Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#20 Jesteśmy

- Nie dam rady - odparła zdyszana Nastazja. Dotknęła plecami o kamienną ścianę, nie potrwało długo, zanim zjechała na ziemię siadając samotnie wśród korytarzy. Niby nie czuła bólu dzięki eliksirowi od Ormico, ale odnosiła wrażenie, jakby nadal cierpiała. Jakby zaniknięcie bólu było jedynie iluzją, gdyż było.

Po chwili wpatrywania się w pustą ścianę, mrugnęła oczami próbując nie zasnąć, jednak jej ciemne oczy same się zamykały. Była zbyt zmęczona by nie myśleć o śnie, jednak wiedziała, że nie może tutaj zasnąć.

- Umierasz - powiedział głos w jej głowie, a kiedy podniosła powieki zobaczyła niebieski płomień, który tak dobrze znała.

- Dopiero teraz się dowiedziałeś? - prychnęła kpiąc sobie z ognika. Z uśmiechem na twarzy spojrzała na niego, jakby była tym wszystkim rozbawiona. - To dlatego tu jesteś i się zlitowałeś odzywając do mnie?

- Pomagam w misji - odpowiedział jej spokojnie nie zmieniając wcale tonu głosu. Był monotonny. - Mówiła mi, bym przekazał ci wiadomość przed końcem misji. A że twoja już się kończy...

Płomień zaczął migać przed jej oczami i zanim zauważyła zmienił się w kształt wysokiej kobiety. Było widać, że postać, którą ognik pokazywał przed Nastazją, miała na sobie długą suknię. Czarnowłosa mogła jedynie sobie wyobrazić, że była ona biała. To był przecież ulubiony kolor elficy.

- Hej. - Tym razem w swojej głowie usłyszała żeński głos i po chwili lekki śmiech odbił się po jej myślach. - Ja też za tobą tęsknię. Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam o tym, że muszę odejść... ale gdybym ci powiedziała byłoby trudniej mi cię opuścić na ten czas. Naprawdę nie chciałam ci tego robić, ale musiałam, takie było nasze przeznaczenie.

- Rozumiem - Nastazja wypuściła powietrze z ust. Próbowała powstrzymać łzy oczach, ale tak dawno nie słyszała jej głosu.

- Nastazjo, nigdy ci tego nie mówiłam, ale cieszę się, że trzy tysiące lat temu odrodziłam właśnie ciebie. Jesteś dla mnie ważna i bez ciebie te trzy tysiące lat byłyby bezsensownie nudne. - Uśmiechnęła się do niej, jednak po chwili jej twarz posmutniała. Odwróciła wzrok od dziewczyny, wyglądało jakby robiła to naprawdę niepewnie. - Wiedz, że nie musisz odchodzić mimo, że nasza umowa mówiła, że umrzesz razem ze mną... Jeżeli nadal chcesz żyć w Ebvolacie jako Nastazja, zrozumiem. Miałabyś szansę na inne życie, nowe. - Zaczęła bawić się palcami u rąk. Po krótkiej przerwie milczenia spojrzała na załzawioną Nastazję, ale nie widziała tak naprawdę jej łez, bo jak? Była tylko wiadomością. - Jednak jeżeli nie zmieniłaś zdania i nadal chcesz żyć ze mną, możesz dołączyć do mnie albo po prostu zakończyć swoje życie na zawsze.

- Jesteś taka głupia - zaśmiała się. Przetarła delikatnie mokre oczy rękawem koszuli. - Robię to wszystko dla ciebie, a ty jeszcze proponujesz mi życie gdzie cię nie będzie. Oczywiście, że nadal chcę żyć z tobą, nie pozwoliłabym byś wiodła bezsensownie nudne życie smoka beze mnie.

- Tacy.

- Hmm? - spojrzała Nastazja pytająco na niebieski płomień.

- Jeżeli chcesz pożegnaj się i gdy będziesz gotowa odejść daj znać ognikowi. - Przegryzła wargę. Na chwilę spojrzała z powrotem na swoje dłonie, po czym ponownie na siedzącą czarnowłosą. Delikatnie uklękła uśmiechając się do niej. - Kocham cię.

***

- Woren!? - krzyknął wróż, skręcając niepewnie w prawo. Szedł za intuicją, błądząc. Czuł się coraz bardziej bezsilny. Wiedział, że sobie poradzi, ale co z innymi? Szczególnie martwił się o wilkołaka, miał nadzieję, że nic mu nie jest.

Woren podobnie jak jego przyjaciel błądził samotnie, a dokładniej buszował próbując wywąchać innych. Nie czuł zapachu nikogo ze swoich towarzyszy, ani ich nie słyszał, co oznaczało, że musieli być daleko od niego. Po paru minutach biegania złowił pierwszy cichy dźwięk uchem. Z nadzieją pobiegł w lewo i zatrzymał się, gdy dotarło do niego, że był to dźwięk mrówki noszącej mały kamyczek.

- Hey - uśmiechnął się szeroko wilkołak, może nie było to to samo, co znalezienie jego przyjaciół, ale w końcu miał towarzystwo. - Też jesteś sam? - Rozejrzał się za innymi mrówkami.

Spojrzał w głąb ciemnej uliczki. Korytarz się tu kończył, jednak tylko tak się mu wydawało. Ściana zaczęła się ruszać otwierając kawałki dalszego przejścia. Na ziemię zeszło się tysiąc mrówek, a między nimi, Woren zobaczył ich ogromną królową. Dosięgała mu do pasa i była całkowicie czerwona, jak krew. Mrówki zaczęły na niego skakać. Wilkołak już wiedział, że nie były do niego przyjaźnie nastawione. Tupnął głośno parę razy, jednocześnie strzepując je ze swojego nowego, ulubionego ubrania. Gdy królowa zaczęła iść w jego stronę szczeknął głośno w jej kierunku i bez wahania spojrzał jej prosto w oczy, grożąc swym wzrokiem. Na jego szczęście, królowa zaczęła się wycofywać zabierając ze sobą stado mniejszych mrówek. Zadziałało.

***

River, jak większość tutaj, szedł sam po korytarzach. Szczerze, gdy obudził się z wielkim siniakiem na ramieniu, poczuł się nagle bezbronny. Wyobrażenie bycia bohaterem wyparowała, to co go otaczało stało się realistycznie. Miał jedynie nadzieję, że fakt, że innych tu nie ma, to tylko iluzja świątyni, i że nadal żyje. Że inni żyją.

- Będzie dobrze - pocieszył samego siebie, kolejny raz próbując nie wpaść w panikę.

- W lewo - powiedział jakiś głos w jego głowie. Był pewny, że nie była to jego wewnętrzna myśl, przynajmniej nie wydawało mu się, by była. Chociaż wolałby, żeby to był jego wewnętrzny głos, niż omamy. - Skręć w prawo - powtórzył i River w końcu postanowił zaufać głosowi. Może to była pułapka do pajęczej sieci, ale pomyślał, że zawsze może uciec.

Głos kierował chłopaka, aż zaprowadził do siedzącej na ziemi Nastazji. Niby siedziała, ale jej oddech wydawał się tak ciężki, jakby przed chwilą odbyła długi, wyczerpujący bieg.

- Iluzja? - zapytał River, niepewnie do niej podchodząc.

- Boże, czemu akurat ty? - wetchnęła przekręcając oczami. W końcu jej wzrok z powrotem trafił na chłopaka i z powagą na twarzy, zaczęła mówić. - River, posłuchaj, nie zostało mi wiele czasu i muszę wam coś powiedzieć zanim odejdę. To wszystko nie jest takie jak wam się wydaje. Szczerze mówiąc, okłamałam was w jednej ważnej sprawie, ale obiecaj mi, że wykonacie do końca misję. Ten świat potrzebuje władcy, inaczej ani ziemia, ani Ebvolat nie przeżyją długo. Natura umrze, świat przestanie się kręcić... wszystko zniknie albo zacznie umierać, więc wszyscy musicie wykonać misję, nie ważne co się będzie działo. Rozumiesz?

- W czym nas okłamałaś? - zapytał zasadniczo, patrząc na nią. Był świadom, że czegoś im nie mówiła, ale tu nie chodziło o niedopowiedzenie, ale o kłamstwo. W jakieś ważnej sprawie. Obojętnie o co chodziło, musiał wiedzieć.

- Wy tak naprawdę nie wrócicie do domu, waszych dusz już tam nie ma.

***

Ori węszyła po korytarzach, patrząc czy trzymywał się jakiś zapach w powietrzu innych towarzyszy. Nie czuła dłużej zapachu dzika, co było trochę dziwne, ale nie przejmowała się tym, czując Dakotę. Na początku nie była pewna kto to był, ale czuła kozę i według Otisa, który wylądował pod ziemią wspólnie z nią, mogłaby być to Dakota. Poczuła ją nagle jakiś czas temu. Nie mogła zwęszyć żadnego zapachu i nagle poczuła właśnie tę dziewczynę.

- Tędy - odparła pewna siebie do chłopaka, wybierając drogę, która miała ich zaprowadzić do punktu zapachu. Chłopak idąc wzdłuż cienia ściany, ruszył za nią. Niby nie był sam, ale nadal nie miał ochoty rzucać się w oczy. Kto wie, może wcale nie szli do Dakoty, a do szatana.

- Słyszę oddech - powiedziała Ori zatrzymując się. Ten oddech bardzo ją niepokoił, nie była nawet pewna czy mogła nazwać to oddechem. Przez chwilę się wahała, czy to dobry pomysł, by ruszyć dalej, ale nasłuchiwała w ciszy tak długo, że nagle usłyszała, jak coś upada na ziemię i nie długo myśląc, pobiegła w tamtym kierunku. Otis nie chcąc zostać sam, pobiegł za nią, nie wiedząc co się działo. W końcu kogoś znaleźli? Eryka? Dagie albo Dakotę?

Gdy skręcili, okazało się, że zgadli. Im oczom ukazała się właśnie Dakota. Leżała na plecach, całkowicie czerwona na twarzy. Obiema dłońmi przytrzymywała się za szyję. Jej usta co chwilę się zamykały i lekko otwierały, próbowała złapać powietrze, ale na marne.

- Nic ci nie jest!? - zapytała podbiegając do niej blondynka. Klęknęła obok niej i długo się nie zastanawiając co robić, przyłożyła ucho do jej twarzy by sprawdzić oddech. Nie czuła powietrza. - Nie oddycha - powiedziała zerkając z niej na Otisa. Po sekundzie zerknęła do ust dziewczyny, jednak nie widziała niczego, co mogłoby zatykać jej drogi oddechowe.

Gdy Ori dalej sprawdzała, co mogło dolegać dziewczynie, twarz Dakoty zmieniła się z czerwonej na błękitną, a jej brązowe oczy zniknęły za zamkniętymi powiekami. Otis widząc co się działo usiadł naprzeciwko blondynki i nawet nie sprawdzając oddechu, czy dróg oddechowych, położył splecione dłonie na klatce piersiowej dziewczyny. Z wyprostowanymi rękoma uciskał w szybkim tempie.

- Raz. Dwa. Trzy. Cztery. - Gdy policzył do 30, spojrzał na nią. Nadal była nieprzytomna i całkowicie niebieska.

Chłopak kontynuował pierwszą pomoc. Im dłużej to trwało, tym jego uciski były wolniejsze.

-Trzydzieści - Pochylił się nad ciałem dziewczyny razem z pierwszą kroplą, która wypłynęła mu z oczu. Był przerażony. Nie mogła umrzeć, po prostu nie mogła. Nikt z ich nie mógł umrzeć.

Po chwili ciało dziewczyny zabłysnęło, a chłopak niepewnie się odsunął. Blondynka spojrzała na Otisa przegryzając lekko wargę, po czym powiedziała do niego. - Otis, już nic nie zrobimy.

Promień z ciała dziewczyny wyleciał przez sufit i ciało młodej Dakoty zniknęło, pozostawiając po sobie jedynie puste ubrania oraz kulę, którą Otis dał jej parę dni temu.

***

Eryk oparł się o ścianę, przykładając dłoń do jednego z bolących go uszu. Z jakiegoś powodu odkąd tu był, nie przestawały go boleć. Po chwili odpoczynku ruszył dalej. Wszedł w zakręt, a jego ciało zderzyło się z innym. Teraz bolała go jeszcze klatka piersiowa. Spojrzał przed siebie i ujrzał rudowłosą.

- O boże, Eryk! - Ucieszyła się dziewczyna obejmując go gwałtownie w pasie. - Jak się cieszę, że nie jestem sama... Dobrze w końcu zobaczyć znajomą twarz - odsunęła się od niego z wyrazem ulgi.

- Nie mów mi, że znowu mnie śledziłaś - zażartował próbując poprawić sobie nastrój. Szczerze mówiąc, również cieszył się, że w końcu na kogoś trafił, wolałby Otisa, ale rudowłosa nie była jeszcze taka zła.

- Ha ha ha, bardzo śmieszne - odparła ironicznie.- Chętnie bym sobie pożartowała, ale jak na razie uciekam, więc lepiej zwiewajmy zanim nas do goni.

Nie czekając na odpowiedź Eryka skręciła biegiem w lewo. Chłopak za to niepewnie spojrzał wzdłuż korytarza. Usłyszał donośne chrumkanie i za chwilę zobaczył masywnego dzika, który uderzył bokiem o ścianę. Ten stwór nie był normalny. Nie był pewien, czy w ogóle można by nazwać to coś dzikiem. Nie czekając dłużej na to, aż stwór go dogoni , pobiegł migiem za dziewczyną.

- Co to niby jest, do jasnej cholery?! - zapytał, będąc obok niej. Nie wiedział nawet, czy chciał usłyszeć odpowiedź.

- Dzik - odpowiedziała. - Wygląda jakby miał apetyt na ludzi, więc lepiej nie zwalniać. Goni mnie odkąd się tu zjawiłam, więc musi być naprawdę głodny.

Niespodziewanie zjawił się przed nimi niebieski ognik. Bez słowa ustalenia, postanowili za nim pobiec. Musieli czemuś zaufać, to lepsze od uciekania w nieskończoność. Skręcili w lewo, znów w lewo i jeszcze raz, po czym w prawo, wciąż prowadzeni przez niebieski płomień. Niektóre korytarze były dłuższe, a inne miały tylko kilka metrów długości. Wbiegli na wyjątkowo długi korytarz, chyba najdłuższy ze spotkanych dotychczas .Nie trwało długo, zanim zauważyli przed sobą ścianę, ślepy zaułek. Eryk widząc kątem oka, jak Dagie ogląda się za siebie, również postanowił spojrzeć. Zdyszany dzik nadal ich gonił i kierował swoje czerwone ślepia prosto na nich.

- Miło było cię poznać - powiedział Eryk, mając na twarzy uśmiech przerażenia.

- Zamknijcie oczy i nie zwalniajcie - usłyszeli oboje. - Wbiegnijcie w ścianę - dodał głos. Pochodził z ich umysłów.

Oboje spojrzeli na siebie zmieszani, a ich twarze mówiły sobie nawzajem, że oboje musieli to słyszeć. Dagie zamknęła oczy jako pierwsza i zasłoniła twarz rękoma. Eryk widząc tuż przed sobą ścianę oraz to, jak ognik wlatuje w ścianę, postanowił, że i on posłucha się głosu. Bo co gorszego od zostania zjedzonym przez dzika, mogło mu się stać?

- Raz, dwa i trzy - usłyszeli w głowach. - Jesteście.

Otworzyli oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Ognik zniknął, a wokół nich była jedynie ciemność, jeżeli nie liczyć kolorowych świetlików latających w przestrzeni. Spotkali się już z nimi na początku swojej podróży.

- Gdzie jesteśmy? - zapytała cicho Dagie, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Nie wiem, ale podobno jesteśmy - odparł. Niepewnie zrobił kroki do przodu jako pierwszy. Według niego, pomieszczenie wydawało się puste, a być może nieskończone. Oboje nastolatkowie jednak mylili się. Było tu coś więcej, niż świetliki. Przekonali się o tym, gdy Eryk zrobił o krok za dużo. Poślizgnął się na krawędzi sadzawki, po czym wpadł do płytkiej wody, która zaświeciła jasno.

- Ten świat chyba za mną przepada - wymamrotał wstając cały przemoczony.

- Zobacz! - powiedziała Dagie, podchodząc bliżej. Po środku wody pływała jakaś kolorowa kula. - Myślisz, że tego szukamy?

- Jesteśmy tu, a ja i tak już jestem cały przemoczony, więc nie zaszkodzi sprawdzić - zauważył podchodząc do kuli. Wziął ją niepewnie do rąk przyglądając się jej. - Wygląda jak globus - stwierdził. - I ma różne małe świecące kropki. - Dotknął jednej z nich i wtedy obraz się powiększył, pokazując jeszcze 6 innych kropek. Nie pewnie dotknął kolejnej i wtedy niczym jak hologram pojawił się przed nimi profil Dagie.

- Dagie, człowiek. Żywioł Grawitacji - przeczytała rudowłosa patrząc na hologram własnej twarzy. - Co to znaczy? Mogę przyciągać do siebie przedmioty, czy coś w tym stylu? - zapytała zamyślona.

- Nie wiem, nie pytaj się mnie - odpowiedział jej niepewnie blondyn, patrząc na globus.

Dziewczyna nagle podekscytowana, szybko wyjęła z kieszeni kurtki mały notes i długopis.

- Ja będę pisać, ty klikaj kropki.

_______________________________________________________________________________

Okej, to koniec... Zapraszam zapisanych do nowej książki. Tam pod zapisami są do was pytania. I jeszcze nie usuwajcie tej książki z biblioteki, bo będą dwa dodatkowe rozdziały, jeden wytłumaczy trochę co i jak... a drugi opowie o farmerskich krasnoludkach. No i że jestem dumnym dużym chłopcem, który od kobiet nauczył się, że płacz nie jest niczym złym, powiem szczerze, że płakałem za każdym razem, gdy czytałem pierwszą scenę. Nawet teraz. No przecież kurwa, to do niej dążyłem od początku tej książki i po prostu... kocham. Jakby co, proponuję przeczytać ją sobie jeszcze raz, ale po tym gdy ognik zamienia się w niebieską Emelisę, czyli zmienia wygląd swoimi płomieniami, by wyglądać jak królowa Em, włączyć playlistę na youtubie o nazwie SAD SLOWED SONGS TO CRY TO. To było piękne.

Tu macie Żywioły i rasy postaci z żywiołami, rasy były najgorsze do wybrania:

Grawitacja - Dagie (człowiek)
Miłość - River (Kitsune)
Dźwięk - Appy (Perena)
Plazma - Otis (wampir)
Natura - Woren (Wilkołak)
Elektryczność/Pioruny - Eryk (elf)
Woda - Dominika (Meduza)
Ogień - Akhet (zmiennokrztałtny)
Lawa - Kahlen (zwierzołak)
Zwierzęta - Orion (Zmiennokształtny)
Powietrze - Jackson (Panterołak)
Piasek - Hisain (Pół-pająk)
Następca Tronu - Mora

korektor - nasza ciekawość w końcu została zaspokojona...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro