Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII

„Samo działanie jest wartością. Twoja wartość znika, gdy rezygnujesz z chęci do zmian i doświadczania życia. Masz jednak wybór, dokonaj go i poświęć mu się. Czyny te dadzą ci nową nadzieję i poczucie celu."






~ Christopher Paolini, Eragon











Thomas siedział przed nami za swoim prowizorycznym biurkiem i masował palcami zmarszczki na czole. Jego flanelowa czerwona koszula była pomięta, a deszcz za oknem nie dodawał nam otuchy.

Wraz z Leah i Brettem oczekiwaliśmy wyjaśnień, ale mój chrzestny chyba bał się nam o czymś powiedzieć.

— Nie wiem, jak mam wam to przekazać. — przełknął ślinę.

— Nie jesteśmy dziećmi, Thomas. — odezwał się Brett.

Czułem, co wisi w powietrzu. Fakt, że Thomas nie potrafił się przemóc, popchnął mnie do snucia teorii i podzielenia się jedną z nich na głos.

— Gabriel Jones chce coś tutaj wybudować.

Chrzestny spojrzał na mnie przerażony, a jego oczy zrobiły się tak wielkie, jakby to była ściśle tajna sprawa, o której nikt nie powinien wiedzieć

— Skąd ty to wiesz, Nolan?

— Nie trzeba być mistrzem zgdywania, żeby się domyślić — odparłem. — W takim razie to ostatni obóz, tak?

— Nie w tym rzecz — pokręcił głową. — Nie mogę go nawet skończyć. Gabriel chce to na już, dał mi dwa tygodnie. Mam dwa tygodnie, żeby poinformować rodziców tych wszystkich dzieciaków, że muszą je zabrać do domu. I że nigdy już tutaj nie wrócą. Nie wiem jak mam to zrobić... jak być tym, który kończy wakacje? — ukrył twarz w dłoniach.

— To nie ty kończysz wakacje, tylko Gabriel — powiedziała twardo Leah. — Przecież nie możemy tak po prostu oddać mu tego wszystkiego. Włożyliśmy w to całe nasze serca... Nie możemy się poddać.

— To nie zależy od nas, Leah. Jones ma plan na ten teren i chce zrealizować go jak najszybciej.

— Co on chce tutaj zrobić? — zapytał Brett, wyraźnie zdenerwowany.

— Zmienić to miejsce w domki letniskowe dla zwyczajnych ludzi, którzy odpoczywają z dala od zgiełku i miasta. Z czasem wprowadzić pierwsze prace, aby w przyszłości rozwinąć tutaj agroturystykę — westchnął. — Nie uprzedził mnie. Gdybym wiedział, w ogóle nie otwierałbym tego sezonu.

— Przecież to absurd! — uderzyłem pięścią w biurko. — Zainwestowałeś w to miejsce prawie całe życie i wszystkie swoje pieniądze. Zbudowałeś każdy jeden domek, ogrodzenie wokół obozu. Nawiązałeś współpracę z mnóstwem ludzi, jak ci od paintballa... a teraz on chce tak po prostu to wszystko wziąć?

— Powiedz jeszcze, że nic za to nie dostaniesz. — żachnął się Brett.

— Dostanę, ale to nie ma znaczenia — widziałem, jak hamuje łzy. — To nie na pieniądzach mi zależy. Stworzyłem to miejsce w konkretnym celu, a teraz zostanę go pozbawiony. Stworzyłem to miejsce dla takich dzieciaków, jak...

— My — dokończyłem. — Wiemy to. Nie poddamy się, pokażemy mu, czym dla nas jest to miejsce. Nie może nam tego zabrać tak po prostu.

— Nolan, to raczej przesądzona sprawa. — Brett spojrzał mi w oczy.

— A mój ojciec? — zacząłem z nadzieją. — Nie pomoże nam? Tobie? Jesteście braćmi.

— Jackson White nie jest magikiem, chłopcze. Nic nie wskóra, zresztą... łącza ich wspólne interesy. To byłyby dla niego strzał w kolano.

— Ale tutaj wszyscy mają takich rodziców, może im zależy? Może zróbmy spotkanie, oficjalne. Musimy coś zrobić, cokolwiek. Nie możemy nie spróbować... — mówiła Leah. — To lato się dopiero zaczęło, nie chcę... Nie mogę stracić tego miejsca, Thomas.

— I ja. — zawtórował Brett.

— Nie oddamy tego miejsca bez walki — zadeklarowałem. — Nawet tak nie potrafię. Jestem sportowcem, nie godzę się z porażką, póki nie nadejdzie.

Oczy Leah błysnęły dziwnym żarem, Brett rozciągnął usta w uśmiechu, a Thomas zwyczajnie się rozkleił.

Czekało nas mnóstwo pracy.



* * *




Kiedy opowiadałem zielonym, co się stało, spodziewałem się wybuchów płaczów. Zwłaszcza wśród młodszej grupy. Oni jednak patrzyli na mnie w kompletnym milczeniu i czekali. Czekali, aż ich uratuję, ale nie mogłem tego przecież zrobić.

Theodore ściągnął okulary i ukrył twarz w dłoniach, a Mia nerwowo przeczesywała włosy. Hannah wyglądała jak porcelanowa lalka, bez wyrazu. Clint chciał się rozpłakać, ale nie mógł.

— Z tego powodu nasi rodzice zostali wezwali na zebranie, które odbędzie się jutro. Nie możemy wziąć w nim udziału, ale musicie wiedzieć, co się dzieje w obozie. — powiedziałem spokojnie.

— Thomas nic nie zrobił...

— To nie ma sensu...

Dochodziło do moich uszu. Miałem ochotę na nich nakrzyczeć, że nie mają racji, ale nic by to nie dało. Mieli prawo do wyrażania własnych opinii i odczuwania tego, co towarzyszyło nam wszystkim.

— Teraz idziemy wszyscy na obiad i robimy to, co robiliśmy do tej pory. — zszedłem z prowizorycznego podestu z pnia i dołączyłem do moich przyjaciół.

— Od kiedy o tym wiesz? — zapytał od razu Finch.

— Od wczoraj. Dowiedziałem się przypadkiem razem z Leah i Brettem.

— I mówisz dopiero teraz? — rozłożyłem ręce w geście bezradności.

— Mnie Leah też nic nie powiedziała... — burknęła Mia. — Mniejsza o to. Chodźmy na ten obiad, może przy okazji uda nam się coś wymyślić, zanim dorośli przesądzą los obozu.

Zgodnie ruszyliśmy na stołówkę, a na miejscu posłałem Marry najpiękniejszy uśmiech na świecie. Staruszka odpowiedziała tym samym, ale widziałem po niej, że ona wie. W ramach otuchy zauważyłem, że każdy dostaje dodatkowego klopsika do spaghetti.

Oklapłem ociężale na krzesło przy stoliku i musiałem się zmusić, żeby jeść.

— U mnie masakra. Panika straszna. — westchnął Brett. Leah, która usiadła naprzeciwko mnie, również nie wyglądała najlepiej.

— Żółci popadli w rozpacz. Możecie pewnie już gdzieś widzieć walające się kartki z wierszami.

— Słuchajcie — zaczęła żywo Mia. — Rodzicom też musimy pokazać, że nam zależy. O której jest to spotkanie?

— O dziesiątej rano. — odpowiedziałem.

— Więc my musimy być gotowi przed ich przyjazdem. Niebiescy będą prowadzić treningi, zieloni żywo dyskutować o fizyce kwantowej, czy o jakiejś innej dziedzinie, a żółci powitają muzyką i malowaniem w tle.

— Aż mi się chce to wszystko robić, jak tak o tym mówisz. — stwierdził Theo, na co Mia się zarumieniła.

Niespodziewanie na stół wskoczył Otto i zaczął głośno miauczeć.

— Pan też będzie ważny — Leah podrapała go pod brodą. — Proszę miauczeć od rana.

— Tutaj się je... — Brett wywrócił oczami i ściągnął kota ze stołu, co niestety zaowocowało licznymi zadrapaniami na jego rękach i wardze.

— Pozytywne nastawienie to teraz nasza podstawa. Jeżeli my zawalimy, posypie się całą reszta. Pamiętajcie, że młodsi biorą z nas przykład, więc na litość boską, uśmiechnij się, Nolan.

Uniosłem dłonie w geście obronnym po tym, jak Mia na mnie spojrzała.

— Przecież się uśmiecham.

Leah próbowała zdusić chichot, ale jej się nie udało. Po obiedzie poszedłem pomóc Marry ze zmywaniem, a kiedy wyszedłem z kuchni, wcześniej wspomniana dziewczyna na mnie czekała.

— Jeżeli jutro okaże się, że zostały nam tylko dwa tygodnie, chcę czuć, że żyję — powiedziała, długo wzdychając. — Przy tobie perfekcyjny obrazek wyłamał się z ramki, ale potrzebuje jeszcze pomocy przy roztrzaskaniu szkła, które oddziela go od świata. Szkło chroniło go od skaz, a teraz musi ich trochę nabyć. Przestać być perfekcyjnym.

— Myślę, że jest już wystarczająco tych skaz — dotknąłem palcem miejsca pod jej lewym obojczykiem. — W każdym razie, jestem wolny. I jeżeli ty także nie masz dzisiaj nic ciekawego do roboty... bądź gotowa przed kolacją. Nie będzie nas na niej.

— Tylko nas?

— Nigdy nie randkowałem, a okoliczności nam trochę nie sprzyjają, ale tak. Tylko my, Leah.

Przygryzła dolną wargę, a później uśmiechnęła się słodko. Ten widok roztopił mi serce.

Leah była jak miód z mlekiem, kiedy boli gardło. Przyjemne ciepło, które koi dolegliwości. W tym przypadku gardłem była moja dusza. Patrzyłem w jej szczęśliwe oczy i wiedziałem, że to może być nasz moment.

Nieważne, co myśleli sobie ludzie. Nieważne, co mogli mówić. Nie zamierzałem kończyć tego biegu bez mety.


__________________________________________________________




Powiem Wam, kochani - mam okropny czas w życiu i pisanie jest w nim aktualnie jedynym szczęściem, Wattpad nim jest i Wy - czytelnicy.  No jeszcze czytanie :)


Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz, bo wbrew pozorom znaczą dla mnie wiele!

Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku c;



PS:

Gdy będziemy się zbliżać do końca książki, planuję zrobić dzienny maraton - co Wy na to? Wiecie, żeby nie przedłużać finału tygodniami i zacząć przygodę z następną książką  :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro