#19 Podróż czy Tragedia
Im niżej stawiała nogi na stopniach, tym większe stawały się jej złe przeczucia do tego całego pomysłu. Jednak najgłupszym posunięciem byłoby nie pójść za chłopakami i zostawienie ich z Ori. Po prostu nagłe pojawienie się jej, mocno ją zaskoczyło i wydawało się podejrzane, tak samo jak dla Otisa. No i to, jak zręcznie wygrzebała kamień z piasku, a później bez wahania weszła do środka... Za bardzo jej zależało na wejściu do świątyni, ale oczywiście Eryk wcale nie uważał zapału Ori za podejrzany. Co mogłoby w jego przypadku wydawać niecodziennym zjawiskiem, bo przecież nikomu nie ufał.
Blondynka jako pierwsza doszła na koniec schodów. W tym samym momencie gdy jej stopa dotknęła posadzki korytarza, lampiony wzdłuż niego zapaliły się samoistnie, a głaz za Dagie w górze się zatrzasnął. Rudowłosa przełknęła głośno ślinę, będąc świadoma, że teraz nie było już drogi powrotnej.
Po chwili wędrówki, wzdłuż długiego, prostego korytarza, który wyglądał jakby nie miał końca, Otis postanowił się odezwać.
- No więc, co tu robisz? - zapytał. Chciał zadać blondynce parę pytań, dowiedzieć się jakim sposobem się tu znalazła i czy na pewno była to Ori, którą spotkali w bibliotece.
- Śledziłam was - Wzruszyła ramionami.- Po tym, gdy wyszliście z biblioteki, postanowiłam wymknąć się wieczorem. Dogoniłam was dopiero gdy nocowaliście w chatce obok lasu. Byłam pewna, że Eryk mnie zauważył gdy wbiegałam między drzewa.
- To byłaś ty?! - zareagował Eryk przypominając sobie to, gdy widział sylwetkę biegnącą do lasu. Nie spodziewał się, że to mogła być ona, ale teraz wszystko układało się w jego głowie.
- Yepp - Uśmiechnęła się szeroko. - Zgubiłam was gdy popłynęliście statkiem. Na wyspie nie czułam zapachu żadnego z was i już myślałam, że coś wam się stało. W każdym razie czekając na was, postanowiłam sama poszukać świątyni, co w sumie nie było takie trudne. Na wyspie jest dużo malunków, więc postanowiłam się nimi pokierować i tak dotarłam tutaj. Potem, gdy szukałam więcej podpowiedzi co do świątyni, jak ją otworzyć, przez przypadek znalazłam również was, i tak znalazłam się tutaj, pod ziemią.
- Ech, ale po co nas śledziłaś? - dopytywała podejrzliwie Dagie. Trochę ją uspokoiła, ale nadal coś nie dawało jej spokoju.
- Czekałam aż zdarzy się moment, gdy będziecie potrzebowali pomocy. Chciałam udowodnić Nastazji, że mnie potrzebuje w tej misji - odparła. - Że nie jestem bezużyteczna - wymamrotała na sam koniec.
- W sumie, Dagie, ciekawe pytania zadajesz - zauważył Eryk. - Chciałem zapytać cię o to samo. Po co nas śledziłaś?
- Byłam ciekawa co robicie i gdzie idziecie.
- Aha, przez twoje dziwactwa, zaczynam wątpić, czy powinienem ci ufać - odparł, lecz raczej mówił to bardziej dla żartu, niż na serio.
- Śledziłam was, bo uznałam to za coś ciekawego, ok? River poszedł na randkę, Dakota spędzała czas z Appy, Kallen wybrała się do Ormico razem z resztą i nie chciałam się nudzić sama w pokoju. Później zobaczyłam was. Uznałam, że będzie ciekawie zobaczyć co robicie - westchnęła Dagie czując się, jakby musiała się im tłumaczyć. Czepiał się jej, kiedy to Ori śledziła ich od samego początku podróży?
- Ormico? Słyszałem gdzieś to imię - zauważył Eryk.
- Kobieta od zegarków mówiła nam, że to najlepszy mag na wyspie - przypomniał mu Otis.
- Kallen poszła spotkać się z Ormico? - zapytała Ori, ale nie czekała aż ktoś jej odpowie.- Musiała być naprawdę w dobrym humorze, uwielbia Ormico, jest jej wzorcem do naśladowania.
- Była cała w skowronkach - zaśmiała się rudowłosa. - Naprawdę musi ją lubić, ciekawe czy nie zmieniła teraz o niej zdania gdy poznała ją osobiście. Miała mi opowiedzieć jak było, tak samo River miał mi opowiedzieć później wszystko o swojej randce... jednak chyba szybko się nie dowiem, gdyż nie wiem kiedy znowu się z nimi spotkamy i czy w ogóle ten korytarz ma koniec. Czy my na pewno nie idziemy w kółko jak w typowych filmach?
- Pomyśl przez chwilę, Dagie. Idziemy prosto, więc jak mamy niby kręcić się w kółko? Jakby korytarz miał skręty, wtedy moglibyśmy iść w kółko, ale jest prosty, PROSTY.
- No już, spokojnie, tylko pytam - uspokoiła Eryka.
- Czekajcie - przetrzymała ich ręką Ori nagle hamując przed nimi. Zaczęła wąchać powietrze, jakby czegoś szukała.
- Co jest? - zapytał blondyn za nią.
- Czuję zwierzę - odparła po czym zmarszczyła brwi. Była zaskoczona, że to powie, ale mówiła to co czuł jej nos. - To chyba dzik, ale one znajdują się tylko w ruinach Ro, co by robiły tutaj?
Nagle do ich uszu dotarło skrzypienie, i zanim się obejrzeli, ziemia pod nimi zapadła się.
***
- Au - mruknęła Dagie gładząc się po głowie, w miejscu gdzie uderzyła się po wylądowaniu. Miała nadzieję, że nie stłukła sobie żadnych kości.
Rudowłosa zaczęła się pomału rozglądać, na korytarzu była całkowicie sama... Zegarek wskazywał całkowicie samotny księżyc. Nie była pewna co to oznaczało, ale musiało być już ciemno i widocznie musiała być przez chwilę nieprzytomna, gdyż wcześniej zegarek wskazywał jeszcze na słońce.
Po chwili do jej uszu dotarł stukot kopyt. Stawał się tym głośniejszy, im stworzenie było bliżej niej. Im było bliżej, tym lepiej słyszała ciężki oddech i chrumkanie. Pomału obróciła się w kierunku dźwięku przyglądając się zakrętowi. Stanęła cicho na nogi i zaczęła się pomału cofać. Z jakiegoś powodu miała ochotę wierzyć, że był to jakiś cudowny jednorożec, który magicznie zaprowadzi, ją do tego, czego szukała, jednak jej nadzieja musiała zostać zniszczona.
Zza zakrętu wyszedł ogromny i zarazem wydłużony pysk oblizujący podłogę. Małe spiczaste uszy zwierzęcia podskakiwały z każdym ruchem głowy. W pewnym momencie podniósł pysk i spojrzał na dziewczynę swoimi całkowicie czerwonymi, małymi oczami. Przed nią stało masywne stworzenie, które sięgało praktycznie do sufitu. Kły stworzenia wyglądały na silne, mógłby bez trudu przebić ją całą. Na mocnym karku wystawały trzy spiczaste rogi. I jakby tego było mało, jego czarna sierść wyglądała na szorstką, jakby mógł dziewczynę pokaleczyć samą sierścią. Zaczął pomału się do niej zbliżać otwierając szeroko swój pysk. Jego usta były trzy razy większe od niej. Nawet nie miałby co żuć, wystarczyło by połknięcie. Dagie, świadoma przed jakim świńskim zagrożeniem stała, bez wahania pobiegła w odwrotnym kierunku i kiedy zniknęła mu za zakrętem, dzik ruszył biegem za nią, uderzając o boki ścian.
***
- O Boże, Dagie! Nie uwierzysz - zaczął czerwonowłosy otwierając drzwi do ich wspólnego pokoju. - Byliśmy nad wodą i zabrał mnie do takiej małej, ale przeuroczej restauracji prowadzonej przez magów... - przestał mówić, zauważając, że w pokoju siedziała jedynie Kallen. - Gdzie Dagie? - zapytał marszcząc brwi.
- Myślałam, że jest z tobą albo innymi, nie było jej gdy wróciłam - odowiedziała.
- Ale na zewnątrz jest już ciemno, czy nie ma jeszcze kogoś? - dopytywał zmartwiony.
- Z czego mi wiadomo, Eryk i Otis również jeszcze nie wrócili, ale nie mam pewności...- zanim zdążyła jeszcze coś dodać, River w pośpiechu wyszedł z sypialni i zaczął pukać do drzwi wszystkich z jego towarzyszy, by upewnić się czy na pewno ich nie było. Jeżeli Eryk i Otis byli, to przynajmniej nie dawali znaku życia ze swojego pokoju. Woren i Blue jedynie powierdzili, że również nich nie widzieli. Gdy mijał w korytarzu Dinga, ten mu powiedział, że nie brakowało tylko tej trójki, ale Appy i Dakota również jeszcze nie wróciły. River w końcu dotarł do sypialni Nastazji i zapukał do jej drzwi. W tym czasie Kallen, Woren i Blue wyszli ze swoich pokoi i przyglądali się sytuacji. Sami zaczynali się martwić, nawet Blue, który ciągu tych paru dni zdążył przywiązać się do tych dzieciaków.
Nastazja otworzyła drzwi i spojrzała na Rivera podnosząc pytająco brwi. Zmrużyła oczy. Była zbyt zmęczona, by nawet zgadywać, czym chciał ją męczyć o tej porze.
- Dagie jeszcze nie wróciła, tak samo jak Eryk, Otis, Appy i Dakota - powiedział od razu, gdy ją zobaczył. - Pewnie umierają gdzieś tam samotnie, a my tu siedzimy sobie, nie zastanawiając się nawet, czy nic im nie jest.
- Spokojnie, spokojnie - westchnęła ziewając. Nie miała siły by przejmować się tym wszystkim w tej chwili. Miała jak każda normalna istota ochotę położyć się na miękkim łóżku i pójść w końcu spać w hotelu, za który zapłaciła. - Znając Eryka, zabrał Otisa na poszukiwania świątyni i pewnie gdzieś się zapodziali, raczej nic im nie jest. A dziewczyny może poszły na plażę patrzeć w gwiazdy. Znajdą się, wcześniej czy później, przecież znajdą drogę i wrócą.
- Ale, jest już naprawdę późno! Co jeżeli coś się im stało? Leżeli sobie na plaży i nagle przyszły fale, które zmyły ich z powierzchni ziemi?! - zaczął panikować wyobrażając sobie jeszcze to gorsze scenariusze.
- Ciszej - mruknęła przesuwając palcami po swoich czółkach. - Jeszcze raz krzykniesz, a na pewno pozwolę im sobie umierać.
- Moja siostra zawsze wracała równo z zachodem słońca, a jest już sporo po zachodzie. Nie interesuje mnie co powiesz, i co zrobisz dalej, ale zaszedłem tylko zawiadomić, że jeżeli mojej siostrzyczce coś się stało, to twojej podopiecznej, która z nią była, również musiało coś się stać - odparł Ding stojąc za czerwonowłosym. Znad niego, patrzył prosto w oczy Nastazji z powagą, jakby wcale nie przesadzał, jak to robił w tej chwili River.
- No dobrze - westchnęła. - Pomogę wam ich poszukać. Pewnie nie dalibyście mi spokoju, jeżeli poszłabym spać, ignorując wasze markotanie, albo znając was, sami zaczęlibyście ich szukać i wpakowali się w jeszcze większe i niepotrzebne mi kłopoty.
***
- Na pewno czujesz zapach Appy? - zapytał go kolejny raz Ding. Było to trochę drażniące. Im częściej się pytał, tym bardziej irytujący się stawał, jednak każdy to rozumiał. Appy była jego młodszą siostrą i po prostu martwił się o nią jak zwyczajny, nadopiekuńczy starszy brat.
Woren obwąchiwał uliczki idąc na przodzie. Zrobił to dokładnie jeszcze raz po czym spojrzał za siebie na Dinga. Nie widział go dokładnie, ale różnił się wyglądem od innych, więc mógł jedynie zgadywać, że patrzył właśnie prosto na niego.
- Tak, praktycznie jakby szli tą samą ścieszką - potwierdził wilkołak.
Nastazja cicho ziewnęła kładąc dłoń na swój policzek, prawie jakby był to jej podpórek, na którym miała zaraz usnąć. Jednak wśród kilku mrugnięć, które miały powstrzymać ją od zamknięcia oczu, zobaczyła przed nimi coś niebieskiego, na co kobieta zareagowała otwierając energicznie ślepia.
- Czy to nie błędny ognik albo ten płomień należący do waszej królowej? - zapytał River będąc zafascynowany widokiem stworzenia. Niewielki niebieski płomień unoszący się ponad powierzchnią ulic zaczął się poruszać do przodu. Czerwonowłosy osiemnastolatek był pewny, że niebieski płomień chciał ich gdzieś zaprowadzić albo też wywieść na manowace jak według mitologii słowiańskiej, to robiły.
- Nawet się nie odezwiesz - powiedziała cicho Nastazja uginając dłoń w pięść. Po chwili zrobiła krok do przodu i odezwała się głośniej, już do wszystkich swoich towarzyszy, - Idźmy za nim, zaprowadzi nas tam, gdzie mamy być.
Niebieski płomień zaprowadził ich prosto na plażę i tak samo jak zrobił to parę godzin temu, otworzył dla nich świątynie. Woren zaczął wąchać okolicę, po czym spojrzał na innych.
- Reszta tu była - odparł, po czym spojrzał do środka świątyni. - Zapach prowadzi prosto do tego ciemnego korytarza.
- Jeżeli jest tam Appy, to nie będę czekał, aż coś się jej stanie - powiedział Ding zaczynając iść w kierunku schodów, co dziwne wcale się nie zawahał robiąc pierwsze kroki na schodach.
- Idę z tobą - odparł River, szybko go doganiając. Ding zatrzymał się jak na zawołanie, a kiedy chłopak stanął obok niego, niebieskoskóry wziął młodszego za dłoń i uśmiechnął się do niego lekko. Chłopak miał zamiar iść im na ratunek obojętnie co go czekało. Czuł się temu wszystkiemu winny. Przecież kiedy on się dobrze bawił, oni mogli umierać... albo umierali właśnie w tym momencie. W każdym razie, pójdzie im na ratunek, niczym prawdziwy bohater, za którego oczywiście się miał. Nie był tylko jeszcze pewien, czy będzie wspominany jako bohater wielkiej podróży, czy wielkiej tragedii.
- Czekajcie - zatrzymał ich wróż. - Jeżeli wejdziemy za nimi, czy mamy pewność, że przejście znowu się otworzy, gdy będziemy chcieli wyjść? - zapytał. Wiedział, że powinien wejść do środka i poszukać dzieciaków, ale teraz bardziej martwił się o siebie, Worena i drogę powrotną niż o innych. Bo co jeżeli będzie potrzebował tego wyjścia i nie otworzy się? Był świadom, że ze spotkania z drużyną żywiołów wyszło wiele dobrych rzeczy, ale naprawdę miał ryzykować losem jego i Worena, dla innych?
- Nie wiem - odpowiedziała mu niepewnie Nastazja przyglądając się środkowi, ale nie brzmiała na zbytnio przejętą tym faktem.
- Tam jest ciemno - podkreślił wilkołak. - Tam nie ma nawet żadnego światła.
- Możemy użyć zaklęcia - zaproponowała czarownica i zaraz światło zabłysnęło w jej dłoni. Wyglądało to tak, jakby tysiąc świecących kresek tańczyło razem i próbowało uformować koło. Blue również użył tego samego zaklęcia. Wyraziste świecące jasno koło świeciło z jego ręki. Kolejny raz można było zaobserwować różnice ich poziomu magii.
Wilkołak wziął głęboki wdech. Ulżyło mu ze względu na fakt, że będą mieli światło oświetlające im drogę przez te ciemne korytarze, jednak nadal nie był jeszcze gotowy, by wejść tam i pomóc zaginionym.
- Dajcie mi tylko chwilę, muszę się przygotować - powiedział im Woren. Wycofał się do tyłu, odsuwając się od innych i wejścia, by położyć się na piasku i obturlać się w nim parę razy. Teraz, gdy się potarzał, był gotowy na wszystko co ich miało spotkać.
Do następnego rozdziału
No więc chyba widać momentami, że trochę na odwal pisałem, przynajmiej korektor tak powiedział XDD No i jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli został tylko rozdział 20, ewentualnie 21. Podczas zapisów do tomu 2 napiszę jeszcze dodatek, bym miał co robić, ale tylko jeżeli uznam, że nadal chcę go pisać. I jeżeli ktoś chce mogę opisać ich dzień u kranosludków (wspominałem kiedyś o nich w jakimś tam rozdziale, głównie o wielkich psach które przygniotły Eryka, chyba to było gdy byli pod wodą i Otis miał atak paniki). Jeżeli nic nie powiecie, zapytam jeszcze raz w następnym rozdziale dla pewności czy napewno chcecie zignorować pytanie, bo jak zignorujecie, to prawdopodobnie nie napiszę XD
Pytania do wszystkich
1. Jakie macie odczucia do Nastazji i Dakoty? Co o nich myślicie?
2. Jakbyście zareagowali będąc sami wśród skrętych korytarzy świątyni/labiryntu?
3. Co robicie gdy się boicie? Naprzyklad spotykacie wielką ebvolaskiego bestię albo słyszycie dziwne odgłosy wśród ciemniejszego korytarza? Uciekacie, zamarzacie stojąc nie ruchomo czy może jeszcze inaczej reagujecie?
4. Inne myśli?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro