Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII

„Każdy dzień powinien być znaczący i ważny, bo każdy wydaje się ostatnim.”

~ Virginia Cleo Andrews, Mroczny Anioł

Sznurowałem buty, kiedy przed nosem ujrzałem posiniaczone chude nogi Rachel. Podniosłem głowę i napotkałem jej naburmuszoną minę.

— Theodore powiedział, że nie chcesz pobiec — fuknęła. — Dlaczego?

— Obiecałem sobie, że tego nie zrobię, a bardzo nie lubię łamać obietnic — westchnąłem i podniosłem się z ławki.

Ten dzień był słoneczny, dlatego spędzaliśmy czas na zewnątrz. Rachel powlokła się za mną, kiedy skierowałem się do kuchni.

— Rankiem biegasz! — krzyknęła zdesperowana i złapała mnie za nadgarstek. — Nolan, proszę. Jesteś naszą jedyną nadzieją na to, że uda nam się zająć wyższe miejsce. Zrób to dla zielonych, proooooszę.

— Przykro mi, nic z tego. Powiedz Finchowi, żeby zaniechał przysyłania do mnie dzieciaków, jesteś dzisiaj piąta — wsparłem dłonie na biodrach i pokręciłem głową z reprymendą.

— Niech to — założyła ręce na krzyż. — Byłam przekonana, że mnie się uda. Widzimy się na podchodach. — zasalutowała i odeszła, godząc się z porażką w piękny sposób. Ja w jej wieku w życiu nie przyjąłbym tego tak spokojnie.

— Mia, wiesz coś o intrygach Theo związanych z wykorzystywaniem nieletnich do robienia kocich oczu, abym pobiegł? — rzuciłem na wstępie, jak tylko minąłem się z Marry i stanąłem obok blatu. Leah roześmiała się długo, jedząc jabłko.

— Nic mi nie powiedział, przysięgam — położyła dłoń na lewej piersi. — Co za idiota... Niech on się lepiej zajmie ogarnianiem mapy, a nie biegiem. Do biegu daleko i Hannah biegnie. — machinalnie machnęła dłonią, a ja wymieniłem z Leah spojrzenie.

Kłamała, ale postanowiłem udawać, że jej wierzę. Spojrzałem na zegar za jej głowa, za piętnaście minut zaczynała się moja kolej na zwiedzanie lasu. Miałem nadzieję, że Clint znalazł Złoty Koszyk, bo ja byłem kiepski w poszukiwania.

— Co jest na liście po koszyku? — zapytała nagle Leah.

— Maskotka lisa, Thomas mówił, że trzeba użyć mózgu. Niebieskim to nie grozi.

— Nam też, bo jestem następny — przypomniałem jej. Zrobiła tak dziwną minę, że ledwo powstrzymałem śmiech.

— Świetnie! Pokażesz mi, jak inaczej wykorzystać podchody — Leah ujęła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w kierunku bramy, a kiedy zobaczyłem, że Clint znalazł koszyk, spochmurniałem. Wydawał się łatwiejszy niż lis.

— Stary, zostawiłem ci wskazówki najbardziej proste i dziecinne, na jakie było mnie stać — poklepał mnie po ramieniu. — Aileen była gdzieś za mną, więc też powinna za chwilę wrócić. - zwrócił się do mojej towarzyszki. Skinęła głową, a później zaczekaliśmy na Amandę i po krótkiej wymianie informacji, ruszyliśmy w las.

— Przyznam ci się szczerze, że nie chce mi się szukać tego pluszaka.

— To całkiem fajne zajęcie, spójrzmy na punkt startowy — wskazała pień, na którym stały trzy skrzynki w kolorach naszych drużyn. Wyciągnęliśmy swoje wskazówki i osłupiałem.

— Francja, Belgia, Austria, Niemcy, Monako? Clint, o ci chodzi... — zrobiłem wielkie oczy. — To są państwa Europy.

— No, ale jakiej — Leah uśmiechnęła się przebiegle i pokazała mi swoją wskazówkę, na której napisane zostało Kanye.

— Kanye? Kanye West? — zamrugałem kilkukrotnie. — Aaa, że zachód. Mamy iść na zachód.

— Brawo, panie White — zaklaskała, po czym ruszyliśmy dalej. — Może towarzystwo szumiących liści na wietrze zmusi cię do mówienia.

— Mówienia? — zaskoczyła mnie. Nie miałem pojęcia, o co jej chodzi.

— Dlaczego tak bardzo nie chcesz pobiec? — zerknęła na mnie, ale nie zwolniła tempa. — Pokonałeś już tak wiele rzeczy, które wydawały się niemożliwe.

— Dlaczego tak bardzo chcecie, żebym pobiegł?

— Poważnie o to pytasz? — przystanęła w miejscu. — Nolan, Zieloni nigdy nie mieli szans na wygranie, a z tobą je mają. Te dzieciaki cię uwielbiają, jesteś dla nich jak bohater. Ostatni obóz w tym miejscu, fajnie by było zakończyć go inaczej. Poza tym, nie sądzisz, że twoja wygrana byłaby pięknym ukoronowaniem tych wakacji? Całej drogi, jaką przeszedłeś, aby uwolnić się z łap przeszłości? Przemysł to, proszę — ścisnęła moją dłoń. — A teraz zajmijmy się kolejnym punktem z zagadkami, maskotka lisa czeka.

— Ekscytujące — burknąłem, na co się zaśmiała.

Podeszliśmy do wielkiego drzewa, które zostało oznaczone czerwonym znakiem i zabraliśmy powieszone na nim rulony papieru. Rozwinąłem zieloną kartkę, a moim oczom ukazał się pięknie narysowany układ współrzędnych z dwoma punktami. Jeden oznaczony był literą N, a drugi L. Wydedukowałem tym razem, że punkt N to moje położenie, a L ma zbliżyć mnie do maskotki.

Jednak nie byłem taki głupi.

— My mamy znacznie łatwiej. Bardzo dużo piosenek ma w sobie kierunki. — stwierdziła Leah i kontynuowaliśmy nasz spacer. Obejrzałem się za siebie, ale Niebiescy nadal szukali chyba kosza. Po drodze czekały nas jeszcze cztery zagadki, a kiedy finalnie odetchnąłem z ulgą, że mam pluszaka (który swoją drogą ukryty był w liściach), Leah zmiażdżyła mój entuzjazm.

Przecież musiałem się jeszcze cofnąć i wymyślić zagadki dla następnej osoby, aby dotarła do Figurki Słonia.

Ah, życie. Jesteś piękne.



***



Późnym wieczorem zawitałem do gabinetu Thomasa, bo poprosił mnie o to przy kolacji. Nie miałem pojęcia, o czym tym razem zrobi mi pogadankę, ale coś mi podpowiadało, że chyba moje przypuszczenia mogą być słuszne, dlatego zaraz po zapukaniu i wejściu, powiedziałem:

— Nie chce mi się rozmawiać o biegu. — Thomas pakował swoje rzeczy w kartony i podniósł na mnie wzrok zdezorientowany, a później się uśmiechnął.

— Nie miałem zamiaru nakłaniać cię do biegu. Chciałem pogadać o przyszłości — odchrząknął. — Obóz przenosimy na ziemię rdziców Leah, Nolan. Musimy...

— Co? Nie, nie, nie — zacząłem machać rękami jak potłuczony. — Ziemia chwilowo będzie moja, oddam ci ją w zamian za posadę opiekuna w obozie. Nie chcę mieć na swoich barkach żadnych ziem, a ty nie będziesz musiał się z nikim rozliczać, bo będzie twoja. Sprzedasz ziemię i za pieniądze odkupisz tę od państwa Thompson. Tak będzie najlepiej.

— Nie możesz mi jej tak po prostu oddać, synu. To tak nie działa, poza tym, nie mógłbym przyjąć takiej darowizny — założył ręce na krzyż. — Pogadamy o tym, kiedy podpiszesz stosowne dokumenty i Sanders rzeczywiście odda ci ziemię. Co do twojej posady – jesteś idiotą? Oczywiście, że masz ją jak w banku. Ba, nawet będziesz pracował cały rok. Przecież obóz się sam nie przeniesie.

— Już się bałem, że zaniechasz wykorzystywania — cmoknąłem z dezaprobatą.

— Nolan, przecież i tak nie pracujesz, ani nie biegasz zawodowo, masz mnóstwo czasu

— Bardzo zabawne, może zacznę biegać rekreacyjnie tak często, że mi tego czasu zabraknie? — wyszczerzyłem się.

— Myślę, że twoi przyjaciele i dziewczyna ci na to nie pozwolą — pokiwał mi palcem.

— Dziewczyna?

— Dajże spokój, wszyscy wiedzą, co się święci. To chyba tylko kwestia dogadania się, kiedy oficjalnie zaczniecie nazywać się parą — przesunął jakieś wielkie pudło, w którym były albumy ze zdjęciami. — Spadaj spać, rano trzeba wstać i spakować wszystkie rzeczy ze składzika. A tego trochę jest...

— Co to? — sięgnąłem dłonią po biały album, który oznaczony był datami, w których miałem rok-cztery lata.

— Coś, czego nigdy nie widziałeś — podał mi go. — Przejrzyj na spokojnie. To będzie jedno z uzupełnień ostatniego czasu. A kiedy skończysz, zatrzymaj. Twój ojciec na pewno będzie chciał go również obejrzeć.

Otworzyłem album, aby zobaczyć pierwsze zdjęcie. Tata trzymał mnie na nim na rękach, a mama pochylała się nade mną z pluszakiem.

Oboje się uśmiechali.

________________________

Tak, nareszcie - wybaczcie za taką zwłokę, nie przewidziałam tego absolutnie, ale może to i lepiej? Bo w końcu idą święta, to taki prezent ode mnie w postaci końca książki i dwóch następnych :D

Naprawdę chciałam dodać wcześniej, za co przepraszam, ale nie mogłam nawet usiąść i napisać zdania. Jestem na etapie w swoim życiu, w którym się mnóstwo dzieje, nowa praca, zaraz brak pracy, nie studiuję to fakt, ale wierzcie mi, że poszukiwanie pracy jest mocno stresujące, zwłaszcza, że to właśnie studenci pożądani w moich rejonach.

Rodzicie mnie z domu nie wyrzucają, ale chciałabym się usamodzielnić xD

Takie wyjaśnienia przed ostatnim rozdziałem i epilogiem, bawcie się dobrze!

Kocham Was wszystkich za to, że chce Wam się czytać moje wypociny i tutaj wciąż jesteście <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro