#11 Strażnik Eteru
- Co myślisz o Nachashu? - zapytała nagle Dagie.
Od jakiegoś czasu rozmawiała z Otisem. Oboje siedzieli na jasnym piasku, czekając aż Eryk i River się ogarną po spotkaniu z piątym władcą. Słońce pomału zachodziło nad ich głowami, i jak zawsze był to piękny widok dla ich oczu.
- Zdaje się dużo wiedzieć, ale też trzymać nas w niewiedzy - podzielił się swoimi myślami. - Jest też duży.
- Prawda, jest ogromnyyy - zgodziła się z nim bez wahania. - Mnie trochę zastanawia fakt, że ten smok był piątym władcą... bo skoro on żyje, to czemu królowa Em nie?
- Powinnaś dopytać o to Kahlen - westchnął Eryk. Nie zauważyli kiedy stanął obok nich. - To ona się interesuje smokami.
Dagie spojrzała na blondyna milcząc przez chwilę. Nie była pewna co chciała powiedzieć, gdyż miała jeszcze wiele pytań. Chciała wiedzieć, czy to było możliwe, że śmierć królowej Em nie była całą prawdą. Bo co jeżeli ona nadal żyje... tylko w postaci smoka, podobnie jak Nachash? Ale oczywiście, nie wiedziała czy Nachash zawsze był w postaci smoka. Miała pomysł, by zapytać się o to Eryka, ale czy nie było to absurdalne zapytać teraz, skoro sam mówi, że powinna spytać się Kahlen?
- River nadal się przebiera? - zapytała go Dagie.
- Tak, raczej zajmie mu to jeszcze chwilę - usiadł spokojnie obok wampira.
- Spoko - kiwnęła głową. Cały czas ją dziwiło, że po tamtym koszmarze Eryk im tak spokojnie ufa. Zachowywał się jakby nigdy nie śniło mu się, że chcieli go zabić. - A tak w ogóle, to skąd wiedziałeś tyle o Nachaschu?
- Nic nie wiem, po prostu Kahlen kiedyś zostawiła u mnie otwartą książkę na jakiejś stronie, więc zerknąłem sobie i był tam podobny smok - wzruszył ramionami. Jedynie zgadywał, mając nadzieję, że się nie mylił.
Dagie zaczęła rysować na piasku linie. Pomyślała od razu, że Eryk musi być blisko z Kahlen i nie wiedziała dlaczego, ale ten fakt sprawiał, że czuła dziwny ból w klatce piersiowej. Kiedy ona się od niego nieumyślnie oddalała, inni się do niego zbliżali. Wiedziała, że Kahlen i Otis spotykali częściej Eryka od niej, ale nie wiedziała, że Kahlen u niego przesiadywała i tam czytała swoje książki, że ich relacja jest aż tak blisko.
Nic już nie mówili patrząc w zaczerwienione niebo, bo gdy jest cicho, zachwycanie się takimi zwyczajnymi momentami jest niepowtarzalne. River coś o tym wiedział. Każdego dnia na statku, stał na zewnątrz żegnając słońce. Jednak zachód słońca na pustyni się różnił i nie zastąpi barw na wodzie, które były niczym z bajki. O tej porze na pokładzie zawsze było pusto, gdyż Appy i Ding wchodzili z zachodem słońca pod pokład. To też oznacza, że zawsze było cicho. Ta cisza podczas wieczornej medytacji zamieniała się dla niego w melodię. Skupiał się na danym momencie, którego doznawał i to zawsze go uspokajało. A gdy słońce znikało już z horyzontu, zawsze wracał do środka, siadał obok czytającego Dinga i sam brał do ręki literaturę.
- Czy wy też to widzicie? - zapytała po chwili Dagie.
- Ale co? - spojrzał na nią pytająco elf.
- Przy tamtej górze... Tej, która lekko się wyróżnia kolorem, czy ona ma twarz?
***
- Miałaś rację, ten głaz naprawdę ma twarz - potwierdził Eryk po tym, gdy już stali pod górą. Nawet się nie wahając, zaczął podchodzić bliżej, by móc się lepiej przyjrzeć. Wyglądało na to, że portret został wyrzeźbiony, ale co dziwne, była to jedyna góra zarośnięta roślinami i kwiatami w okolicy.
- Gdy się nie myśli o tym czego chce się szukać, zawsze znajduje się coś ciekawszego - rzekł Otis, również przyglądając się temu co zauważyła wcześniej jego koleżanka. - A ze znaleziskami zawsze są pytania.
- To chyba pomnik jakieś osoby - odpowiedziała dziewczyna. Wyglądało przecież jakby to była jakaś wyrzeźbiona osoba i trudno było określić ich płeć patrząc na sam pomnik. Łatwo jednak było stwierdzić, że postać klęczała na ziemi. Wyraz twarzy wydawał się taki przyjazny i spokojny, ale też wydało się jakby próbowała powiedzieć, że byli bardzo wesołą i energiczną osobą. Może to przez lekki uśmiech na twarzy, który wydawał się zbyt szczery jak na prawdziwy posąg. Osoba, którą przedstawiał pomnik miała mnóstwo długich i cienkich warkoczyków zawieszonych na ramieniu, co było wyjątkowym detalem.
- Dagie, nie jesteśmy aż tak ślepi po zmroku. To jest oczywisty fakt.
Rudowłosa oczywiście nie zareagowała inaczej niż przewracając oczami na komentarz Eryka.
- Ciekawe kogo przedstawia... - zastanowił się na głos River patrząc prosto w twarz osoby. Nie pamiętał już wiele o tym miejscu, ale był świadom, że Ri jest znane ze bycia najstarszym miejscem w Ebvolacie, z bogatą przeszłością. Dlatego ciekawiło go kim mogła być ta postać?
- Znalazłem jakieś tajemne wejście, więc zawsze można się dowiedzieć i to sprawdzić.
Od razu wszyscy okrążyli pomnik, by podejść do Eryka. Na stopie była wykuta dziura. Poniżej były schody, więc mogliby tam wejść, jednak wcześniej czekało ich przeciśnięcie się w szczelinie między górą a pomnikiem. Zapowiadało się to na coś bardzo męczącego.
- Otis niech wejdzie - wskazał od razu River. Dobrze wiedział, że na pewno będą chcieli to zbadać, a Otis jest mały, szczupły i o dobrej kondycji. Przecież skacze po dachach. Dlatego to on był najlepszy do poświęcania się i zabawy w przemierzanie krawędzi życia. - Ja od razu mówię, że tam nie wejdę.
- Wchodzę - odparł Otis.
- Też wejdę - zawtórował mu Eryk.
Otis już miał się przeciskać przez tę szczelinę, ale w ostatniej chwili Dagie złapała go za dłoń, zatrzymując. Spojrzał na nią swoimi ciemnymi, zielonymi oczami i dostrzegł w jej spojrzeniu zmartwienie. Już wiedział, że martwiła się o coś, co się nie koniecznie wydarzy.
- Poczekajcie, chłopaki, nie możemy tak po prostu, z miejsca, sobie wejść do środka. Ostatnio gdy tak zrobiliśmy, skończyło się tym, że goniły nas jakieś Ebvolaskie dziki i umarły dwie osoby. Co jeżeli coś się wam stanie? Skąd pewność, że to nie przeklęte miejsce? Mogą przecież być tam jakieś pułapki, albo drzwi się za wami zatrzasną.
- Tym razem nie jesteś to jakaś magiczna świątynia, jak sama mówiłaś, to pomnik - stwierdził Eryk.
- Ale my nie wiemy czyj pomnik - przypomniała im. - Co jeżeli to pomnik jakiegoś poszukiwacza skarbu, który schował w swoim pomniku złoto i nie chcąc żeby ktoś go okradł, zrobił pułapki?
- To chyba przesada, ale jeżeli się aż tak boisz, ty przecież nie musisz wchodzić. - Uśmiechnął się szelmowsko. Jak ona nie lubiła tego uśmiechu na tej jego elfiej twarzy; uśmiechu drwiącego z niej. Jego wzrok pomału zszedł z Dagie, przechodząc na niskiego wampira przyglądającego się im w milczeniu. - Wchodzimy Otis.
Dagie, choć nadal nie pewna całego tego pomysłu, puściła dłoń kolegi, bo wiedziała, że skoro się zdecydowali, to nic nie zdziała. Ciemnowłosy niepewnie zabrał swoją dłoń i bez problemu jako pierwszy przecisnął się przez szczelinę. Na luzie stanął na schodach w środku pomnika. Jak na razie nic mu nie było, wejście się nie zamknęło. Erykowi poszło trochę mniej sprawnie, gdyż musiał się pochylić, by nie uderzyć się o głowę. Był zbyt wysoki na takie szczeliny, ale zaraz gdy znalazł się w środku, mógł się już wyprostować.
Elf z uśmiechem pochylił głowę by spojrzeć na stojących na zewnątrz. Od razu skupił swój wzrok na dziewczynie, bo ze skrzyżowanymi rękoma patrzyła prosto na niego. W jej brązowo-zielonych oczach można było czytać jak z książki. Była zmartwiona i lekko zmęczona faktem, że nie brali na poważnie jej ostrzeżeń. Czuła, że trochę się na nich z tego powodu gniewa, ale w jej obowiązku nie byłą opieka nad nimi. Nawet nie była tu najstarsza. Dlatego, gryząc się ze sobą, zdecydowała, że jeśli coś im się stanie, nie będzie to jej sprawą.
- Jak nie wrócimy do rana możecie przyjść nas uratować albo iść dalej nie czekając na nas, wiem, że boicie się wejść, więc wam wybaczę - powiedział Eryk jakby od niechcenia.
- Argh! Wchodzę, bo jeszcze ze swoim nastawieniem wpadniecie w jakieś kłopoty - wymamrotała dziewczyna, przegrywając ze swoim samozaparciem i będąc świadoma, że uległa podpuszczeniom Eryka. Ona nie da rady wejść? Przecież da radę.
Zaczęła się przeciskać przez szczelinę, ale nagle dotarło do niej, że kitsune zostanie sam. - River, też idziesz?
- Wolę zostać... ktoś przecież powinien - uśmiechnął się do niej lekko. Prawdą było, że wystarczało mu wrażeń jak na jeden dzień. Wciąż czuł się obleśnie po spotkaniu z tym wężowatym smokiem. Wolał zrobić sobie przerwę, niż pchać się w kolejną przygodę.
- Okej.
River jeszcze stał przez chwilę przed wejściem do pomnika, patrząc jak jego przyjaciele znikają na schodach, aż postanowił usiąść na kłodzie obok świecących łodyg, które Dagie nazywała lampyris, choć Ebvolaci znają je jako sserpxeile. Nie chciał siedzieć w ciemności, a chyba nie powinien rozpalać ogniska kiedy był sam, jeszcze ktoś by przyszedł. Ktoś od Króla Hisaina. Przecież dopiero co mu zbiegli.
Kitsune wyjął szkicownik z plecaka. Wie, że nie powinien rysować w ciemności, ale co miałby teraz innego robić? Zaczął rysować róże, które otaczały pomnik. Nagle jedna z nich otworzyła czarne, ale błyszczące się oczy, na co chłopak lekko drgnął. Długo bez ruchu patrzył w różę, nawet nie odwracał od niej wzroku, i wtedy nagle oczy kwiatu mrugnęły. Poczuł nieprzyjemne dreszcze na plecach. W jednym momencie róża wyskoczyła ze swojego krzaka i wtedy chłopak zauważył, że to zwyczajna Pixie. Od razu mu ulżyło. To było normalne, żeby Pixie zamieszkiwały miejsca gdzie jest dużo kwiatów.
- Hej. - Pomachał do niej uśmiechając się z ulgą. Pixie odmachała mu podlatując do niego trochę niepewnie, by zajrzeć mu w szkicownik. - Podoba ci się? - zapytał po chwili River, a różana Pixie nic nie odpowiadając szybko odleciała przed szarymi oczami kitsune.
Riverowi zawsze było trudno zrozumieć czym są te małe roślinne duszyczki. Pixie nie były ani zwierzętami, czy zwyczajny istotami jak inni mieszkańcy Ebvolatu. Mora i Ding próbowali mu oczywiście wytłumaczyć czym są Pixie, bo jest ich kilka w Enden. Z tego co mówił mu Ding i zrozumiał, Pixie są duszyczkami opiekującymi się ogrodami. Takimi małymi roślinnymi wróżkami, które nie mówią. A z tego co tłumaczyła mu Mora i mało zrozumiał, to w skrócie, Pixie to dusze rodzące się ze szczęścia innych istot, dlatego są one takie miłe i urocze.
River kontynuował rysowanie, kiedy Pixie przyleciała z powrotem ciągnąc za dłonie, jakąś inną, zieloną Pixie, która wyglądała na nieśmiałą oraz jeszcze jedną, niebieską, która zaciekawiona patrzyła się na chłopaka.
- Hej, witam z powrotem - uśmiechnął do nich się niepewnie.
Czerwona pociągnęła je aż do szkicownika. Później puściła je i zaczęła pokazywać palcami kwiaty, które narysował River, aż w końcu wskazała właśnie na niego. Niebieska wyglądała na zaskoczoną. Zleciała na dół na szkicownik i potrząsnęła palcem chłopaka, wtedy ołówek zrobił kilka kresek w zeszycie, czym się ona zachwyciła, i powtórzyła czynność.
- Spokojnie... - zaśmiał się niepewnie River.
Niebieska Pixie bez pytania wyrwała ołówek, tak wielki jak ona sama i zaczęła rysować kreski, a dokładnie zygzaki. Po chwili spojrzała na swoje koleżanki, na co zielona zaczęła cicho klaskać. Przypatrywał się co robiła Pixie na jego zeszycie i zanim się obejrzał poczuł ciężar na swoich ramionach. Siedziały na nich cztery różne Pixie, które dołączyły do podziwiania nowego przedmiotu.
...
Szli schodami w stronę góry. Im byli dalej, tym więcej kwiecistego bluszczu mieli na swojej drodze. Nagle usłyszeli czyiś śpiew odbijający się echem o ściany.
Ptaki śpiewają na drzewach, kwiaty rosną do słońca i motyl lata. Tańczy wokół ciebie. Nawet motyl wie jaką jesteś piękną istotą. Ładniejszą od kwiatów w ziemi.
- Ktoś tu jest? - zdziwiła się cicho Dagie, by przypadkiem ta osoba ich nie usłyszała. Ale oczywiście chłopcy jej nie odpowiedzieli, idąc za dźwiękiem.
Po jakimś czasie zobaczyli przed sobą drzwi, przez które padało na schody lekkie światło. Eryk wyłączył zaklęcie kuli światła, która prowadziła ich w ciemności, żeby nie zwrócić na siebie uwagi.
- Słońce dotyka twoją gładką skórę i chciałabym żebyśmy mogli tak zostać. Na zawsze. Na zawsze i na wieczność w słońcu. Razem w słońcu. - Piękny głos poprowadził ich aż do jakiegoś pomieszczenia. To z niego wyrastały plącza, które rozchodziły się na schodach.
Cała trójka zerknęła ostrożnie za otwarte drzwi. Starali się być cicho, by przypadkiem dziewczyna ich nie usłyszała i starali się być niezauważalni. Na ziemi w pokoju leżała demidziewczyna. Leżała tuż obok stojących drzwi, które lekko się świeciły. Drzwi na samym środku pokoju. Im dłużej się przyglądali, tym więcej zapamiętywali detale, jak na przykład jej wygląd. Miała ciemną skórę, różowo-szaro-białe włosy zasłaniające jej oczy i zielony top.
Nagle przestała śpiewać i wstała spokojnie. Wzięła do ręki włócznię, która zaświeciła się na różowo i drugą, która zaświeciła na ten sam kolor. Złotym okiem spojrzała na ich trójkę chowając się na schodach. W jej oczach można było zobaczyć symbol gwiazdy. Na jej polikach również były takie białe symbole.
- Nikt tu nie może wchodzić - odparła doniosłym głosem. Miała poważny wyraz twarzy i wcale nie przyjazny.
Nikt z nich nic nie mówił, dopóki rożowowłosa nie podeszła bliżej i niespodziewanie przyłożyła im włócznie do gardeł.
- Jeżeli przyszliście po drzwi, to nie dam wam przez nie przejść, a tylko ja mogę je otwierać.
- Nie jesteśmy tu po drzwi, nawet nie wiemy co to! - Dagie szybko otworzyła usta. Nie chciała by ją zabito. - Znaleźliśmy wejście do pomnika, byliśmy ciekawi kogo przedstawia, więc weszliśmy.
- Nie jesteście tu po drzwi? - zapytała zaskoczona.
- Nie jesteśmy - potwierdził Eryk.
- I nie wiecie kogo przedstawia pomnik? - dopytywała.
- Przecież ci powiedzieliśmy, że nie wiemy.
- Proszę możesz odłożyć broń? - rudowłosa przełknęła ślinę.
Chwilę jeszcze się zastanawiała czy na pewno chciała im uwierzyć, ale w końcu uległa i zabrała obie włócznie. Pomału cofnęła się na swoje miejsce i usiadła przed swoimi drzwiami. Wdzięczna trójka niepewnie wstała i stanęła przed wejściem do pokoju przyglądając się dziewczynie w milczeniu.
- Idźcie sobie stąd - wymamrotała.
- Możesz nam powiedzieć kim jesteś? - zapytała Dagie po chwili wahania. Nie wiedziała czy to dobry moment, żeby o to pytać, ale dopiero teraz pomnik zaciekawił ją jeszcze bardziej. Co to były za drzwi!? I co ona tu robiła?
- Nikim.
Milczeli przez chwilę nie ruszając się z miejsca.
- Nie pójdziecie sobie dopóki wam nie odpowiem, co nie? - westchnęła.
- Tak, raczej sobie nie pójdziemy - odpowiedział jej Elf.
- Nazywam się Parrli, jestem strażnikiem Eteru. Zadowoleni?
- Eteru? - Zmarszczyła brwi Dagie. Przecież oni dostali żywioły z serca Eteru i pierwszym władcą Ebvolatu był Eter...
- Tak Eteru, a to ich posąg.
- Ile masz lat? - dopytywała zaciekawiona rudowłosa. Przecież jako strażniczka Eteru Parrli musiała żyć ze miliard lat.
- Nie wiem, jestem nieśmiertelna, więc jakoś przestałam liczyć czas. - Podobnie jak wcześniej Nastazja, tylko że ona wiedziała ile mniej więcej już żyje. - Siedzę tutaj od odejścia Eteru i pilnuję świata, więc czas się dla mnie nie liczy.
- To jest długa i najgorsza śmierć. Wcale nie przeżyta - Otis krótko powiedział co myśli na ten temat.
- Prawda nie brzmi satysfakcjonująco jak na kilka miliardów lat.
- Naprawdę jest tak, jak to brzmi? Siedzisz tu od tylu lat i nic nie robisz? Sama? - Spojrzała na nią z żalem Dagie. To nie było ani dobre, satysfakcjonujące czy przeżyte życie. To wydawało się wieczną pustką. Dziwne, że Parrli jeszcze nie zwariowała, rudowłosa na pewno na jej miejscu by to zrobiła po tylu latach samotności.
- Robię coś, pilnuję Ebvolatu i Ziemi! Jestem strażnikiem Eteru, czego wy nie rozumiecie? Mam najwyższą rolę jaką można mieć na tym świecie, gdybym chciała, to wszystko by mogło zniknąć razem z wami. Więc nie próbujcie mnie pouczać - warknęła. - Jeżeli skończyliście idźcie sobie. Muszę pilnować drzwi.
- Co to w ogóle za drzwi? - Elf zmarszczył brwi. Przecież byli tu tylko oni, a ona była zamknięta w jakimś pomniku, więc przed kim miała niby pilnować drzwi? To nie miało sensu. Czemu musi je niby pilnować?
- Prawdopodobnie i tak wiele nie zrozumiecie, więc wam powiem. Te drzwi są przejściem między inną planetą o nazwie Ziemia, a Ebvolatem - odpowiedziała im krótko. Była pewna, że nie rozumieli o czym ona mówi, gdyż o ziemi wiedzą jedynie władcy, ale po ich minach od razu wiedziała, że coś jest z nimi nie tak.
___________________________________________
Nie będzie pytań w tym rozdziale, ale można zawsze coś skomentować albo dodać od siebie. Pozatym gdy zacznę pisać wasze rozdziały, napiszę wam pytania. Bo chwilowo nie zacząłem ich pisać i jakoś nie mam pojęcia czego od was potrzebuję (Otisa jeden rozdział już napisałem).
Poza tym moja edytorka na mnie nakrzczyła, że nie mogę tak skakać sobie od kwiatka do kwiatka nie zbierając całego nektaru, więc napiszę jeszcze DWA rozdziały zanim skoczę na następnym kwiatek. Bo ogólnie miałem plan tutaj zakończyć, ale po przemyśleniu tego, tutaj byłoby najlepiej skoczyć na jakiś liść zamiast od razu na kwiatek.
Ps. Piosenka którą śpiewała Parrli, to ja ją napisałem rok temu i pomyślałem, że sobie ją tutaj dodam xd ładnie pasowało, jakoże Parrli lubi kwiaty
Zostałem też zamówienie na memy o Eryku, więc stworzyłem na szybko i dodałem trochę w tym rozdziale. Stworzę lepsze gdy będzie u wróżek, będą napewno bardziej personalne xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro