w powietrzu na czarnych nitkach. Dziewczyna szybko rozwiązała problem ciągnąc mocno za odpowiedni kawałek nitki, tak żeby dłoń trzymała się przy odpowiednim miejscu na ciele. - Opps, zdarza się. W każdym razie, o czym ci mówiłam?
- O tym, że mi się tylko wydaje, że Han chce mnie zabić - przypomniał.
- No tak. On jest naprawdę miłym dzieciakiem, po prostu tak się zachowuje, jakby mógł kogoś w każdej chwili stłuc, ale to tylko taki jego instynkt przeżycia. Tu czasami trzeba dać komuś w szczękę. Mnie od pieluchy dziadzio uczył jak to robić. Idzie się za przeczuciem i wali.
Tym dłużej tu przebywał, tym lepiej rozumiał jej analizę o nim. W Zoom był prawdziwym niewiniątkiem.
- Więc, idziemy do nich? - zapytała.
- Pewnie. - Uśmiechnął się do nieznajomej. Spojrzał na szklankę i przyłożył ją do ust, chcąc dopić sok za który zapłacił. Nie zdążył wziąć jednak ani łyka, bo sinoczerwona dłoń zatrzymała go przed ponownym napiciem się.
- Co ja ci mówiłam? Bądź ostrożny z piciem. To nie jest goryczkowy napój, ale nadal szklanka i tych kilka łyków, których się napiłeś, wystarczy ci. Nikt nie będzie się tobą opiekował gdy zieleń strzeli ci nagle do mózgu.
- Zieleń strzeli do mózgu?
- Będziesz wtedy bardzo odprężony, chorobliwie radosny i oczywiście nie będziesz mógł spać przez kolejne dni. Jako, że po raz pierwszy pijesz słodkie liście, to zgaduję, że nie będziesz mógł zmrużyć oka przez parę dni i noce, a później będziesz odsypiał tę bezsenność. Nawet za tydzień, jak grom z jasnego nieba, nagle twój organizm padnie i nie będziesz mógł się obudzić przez dwa dni. Lepiej uważać z tym co pijesz w barze.
- Okej - odłożył szklankę na blat. Przekonała go, nie powinien więcej tego pić.
- Ah, i zanim pójdziemy musisz poznać bardzo ważny regulamin Zoom.
- Jaki? - spytał.
Spojrzała na niego z bardzo poważną miną. Co aż zmusiło chłopaka do przełknięcia śliny.
- Regulamin Zoom, głosi, że nie tu ma żadnych zasad. Jedyne co musisz robić, to rozluźnić się i się bawić, rozumiesz?
- Mhm - kiwnął niepewnie głową.
- W takim razie chodź, przetestujemy te twoje rozluźnienie się. - Z uśmiechem złapała jego dłoń i pociągnęła do tłumu na parkiet. - Musisz zatańczyć ze mną i jeżeli zdasz regulamin Zoom, wtedy zaprowadzę cię do Hana i Sylli! - krzyknęła bardzo głośno by zagłuszyć muzykę.
Musiał jeszcze porozmawiać z Theikiem. Tak naprawdę nie miał czasu na tańce, bo przyszedł tu aby wykonać misję, a nie po to żeby się bawić.
- Nie istnieje nic dobrego w osobach, które nie potrafią się bawić! - Ponownie usłyszał jak dziewczyna krzyczy.
Cóż, jeżeli miał przekonać tutejszych, że warto stać po stronie królowej Mory, musiał najpierw pokazać im, że jest dobry. Ma przecież całą noc na wykonanie misji, a jeżeli zabawa jest jej częścią, to musi się bawić. Chłopak spojrzał na dziewczynę z przekrwionymi oczami i uśmiechnął się pokazując wszystkim dookoła swoje białe kły. W końcu, gdy stanął na parkietcie, muzyka, którą grały gremliny, nie była już wcale taka zła... Przynajmniej tak mu się zdawało.
***
Czarnowłosy nie zauważył nawet, kiedy księżyc zniknął z nieba i pojawiło się słońce. Zawsze myślał, że noc nadaje się tylko do umierania, ale odkrył, że również jest dobra by pójść do baru późną porą. Gdyby jego nowi znajomi się z nim nie pożegnali, prawdopodobnie jeszcze by tańczył, nie zauważając jasności wbijającej się przez okna oraz tego, że zielony dym zniknął. Niesamowite było dla niego, że dzisiaj zdobył aż piątkę przyjaciół. Nie zaprzyjaźnił się tylko z wampirami, ale też z Noel i dwójką szkieletów z którymi się umawiała. Wydawało mu się, że zombiaczka wspominała, że umawia się z siedemnastoma szkieletami, ale był pewien, że tylko się przesłyszał. Od kiedy wrócili do baru, sam nie był już pewien co inni do niego mówili i co sam mówił. W środku było zbyt głośno na normalne rozmowy.
Siedząc na ziemi, oparł tył głowy o blaszany bar i spojrzał w górę na jasne słońce. Na szczęście dostał różowe okulary przeciwsłoneczne od jednego ze szkieletów, nie był pewien, czy od Lanno czy Elaid, bo ich nie odróżniał. Ale któremuś z nich był wdzięczny, bo teraz mógł przyglądać się wspaniałemu światu, nie musząc mrużyć oczu. Po jakiejś chwili przed tym cudownym słońcem stanęła sylwetka.
- To ty? I na dodatek jeszcze tu jesteś? - Blondyn spojrzał na Otisa z góry.
- Mhm. Ty też tu jeszcze jesteś.
- Wracaj do domu, dzieciaku. Ja też już wracam.
- Nie mogę jeszcze wrócić, muszę porozmawiać z Theikiem, czyli właśnie z tobą. Napisałem super przemowę, którą musisz usłyszeć. - Chłopak wyciągnął z kieszeni serwetkę. Dobrze się nią opiekował, bo nie była ani trochę pognieciona. - Macie tu piękny raj, ale może szybko zostać zepsuty i nie będzie wtedy żadnego regulaminu Zoom albo zabawy. Król Hisain jest zły. On zabija, jego żywioły zabijają. Zabili już dwójkę moich towarzyszy i całą wioskę minotaurów-
- Dzieciaku... - westchnął Theik.
- On się bawi, ale nie w taki sposób jak wy tutaj. Jeżeli przegramy, zabije resztę moich przyjaciół. Zabije również Noel, jej siedem... naście na pewno super fajnych partnerów, fajną parę jaką tworzą Sylli i Han, ciebie, twojego przyjaciela gremlina i wielu jeszcze innych osób...
- Dzieciaku.
- Mówicie, że w Zoom nie macie moralności, ale to król Hisain nie ma żadnej moralności. Wy się po prostu różnicie i to jest mega fajne.
Dopiero teraz Otis podniósł wzrok znad serwetki i spojrzał ze załzawionymi oczami na człowieka stojącego przed nim.
- Skończyłeś dzieciaku? - zapytał Theik.
- Nie było więcej miejsca na serwetce, więc więcej nic nie pisałem - odparł.
- Słuchaj, przykro mi. Naprawdę mi przykro, że straciłeś przyjaciół. Nigdy tego nie doświadczyłem i mam nadzieję, że nie doświadczę. Mam nadzieję, że uda wam się coś zrobić z tym złym królem, ale wam nie pomożemy i nawet jeżeli, żaden rozejm z Zoom by wam tutaj nie pomógł. Wszystkie tutejsze rasy zostały wykluczone przez resztę Ebvolatu, więc nie wychodzą nigdy za płot, nawet nie słyszyliśmy o żadnej wojnie dopóki nie zjawiły się tu żywioły. Więc jak ci już mówiłem, my się tu bawimy i obiecuję ci jedno, będziemy to robić aż do ostatniego tchu.
- To fajnie.
Oboje przez chwilę milczeli przypatrując się sobie nawzajem. Na szczęście nie była to wcale dziwna cisza, była całkowicie naturalna.
- No więc... jesteś wampirem? - spytał w końcu blondyn, choć już wcale nie musiał. Dobrze to widział i jak się okazuje, gremlin miał rację. Dzieciak, którego wiedzieli wtedy na wieży, był od samego początku wampirem.
- Tak - odpowiedział. - Wiesz, zdawało mi się wcześniej, że widziałem swoją zmarłą znajomą. Tłumaczyłem to sobie, wmawiając, że w Zoom potraficie pokazywać bliskie nam osoby przez dotyk. Przez to zacząłem się martwić, że urażę Eryka, bo nawet Dagie dostrzegłem w uśmiechu Noel, a jego w niczym, ale teraz, gdy tak na ciebie patrzę z dołu, przypominasz mi Eryka.
- Piłeś jakieś goryczkowe napoje? - zapytał wolno Theik.
Otis podniósł się ziemi i podał mężczyźnie szklankę z białym narządem w środku.
- Noel zgubiła oko.
______________________________________________________________
Koniec. Niesamowite, że napisałem wogóle taki rozdział. Fajnie mi się go pisało i było naprawdę zabawnie. Czuję, że nie jest najlepszy i mogłem lepiej go napisać, ale jednocześnie jestem naprawdę z niego zadowolony. Miałem szansę poznać Otisa z totalnie innej strony, co było mega i co mam nadzieję, że mi wyszło. LokiAndFlash, może dać mi znać co uważa. Zna przecież Otisa lepiej ode mnie. Więc jak na razie... znowu się żegnamy z Otisem na parę rozdziałów... będę tęsknić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro