Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 𝖘𝖟𝖔́𝖘𝖙𝖞 | Pila Spell

Chłopacy, którzy stali obok już się rozgadali i zaczęli niekończący głośny dialog między sobą. Dziewczyny również zawsze były głośne ze mojej drużyny, więc akurat w tym nie będzie dla mnie niczego nowego, jestem przyzwyczajony do głośnych rozmów. Po chwili stania z chłopakami skupiłem wzrok na mężczyźnie za nimi. To chyba miał być nasz przyszły trener i nie wiem, czy się cieszyć czy też odwrotnie, bo to właśnie był ten sam mężczyzna co krzyczał w mikrofon na ceremonii. Był tak samo umięśniony, nawet jeżeli nie bardziej niż tydzień temu i jedynie jego fryzura jeża wydawała się trochę dłuższa. Ze krzyżowanymi rękoma mężczyzna zerkał co chwilę na zegarek i wyglądał jakby ze każdym zerknięciem się tylko jeszcze bardziej denerwował. Po chwili podbiegł do niego chłopak w żółtej koszulce i różowych leginsach i ze czarną opaską na głowie, która trzymała jego różowe włosy tak by nie spadały mu kosmyki na czoło. Na pewno nie był pierwszo klasistą, przynajmniej nie wyglądał na pierwszo klasistę.

Trener rozmawiał przez chwilę ze czarnoskórym wyglądając na bardzo zdenerwowanego, kiedy chłopak całkowicie na rozbawianego jakby nie zauważył, że mężczyzna był zdenerwowany. Po chwili odwrócili twarz w naszym kierunku i spojrzeli na nas.

- Słuchać! - krzyknął głośno mężczyzna przerywając dialog między wszystkimi i skupiając na siebie wszystkich uwagę. - Często się mnie pytają, więc powiem od razu, że jestem ze Czech, a dla was jestem trener Chodura, jasne?

- Tak - odpowiedziała część osób.

- Mhmm. - Kiwnąłem głową, gdyż chyba oczekiwał odpowiedzi.

- Jakoś mało was - zauważył nagle po chwili przyglądaniu się każdej ze twarzy.

- Jest ich dwadzieścia jeden, wystarczająco na jedną drużynę.

- Jeszcze zobaczymy ilu dołączy do drużyny - wymamrotał mężczyzna cicho pod nosem, choć było to słychać głośno i wyraźnie. - Przedstaw się szybko i zacznijmy pokaz przegrywów.

- Ciao. Używam imienia Lex choć to nie moje imię, więc mówcie mi Lex... hmm, jestem bezpłciowy, ale biologicznie mężczyzną i używam zaimków męskich. Chodzę do trzeciej klasy liceum, jestem pomarańczowy i byłem kapitanem mojej drużyny pilaspell przez ostatnie dwa lata, to będzie już mój trzeci rok... a jestem tutaj, bo po kilku latach próśb zostałem asystentem trenera Chodura, bo mam plan zostać kiedyś trenerem tego sportu, jeżeli nie założę własnej firmy nie wiadomo jakiej. Krótko mówiąc zaopiekujcie się mną na tej nowej ścieżce, a ja zaopiekuję się wami jak najlepiej będę mógł.

- No więc, znając was dzieciaki, jeszcze się nie rozgrzaliście, więc zróbcie sobie wspólną rozgrzewkę. Dobierzcie się sami w pary, po czym stańcie naprzeciw siebie. Stojąc na prawej nodze dotknijcie się lewymi stopami w powietrzu. W podskoku zmieńcie nogi, dotykając się prawymi stopami. Rozumiecie? Rozumiecie. No więc zaczynać.

Pomyślałem sobie, że postoję czekając by zobaczyć kto również jak ja skończy nie mając partnera, ale zanim zauważyłem byłem jedyny bez partnera i wszyscy zaczęli już tą szybką rozgrzewkę. Oczywiście musiełem być ostatni i sam.

- Ciao młody, jesteście nie parzyści więc zrobię rozgrzewkę z tobą, ok? - mówił czarnoskóry nagle stojąc przede mną, nawet nie zauważyłem, kiedy podszedł. - Jak się nazywasz?

- Theodor Marveen, jestem ze zielonego domu - odparłem odwracając na chwilę wzrok. - I ok, dzięki.

- Ciekawe. Choć dopiero się poznaliśmy, nie wyglądasz mi na zielony dom. Jesteś introwertykiem, ekstrawertykiem czy raczej ambiwertykiem?

- Chyba introwertykiem? - Spojrzałem na niego pytająco.

- Zieloni to totalni ekstrawertycy, dlatego jeszcze bardziej się dziwię. Na oko bym zgadywał, że jesteś żółtym, co by się zgadzało, bo to raczej są tacy introwertycy. Choć zawsze należą do dużej części grupy, żółci to tacy maksymalni introwertycy, bynajmniej większość - zaczął mówić.

- W rodzinie też są wszyscy zaskoczeni, że należę do zielonego koloru. Nikt się tego nie spodziewał i chyba najbardziej mój tata, który sam należał do zielonych. - Uśmiechnąłem się pod nosem po czym spojrzałem w jego złote oczy, które patrzyły się na mnie. - Skąd wiesz tyle o kolorach?

- To proste, jestem dobrym obserwatorem. Niebiescy są trochę tacy aroganccy... nieczuli i mają problemy w zaufaniu. Czerwoni, no cóż, zawsze można na nich liczyć, jeżeli jesteś w ich gronie przyjaciół, ale często spędzają czas samotnie. Lubią samotność. Pomarańczowi są najtrudniejsi, może też dlatego, że sam do nich należę, ale uważam tak dlatego, że choć są niektórzy sympatyczni i czuli, to czasami bywają mega uparci i samolubni jakby należeli do totalnie innego koloru. Żółci, nooo tacy introwertycy. No i zieloni to ekstrawertycy, dziwię się, że ja nie jestem zielony. Fioletowych ogóle nie rozumiem, mówiąc szczerze, nie mam pojęcia co łączy większość z nich. A indygo to najczęściej ambitni ludzie, większość to super ekstrawertycy, a inni to samolubni introwertycy.

- Chyba ma to sens - powiedziałem próbując sobie przypomnieć jak wszyscy się zachowują. Nie powiedziałbym bym, że Echo jest nie czuła, ale bywa czasami nie miła i gdy tak sobie przypomnieć o tym jak rozmawialiśmy o Pii, chyba niezbyt jej ufała w sprawie artykułu. Pia jest czerwona, jeżeli też dobrze kojarzę. Niezbyt ją znam, ale raczej spędza cały czas ze Alistairem, nie widzę jej raczej nigdy samej, więc nie wiem, czy lubi samotności. Alistair jest indygo, na pewno jest ambitny i chyba jest takim samolubnym introwertykiem, gdy tak pomyśleć. Lex za to wydaje się sympatyczny, więc coś o pomarańczowych może się zgadzać, ale za mało go znam by oceniać. Żółtych nie znam szczerze mówiąc, choć w teorii poznałem Nicolasa dosyć dobrze ze opowieści Mikaela i podobno zawsze jest w dużej grupie dziewczyn ze jego klasy. Fioletowych za to ogóle nie znam, jeszcze nie miałem szansy ze jakimś porozmawiać. A zieloni... no Mikael raczej jest ekstrawertykiem, tak samo jak mój tata.

- No dobra, kolejne ćwiczenie! Stańcie plecami do siebie... chłopcy, no trochę odległości musi być, mniej więcej krok odległości. Obracajcie tułów od lewej do prawej i klaśnijcie w dłonie drugiej osoby. Zaczynać!

- No więc skąd jesteś? - Klasnął w moje dłonie.

- Australia, Anglia... a ty? - spytałem.

- Włochy, jak coś to ta szpilka na mapie Europy - odparł. - Czemu chcesz dołączyć do drużyny?

- Grałem u siebie piłkę nożną i ojciec namawia mnie bym kolejny raz dołączył do drużyny piłkarskiej, a że i tak nie mam nic lepszego do roboty, pomyślałem, czemu nie pilaspell - wytłumaczyłem.

- Jeżeli grałeś kiedyś, to test powinien pójść ci dobrze i jakoś sobie poradzisz.

Zastanawiałem się co dokładnie miał na myśli. Czy pilaspell naprawdę było aż tak okropne, że miałbym „jakoś" sobie poradzić? Oczywiście mój tata, nie chciał jak zawsze mi niczego mówić, więc zostawił mnie bez wiedzy na czym w ogóle polega te całe pilaspell.

- Czym różni się pilaspell od zwykłej piłki nożnej? - zapytałem.

- Nie wiesz? Są rzucane różne zaklęcia co trzy minuty. Są rzucane na boisko, bramki czy samą piłkę, co może totalnie utrudnić grę. Trzeba się spieszyć i obserwować zegarek, ale najgorsze jest to, że nie wiesz co to będzie... czy pole siłowe na bramkach, podpalona piłka czy trzęsienie ziemi.

- Co?

- Przestraszyłem cię? - zaśmiał się.

Oczywiście, że tak. Nikt nie mówił mi, że będzie to jakaś walka o życie. Myślałem, że to będzie coś... w sumie nie wiem na czym myślałem, że polega magiczna piłka nożna.

- Kolejne ćwiczenie! - Usłyszałem, jak krzyknął trener.

- Nie martw się, zaopiekuję się tobą i jeżeli będziesz trzymał się moich rad, nic się tobie nie stanie. - Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.

***

Założyłem na siebie swoją ciemną koszulę w kratę i ruszyłem zaraz po "teście" jak dobrze gramy w piłkę nożną do akademika. Kiedy ostatnio widziałem Mikaela zagadywał Nicolasa i jeszcze taką jedną blond włosom dziewczynę, więc nie wiem czy już wrócił do pokoju czy jeszcze nie. Szczerze mam nadzieję, że go jeszcze nie ma, bo po tak długim dniu wolałbym się położyć w spokoju i ciszy.

- Theo, poczekaj! - krzyknął w moim kierunku czarnoskóry, a ja się nie pewnie odwróciłem do tyłu zerkając na niego zmieszany. - Wracasz do Akademika?

- Tak?

- Też tam idę, więc mogę pójść z tobą?

- Ehm - zareagowałem nie wiedząc co myśleć i tym bardziej nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie przeszkadzało mi jego towarzystwo, to miłe, że jest taki miły dla mnie, ale czemu miałby chcieć pójść ze mną, gdzie kolwiek? Pewnie inni w drużynie również idą do Akdemika.., nie lepiej byłoby się zabrać z nimi? - Jeżeli chcesz możesz pójść ze mną.

Ze uśmiechem podbiegł do mnie. Jak ja miał na sobie już nowy strój, czyli białe dresy i niebieską zwyczajną bluzę.

- Dobrze ci poszło, długo grasz? - zapytał, gdy był już obok mnie.

- Od kiedy zamieszkałem w Anglii, więc jakoś osiem lat... ale nigdy nie grałem w żadnym prawdziwym meczu choć należałem do drużyny.

- Och, czemu tak? Ze czego widziałem jesteś świetny, zbierałeś szybko informacje ze otoczenia, miałeś super strategię choć był to twój pierwszy mecz ze nimi i zawsze byłeś gotowy do odebrania piłki.

- Dzięki. - Uśmiechnąłem się. Trochę dziwnie jest słyszeć komplementy od kogoś innego, ale to chyba dlatego, że nigdy nie wiem jak na nie zareagować. - Ty też byłeś świetny, dobrze wszystko tłumaczyłeś.

- Ciszę się, że tak uważasz. Martwiłem się, że trudno będzie mnie zrozumieć - zaśmiał się. - No więc powiesz czemu nie grałeś nigdy w meczach?

- Ach, no tak... grałem w drużynie ze dziewczynami, więc nie mogłem grać z nimi w meczach - odwróciłem wzrok drapiąc się po karku. Nie chciałbym, żeby mnie oceniał, tym bardziej gdy wiem, że to może wydawać się dziwne.

- Rozumiem - odparł spokojnie bez chwili wahania. - Trener będzie was rozdzielał na pozycje i będzie je testował na kolejnych treningach. Zwykle grasz na linii obrony, co nie?

- Tak, skąd widziałeś? - zapytałem zaskoczony zerkając na niego.

- Ciągle odbierałeś piłkę i ją podawałeś. Nie walczyłeś zbytnio o nią i wyglądało jakbyś nie skupiał się wcale na bramce i strzeleniu golów.

- Nie myślałem nad - zatrzymałem się w środku mówienia, kiedy usłyszałem pisk i zobaczyłem Arcusa przed sobą. Tak Arcusa.- Nie potrafisz mnie nie męczyć? Co nie? - westchnąłem jednocześnie się pochylając by złapać lisa na ręce.

- Twój chowaniec? - zapytał Lex.

- Nie...- Nie byłem pewien jak mu wytłumaczyć o co chodziło ze lisem, ale chyba nie miałem ochoty mu tego tłumaczyć. - Muszę go zaprowadzić do budynku zwierzęcego.

- Ej! - Usłyszałem głośny krzyk i spojrzałem na biegnącą dziewczynę przed nami. Czarnowłosa dziewczyna ze grzywką i niebieski oczami zbliżała się do nas ze grymasem na twarzy. Nie wyglądała zbytnio na przyjazną. - Nie dotykaj mojego chowańca swoimi brudnymi rękoma.

- Chowańca?

- Oddaj mi Prinza, natychmiast - warknęła łapiąc Arcusa który był w moim rękach.

- Och, przepraszam - odparłem.

- Nie musisz się tak denerwować. Nic nie zrobiliśmy i mieliśmy w planie zabrać twojego chowańca do budynku zwierzęcego - odezwał się Lex stojąc obok mnie.

- Acha, pewnie. Jeżeli jeszcze raz zobaczę was dotykających mojego Prinza, zgłoszę was w szkole za przemoc przeciwko zwierząt.

- Co..? - Czy ona sobie żartuje czy też może mówi tak szczerze i poważnie jak wygląda?

- Spoko, leć nas zgłosić, najlepiej w tej chwili - zaśmiał się Lex.

Dziewczyna przez krótką chwilę nie odpowiadała, ale przerwała swoje milczenie głośnym prychnięciem, po czym ruszyła do przodu ze Arcusem na rękach. To było dziwne doświadczenie.

- Jeżeli mam zgadywać jest niebieska - odezwał się po chwili ponownie Lex gdy dziewczyna już sobie poszła. Różowo włosy od razu odwrócił do mnie twarz i spojrzał na mnie złotymi oczami. - Jeżeli się martwisz, że nas zgłosi, to nie martw się. Nie zgłosi nas, jest jedynie kolejną Karen, która myśli, że ma większą władzę od nas. A my nic złego nie zrobiliśmy, więc i tak jest już po przegranej stronie od samego początku.

- Jeżeli tak mówisz.

Szczerze nie martwiłem się tym, że nas zgłosi, bardziej byłem zmieszany tym co się stało. Nie myślałem, że Arcus tak szybko zostanie czyimś chowańcem, myślałem, że raczej będzie pod opieką profesjonalisty, który by obserował tak rzadką rasę. Może też zamiast być zmieszany, jestem o wiele bardziej zaskoczony, ale to nie tak, że to jet dłużej moją sprawą, mam jedynie nadzieję, że niedługo Arcus przestanie mnie nawiedzać codzinnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro